Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

• punkt 3

- Polen! Poczekaj!

Dokładnie tak, jak myślałem.

Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego za mną Niemcy. Wiedziałem, że za mną wyjdzie. To takie oczywiste.

- Czekaj... - powiedział zdyszany, gdy wreszcie do mnie dobiegł.

- Co się stało?

- Przepraszam, że cię zatrzymuję, ale muszę mieć pewność.

- Tak? O co chodzi? - Udawałem, że nie rozumiem, ale wiedziałem, co zaraz powie.

- No więc... - zaczął Niemcy. - Ty naprawdę mi wybaczyłeś?

NIE, TY NAZISTO!

- Tak, a co w tym dziwnego? - powiedziałem, opanowując swój gniew.

- M-myślałem, że jesteś na mnie zły. Byłem pewien, że nigdy mi nie wybaczysz - odparł.

Wiedziałem, że jak skończę temat w najciekawszym momencie i wyjdę to on za mną pobiegnie. Teraz mam łatwiej. Jesteśmy tylko we dwoje.

- Już dawno ci wybaczyłem. Już nie musisz mnie za nic przepraszać.

GÓWNO PRAWDA!

- ...Naprawdę?

- Tak - odparłem ze spokojem, pomimo tego, że w środku gotowałem się ze złości. - Przykro mi, ale muszę już iść - powiedziałem i ruszułem w stronę domu.

Trzy...

Dwa...

Jeden...

- Mogę Cię odprowadzić? - spytał.

Boże, jaki on jest przewidywalny.

- Tak, tylko chodźmy szybkim tempem.

Zacząłem iść przed siebie, a Niemcy obok mnie. Chwilę trwaliśmy w ciszy, aż on wreszcie się odezwał.

- Nie mogę w to uwierzyć. Myślałem, że mnie nienawidzisz.

Bo tak jest.

- To już przeszłość. Nie ma co jej wspominać - zbyłem go.

Później, już nikt z nas nic nie powiedział. Niemcy czasem otwierał usta, jakby chciał się odezwać, ale po jakimś czasie dał sobie spokój. Szliśmy w ciszy. Każdy pogrążony w swoich myślach. Nie wiem, nad czym on się zastanawiał, właściwie to mało mnie to interesowało, ale ja myślałem o swoim życiu. Swoim nędznym, nic nie wartym życiu. Mam tylko Węgry, z którym i tak rzadko się widuję. Mój ojciec dawno już umarł. Reszta osób traktuje mnie jak powietrze. Nawet nie potrafię sobie kogoś znaleźć. Co to w ogóle za życie? Ciekawe czy inni mają lepiej? A może mają gorzej ode mnie, a ja tylko marudzę? Powinienem się cieszyć, że żyję i jestem wolny, a nie narzekać na swój los...

Dotarliśmy pod mój dom.

Zacząłem przeszukiwać kieszenie mojej kurtki w poszukiwaniu kluczy, dając czas Niemcom na zadanie tego pytania. Przecież ja tego nie zrobię. Mam swoją godność. Nie będę się jego o to pytał, niech on to zrobi.

Wyciągnąłem pęk kluczy i zacząłem otwierać drzwi.

- Polen ja... - wymamrotał Niemcy.

- Co? - Mówiąc to spojrzałem się w jego oczy.

- Nic... Nieważne... - Odwrócił głowę, a jego twarzy spochmurniała.

- No dobra... Nie chcesz to nie mów - odparłem i zacząłem udawać, że męczę się z zamkiem. Dam mu jeszcze kilka dodatkowych sekund.

Wreszcie otworzyłem drzwi i popatrzyłem się na Niemcy.

No dalej, powiedz to. Nie będę tutaj stał nie wiadomo ile!

Czekaliśmy, patrząc sobie w oczy. Widziałem, że chce to powiedzieć. Jestem pewien, że bił się z myślami. Właściwie to on nie ma pojęcia jaka odpowiedź wypłynie z moich ust. Czy nie dałem mu do zrozumienia, że dokładnie teraz powinien mi zadać to pytanie? Może źle odegrałem swoją rolę?

Wreszcie Niemcy otworzył usta. Usłyszałem to jedno zdanie, które rozpocznie mój plan.

- Pójdziesz ze mną na randkę? - spytał z niepewnością w głosie i ściśniętymi pięściami.

Pierwszy punkt w planie wykonany.


Wiem, że rozdziały nie pojawiają się zbyt często, ale staram się wstawiać je w miarę regularnie. Nie zawsze jednak to wychodzi, więc z góry przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro