• punkt 8
Po długim spacerze zrobiło się już ciemno. Byłem na tyle szczęśliwy, że nawet pozwalałem Niemcom trzymać się za ręce.
A dlaczego byłem taki szczęśliwy?
Po pierwsze, dzisiaj nie mogę sobie nic zarzucić. Odegrałem swoją rolę idealnie. Gdy szliśmy po parku słuchałem Niemców z uwagą, przytulałem się do niego i prawiłem mu komplementy. Nie mówiłem mu też zbyt wiele o sobie, a nawet jeśli, to kłamałem. Szczególnie nie chciałem mu wspominać o moim śnie. Nie wszystkie moje koszmary takie są. Większości nie pamiętam po przebudzeniu. Ale ten... Pamietam wszystko tak wyraźnie. Jakby to naprawdę się zdarzyło, choć wiem, że to tylko wytwór mojej wyobraźni.
Po drugie, Węgry się do mnie wreszcie odezwał i zaproponował spotkanie. Wypadałoby go przeprosić. Nadal nie mogę się pogodzić z tym, że jest z Austrią. Nie ufam mu. Mam silne przeczucie, że może go zranić lub zdradzić z kimś innym. Ale pomimo tego wszystkiego cieszę się, że znowu się zobaczymy.
Wracałem właśnie z Niemcami po długim spacerze po parku. Szliśmy po wąskich, ciemnych uliczkach. Było już całkiem zimno, ale nie narzekałem. Każdy z nas milczał, co potęgowało ciszę. Czułem tylko dłoń Niemiec, trzymającą moją rękę. Czasem odwracał głowie w moją stronę i lekko się do mnie uśmiechał. Zazwyczaj odwzajemniałem uśmiech. Naprawdę dzisiaj miałem dobry humor. Poza tym co mi się przyśniło dzisiejszej nocy to był dobry dzień. Chociaż staram się nie myśleć o moim koszmarze, nie chcę się popłakać przy Niemcach jak na naszej pierwszej randce. Wolałbym zapomnieć o tym zdarzeniu, ale wiem, że to niemożliwe.
Niemcy puścił moją dłoń i objął mnie w pasie. Chciałem mu się wyrwać, ale w ostatniej chwili opanowałem swoje emocje. Przyłożył swoją głowę do mojej, a później pocałował mnie w czoło. Uśmiechałem się jak debil.
- Nie jest Ci zimno? - spytał.
- Nie... - skłamałem.
- Niedługo jesteśmy - odparł, a po chwili dodał - dam Ci swoją kurtkę.
- Przecież mówiłem Ci, że nie jest mi zimno.
- Więc dlaczego się trzesiesz?
Po jego słowach zauważyłem, że faktycznie się trzęsę. Cholera.
- Proszę. - Niemcy zdjął z siebie kurtkę i założył ją mi.
Ta noc jest naprawdę chłodna.
- Będzie Ci zimno - stwierdziłem.
I dobrze.
- No i co? Przynajmniej Tobie nie będzie.
Naprawdę czasem go nie rozumiem. To moja sprawa, że się ciepło nie ubrałem i dlatego to ja powinienem marznąć. Nie ma dobrego rozwiązania. Cokolwiek zrobimy jednemu z nas będzie zimno. To ja powinienem ponieść konsekwencje. Poza tym on nic nie zyskuje dając mi swoją kurtkę. Co innego gdybym mu ciągle marudził, że jest mi zimno. Wtedy mógłby mi dać kurtkę, żebym wreszcie się przymknął, ale ja nie wspomniałem o tym słowem. Z drugiej strony jednak cieszę się, że on marznie, a nie ja. Nienawidzę go i jego cierpienie, nawet w najmniejszym stopniu, mnie zadowala. Co nie zmienia faktu, że nie rozumiem jego zachowania.
Byliśmy już bardzo blisko mojego domu. Wreszcie! Niemcy ciągle obejmował mnie ramieniem. Był w samym swetrze. Zrobiło mi się już trochę cieplej. Myślałem tylko o moim wygodnym łóżku i o książkę leżącej na stoliku nocnym, którą dzisiaj skończę czytać. Już niedługo. Wytrzymam.
Nagle obok ławki pod latarnią zobaczyłem kilka typowych dresiarzy. Oczywiście z butelkami po wódce wokół nich. Pili, palili papierosy i śmiali się niewiadomo z czego. Pewnie z czegoś wielce zabawnego. Było ich tam może ze trzech. Niemcy objął mnie mocniej i zawiesił na nich wzrok.
Brzydzę się takimi osobami. Nic im się nie udaje w życiu, więc zamiast się pozbierać i zacząć pracować jak wszyscy, pogrążają się w piciu. Nie mam do nich empatii. Już nawet nie wiem, czy gorszy jest Niemcy, czy takie osoby.
Niestety droga do mojego cieplutkiego domu prowadziła obok tych idiotów. Musieliśmy więc przejść obok, nie zwracając za bardzo na siebie uwagi. Co nie okazało się być takie proste. Jak zobaczyli CHŁOPAKA Z CHŁOPAKIEM od razu podniecili się jak jakieś dwunastolatki. Stanęli nam na drodze z ohydnym uśmieszkiem. Widziałem, że Niemcy jest wkurzony.
- Możecie nas przepuścić? - powiedział ze stoickim spokojem
pomimo tego, że wręcz gotował się w środku.
- Przykro mi, ale chyba tutaj nie ma drogi dla pedałów - odparł jeden z nich, a reszta zaczeła się śmiać.
- A twój ojciec to nie pedał? - odparł.
- Co kurwa? - jeden z nich się oburzył.
- No jesteś taki męski, że chyba dwóch facetów Cię musiało robić.
Zacząłem się cicho śmiać.
- Mój ojciec nie jest pedałem! Odwołaj to, co powiedziałeś!
- Czyli prawdę? - uściślił Niemcy.
Patrzyłem na to wszystko z boku. Niemcy szczerzył zęby, patrząc się na dresiarza. Za to on był mocno wkurzony. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że Niemcy będzie miał jaja, żeby mu się postawić. Był od niego niższy o głowę i mniej umięśniony.
- O ty kurwo! - Dresiarz chyba już stracił swoją cierpliwość. Reszta złapała Niemcy za ręce tak, żeby nie mógł się wyrwać. Jednak z jego twarzy nie schodził uśmiech. - Teraz zobaczymy jaki jest z Ciebie kurwa cwaniak!
Pierwszy cios - Niemcy nadal się uśmiecha.
Drugi cios - z jego nosa zaczyna lecieć krew.
Trzeci cios - jego nos już jest kompletnie rozwalony.
Kopnięcie w brzuch - Niemcy skula się i cicho wzdycha.
Drugie kopnięcie w brzuch - w kąciku ust pojawia się strużka krwi.
Pięć kolejnych ciosów w twarz i trzy w brzuch - na jego twarzy pojawia się grymas.
- No i co teraz? - spytał dresiarz i chwycił go za podbródek.
- Nie załamiesz mnie - odpowiedział Niemcy, patrząc mu się prosto w oczy. Na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech.
- Jeszcze zobaczymy - powiedział i powrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
Stałem tam i na to wszystko patrzyłem. Czułem na sobie kurtkę Niemiec. Zastanawiałem się czy nie uciec, ale tego nie zrobiłem. Powinienem zareagować. Nie może tak być. Przecież on im nic nie zrobił. Rzadko staję po jego stronie, ale to akurat jest niesprawiedliwe. Muszę coś zrobić. Nagle wpadam na pewien pomysł. Wyciągam telefon i przykładam go do ucha.
- Tak, na ulice Polną. Policja będzie za 5 minut? Aha, dobrze... - powiedziałem głośnym tonem, zwracając tym samym uwagę tych idiotów.
Widziałem, że miny im zrzędły.
- Skurwiel zadzwonił po psy! - krzyknął jeden z nich.
Puścili Niemcy i rzucili się do biegu.
- Jeszcze się policzymy - odrzekł ten, co go pobił i też zaczał uciekać.
Popatrzyłem się na Niemcy. Leżał na chodniku, a wokół było mnóstwo krwi. Podbiegłem do niego. Był przytomny i nadal się uśmiechał.
- Tak naprawdę nie zadzwoniłeś na policję prawda?
- Tak...
- Idioci - zaśmiał się.
- Dałeś się im pobić. Mogliśmy uciekać.
- Tchórze tacy jak oni uciekają.
- Ale zrobili Ci krzywdę!
- Tak, ale nie uciekłem. Co by było gdybym uciekł, a oni złapaliby Ciebie. Wtedy ty byś oberwał.
- Dlaczego?!
- Co...?
- Nie rozumiem tego! Dlaczego dajesz mi kurtkę, a sam marzniesz? Dlaczego chronisz mnie i dostajesz wpierdol za nic? To nielogiczne! Nie powinieneś tego robić! Nie odnosisz żadnych korzyści, więc dlaczego?! Dlaczego to robisz?!
Niemcy parsknął śmiechem. Wciąż leżał na chodniku i głęboko oddychał. Właśnie to bardziej sapał. Zapewne oddychanie sprawiało mu wielki ból. Krew na jego twarzy już zaschła. Jego sweter był brudny od ziemi. Dlaczego ten idiota ciągle się uśmiecha?! Czy powiedziałem coś śmiesznego?
Patrzył mi się prosto w oczy, a ja dalej nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi. Po dość długiej ciszy odezwał się:
- Na tym polega miłość Polen.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał ^^
I bardzo dziękuję za tyle wyświetleń, nie spodziewałam się aż tylu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro