Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

PROLOG



Kasia POV:

     Z trudem otwieram powieki i uśmiecham się na pierwszą myśl, jaka przychodzi mi do głowy. Dziś ostatni dzień tego beznadziejnego roku. Pełnego stresu, monotonności, smutku i nudy. Założyłyśmy sobie z dziewczynami, że rok, który rozpoczniemy tuż po północy będzie inny - niesamowicie przeżyty, wypełniony wspomnieniami, niemożliwy do pożałowania a przede wszystkim spędzony razem. Od początku do końca, od pierwszych minut, po te ostatnie. Zmienimy się, zmienimy swoje nawyki i przyzwyczajenia. W nowym roku nie będzie istniało dla nas takie słowo jak nuda. Czy się boje? Sama nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale wiem jedno, na pewno byłabym tysiąc razy bardziej przerażona, gdybym miała powtórzyć to coś, co właśnie się kończy. Nie, nie, nie - na samą tą myśl moje ciało oblewają ciarki.

     Słyszę dźwięk telefonu, równie znienawidzony co przeszły rok. To też muszę zmienić, cholera, chyba wszystko muszę zrewolucjonizować.

     - Tak, słucham? - pytam osoby po drugiej stornie słuchawki, nie patrząc nawet w ekran komórki.

     - Wiesz która jest godzina do cholery? Ile razy można próbować się do ciebie dodzwonić? - słysząc znany mi głos przewracam oczami. Kto inny mógłby mi się drzeć do słuchawki w tym momencie jak nie Róża?

     - Nie wiem, która? - drapie się po głowie, jednocześnie bojąc się odpowiedzi.

     - Trzy-kurwa-nasta. - mimo, że jej nie widzę to wiem, że cedzi to przez zaciśnięte zęby.

     - Wkręcasz mnie, prawda? - zadaje pytanie ze złudną nadzieją, że odpowie mi z korzyścią dla mojej osoby.

    - Dopiero mogę zacząć. Podnoś dupę z łóżka, kurna Kaśka. Nikt nie będzie jak zawsze czekał na ciebie, bo nigdy nie możesz być punktualna. - odpowiada.

     - Dobra, nie krzycz już. Chociaż się wyspałam za dziesięciu. Wstaje już, spokojnie. Widzimy się za czterdzieści minut, buźka. - po czym rozłączam przyjaciółkę. Nie zniosłabym więcej jej krzyków dzisiejszego dnia. Przynajmniej nie w tej formie.

     Podnoszę moje poszkodowane kości z legowiska i pierwsze co robię, to się przeciągam.
Następnie rozglądam się po pokoju. Nie widzę w nim moich braci - zapewne gdyby byli w domu, to nie zdarzyłoby mi się zaspać, a w tej chwili byłoby to bardzo przydatne. Przez niewielkie szpary zasłon okiennych wpadają promienie słońca. Mimo kolejnej znienawidzonej przeze mnie rzeczy, czyli pory roku dzisiejszy dzień sprawia wrażenie znośnego. Wchodząc do kuchni, witam rodziców skinieniem głowy i szczerym uśmiechem. Nastawiam wodę na kawę, wsypuję do głębokiego kubka niewielką ilość kofeiny i dodaje dwie łyżeczki cukru, żeby jak zawsze osłodzić sobie trochę życie. Nie jestem typową kobietą, ale podstawą każdej kobiety powinna być schludność , dlatego następnie idę do łazienki, żeby wyglądać przyzwoicie. Kiedy osiągam swój cel, zerkam na zegarek i dostrzegam, że za chwilę będę spóźniona. Zakładam moje ukochane ocieplane buty, narzucam na siebie kurtkę i niemal wybiegam z mieszkania.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro