Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

WYDMY MAJĄ OCZY

Nie tylko Galatowie pokusili się o użycie mocy tajemnych, żeby podejrzeć, co działo się u podróżniczek.

Po drugiej stronie rzeki Baskir, na tyłach Zakonu Sióstr Miłosierdzia, Milena Karevis, od samego rana, pracowała w swoim prywatnym ogródku. Był to jej sposób na ucieczkę od trosk codzienności, a małe poletko stanowiło swoiste sanktuariom pośród chaosu otaczającego ją świata.

Matka Przełożona skrzętnie podkopywała i przesadzała sadzonki ziół oraz kwiatów podśpiewując przy tym wesoło:

– Hej ty mała cyraneczko! Hej natury dzieciąteczko! Rośnij, rośnij, pnij się wysoko! Niech twój widok cieszy oko! – Jej sielankę zakłócił dziwny cień, który wyrósł tuż przed nią.

Przestała śpiewać i niepewnie odwróciła głowę.

– Na litość bogów!! – wrzasnęła, wypuszczając z rąk sadzonki. – Nie możesz się tak skradać Sebil! Chcesz, żeby mi serce stanęło?! – Brukijska mistyczka ubrana w szary płaszcz z szerokim kapturem, stała tuż nad Mileną i świdrowała ją przenikliwym spojrzeniem.

– Złego licho nie weźmie, a poza tym ten twój pasożyt dba, żebyś była w dobrej kondycji – odpowiedziała opryskliwie, oblizując kocie wąsy.

Matka Karevis wstała i otrzepała fartuch.

– No dobra mów, co cię wykurzyło z norki? To nietypowe, że szwendasz się za dnia po otwartej przes...

– Selekta użyła oddechu Arkturosa – rzuciła Mistyczka. Na dźwięk tych słów mina Karevis zrzedła, a ręce zadrżały.

– Jesteś pewna?

– Oczywiście, że jestem pewna! – żachnęła się Brukijka. – Sama zaklinałam ten miecz!

– To rzeczywiście niepokojące. Musiało wydarzyć się cos strasznego. Czy możesz...

– Potrzebuję jakiegoś osobistego przedmiotu należącego do Selekty. Użyję srebrzystych piasków, żeby ją namierzyć – oznajmiła Sebil.

– W jej pokoju jest sporo starych klamotów: coś się znajdzie. Czekaj na mnie w kaplicy. Zaraz przyjdę – zarządziła Milena, a Bruka wycofała się do zacienionej alejki i zniknęła w chmurze pustynnego pyłu.

Karevis, nie tracąc ani minuty, opuściła ogródek i pobiegła w stronę komnaty Selekty. Na samą myśl o tym, że Trybadzie mogło się coś stać, serce waliło jej jak oszalałe a twarz spąsowiała.

Z impetem wtargnęła do pokoju Safonki niechcący wysadzając drzwi z zawiasów.

– Później to naprawię. – Oparła masywne skrzydło o futrynę.

– Myśl Karevis... Myśl! Co może być jej bliskie? – Podeszła do komody i zaczęła grzebać w szufladach – No i proszę – pochwyciła kopertę z listem, z którym znaleziono Selektę pod drzwiami zakonu.

– Powinno się nadać – uśmiechnęła się z satysfakcją i już miała wychodzić, ale niespokojna myśl zatrzymała ją w progu.

– W sumie to Selcia nie jest zbyt sentymentalna; hmm... – ponownie rozejrzała się po komnacie. – Co jeszcze? – zawróciła i uniosła poduszkę.

– Wezmę jeszcze to; tak na wszelki wypadek – skomentowała i włożyła oba przedmioty za gorset po czym, wyjątkowo żwawo, pobiegła do biblioteczki.

Na miejscu, magiczny portal stał już otwarty. Sebil nie chciała tracić czasu na głupie gierki i łamigłówki. Mistyczka czekała w głębi świątyni tuż pod posągiem Arkturosa. Srebrzyste wydmy na ołtarzu, smagał astralny wiatr z rozpoczętego rytuału połączenia. Na widok Mileny, Bruka tylko warknęła: – Masz?!

– Mam! – potwierdziła pewnie Karevis i wyciągnęła list. Sebil wzięła kopertę do ręki i spojrzała na nią ze zwątpieniem.

– Jesteś pewna...? To mi jakoś do niej nie pasuje.

– Mam jeszcze to – Matka sięgnęła po drugi przedmiot i wyciągnęła małą posrebrzaną piersiówkę z grawerowanym „SW".

– Miała to pod poduszką: to prezent od tej czarodziejki.

– Tak już lepiej – Mistyczka uśmiechnęła się, szczerząc kły, pochwyciła buteleczkę i oddała Matce list.

– Zabierz: szkoda go niszczyć – oświadczyła, podeszła do brzegu ołtarza i wrzuciła do niego zdobioną manierkę. Piach pochłonął przedmiot niczym przyczajony mrówkolew. Mistyczka pokierowała wzrok w stronę posągu Boga bez twarzy.

– O potężny Arkturosie! Tyś oczyma świata całego. Udziel mi błogosławieństwa widzenia – pomodliła się. Piaski zaczęły bulgotać, tworząc małe wiry. Mistyczka chwyciła sakiewkę, przygotowaną na brzegu makutry i wsypała odrobinę białego proszku na wzburzone piaski.

– Ealin, Numeuun, Indewar! – wypowiedziała zaklęcie. We wnętrzu ołtarza wybuchła zamieć, tworząc tornado w centrum zjawiska. Z niego wyłoniła się postać kobiety.

– Jest cała i zdrowa – odetchnęła Milena i złapała Sebil za rękę: kamień spadł jej z serca, gdy rozpoznała piaskową miniaturkę Selekty.

– Tak... tylko, co ona robi? – spytała zdziwiona mistyczka, spoglądając na figurkę, która zawzięcie kogoś – lub coś – okładała. Niestety moc srebrzystych piasków pozwalała dostrzec jedynie właściciela przedmiotu złożonego w ofierze i obiekty, których dotyka – uderzenia pięściami były za krótkie.

– Szkoda, że nie kazaliśmy jej połknąć Jądra – oznajmiła Sebil.

– Musisz mocno przemyśleć nazewnictwo swoich magicznych artefaktów, moja droga – skomentowała Karevis zniesmaczona zestawieniem słów.

– Cicho! Zobacz! – Piaskowa lalka przykucnęła, wyrywając coś z czegoś. Srebrzysty był uformował przedmiot, który pochwyciła iluzja Selekty.

– To jakiś sztylet? – skomentowała Milena.

– Nie jakiś, a magiczne ostrze: poznaje runy na rękojeści – wyjaśniła Sebil i włożyła dłoń do ołtarza.

– Niech no ci się przyjrzę. – Przy krawędzi czary wyłonił się drugi kopiec, formując sztylet: identyczny, jak ten w rękach piaskowej miniaturki Selekty, tylko znacznie większy. Brukijka mogła teraz z bliska ocenić znaki na jego powierzchni.

– Tak; nie ma wątpliwości. To Żądło Kasmara: ostrze używane przez elitę wśród płatnych morderców. Ktoś bardzo potężny wydał wyrok śmierci na naszą córkę lub czarodziejkę.

– Niech tylko spróbują ją TKNĄĆ! – wzburzyła się Milena, a ostatnim słowem uderzyła jak gromem.

– Nie ekscytuje się – ostudziła ją Sebil. – Ona prawdopodobnie okłada właściciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro