Rozdział XVII
~~~~~~~~~~~~Niderlandy~~~~~~~~~~~
-Co teraz robimy? Jeszcze trochę i spali pół Europy...
-Trzeba go jakoś powstrzymać...
-Ale jak?
-Polska by wiedział..
-Polska by wiedział....
-Ale on nas nauczył wielu rzeczy, np. Jak sobie radzić i... i... i...
-No cóż, narazie on nam nie pomoże.. Ale może nam pomóc...
-Kto?
-Japonia! Tam idzie! Z kimś....? Jakaś postać... Czy to?
-Tak...to on! Polska!!
-Witam was moi drodzy! Już się za wami stęskniłem!
-I my za tobą! Ale..! Jak?!
-Co jak?
-Jak przeżyłeś upadek?
-Zapomnieliście? Mam skrzydła.
-A no tak..... A czemu z nim nie walczyłeś?
-To trzeba inaczej rozegrać. Sposobem. Nie siłą, ale sprytem.
-Co sugerujesz?
-Już wam mówię.
*Czy to nie było oczywiste? Polska ma skrzydła i umie latać, więc wtedy jak spadał z góry, rozpostarł skrzydła i poleciał. Kto ma jeszcze skrzydła? Tego się później dowiecie. A tymczasem wracamy do fabuły. A więc jak mówił tak zrobił. Powiedziała im swój plan i zaczęli przygotowania. *
-A.. I jeszcze jedno...
-Coś się stało?
-Jest jedna sprawa.. Rosja..
-Rosja.. Co z nim?
-No on... On zaczął polowanie na PKI.
-Cały on..... Czy już zaczął?
-No jak dzwoniłem to wsiadał do helikoptera... Więc... Wiesz..
-Czyli mamy sporo czasu jeszcze.
-Skąd wiesz?
-Ja na tym świecie jestem już 1000 lat i tyle samo on moim sąsiadem jest.
-To wiele wyjaśnia... Czyli ile mamy go?
-Wystarczająco.
*Tymczasem Rosja latał swoim helikopterem ponad lasami i na podczerwieni podglądał kto się na dole krząta. Miał ze sobą dużo sprzętu i obstawę. Miał za sobą również lata doświadczenia na polowaniach i wypite dobre kilka procent. *
~~~~~~~~~~~~~~~Rosja~~~~~~~~~~~~~
-Gdzie się ukrył ten skrzat azjatycki?! Jak go dorwę to wypatroszę i usmaże w oleju palmowym! Będę patrzył jak się męczy i wypominał dawne czasy, a potem się upiję i zacznę narzekać na każdy okres w moim życiu po kolei. Będę marudzić, aż mu uszy zwiędną. A choćby to miało trwać całą noc, a choćbym miał wypić tygodniowy zapas tej polskie Soplicy (nawet dobra jest) , nie ulęknę się niczego i nie poddam. Jak tak mówię, tak będzie.
*Lasy Kaliningradzkie rozciągają się kilometrami. Z góry wyglądały jak morze. Piękne, zielone, w zimę zmieniające się w białą pustynię. Pomiędzy nimi stały szare miasta. Kwadratowe, sporych wielkości bloki na każdej ulicy. Każda ulica łączy się ze sobą pod kątem prostym. W każdym z mieszkań rozgrywa się jakaś wyjątkowa historia. W niektórych z nich czas zatrzymał się w czasach Związku Radzieckiego. Wykładane dywanami, ze zdobionymi talerzami w kredensach.
A wszędzie wokoło lasy. Mnóstwo ich jest. Latem drzewa dają miły cień, a w zimę opał. Ach Rosja spoglądał na to wszystko ze wzruszeniem. Czasami malutka kropla chciała się wydostać z jego oka, ale on był uparty i się powstrzymywał przed uronieniem choćby jednej łzy. W końcu chciał pokazać, że jest facetem ze wschodu, z dalekiej Syberii, gdzie lasy są jeszcze większe i bardziej zielone, gdzie lato cieplejsze, a zima chłodniejsza, gdzie strażacy w Jakucji, gdy wrócą zimą do remizy muszą stukać się siekierami, żeby pozbyć się lodu z ubrań. Ach piękne krajobrazy, pomiędzy którymi zostały schowane tajemnice przeszłości i już nigdy nie zostaną odkryte.... *
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro