4. "Do piekarnika i voilà! Pizza gotowa! "
Drzwi do mieszkania niebezpiecznie trzasnęły za niską dziewczyną. Po krótkiej chwili pomimo ciszy nocnej do uszu wszystkich mieszkańców budynku doleciał okrzyk radości pomieszany z okrzykiem bojowym.
- WY MAŁE ŚMIECIE, NAPUSZCZĘ NA WAS SASHĘ ŻEBY WAS ZADZIOBAŁA!
- No to ten. Rozumiem, że randka się udała? - w drugim końcu korytarza naprzeciw drzwi na obrotowym, skórzanym krześle siedziała Kama.
- Ugh... Wy... Aż brak mi na was słów. - ciemnowłosa dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.
- No, ale cicho jak do matki mówisz! - Ruda wyskoczyła z szafy niczym zawodowy skoczek narciarski. - A teraz, opowiadaj!
Dziewczyny siedziały do rana na dywanie w salonie i głaskając zwierzęta słuchały opowieści najniższej osóbki. Mimo, że od początku do końca miały widok na ich randkę z pierwszego rzędu i tak z zaciekawienie słuchały. No bo w końcu nie na codzień małe czarne się zakochuje w trochę większym małym czarnym, prawda? I to do tego z wzajemnością!
Oby dwie od samego początku trzymały za nich kciuki, jednak widząc nieporadność mężczyzny postanowiły im nieco pomóc. Wyszło to na dobre, bo już po miesiącu randek (na które tym razem nie chodziły razem z nimi ukryte w krzakach) malutcy byli parą. Szczęśliwą, słodką parą. Aż mi się z tego szczęścia kot ma dywan zrzygał.
Od tego czasu cała czwórka żyła szczęśliwie, użerając się z sąsiadką z dołu, która w chwilach zwątpienia przychodziła pożyczać warcaby, oraz z kotem, który z nadmiaru słodyczy dostał cukrzycy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro