-15-
Po powrocie z lotniska poszłam na spacer z Nadią. Przez najblizszy tydzien, biuro bedzie zamkniete. Wrócilyśmy ze spaceru i usłyszałam pukanie do drzwi. To mama Bartka.
-Dzień dobry - uśmiechnęłam się
-Czeeść
Zrobiła Markowi berbate i śniadanie. Nadal jest chory.
Około godzine później włączylam telewizor. Oglądałyśmy wiadomości.
-Samolot lini lotniczej Ryinair z lotniska Chopina w Warszawie, rozbił się we Wiedniu. - mowili w wiadomosciach. Na poczatku sie za bardzo nie przejelam.
-Zaraz, co?!
Tak. To samolot którym leciał Bartek. Załamałam się. Wzielam telefon, zostawilam na dole Nadie z moją przyszłą teściową i poszłam na gore. Lezalam na lozku i szlochalam. Probowalam sie dodzwonić do Bartka. Bez skutku.
Uslyszalam pukanie do drzwi mojej sypialni.
-Prosze - powiedzialam wstając z łóżka i wycierając łzy z policzków. Byla to mama Bartka. Próbowała mnie pocieszyc ale nie bardzo jej to wychodzilo. Lezalam i płakałam. Nie mogłam przestac.
Zeszlam na dol porozmawiac z panią Marysią. Czulam sie okropnie. Płakałam cały dzień, mama Bartka u nas przenocowała. Wzielam sluchawki i włączylam moja ulubioną piosenke Justina Biebera.
~Pov Bartek~
Obudzilem się z bolem glowy, sam nie wiem gdzie. Wstalem i się rozejrzałem. Byłem pomiedzy jakimiś wysokimi budynkami. Nie wiedziałem gdzie byłem, i czego. Nic nie pamietalem. Co się właśnie stało, kim jestem, i gdzie mieszkam.
Poszłem w strone chodnika. Było tam sporo ludzi. Po tym, że było ciemno, poznalem że musi być późno. Byłem głodny i było mi zimno. Idąc przez chodnik, omijając ludzi włożyłem ręce do kieszeni. Poczulem w nich coś i wyciągnąlem. Byl to portfel. Uradowany otworzyłem go. Było tam 700 zł.
Doszlem do jakiegoś hotelu. Zaplacilem narazie za jedną noc w jednoosobowym pokoju. Kolejnego dnia wstalem około 8.30. Wyszłem z pokoju i zeszłem na dół na śniadanie. Zjadłem jakieś płatki z mlekiem. W portfelu był moj dowod. Przynajmniej wiem kim jestem... Bartłomiej Glowacki.
Szedłem przez ulicę. Gdzie? Sam nie wiem. Nagle podbiegla do mnie brunetka, przytulila mnie z łzami w oczach
-Bartek! Ty żyjesz! - Do końca nie wiedzialem co mam zrobic. Kto to?
-Eem.. - Spojrzalem w bok
-Nie.. Nie pamietasz mnie? - Widziałem, że jej oczy się zablyszczały jakby miala płakać. - To ja, Dominika.
Poszlismy razem do kawiarni. Opowiedziała mi kim naprawde jestem i kim jest ona. Nie pamietam niczego. Dowiedzialem sie ze moj ojciec w wyniku wypadku zmarł, a jego firma przeszla na mnie. Jestem jej szefem. Opowiada tez ze jej sie oswiadczylem i za 2 miesiace, mamy ślub. Było późno wiec przenocowalismy w hotelu, w ktorym spalem juz ostatniej nocy.
Kolejnego dnia wrocilismy samochodem Dominiki do Warszawy. Weszlem do domu. Jasny, przestrzenny, nowocześnie urzadzony. Jakaś kobieta gotowała coś. Gdy zamknelismy drzwi kobieta podeszła do mnie
-Bartek ! Synku! - moja mama?
Odwzajemniłem uscisk.
~Pov Dominika~
Po czasie, Bartek wrocił do normalnego życia. W jego biurze przedtem pracowało około 150 osób. No ale co z tego, jak część zapewne nie żyje. Po okolicy porozwieszał ogloszenia, w internecie także się oglosil na roznych portalach, stronach internetowych. Po tygodni zglosilo sie moze 60 osób.
Ciekawa jestem co z Dagmarą. Dzwonilam do niej. Po trzeciej probie... odebrala !
-Halo?
-Daga! Co z tobą? Gdzie jesteś?
-Ee z kim rozmawiam?
-To ja, Dominika - zdziwiona powiedziałam. Tłumaczylam jej kim jestem. Nie wierzyla mi w żadne slowo. Uznala ze nie moze zaufac byle komu.
***
OKEJKA. BARDZO BARDZO BARDZO WAS PRZEPRASZAM ZE NIE BYLO ROZDZIALÓW OSTATNIO. MIAŁAM ZLY HUMOR OSTATNIO. DUZO SIE ZMIENILO W MOIM ZYCIU. NA GORSZE.
ALE DOBRA... DZIS MOZE DODAM JESZCZE ROZDZIAL. JUTRO DODAM TEŻ. A W WEEKEND BEDZIE DUZO WIECEJ. NAPISZE NA ZAPAS XD BO NA TYGODNIU NIE MAM CZASU... PAA ;**
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro