Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-14-

Gdy wracając z biura około 17 zobaczylam Marka, który wyciągał pudełko z lekami.
-Hej - przywitałam się podchodząc do blatu w kuchni - Co się stalo?
-Glowa mnie boli, chyba będe mial grype
-Eee połóż się ja zrobie herbate i dam ci leki - zaparzylam herbate i wyciagnełam tabletki - Masz - powiedziałam kładząc na stoliku w salonie kubek i leki.
-A Bartek gdzie ?
-Za pare minut wróci, wiesz szef...
-Aha

Poszlam do naszej sypialni odłożyć torebke. Schodząc ze schodów usłyszałam kaszlenie Marka. Ojj szkoda mi go... Poszlam do kuchni i wyciągnęłam tace. Przyszła z pokoju mama Bartka
-Bartka jeszcze nie ma?
-Za pare minut będzie. Byla grzeczna?
-Taak
Zrobiłam kanapki. Położylam na stole, a do dzbanka nalałam soku.

Wrócił Bartek.
-Cześć kochanie - przechodzac obok pocalował mnie w policzek i odlożyl swoją teczke.
Usiedlismy wszyscy razem do stołu. Po zjedzeniu kolacji mama Bartka pojechala a my poszlismy na gore. Umylam sie i umylam zeby. Przebralam sie w pizame i usiadłam razem z moim ukochanym na łóżku.
Jutro na wigilie idziemy do rodziców Bartka. W co się ubiore? Wybrałam z szafy czarną sukienke z koronką i tego samego koloru szpilki. Poprzegladalam internet po czym okolo 22 usnelam.

Kolejnego dnia zbudzilam sie o 8.40.  Bartka nie było w łóżku. Nakarmilam Nadie. Zeszłam trzymajac córeczke, na dól w pizamie. Tam go tez nie bylo. Usiadlam w kuchni. Zjadlam owsianke i wypilam kawe. Zastanawialam sie, gdzie on jest. Ze swojego pokoju przyszedl Marek.
-Lepiej sie czujesz?
-Nie bardzo...
-Czekaj, zmierze ci temperature moze to goraczka... - powiedzialam szukajac termometru - Masz. Chcesz herbaty?
-No mozesz zrobic
Wyciagnelam kubek i podeszlam do brata
-37,4 - popatrzylam na niego - Połóż sie ja ci zrobie sniadanie. Co zjesz?
-Cokolwiek - powiedzial smutny

Zrobilam mu tosty i herbate, po czym zaniosłam mu do salonu.
-Wiesz moze gdzie Bartek?
-Ee slyszalem gdzies godzine temu jak ktos wychodzil. Nie moglem spac wiec siedzialem.
-Ahaa
Około 20 minut pozniej uslyszalam ze otworzyly sie drzwi. Spojrzalam i zobaczylam ze wchodzi... choinka. Nie Bartek, choinka. Dopiero potem Bartek. Postawil ją w przedpokoju
-Gdzie stawiamy? - spytal zadowolony z siebie na co ja sie zasmialam
-O... tutaj - wskazalam kat w salonie. - Alee nie mamy bombek...
-To pojdziemy kupic
-Marek zostaniesz sam?

Pojechalismy do sklepu kupic bombki, wybralismy kilka opakowan, byly zielone, żółte i czerwone. Po powrocie do domu, zaczelismy ubierac choinke. Po 15 minutach zawieszania bombek, wyszlam z Nadią na spacer, a Bartek konczyl z Markiem.

O 16 pojechalismy na wigilie do rodziców mojego narzeczonego. Było bardzo miło. Po powrocie do domu usiadlam z Markiem i Bartkiem w salonie.
-Idziemy sie pakowac ? - zapytał Bartek
-Eem... Wyjezdzacie gdzies?
-Nie - powiedzialam stanowczo
-Jak to nie?!
-Marek jest chory, nie widzisz?
-Noo tak...
-No ale jako szef musisz jechac, moze polecisz sam?
-No dobra...

Bartek sie spakowal. Marek poszedl spac, a ja odbylam wieczorna toalete i tez usnelam. Jutro o 12.15 wylot z lotnisko Chopina. Wstalam okolo 09.10 Marek juz byl w lazience i sie myl. Ja poszlam nakarmic Nadie. Zrobilam sniadanie. Marek wlasnie wstal. Zawiozlam go na lotnisko i sie z nim pozegnalam. Wrocilam do domu i zajelam sie Nadią.

***
EEE KTOS TO CZYTA? W KOLEJNYM ROZDZIALE ZWROT AKCJI !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro