Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piękno Róży I Miłości

„Szczegółowo analizując płatki nikt jeszcze nie pojął piękna róży"

– Anthony de Mello



           Milan, patrząc pustym wzrokiem, przygotowywał posiłek dla staruszki. Jego myśli wciąż krążyły wokół Amber, z którą rozstał się miesiąc temu. Jego blada cera i podkrążone oczy ukazywały cierpienie, jakie trapiło go każdego dnia. Wychudzone ciało było zmęczone, a brak regularnych posiłków pogarszał sytuację. Czuł się wykończony, mimo iż miał dopiero dwadzieścia pięć lat. Posłodził herbatę łyżeczką cukru i położył ją na tacce obok talerzyka z dwoma kanapkami z dżemem truskawkowym.

Wszedł do pokoju Anny, która siedziała w starym, bujanym fotelu. Przykryta była grubym, szarym kocem. Jej zmęczone życiem spojrzenie utkwione było w ekran telewizora, na którym aktualnie leciały reklamy. Kobieta uśmiechnęła się na widok wnuka.

– Przyniosłem śniadanie. – uśmiechnął się do niej lekko. – Smacznego. – powiedział, kładąc tacę na kolanach kobiety.

– Dziękuję, wnusiu. – znów obdarzyła chłopaka szczerym uśmiechem.

Upiła łyk ciepłej herbaty i spojrzała na Milana. Martwiła się o niego, widząc go w takim stanie. Miała wrażenie, że z dnia na dzień z mężczyzną było coraz gorzej.

– Może powiesz mi w końcu, co się dzieje? Dlaczego Amber już nas nie odwiedza? Pokłóciliście się? – zadała te same pytania, co każdego dnia, choć już nie wierzyła, że dostanie na nie szczerą odpowiedź.

Jej zielone, poszarzałe oczy wpatrywały się w ukochanego, jedynego wnuka. Gdyby tylko mogła, zabrałaby od niego całe cierpienie na swoje barki.

Chłopak spojrzał na nią smutnym wzrokiem i tym razem postanowił odpowiedzieć. Milczenie lub okłamywanie babci było dla niego uciążliwe. Sam też chciał w końcu na głos powiedzieć to, z czym nie mógł się pogodzić. Tym bardziej w dniu walentynek, na które przecież miał tyle planów. Największą niespodzianką, jaką planował dla swojej dziewczyny były zaręczyny. Chciał w romantyczny sposób się jej oświadczyć.

– Tak babciu, rozstaliśmy się. – wydusił z siebie w końcu, po dłuższej chwili milczenia.

Staruszka odłożyła herbatę na tackę i oblizała spierzchnięte wargi.

– Dlaczego kochanie? Czy powód jest aż tak ważny, by się rozstać? Przecież tak ogromnie cierpisz, ona zapewne też. – westchnęła głośno kobieta.

– Był poważny, chyba. Ona za bardzo mnie kontrolowała. Sprawdzała mój telefon, a miesiąc temu mnie śledziła tylko dlatego, że nie poinformowałem ją o spotkaniu z kolegą. Pokłóciliśmy się i w złości z nią zerwałem. – wyznał szczerze.

Staruszka delikatnie się uśmiechnęła i upiła łyk herbaty, by zwilżyć usta.

– Może miała powody? Może wcześniej została oszukana, zdradzona? Rozmawiałeś z nią kiedyś o tym? – insynuowała wyrozumiała kobieta.

– Nie. – szepnął chłopak, zdając sobie sprawę z ogromnego błędu.

Nigdy nie pytał ukochanej, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Nie chciał wnikać w jej przeszłość, więc nie pytał o poprzedni związek. Sam przecież o swoim nic nie mówił, bo uważał, że przeszłość należy oddzielić grubą kreską i nie ma powodów, by do niej wracać. Ale może nie każdy mógł zapomnieć tak, jak on? Może nie każdy umiał pogodzić się z przeszłością? Przeszłość przecież jest w stanie odciskać na ludziach niezmywalne piętno.

– Może biedna Amber potrzebowała pomocy, rozmowy z tobą lub z psychologiem? Miłość jest bardziej skomplikowana, niż ci się wydaje wnusiu.

Kobieta delikatnie przekręciła wzrok w stronę małego stolika. Przykryty on był ozdobną, haftowaną serwetą, a na nim stał bukiet świeżych kwiatów w szklanym wazonie oraz czarno-białe zdjęcie starszego mężczyzny, zmarłego męża Anny. Po pomarszczonym policzku kobiety spłynęła łza. Milan przygryzł dolną wargę, zły na siebie, że spowodował powrót babci do jakiś smutnych wspomnień.

– Miłość wnusiu jest, jak kwiat róży. – mówiła, nie odrywając wzroku od zdjęcia męża. – Jest piękna, ale ma kolce. Łatwo się nią skaleczyć, ale bez niej nasze życie jest puste. – powiedziała łamiącym się głosem i otarła kolejną łzę spływającą po policzku.

Chłopak w milczeniu przyglądał się kobiecie, wiedział, że babcia dopiero zaczyna opowiadać i zamierzał jej wysłuchać.

– Gdy dziadek umarł, żałowałam każdej chwili, którą spędziliśmy na kłótni. Każdej minuty, którą przemilczeliśmy, ale najbardziej żałowałam roku, który spędziliśmy osobno. Rozstaliśmy się na ponad rok, tylko dlatego, że nie potrafiliśmy sobie zaufać. – wyznała smutno kobieta i wróciła wzrokiem do wychudzonego mężczyzny.

– Opowiesz mi o tym, babciu?

Kobieta potwierdziła skinieniem głowy i znów upiła trochę herbaty. W tym czasie chłopak podsunął sobie drewniane krzesło i usiadł na nim naprzeciw kobiety.

– To były inne czasy, medycyna nie była tak rozwinięta, jak teraz, ludzie nie byli tak świadomi, jak teraz. Byliśmy już dziesięć lat po ślubie, gdy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami, trzeci raz. Byłam wtedy w ciąży z twoją mamą, byliśmy tacy szczęśliwi z powodu kolejnego dziecka. Problem pojawił się jednak podczas kontrolnych badań.

– Co się stało? – zapytał zaciekawiony chłopak.

– Lekarz oznajmił, że jestem zakażona wirusem HIV. – rzekła smutno babcia.

Chłopak zmarszczył czoło i słuchał dalej.

– W tamtych czasach za przyczynę tego wirusa uznawano jedynie stosunek seksualny. Od tamtego dnia nasze życie się zmieniło, zaczęły się codzienne kłótnie. Podczas pierwszych dwóch ciąży nic takiego nie wykryto, więc przypuszczaliśmy, że do zdrady doszło w ciągu ostatnich czterech lat. Byłam wściekła na Jana, krzyczałam, płakałam, wyzywałam go. Hormony spowodowane ciążą sprawiały, że przeżywałam to wszystko znacznie bardziej. Dodatkowo z każdym dniem coraz bardziej martwiłam się o dziecko, że będzie zarażone. Mąż zaczął mnie wyzywać, był wściekły i uznał, że dziecko prawdopodobnie nie jest jego. W końcu odważył się pójść do lekarza, zrobił sobie badania i okazało się, że był zupełnie zdrowy. To tym bardziej świadczyło na moją niekorzyść. Byłam w czwartym miesiącu, gdy mnie zostawił. – opowiadała łamiącym się głosem. – Do samego porodu każdego wieczoru wypłakiwałam się w poduszkę. Czasem przychodził brat mi pomóc, bo byłam sama z dwójką dzieci, a trzecie nosiłam pod sercem. Było mi bardzo ciężko, w dodatku cały czas o wszystko obwiniałam dziadka. Byłam przekonana, że to on mnie zaraził, jakimś cudem samemu unikając choroby. Modliłam się, by moje dziecko urodziło się zdrowe. Po porodzie przebadano dziecko, było zdrowe, później powtórzono moje badania i lekarze byli w szoku. Ja też byłam zdrowa, a przecież ta choroba była nieuleczalna. Oznaczało to, że albo badania wyszły nieprawidłowo, albo pomylono wyniki. Gdy tylko opuściłam szpital, wysłałam list do dziadka. Wyjaśniłam w nim wszystko i prosiłam, by wrócił. Wciąż miałam żal do niego, jednak byłam gotowa mu wybaczyć. Wiedziałam, że oboje zasługiwaliśmy na drugą szansę. Mijały jednak dni, tygodnie, a on nie wracał. Wciągnęłam się w wir pracy w gospodarstwie, całą uwagę skupiłam na dzieciach i starałam się pogodzić z tym, że mężczyzna mojego życia odszedł, że już nigdy go nie spotkam, nie przytulę, że już nigdy nie powie, że mnie kocha. I tak upływały mi kolejne miesiące na pracy i tęsknocie. W dzień moich urodzin obudziło mnie starsze rodzeństwo twojej mamy, przynosząc do łóżka własnoręcznie zrobione laurki. Wstałam uśmiechnięta i poszliśmy razem do kuchni przygotować śniadanie. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi, bardzo się zdziwiłam, bo było stanowczo za wcześnie na gości. Otworzyłam drzwi i zamarłam. W progu stał Jan z bukietem czerwonych róż w ręku. Bez słowa wziął mnie w swoje ramiona i mocno przytulił. Oboje się wtedy popłakaliśmy. Odsunął się delikatnie, zcałował łzę z mojego policzka i powiedział, że mi wybacza. Zdziwiona zapytałam, co mi wybacza, a on odpowiedział, że zdradę. Powiedział, że jestem miłością jego życia i mimo wszystko chce być ze mną do śmierci, jak przysięgał przed ołtarzem. Wtedy wyjaśniłam mu, że żadnej zdrady nie było i powiedziałam o liście, który mu wysłałam. On jednak go nie dostał. Od wtedy Jan wrócił na stałe do domu i nasze wspólne życie, było jeszcze piękniejsze niż przed rozstaniem. Zrozumieliśmy, że niemal wszystkiego nie zniszczyliśmy przez brak zaufania.

– Jejku babciu, nie wiedziałem. – odparł chłopak.

– Najsmutniejsze jest to, że on sobie nigdy tego nie wybaczył. W dniu śmierci, gdy trzymałam go za rękę i się żegnaliśmy, po stokroć przepraszał, że straciliśmy przez niego rok, że przez rok byliśmy nieszczęśliwi. – załkała kobieta. – Ja też tego żałowałam, ale nie miałam mu tego za złe. Tak bardzo cierpiałam, gdy umierał. Wtedy odchodził już na zawsze.

Po policzku chłopaka również spłynęła łza. Podszedł i przeczesał siwe włosy staruszki, następnie ucałował ją w czoło.

– Dziękuję babciu. Muszę jechać.

– Do niej? – zapytała staruszka, ocierając łzy.

Chłopak skinął głową i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Kobieta patrzyła, jak odchodzi, lekko się uśmiechając.

– Milan! – zawołała, gdy był już w progu pokoju.

– Tak? – zapytał, odwracając głowę w stronę staruszki.

– Gdy wrócisz, zawieziesz mnie na cmentarz? Dzisiaj jest dzień zakochanych, nie mogłabym nie odwiedzić ukochanego.

– Oczywiście, babciu. - uśmiechnął się serdecznie.

Milan włożył do kieszeni spodni portfel i komórkę, wyszedł z małego, drewnianego domu. Poczuł na twarzy chłodne krople deszczu i spojrzał w ciemne, usłane deszczowymi chmurami niebo. Wsiadł do samochodu i szybko ruszył. Po czterdziestu minutach jazdy dotarł do Hogerburgu. Zatrzymał się pod jedną z kwiaciarni i poprosił o bukiet czerwonych róż. Zapłacił, chwycił bukiet do ręki i szybkim krokiem wyszedł z kwiaciarni. Wsiadając do auta, poczuł ukłucie. Odłożył delikatnie bukiet na siedzenie pasażera i spojrzał na dłoń. Ze wskazującego palca sączyła się spora kropla czerwonej krwi.

– To znak. – szepnął. – „Miłość jest jak róża, łatwo się nią skaleczyć." – wspomniał słowa babci, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Podjechał pod blok, w którym mieszkała dziewczyna. Stanął pod drzwiami jej mieszkania z bukietem w dłoni. Zadzwonił dzwonkiem i po dwóch minutach drzwi się otwarły. Piękna blondynka w różowym szlafroku stanęła na wprost Milana. Źrenice jej dużych, niebieskich oczu rozszerzyły się na widok byłego chłopaka. Odruchowo poprawiła rozczochrane włosy.

– Milan? – szepnęła wzruszona.

– Amber. Kocham cię. – wyznał chłopak i złożył na jej ustach namiętny pocałunek.

Jego serce waliło jak szalone, bał się, że dziewczyna go odrzuci. Ona na szczęście splotła dłonie na jego karku i poddała się magicznej chwili. Z jej oczu wymknęły się niechciane łzy. Były to jednak łzy szczęścia.

– Wybaczyłeś mi? – pisnęła, gdy chłopak przerwał pocałunek.

– To ty mi wybacz. Wybacz, że cię zostawiłem. – szepnął w jej usta.

– Miałeś powód. Wiem, że to, co robiłam, było złe. Ja... – zająknęła się. – ja się leczę. Gdy mnie zostawiłeś, zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Regularnie chodzę na terapię, by zmienić swoje zachowanie. Ja naprawdę próbowałam ci ufać, ale... – urwała.

– Ale co? Powiedz skarbie? – zapytał, czule dotykając twarz dziewczyny.

Zewnętrzną częścią dłoni otarł łzę z policzka ukochanej.

– Mój były chłopak miał narzeczoną. Ja bardzo go kochałam, a później dowiedziałam się, że nie byłam dla niego jedyną kobietą. Byłam tą drugą, on nigdy mnie nie kochał. Od tamtej pory mam ogromne problemy z zaufaniem. – westchnęła smutno.

– Poradzimy sobie z tym. Obiecuję, że ci pomogę. Będziemy szczęśliwi, jak jeszcze nigdy nie byliśmy. Inaczej to miało wyglądać, ale... – powiedział, klękając na jedno kolano. – Czy ty Amber uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Moją jedyną, ukochaną żoną?

Oczy dziewczyny zaszkliły się, a usta wygięły w szczerym uśmiechu. Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa kiwnęła jedynie głową, a mężczyzna wstał i wręczył jej bukiet. Wziął ukochaną na ręce i wniósł do mieszkania. Kopnął za sobą drzwi wejściowe, by zamknęły się za nimi. Przeniósł ją przez korytarz i zniknęli za białymi drzwiami sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro