Rozdział VII (część 1/2) ✓
W końcu Silwia też się obudziła. Nie potrzebowała żadnych tłumaczeń tylko od razu pobiegła po dzbanek wody i koc. Może i zawsze była bardzo zamyślona i czasami sprawiała wrażenie, że nie warto jej pytać, bo mała szansa, że coś zrobi. Jednak czasami to czasami i na pewno nie dotyczy to spraw domowych.
Młoda Konnat-Tril pochodziła z rodziny kucharzy i piekarzy. Cokolwiek by się nie miało wydarzyć, ona była na to gotowa. Ale na ile to się zda?
- To nie działa. - mruknęła Aira ale Ziemna nie chciała przestać - Przestań, to nie m...
- Dziewczyny... - Liv mówiła cicho i nie pewnie, ale nie została zignorowana - Ten znak, on znowu świeci...
Nawet nie musiała podwijać rękawa, bo światło przebijało się przez materiał. Tym razem aura była czarna, zupełnie jak napisy.
- Nie zmyjemy tego. - westchnęła - To coś więcej, coś jak mój znak...
Cóż... Czyżby to był poniedziałek, że już z samego rana się nie układa? No jeszcze nie. Sobota, zresztą jak każdy inny dzień, może być pechowa.
Jednak wracając do naszych bohaterek. Nie za długo były same.
- Wstawajcie dziewczyny! - Korlisja była niezwykle pogodna - Zbierajcie się. Zostaniecie jeszcze na śniadanie, ale póź... Na co tak patrzycie? - stanęła obok nich i również spojrzała na ścianę - Ehm... Dziewczynki, tu nic nie ma. Chodźcie już, nie marnujmy czasu na głupoty. - wyszła oddychając trochę ciężej.
- Spokojnie, przecież zapamiętam. - zapewniła Aira gdy ponownie szły ścieżką.
- Na pewno? - zapytała Liv.
- No tak, w końcu mam po prostu zapamiętywać kto zobaczy napisy, a kto nie.
- Lepiej dokładnie wszystko zapisuj. - poleciła Silwia.
- A najlepiej wszystkich pytaj po kilka razy. - dodała druga.
- No ej! Co jest z wami? Przecież wszystko za...
- Pamiętasz, że pojutrze mamy test z historii? - wtrąciła się Ziemna.
- Co? Jaki te... A no tak, było coś. Widzicie? Pamiętam o tym, więc o tamtym też będę.
Silwia zaśmiała się, a po chwili nie magiczna do niej dołączyła.
- Co was tak śmieszy?
- Aira, nie ma żadnego testu.
- Omm... Już rozumiem. Ale bez obaw, to już zapamiętam. - przytuliła je - Do poniedziałku.
- Do poniedziałku. - powiedziały w tym samym czasie też ją przytulając.
᯽᯽᯽
- Czekaj! Mówisz serio?! - starsza zatrzymała się gdy były na skraju puszczy.
- Tak Silwio, dobrze wiem co mówię. Chcę by Iia o wszystkim się dowiedziała. Babci nie chcę tym obciążać, rodzice pewnie by mi nie uwierzyli, a tym bardziej Natan. A chyba przydałaby się czyjaś pomoc, co?
Jej przyjaciółka chwilę milczała, ale w końcu przerwała tą ciszę westchnieniem.
- Masz rację. I tak musisz kiedyś im to powiedzieć. Możesz zacząć od niej.
- Mogę? To znaczy, że nie pomożesz mi?
- Iia to twoja siostra. Ja nie będę potrzebna.
- I tak mi pomogłaś, dzięki. - szepnęła Liv przytulając ją.
- Zawsze ci pomogę. A jak już załatwisz wszystko to zapraszam do nas. Mama zrobi Aranthis*.
- W takim razie przyjdę, jak pewnie pół jak nie cała puszcza. - zażartowała.
- Mam nadzieję, że nie. Czasami ta sława jest przytłaczająca. - westchnęła.
- Tia... Jeżeli nie będę uważać z tym znakiem, podzielę wasz los... No nic, chyba przydałoby się już wrócić.
- Racja, odprowadzić cię?
- Nie trzeba, do później. - pożegnała się i szybko ruszyła w swoją stronę, a gdy wiedziała, że jest sama, podwinęła rękaw - Jeżeli faktycznie jesteś oznaką jakiejś pradawnej magi to błagam, daj mi pewność siebie.
Gwiazda na jej przedramieniu nawet minimalnie nie zaświeciła.
- Oczywiście, czemu w ogóle myślałam, że coś się stanie? - zsunęła rękaw i ruszyła.
Szkoda tylko, że się nie obejrzała. Może zobaczyłaby tamtego jelenia z pnączami na porożach i, że wszystkie rośliny w okół niego pochylały się tak jakby się kłaniały...
•••••
* - są to podpłomyki z masłem i grzybami.
Jeżeli się martwiliście, to spokojnie, bo żyje. Ale martwiłabym się o moją wenę. Mam nadzieję, że jak wróciła to na stałe.
I tak, jest to część pierwsza, bo chciałam już coś wstawić, a w tym rozdziale i tak już coś się działo. Nie wiem kiedy się pojawi, ale w drugiej części będzie rozmowa sióstr i kolacja u Konatów, więc mam nadzieję, że cierpliwość wam dopiszę :)
No i oczywiście jak przeważnie, mam pytanie. Co sądzicie o rozwoju akcji no i o tym dziwnym jeleniu?
Mam nadzieję, że do przeczytania już niedługo.
P.S.: Rozdział miał być już wcześniej ale jakoś nie miałam czasu na publikację.
Rozdział - 683 słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro