Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

PRL leżał zwinięty w kłębek na wersalce. Tuż obok jego głowy siedział kot, który wpatrywał się w niego z przejęciem w szeroko otwartych oczkach.

W chwili gdy białowłosy lekko się poruszył, zwierzak zaczął głośno miałczeć i szturchał go łapką. Kostek w tym samym momencie mruknął zaspany i otworzył powieki. Skrzywił się lekko, gdy kocurek zaczął się o niego ocierać. Podniósł się do pozycji siedzącej i potarł oczy.

Z początku odrobinę spanikował, nie rozpoznając pokoju, w którym spał. Potem się uspokoił, a nawet delikatnie uśmiechnął, czerwieniąc się subtelnie. Spuścił wzrok na zwierzaka, który nadal wpatrywał się w niego, szukając atencji. Podrapał go więc po karku.

– Spędziłeś całą noc tutaj, huh? – spytał cicho. Kocurek wdrapał się na jego nogi i położył na plecach, odsłaniając tym samym swój miejscami łysy brzuch.

PRL westchnął i rzucił spojrzeniem przed siebie, w kierunku wyjścia z pomieszczenia. To właśnie tam, przy korytarzu znajdował się pokój Czechosłowacji. Kostek zmarszczył brwi, gdy zauważył, że drzwi stały otworem, a w pomieszczeniu nie było ani śladu po chłopaku.

– Chyba postanowił mieć na ciebie oko – niespodziewany głos dobiegł zza jego pleców. L-ek przeraził się, w przestrachu obrócił głowę w jego stronę. Czech siedział przy stole i wyglądało na to, że kończył śniadanie. Zaskoczenie wymalowane na twarzy niższego i brak jego odpowiedzi zmieszały go, na co z lekkim zawstydzeniem spuścił wzrok. – Wybacz, że wlazłem ci tutaj jak spałeś, ale tylko tutaj mam stół i... no

– Nie ma sprawy... po prostu mnie wystraszyłeś – odparł prędko, przeniósł swoją uwagę na kota, nie znosząc ciężaru spojrzenia przyjaciela. Ten jednak zwrócił na siebie ponownie jego uwagę, gdy wstał z głośnym szurnięciem krzesła. Wziął do ręki stojący na stole talerz i kubek. Podszedł do L-ka i położył je na stoliku kawowym, który stał naprzeciwko wersalki, ta z kolei służyła białowłosemu jako łóżko. PRL zauważył na talerzu dwie kanapki i całkiem mu znaną czarną ciecz w kubku. Zmarszczył brwi, cudem opanował czerwień, która chciała mu się wkraść na policzki. – Nie róbmy wsi, przecież wstałbym i przeszedłbym te dwa metry do stołu... ale dziękuję – ostatnie dodał ciszej.

– Być może, ale wątpię, by mały prędko ci na to pozwolił. Nieźle się tobie rozwalił na kolanach. Chyba cię polubił – z niekrytym uznaniem posłał mu uśmiech. PRL skwitował to przewróceniem oczami. Potem pochylił się i chwycił za jedną z kanapek, czując nagły napływ apetytu. Jego ostatni posiłek to był hot dog, którego zwędził na zaplecze będąc dzień wcześniej w pracy.

Czechosłowacja z małym zadowoleniem wyszedł z pokoju. PRL mógł słyszeć, jak rozbija się po mieszkaniu, w tylko jemu znanym celu. Choć do tego należy się poprawka - miał się zaraz domyśleć, co ten planował.

Wrócił do pokoju już jak L-ek dopijał do końca swoją kawę. Trzymał w rękach jakieś drobne pakunki, na których widok białowłosy zamarł. Bardzo powoli odsunął od ust kubek, niepewnie lustrował drugiego wzrokiem. On natomiast przyszedł bliżej i odłożył przedmioty na stoliku, a sam usiadł obok niego.

Zwrócił się w jego stronę i nabrał powoli powietrze. PRL odłożył kubek, jego serce zabiło lekko szybciej. Czechosłowacja spojrzał na ręce L-ka i wyciągnął do niego dłoń.

– Mogę zobaczyć? – PRL z początku jakby nie zrozumiał, o co ten go pytał. Brwi delikatnie się ku sobie zbliżyły, a ten spojrzał na swoje własne przedramiona. Przygryzł wargę, jak zwykle, gdy intensywnie nad czymś myślał. Nie był przekonany. A jednak... to był Czechosłowacja. Dlaczego miałby przed nim cokolwiek ukrywać? I tak widział go w jeszcze bardziej upadlających sytuacjach, a mimo to dalej się go trzymał. Czech nie oceniał, nie skreślał. On po prostu był i chciał pomóc. "Jak kiedyś Rzesza..." gorycz spłynęła na jego wnętrzności. Z duszą na ramieniu i potwornym uczuciem upokorzenia niepewnie pokiwał głową.

Czechosłowacja z niezmierną delikatnością ujął jego ręce i do siebie przyciągnął, mając na uwadze jak dzień wcześniej nieumyślnie go skrzywdził. Zaczął rozwiązywać pierwszy z supłów na bandażach, zerkając co jakiś czas na L-ka, gotów przerwać, gdyby w którejś chwili ten wykazał jakikolwiek sygnał sprzeciwu. PRL jednak miał odwróconą głowę, z pewnym smutkiem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w punkt na pościeli.

– Mówiłeś z kimś innym o twojej mamie? – Czech spytał nagle, przerywając tym samym ciszę. Wolał przykuć uwagę drugiego na coś innego. Powoli zaczął odwijać bandaż z lewej ręki chłopaka. PRL spojrzał na niego.

– Dzwoniłem do Polski. Miał powiadomić jakieś służby i zarządzić poszukiwania, ale wątpię, że ją znajdą. Jeśli jest z Rzeszą, to nie ma na to szans. Nie mamy ani grama tropu na to, gdzie on jest – mruknął ze zrezygnowaniem. Czech skończył odwijać opatrunek, na co ten odwrócił gwałtownie wzrok. Powietrze pomieszczenia go zakłuło w odsłonięte przedramię. Wyższy próbował nie być zbyt natarczywy, jednak widok jaki zastał był ciężki do zignorowania. Jakby coś głęboko w jego wnętrzu zostało boleśnie ugodzone. Zamarł.

Przedramię pokrywała gęsta siatka głębokich ran. Były bardzo delikatne, niektóre w trakcie spania się otworzyły i zabarwiły skórę krwią. Zdecydowanie musiały pozostać jeszcze pod bandażem, żeby podczas codziennych czynności nie doszło w nich do zanieczyszczeń. Przez ich ilość nie było mowy o plastrach ściągających - nie było jak ich przykleić, żeby nie zahaczyć o inne zranienie. Złapał za chłodną dłoń Kostka i delikatnie za jej pomocą obrócił rękę, by móc spojrzeć na jej wierzch. Ta akcja przyprawiła L-ka o zawrót głowy, do czego szczególnie przyczyniła się różnica temperatur ich ciał. Dłoń wyższego prawie go parzyła.

Czechosłowacja, tak jak się domyślał, zastał również i tu rany, jednak było ich zdecydowanie mniej. W tym miejscu najgorzej wyglądały jego knykcie, które były mocno sine i wręcz rozszarpane. Po wnikliwej obserwacji chciał puścić jego dłoń, jednak nagłe zaciśnięcie się palców L-ka skutecznie go powstrzymało. Spojrzał mu w oczy i chwilę się w nie wpatrywał, próbując zrozumieć, w czym była rzecz. Dostrzegł, jak błyszczą mocniej, niż zwykle. I jak skrywają zamieszanie połączone ze strachem. Delikatnie go uścisnął i posłał mu równie subtelny uśmiech. PRL wyraźnie się na to spiął.

– Już w porządku. Trzeba to wyczyścić i znowu zawinąć, jeszcze trochę minie, zanim się dobrze zabliźni – nieświadomie przejechał kciukiem po dłoni drugiego, na co ten niemalże od razu go puścił i cofnął rękę. Czechosłowacja nie zrobił sobie zbyt wiele z tego. Zabrał się momentalnie za odwiązywanie drugiego bandaża, który już niebawem skończył na łóżku.

Drugie przedramię, choć również dość mocno skatowane, miało na sobie zdecydowanie mniej zranień. Wyglądały na bardziej chaotyczne, były płytsze i bardziej nierówne. PRL musiał zacząć od lewej ręki, co było logiczne, skoro był praworęczny. Druga poszła mu gorzej, zapewne przez ograniczoną sprawność lewej. Tutaj mógł pozwolić sobie na założenie kilku plastrów ściągających na co głębszych zranieniach. Poza tym zdawało się, że mogłoby się obyć bez bandaża.

Ponownie ujął jego dłoń i obrócił rękę, dokładnie przyglądając się jej z góry. Tak jak wcześniej, z tej strony najgorzej prezentowały się knykcie. Czech poczuł choćby stado mrówek przebiegło przez jego plecy, gdy zdał sobie sprawę z tego, że ten nadal się w niego intensywnie wpatrywał.

– Budujesz mi małą presję stary – mruknął, chcąc zabrzmieć żartobliwie. Brak reakcji jednak od razu go zmusił, by podnieść wzrok.

PRL był zbyt oczywisty we wszystkim, co robił. Nie potrafił w żaden sposób opanować swoich emocji, które z każdą chwilą jeszcze bardziej eskalowały. Czechosłowacja doskonale to widział i raniło go to tym bardziej, że nie mógł tego tematu jeszcze poruszyć.

Myślał o tym całą noc. Nie był nadal pewny tego, co on w tej chwili czuje, szczególnie, że nigdy przenigdy nie pozwolił sobie myśleć w taki sposób o swoim przyjacielu. Wydawało mu się to bardzo niepoprawne, poza tym przez wiele lat zwyczajnie zgrywali razem idiotów. Nie miał po prostu czasu na coś takiego.

Owszem, między ich dziwnymi pomysłami na życie były też chwile szczerości. Tych było właściwie mnóstwo, a najczęściej wychodziły ze strony L-ka. Dla Czecha było to swego rodzaju wyróżnienie, że mógł mu w czymś pomóc czy wesprzeć i wręcz sam zawsze "kopał głębiej" niż mu coś ten przedstawił, byle otrzymać najpełniejszy obraz. Nigdy nie myślał, że takie zaangażowanie i dzielenie się emocjonalną intymnością doprowadzi do zaistniałej sytuacji. Że ten zapragnie go na wyłączność.

Lekko podniecające mrowienie przemaszerowało przez jego żołądek. Ujęcie tego w takie słowa rzucało całkiem nowe światło na sprawę. Tylko dla siebie. W szczęściu i niezgodzie. Na dobre i złe. Póki śmierć ich nie rozłączy. Czy przypadkiem już się to ich nie tyczyło? Byli przecież tak blisko...

Było to też na swój sposób urocze, że PRL, ten PRL, w kimś się jednak zakochał. Zakochał... duże słowo, na tak małego człowieka. Zwykle wychodził z założenia, że miłość nie jest dla niego, że w chwili urodzenia prawo do niej zostało mu odebrane. Nieraz z tego powodu wspólnie nabijali się ze słodzących sobie parek na ulicy.

Czech sam nie był z tych, co ganiali za uczuciem. Bardziej zgrywał osobę tego jednego podejrzanego kolegi, który wie wszystko o związkach, gdy w żadnym nie był. Ludzie lubili do niego przychodzić po rady i choć zdawał się zwykle dawać takie, które faktycznie pomogą, to prawdą było, że w przypadku PRL-u wysilał się bardziej. Nie owijał w bawełnę, był z nim szczery, ale zawsze zaznaczał, że będzie dla niego niezależnie od sytuacji. Tylko on takie traktowanie by podpisał pod głęboką przyjaźń. Czy PRL miał prawo źle odczytać jego intencje?

Zmienił się. I to nie tylko z wyglądu. PRL bardziej ucichł, stonował się. Nie wiadomo na ile wpływ miała obecność Czechosłowacji, a na ile jego choroby. Zawstydzał się. Od tej strony on go nie znał. PRL był z natury nieśmiały, ale doskonale tuszował to pyskowaniem i wredotą, czym też zniechęcał do siebie ludzi. Był trochę dla przyjaciela łaskawszy, ale nadal ich wspólne przegadywanie przeplatane było przyjacielskimi docinkami. Brak tego w ich rozmowach był bardzo odczuwalny. Ich relacja zdecydowanie się zmieniła, nie była już taka jak kiedyś. Czech wiedział też, że stoją na bardzo cienkim lodzie, gdzie brakowało niewiele, by wszystko runęło w przepaść. Mimo, że próbowali.

– Jak ty to traktujesz tak normalnie...? – cichy głos przerwał natłok myśli, jakie wezbrały się w jego głowie. Zdał sobie sprawę, że przez to wpatrywali się w siebie przez dłuższy moment w absolutnej ciszy. Spuścił wzrok na trzymane w swoich dłoniach ręce PRL-u. Potem sięgnął po przyniesione gaziki i wodę utlenioną. Zaczął ostrożnie oczyszczać jego skórę.

– Staram się. Próbuję, bo tego potrzebujesz. Jakiekolwiek uwagi już nie mają sensu, skoro stoję przed faktem dokonanym – odparł szczerze. Zaraz potem dodał jeszcze: – Oczywiście, że wolałbym, żeby tego tu nie było. Pokazuje to ogrom cierpienia, przez jaki przechodzisz i to w tym wszystkim mnie najbardziej rani. To jest obraz twojej bezsilności, braku wyjścia z sytuacji. Próba pozbycia się czegoś, co ciebie tak mocno w środku uwiera, a nie jesteś w stanie z tym nic zrobić. Chciałbym móc zabrać choć połowę z tego, co czujesz, żeby ci było lżej. Żebyś mógł znowu odetchnąć trochę i poczuć sens w tym wszystkim – odrzucił zużyte gaziki na ziemię i sięgnął po plastry. Ostrożnie je nakleił na wybranych ranach. PRL myślał nad tym chwilę.

– Sens? Jaki jest sens w tej beznadziei? – pytanie zawisło w powietrzu. Czechosłowacja spojrzał na niego i z uśmiechem wskazał na niego palcem.

– A więc go szukasz. Dlatego nadal tu jesteś – PRL prychnął cicho.

– Bo jestem tchórzem

– Bo masz wątpliwości. Bo zastanawiasz się, czy się nie mylisz. Bo zastanawiasz się, jak to się skończy. Czy cierpienie się opłaci. Czy może jednak to się wszystko odmieni. Ciesz się, że tak jest. Niejeden odszedł z tego świata nie zadając sobie tych pytań i już nigdy nie poznał na nie odpowiedzi – kocurek rzucił się na leżące na ziemi gaziki i zaczął się nimi bawić. Czech przerwał na chwilę swoje czynności, by móc dokończyć ich rozmowę. PRL wyglądał, jakby się wahał. Nie mógł na nic z tego zaprzeczyć.

– Kiedy te odpowiedzi poznam? Szczęście raz jest, raz go nie ma. Kiedy mam wiedzieć, że to co jest teraz, to jest ten moment, bo potem znowu będzie źle?

– Wszystko to będziesz w stanie ocenić dopiero na łożu śmierci. Gdy przeżyjesz do końca tyle lat, ile ci było pisane. Wtedy będziesz mógł ocenić, czy bilans wyszedł na plus, czy minus. Szczęście nie jest czymś stałym. Szczęście jest bardziej jak skarb, który nie przyjdzie do ciebie sam, pod drzwi. Skarbów trzeba szukać samemu. Odkryć je. Nie można oczekiwać też zbyt wiele. Najwięcej szczęścia jest w tych najmniejszych rzeczach, których często nie widzimy, albo o nich po czasie zapominamy. Dla mnie szczęściem może być to, że mimo tylu przeżyć jestem już wolnym człowiekiem. Że mam ładne, choć małe mieszkanie w ciekawej dzielnicy. Że mam kota, który sam mi się przypałętał. Że ty mnie odwiedziłeś i mogłem z tobą spędzić czas. Kiedyś dla mnie szczęściem było, że miałem na święta pomarańcze. Teraz brzmi to dla mnie absurdalnie, bo moje oczekiwania zostały podniesione. Myślę, że to jest główny powód, czemu człowiek w którymś momencie przestaje się cieszyć. Życie nie jest łatwe i jest pełne zła, ale to w ciemności człowiek najlepiej dostrzega światło, prawda? Spróbuj czasem wrócić do tych najmniejszych rzeczy. Co ostatnio spotkało cię dobrego? – PRL wyglądał na niezdecydowanego. Nie wiedział, czy zadane pytanie było retoryczne, czy faktycznie miał na nie odpowiedzieć. Dopiero gdy Czech skinął głową, to się odezwał.

– Poznałem w lesie Rzeszę. W lesie w ogóle zacząłem w końcu z czegoś się cieszyć... ale co z tego, jak i tak wszystko się szybko skończyło, a ja znowu dostałem po głowie? – zmarszczył brwi. Czech pokręcił głową.

– Próbuj. Mów dalej – PRL cicho westchnął.

– Znalazłem mamę... która wcześniej mnie zostawiła – na końcu dodał, patrząc na towarzysza kątem oka. Ten jednak nic nie mówił. – W sumie z mamą zaczęło być dobrze. W końcu dostałem pracę, poznałem taką panią Elizę, ona zawsze jest miła. Było ogólnie coraz lepiej, do momentu, gdy Rzesza znów nie namieszał... chociaż teraz dzięki temu mam trochę lepszą relację z Polską, no i zakolegowałem się z Wehrmachtem. Wróciłem też tu... i-i... tak – nerwowo się zaśmiał, odwrócił wzrok. Czechosłowacja na to uniósł lekko brwi. – Nawet... te duże, znane kraje wiedzą kim jestem. I... potrzebują mnie. Heh... ktoś mnie potrzebuje, niby to miłe, ale wcześniej, gdy byłem potrzebny, to tylko mnie wykorzystali i szybko o mnie zapomnieli

– Podsumuj wszystko. Do czego chciałbyś najlepiej wrócić?

– Do... mamy – odparł prawie bez zawahania.

– Co możesz w tej kwestii zrobić? – PRL spojrzał mu głęboko w oczy, powoli rozumiejąc.

– Mogę zgodnie z planem śledzić Rzeszę i ją odnaleźć – Czech uśmiechnął się.

– Nie tylko oni ciebie potrzebują, ale ty sam potrzebujesz siebie. Masz cel – PRL nieśmiało odwzajemnił uśmiech.

– W sumie masz rację...

– A potem, gdy wszystko się skończy, oczywiście pozytywnie, poukładamy wszystko w twojej głowie, dobrze? – PRL pokiwał głową. Czechosłowak nie mógł się powstrzymać i poczochrał go po głowie, na co ten cicho parsknął.

– Heej...! – odsunął się i szybko poukładał swoje włosy. Czech zaczął się śmiać.

– Wychodzimy na prostą, Lusiek. Wiem, że damy radę – wyszczerzył się. Choć cel był osiągalny, czekała ich bardzo długa i kręta droga. Chłopak sięgnął po dwie świeże rolki bandaży. – Chcesz zawinąć tą prawą rękę, czy ją zostawić? – PRL spojrzał w dół i się skrzywił.

– Zawinąć. Tak będzie lepiej, nie będę dzieciaków na ulicy straszyć – Czechosłowacja uniósł brwi, jakby w to nie do końca wierzył.

– Serio? Ty niby nie chcesz dzieci straszyć? Chyba gorzej ci się pod tą kopułą zrobiło, niż myślałem. Gdzie się podział mój PRL? – teatralnie westchnął, przykładając dłoń do czoła. PRL pokręcił głową.

– Aś ty głupi jest – machnął ręką.

– I tak mnie kochasz – uśmiechnął się głupkowato, nie do końca zastanawiając się nad tym, co mówi. PRL wyglądał z początku jakby ten go spoliczkował, ale potem sam parsknął. Próbował grać dalej.

– Pfff... chyba sobie śnisz – przewrócił oczami, na co tamten przybrał przesadnie smutną minę.

– Oh, naprawdę? Moje serduszko pękło w pó- – PRL przerwał mu, rzucając w niego pierwszą rzeczą, jaką miał pod ręką. Padło akurat na zużyty bandaż. – Hej!

– Powiem jeszcze raz, jesteś głupi – zaśmiał się triumfalnie.

– Tak mi się odwdzięczasz? A kto ci łapy zabandażuje? – mierzyli się chwilę wzrokiem, a potem znowu parsknęli cicho śmiechem. – Dobra, dawaj ręce

– Jesteś zbyt łatwy. Nie musiałem nic mówić, a i tak to robisz. Gdzie konsekwentność? – posłusznie wystawił ręce i obserwował, jak ten go opatrywał. Z każdym dotykiem odczuwał przyjemną sensację w środku.

– Widzisz, taka ze mnie męska dziwka – spojrzał na niego spod rzęs, figlarna iskierka skakała w jego oczach. PRL się nerwowo uśmiechnął.

– Męska dziwka? A co, świadczysz jakieś usługi? – Czech skończył wiązać jedną rękę, wyprostował się i przyłożył palec do ust, udając, że się zastanawia.

– To zależy, czy byś chciał – głupkowaty uśmiech rozkwitł na jego ustach, gdy wskazywał na tego palcem. Być może tylko żartował, albo zwyczajnie się drażnił z L-kiem, jedno było jednak pewne - Kostek mocno się wysilał, żeby za nim nadążać.

– A jeśli tak, to co? Wyskubałbyś ze mnie kasę? – lekko zadrżała mu warga. Czechosłowacja doskonale widział reakcje jego towarzysza. I nawet... mu się to podobało. Zlustrował go z góry na dół, co wprowadziło chłopaka w dodatkowe zakłopotanie.

– Dla ciebie mógłbym zrobić jakiś wyjątek. Wiesz, po znajomości – ledwo powstrzymywał śmiech. PRL natomiast zamarł na moment, czując już jak zaczynają go piec policzki. W tej samej chwili jakby coś sobie uświadomił, na co nieco szerzej otworzył oczy. Czech już nie mógł dłużej udawać. Złapał się za brzuch i wybuchł głośnym śmiechem. PRL mógł tylko ze zmarszczonymi brwiami i coraz ciemniejszymi policzkami się w niego wpatrywać i czekać, aż ten się opanuje.

– Takie to zabawne? – spytał w końcu.

– Ależ skąd! Hah... jestem całkowicie poważny. Poza tym wiesz jak mówią... raz się nie liczy, drugi to po przyjacielsku, a trzeci zeruje, czy jakoś tak – PRL przez chwilę analizował jego słowa, aż ostatecznie zakrył twarz dłonią w całkowitym wyrazie rezygnacji.

– Nie, ty naprawdę jesteś pierdolnięty – wydusił cicho, jednak gdzieś na jego ustach krążył uśmiech.

– No weź, przecież sobie żartuję. Ale skoro ci zależy, to może kiedyś się dogadamy – puścił mu oczko, na co ten pokręcił głową.

– Skoro tak proponujesz, to kiedyś skorzystam – odparł cicho, cienkim głosem. Czechosłowacja parsknął.

– Będę czekać. A teraz dawaj mi drugą rękę – PRL spojrzał na niego spomiędzy palców i powoli odsłonił twarz.

– A co, potrzebujesz pomocnej dłoni? – Czech przez chwilę nie załapał, potem z uznaniem wysunął wargi, widząc, jak ten się rozkręca.

– Jeszcze chwila, a może będzie niezbędna – PRL parsknął cicho w odpowiedzi. Czech złapał jego rękę i przysunął bliżej. Podobnie jak wcześniej owinął ją dokładnie świeżym bandażem. Dalej pozbierał wszystkie śmieci, w tym te, którymi się bawił kot i powoli wstał z wersalki. – No, zrobione

– Dzięki. Za to i rozmowę. Muszę ci jakoś to zrekompensować – drugi chłopak wzruszył na to ramionami.

– Nic nie musisz, Lu. Wystarczy, że wpadniesz jeszcze kiedyś do mnie mi potowarzyszyć. Ostatnio nikt nie ma dla nikogo czasu i doskwiera mi samotność – skierował się do wyjścia z pokoju.

– Samotność? Nie masz nikogo? – pytanie sprawiło, że Czech zatrzymał się. Odwrócił do niego głowę.

– Eh, nikt mnie tam nigdy nie chciał. Jedna dziewczyna robiła sobie u mnie nadzieje, ale to nie był kierunek dla mnie. Już zdecydowanie lepiej się czułem w twoim towarzystwie, u niej brakowało luzu. Właściwie to... zawsze najlepiej mi było przy tobie. Nie spotkałem drugiej takiej osoby – skrupulatnie dobierał słowa, choćby w jego intencji było coś konkretnego do przekazania. Gdy wyszedł, PRL spuścił wzrok, owinął ramionami swoje nogi i oparł na kolanach swoje czoło. Cały drżał od emocji, jego serce szalało, a ciepło w końcu znalazło swoje ujście.

Tylko jedna myśl krążyła po jego głowie.

"Co tu się właśnie odwaliło?"

~•~•~•~•~

Hihihi, wpadli.

Niestety od teraz sielanka się kończy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro