Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ II: Kruki Walonu

Gdy Emir próbował się obrócić, potrącił jedną ze skrzyń. Ciężka paka runęła na klepisko, a owoce przeturlały się w stronę zacienionych beczek pod Tamą.

– Ja pozbieram!! – wykrzyczał Eliot i pobiegł w stronę muru, nie czekając na przyzwolenie.

Emir chciał zaprotestować, ale tylko przyzwalająco machnął ręką.

– Tylko nie odchodź daleko!

Brzdąc pochylił się, żeby podnieść jeden z owoców, który przeturlał się jakoś nienaturalnie daleko. Cichy trzask pękającego drewna rozwiał ciszę pod murem. Chłopiec spojrzał na beczki.

– Jeśli chcesz moich jabłek... – wyciągnął miecz zza szarfy – to najpierw musisz mnie pokonać! – krzyknął w stronę osoby ukrytej w cieniu machikuły. Zrobił to na tyle groźnie, na ile tylko umiał.

Cichy śmiech dobiegł za beczki. Kobieta odziana w jesienny płaszcz wyszła mu naprzeciw. W jednym ręku trzymała koszyk pełen wiktuałów a w drugim jedno z rozrzuconych jabłek Ozirów. Zdjęła nakrycie głowy. Długie blond włosy opadły na twarz, ale odgarnęła pukle, odsłaniając dojrzałą cerę i piękne oczy.

Podeszła bliżej chłopca i oddała Eliotowi owoc.

– Witaj dziecko. Nazywam się.....

– Atma – wypalił. – To ty mnie obserwujesz cały dzień, prawda?

Kobieta skamieniała. Po plecach pogalopował jej emocjonalny dreszcz.

– Skąd znasz moje Imię? – zapytała drżącym głosem.

– Aria mi powiedziała. Mówi, że jest pani smutna... – oznajmił Eliot i zamilkł na chwile, marszcząc czoło w skupieniu. – Aria każe przekazać: „Anaktalin sem perus sinda". Co to znaczy, pani Atmo? – spytał z zaciekawieniem.

Kobieta upadła na kolana.

– Czy powiedziałem coś niemiłego...?

– Nie... Nie dziecko. – Otarła łzy. – To znaczy „Rozpalasz światło w mej duszy", tak mówił do mnie mój tanahel, znaczy mój mąż. – Ujęła policzki młodego Ozira w dłonie. – Czy to ty, Gaelu?

– Mam na imię Eliot, psze pani – odpowiedział grzecznie.

– Eliot! Wracaj! Jedziemy do gospody!

– To mój tato, muszę już iść, pani Atmo. – Uśmiechnął się niewinnie. – Proszę nas kiedyś odwiedzić; na pewno pani trafi. – Eliot obrócił się na pięcie i podbiegł do ojca.

Starsza wycofała się w cień i łupnęła plecami o pobliski mur. Emocje przepychały się przez gardło, skręcając krtań jak wyżymaną ścierkę. Jej ściśnięta, uproszczona forma nie radziła sobie z emocjami, które uderzyły niczym sztormowa fala. Chwytała powietrze: powoli, stopniowo, małymi łykami. Chciała nad tym zapanować.

Wewnętrzny krzyk przygasał stopniowo, aż przybrał bezkształtną formę majaczącego lęku – z tym uczuciem Atma była obeznana. Osunęła się na klepisko, żeby przygotować spięte ciało na konieczne oczyszczenie.

Wybuchła! Eksplodowała szlochem i panicznym śmiechem jednocześnie.

Pomogło.

Sztorm przeszedł w łagodną falę spokoju. Nie dowierzała... nie dowierzała ani wzrokowi, ani słuchowi. Wolała nie wierzyć niż znów zostać oszukaną przez obłudną nadz... Ale przecież on stał... Tuż przed nią, w nowej formie. Narodził się ponownie i znał jej imię.

Otarła łzy i spojrzała w niebo z nadzieją, jakiej nie czuła od bardzo dawna. Uśmiechnęła się i jednocześnie zatrzęsła z przerażania.

***

Selekta właśnie przegrywała walkę z własną agresją i podekscytowana zakasywała rękawy, gotowa rzucić się na piechura, który miał czelność kwestionować jej kobiecość. Na całe szczęście dla nich, i dla całej wyprawy, Lejli udało się udobruchać strażników, więc obeszło się bez aresztu. Czarodziejka zdołała nawet wypytać urzeczonych jej widokiem młodzików, gdzie dokładnie leżą baraki, i to pomimo chaosu, jaki zapanował, kiedy mężczyźni zaczęli tłumaczyć jeden przez drugiego, niczym koguty odstawiające popis przed piękną kurką.

Stanowisko zwierzchnika miejscowej gwardii piastował stary przyjaciel ojca Wilfreda i jego samego, Kristoff Weismann: weteran Wojen Wschodnich i kompan Fredryka podczas wielu kampanii na południu. Zresztą nie tylko w Watenfel Cesarz stawiał na swoich. W każdej stolicy prowincji władzę nad gwardią powierzano zasłużonemu człowiekowi, którego władca osobiście mianował z szeregów oruńskiej gwardii i tak Wiesmana zastąpił Hektor, a scheda po Wulkirze zapewne przypadnie Sorokinowi: jego prawej ręce.

Trybada miała przekazać rozkazy z Oruun w ręce Kristoffa i nikogo innego. Pretekst, żeby wypytać właśnie jego o nastroje i sytuację w mieście. Kobiety przeszły kilka przecznic więcej, zataczając niewielkie półkole. Wszystko po to, żeby chłodne powietrze ostudziło kipiącą Trybadę, zanim ta spotka się z Wiesmanem. Jego Lejla już mogłaby nie udobruchać tak łatwo jak młodzików przy murach.

W końcu, zza ciasno upakowanych kamienic wyłonił się długi garnizon z szerokim placem upstrzonym sprzętem do ćwiczenia fechtunku i łucznictwa. Biorąc pod uwagę ilość zbrojnych patrolujących miasto, Selekta spodziewała się mnóstwa nowych rekrutów a tu... Tu było zaskakująco pusto. Przed wejściem do budynku Trybada spojrzała w górę. Nad drewnianymi wrotami wisiała Walonu: biały kruk na czarnym tle. Po sungardzkich barwach nie było śladu.

Zasępiła minę.

– Bodź ostrożna – nakazała Lejli z niepokojącą powagą.

– O co chodzi?

– Coś tu nie gra. Trzymaj się blisko mnie. – Złapała czarodziejkę mocno za rękę i obie przekroczyły próg koszar.

Budynek świecił pustką podobnie jak jego obejście. Minęły zakręt i wyszły naprzeciw pokaźnych podwojów. Dwóch strażników uzbrojonych w krótkie miecze z głowicami w kształcie wiecznie otwartego oka oraz wojskowe kaftany z białymi ptasimi łbami wymalowanymi na piersiach wskazywały na kolejnych Kruków. Obaj mężczyźni skrzyżowali spisy, blokując przejście.

– Major kazał sobie nie przeszkadzać – warknął jeden z nich.

Major?, pomyślała Trybada, ale przygryzła język i wyciągnęła zwój z cesarską pieczęcią, a następnie odsłoniła metalowy glejt na rękawicy.

– Mistrzyni Selekta Weil z zakonu Sióstr Miłosierdzia w Telmonton. Z rozkazu Cesarza Wilfreda IV mamy się spotkać z Sir Kristofem Weismanem.

Zbrojni spojrzeli po siebie, po czym jeden z nich uchylił masywne skrzydło i zniknął we wnętrzu izby. Minęła chwila, nim stanął ponownie w progu.

– Możecie wejść – burknął od niechcenia.

Drugi Kruk cofnął broń, po czym obaj sprawdzili, czy ambasadorki nie mają przy sobie broni – Lejlę dziwnym trafem obmacano bardziej skrupulatnie. Po kilku nerwowych oddechach obie weszły do siedziby sierżanta, który teraz najwyraźniej mocno awansował. Wewnątrz panował zaduch, a okna przysłaniały kotary z gęsto plecionej materii. Mrok w głębi pomieszczenia przełamywały nieliczne znicze rozwieszone w kilku miejscach na ścianach. Selekta skupiła wzrok na centrum komnaty. Nad szerokim stołem pochylał się postawny mężczyzna w pełnym umundurowaniu; wpatrywał się w dużą mapę miasta rozłożoną na zagraconym blacie.

Na widok kobiet zwinął pergamin z naniesionymi znacznikami i założył racę za siebie, prostując plecy.

– Czemuż to zawdzięczam kontrolę z Oruun? – spytał szorstko, zaczepnie. Ewidentnie nie był zachwycony ze spotkania, ewidentnie też nie był sześćdziesięcioletnim sierżantem Kristoffem.

Pierwszy fakt kompletnie nie obchodził Selekty, drugi natomiast mocno zaniepokoił.

– Poszukuje sierżanta Weismana. Mamy rozkazy ze stolicy.

Słowo „stolica" wywołało grymas niesmaku na kwadratowej twarzy majora.

– Został oddelegowany w inne miejsce – rzucił oschle. – Z rozkazu namiestnika Galata obecnie ja sprawuję pieczę nad gwardią miejską. Możecie zostawić list. Zapoznam się z nim.

Safonka prychnęła lekceważąco.

– A ty to, kto?

– Major Karl Burkhard, dowódca oddziału Białych Kruków w Watenfel – odpowiedział, prężąc szeroką klatę. Skórzany dublet zatrzeszczał rozpierany od wewnątrz. – A teraz zostawcie ten zwój i dajcie mi pracować w spokoju. To miasto to bulgoczący kocioł, który ktoś musi opanować. – Machnął ręką lekceważąco i podszedł do innej mapy naciągniętej na drewniany pulpit.

– Niestety rozkazy mają być dostarczone do rąk własnych – naciskała Selekta, opierając zaczepnie ramiona na blacie biurka. – Powiedz, gdzie znajdę sir Wiesmana i już nas nie ma.

Ignorowanie własnej osoby, w szczególności przez mężczyznę, traktowała jako swoiste wyzwanie do walki, które oczywiście z chęcią przyjmowała. Na dodatek wiedziała, że legalna wymiana zwierzchnika straży bez wiedzy korony nie jest możliwa i nie wróży nic dobrego. Jej serce przyśpieszyło, a mięśnie spięły się, szykując ciało do obrony – lub ataku. Pogłaskała niewielki kord przyczepiony pod sprzączką grubego pasa.

„Stój!", wrzasnął rozsądek. Spojrzała na Lejlę i ochłonęła.

– Nie... wiem... gdzie... on... jest! – wyrecytował Burkhard prosto w rozeźlone oczy Trybady. – Nie jestem jego niańką! Zostawiasz zwój czy nie, twoja wola. Tak czy inaczej, mój czas się skończył. Straż! – Do pomieszczenia wkroczyli obaj strażnicy. – Wyprowadzić!

– Auu! Puszczaj! – protestowała czarodziejka, gdy jeden z Kruków złapał ją mocno za ramię.

Sztylet błysnął w powietrzu, a metalowe żądło zawisło przy krtani strażnika.

– Jeszcze raz ją szarpniesz, to pobrudzisz majorowi podłogę – ostrzegła Selekta.

Kruk spojrzał na Burkharda. Ten dał znak, żeby odpuścił.

– Słuszna decyzja. – Safonka splunęła na stół. – Cesarz dowie się, jak jego wysłannicy są tu traktowani. Tego możesz być pewny. Chodź mała! Wychodzimy stąd. – Pochwyciła Lejlę pod ramię i obie wyszły w eskorcie Kruków. Burkchard stał nieruchomo, drgała tylko jego warga poruszana skłębioną złością. Po chwili z całych sił rąbnął pięścią w stół. Gruby dębowy blat pękł w pół jak przepieczony podpłomyk.

– Blejzer!! – zawołał przed siebie. Z cienia wyłonił się mężczyzna w czarnym skórzanym pancerzu, z kuszą na plecach oraz dwoma niezwykłymi, runicznymi sztyletami przytroczonymi do pasa.

– Wzywałeś, majorze? – Głos zniekształcała opaska okalającą usta i nos, a odkryty fragment twarzy wokół oczu i skroni straszył natłokiem blizn.

– Widziałeś, co tu się stało?

– Tak, majorze – potwierdził Blejzer.

– Te dwie nie mogą opuścić miasta! Nie jesteśmy jeszcze gotowi na otwarty konflikt – rozkazał Burkhard i odwrócił się do niego plecami. – Śledź je, a w razie potrzeby... wiesz, co masz robić – dokończył spokojnym głosem.

– Tak, majorze – Blejzer przyłożył pięść do piersi i zniknął w cieniach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro