Rozdział I ✓
Trójka nastolatek ganiała się po polanie. Po mimo niebezpieczeństwa, które wynikało z miejsca ich zabaw, coraz bardziej zbliżały się do krawędzi. W pewnym momencie, brązowowłosa dziewczynka potknęła się i gdyby w ostatniej chwili nie złapała się półki skalnej, pochłonęłoby ją wzburzone Morze Senolli.
- Liv!! - krzyknęła dziewczyna o lekko liliowej karnacji, następnie za pomocą podmuchu pomogła przyjaciółce wrócić na ląd.
- Dzięki. - powiedziała po złapaniu oddechu.
- Co wy tu robicie?! - to była siostra młodej Wietrznej, która nagle wyszła zza drzew - Przecież wiecie, że tu nie można wchodzić!
- Tak, ale... To był mój pomysł. - wtrąciła trzecia z przyjaciółek.
Tak na prawdę to było kłamstwo. Jednak Aira ostatnio miała kłopoty w szkole, a dziewczyny nie chciały jej ich dodawać. Wiedziały, że matka nastolatki była surowa, a starsza z sióstr nie różniła się tym.
- Ostatnio same problemy z wami. Chodźcie już.
Nie miały powodów do sprzeciwu i po prostu poszły. Aira dostała tylko chwilę na pożegnanie i niestety musiały się rozstać. Pozostałe z trio postanowiły jeszcze trochę pogadać, bardzo dawno miały szansę pobyć sam na sam. W tym czasie Silwia odprowadziła Liv do jej domu i zaraz potem zniknęła w głębi puszczy...
᯽᯽᯽
- Natan wyłaź z mojego pokoju!!
- Przecież stoję na korytarzu.
- Czemu zawsze musisz mnie tak denerwować?!
- Nawet z siostrą nie można pogadać?
Liv już od pół godziny próbowała być sama. Ale niestety los nie zawsze jest tak łaskawy.
Jednak zawsze jest to jedno światełko w tunelu. W tym przypadku, Iia* siostra naszej dwójki, szła korytarzem.
- Natan, zostaw ją.
- Ale...
I to był błąd. Kobieta odziedziczyła po matce nieugiętość i bardzo surowe spojrzenie. Jedno zmrużenie jej oczu sprawia, że nawet ktoś tak uparty jak ten siedemnastoletni chłopak, w ułamku sekundy znika daleko poza pole widzenia.
- Jak zwykle przyszedł tylko po to żeby cię denerwować?
- Niestety... Iia, czy nasza rodzina zajmowała matriwieniem**
- Nie, a co?
- Patrz co znalazłam.
Po swoich słowach dziewczyna wzięła z łóżka białą, miękką tkaninę. Na bokach wyszyte były bordowe fale, a na środku widniała duża litera V.
Dwudziesto sześciolatka patrzyła z niedowierzaniem na znalezisko siostry.
- Wow... Gdzie to znalazłaś? - zapytała po chwili
- Na strychu w starym pudle. - odpowiedziała składając materiał w kostkę i odkładając z powrotem na prześcieradło
- Myślisz, że jest tam coś jeszcze?
- W sumie to tak... - podeszła do biurka, otworzyła szufladę i wyjęła starą szkatułkę - Była jeszcze ta szkatułka. - dokończyła siadając na drewnianej podłodze
- O rany!! - wykrzyknęła siadając na przeciwko swojej rozmówczyni - Co jest w środku?!
- Nie wiem. Nie było klucza...
Po słowach Liv zapadła cisza. Jednak nie trwała ona długo, bo zaraz po tym z parteru dobiegło wołanie ich mamy:
- Szybko, dzieciaki!! Chodźcie za nim kolacja wystygnie!!
Nie chcąc tracić czasu na chowanie szkatułki dziewczyny wybiegły...
•••••
* - czytaj Ija
** - matriwiarze to ludzie z talentem do ozdabiania tkanin
Witam was w pierwszym ale już poprawionym rozdziale.
Ostatnio przejrzałam te pierwsze rozdziały i stwierdziłam, że nie mogę czekać z korektą do skończenia książki.
Mam nadzieje, że dobrze się wam czytało :)
Rozdział - 481 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro