Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piękne Serca

Gdzieś w jakieś bajce, w pięknym zamku wśród natury, żyła sobie młoda księżniczka. Miała wszystko czego mogła sobie zapragnąć. Jeżeli chciała czegoś, zostawała to, bez żadnego ale. Przez to była bardzo rozpieszczona, ale co gorsza, to była zepsuta od środka. Wymień najgorsze cechy w osobie, a napewno będą one opisywać księżniczkę.

Pewnej jesiennej nocy, starsza kobieta zapukała do drzwi zamku. Na zewnątrz była okropna burza, dlatego poprosiła o schronienie za tą jedną różę ktorą miała przy sobie. Księżniczka jednak odmówiła pięknej róży, bo nie chciała zapraszać do środka swego zamku, żadnych "szpetnych" osób.

- Księżniczko, niech mój wygląd cię nie zwiedzie. Moje piękno nie znajduje się na zewnątrz, ale w środku jest tak samo piękne jak róża którą trzymam. Czy napewno nie znalazło by się dla mnie schronienie w twoim zamku?

- Nie będę się powtarzać. 

Księżniczka zamknęła drzwi przed nosem obcej kobiety, pozwalając by przemokła ona w burzy. Kobieta zobaczyła wystarczająco, by wiedzieć, że nie było żadnej miłości w sercu dziewczyny. Zawiedziona potrząsnęła głową i wypowiedziała klątwę.

- Nie tylko zamienisz się potwora, który bedzię odwierciedleniem twojego serca, ale równierz każdy inny w zamku zamieni się wspólnie z tobą. Dopóki nie zauczysz się kochać i ktoś nie pryzna się do pokochania ciebie, będziecie wrzyscy żyli w swoich nowych formach.

Księżniczka od tamtego dnia ukrywała się w zamku, wierząc, że nikt jej nigdy nie pokocha. Nie takiego potwora jak ona.

***

W pewnej wiosce zamieszkywała zwyczajna dziewczyna. Przynajmniej miała nadzieję że była zwyczajna, bo się wcale taka nie czuła. Czuła się dziwna porównaniu do innych w wiosce, bo w rzeczywistości bardzo się od nich różniła. Nie była popularna swoim charakterem, ale na wzgląd swojego pięknęgo wyglądu, była bardzo popularna wśród przedstawicieli płci męskiej. Ta młoda dziewczyna zarumieniła tak wiele mężczyzn swoim jednym uśmiechem, ale żaden nigdy jej się nie podobał i nigdy nie poznała powodu, czemu w żadnym choć trochę nie potrafiła się zakochać. Z czasem coraz bardziej odczuwała, że było coś z nią nie tak. Więc gdy była już pełnoletnia, postanowiła wyruszyć z wioski. Chciała poznać świat, siebie i znaleść miejsce w którym się odnajdzie. Zostawiła swoich rodziców, opuściła rodzinną wioskę i ruszyła do miasta. Nagle ciągu jej  podróży, zaczęło padać. Najbliże schronienie jakie widziała było wielkim zamkiem, ciemnym zamkiem wyglądający na opuszczony. Trochę się bała, że był nawiedzony, ale nie miała innego wyboru jeżeli nie chciała się przeziębić. Widząc swój cel, pobiegła szybko do zamku i wszedła przez otwarte drzwi. Nawet nie zdążyła się obejrzeć, a już słyszała jakieś szepty.

- Biedaczysko, cała przemoczona od deszczu.

- Shhh, zamknij się. Może sobie pójdzie.

- Ktoś tu jest? - zapytała przestraszona. Czy jej podświadomość miała rację, że był to nawidzony zamek? - Potrzebuję schronienia na czas deszczu. Jeżeli bym mogła chciałabym równierz tu przenocować, jakoże robi się późno.

- Miejmy serce i pomóżmy jej - znowu słyszała szepty w ciemności.

- Shh!!

- Oczywiście, że ci pomożemy. Jesteś mile widziana. - Oczywiście pierwszy głos, zignorował fakt, że go uciszano, bo chciał pomóc dziewczynie.

- Kto to mówi? - zapytała próbując znaleść osobę w tej ciemności.

Nagle ze ciemności wynurzyła się nie ludzka istota. Widziała upiorny koszmar, przeraźliwego potwora. Pomału zaczęła się odsuwać ku drzwi przez które wszedła.

- Proszę się nie bać panienko. - Uśmiechnęło się do niej, wiele ust które miał na swoim ciele. - To jest jedynie klątwa.

- Mówiłem ci, żebyś się zamknął i co wogóle wychodził z ciemności. Wiesz co nas teraz czeka? Pobiegnie do ludzi i przyjdą nas wszystkich spalić żywcem, głupcu - słyszała gdzieś, ten drugi głos. Co dziwne te słowa bardzo ją uspokoiłały.Martwili się o samych siebie. Bali się co może im zrobić, podobnie jak ona bała się ich.

- Przygotujmy kocyk, rozpalmy ogień w kominku i zaparzmy herbatę dla gościa. Trzeba ją szybko ogrzać zanim się przeziębi.

- Rób co chcesz, ale nie będę ci pomogał w tym uczynku i nie będę brał żadnej odpowiedzialności.

Dziewczyna od razu usłyszała oddalające się kroki. Domyślała się, że to była ta druga osoba... a raczej nie ludzka istota. Czyli sobie poszedł?

- Chodź, zaprowadzę cię do kominka...

Chciała zapytać, czy ją upieczą na tym ogniu, ale nawet jeśli, to nie chciała wiedzieć. A tak naprawdę, to w głębi serca, chciała zapytać, czy to na pewno ok, że tu jest? Czuła się trochę winna, bo wydawało się jej, że przez to, że tu jest, potwory miały... przeczkę.

W końcu postanowiła pójść za potworem, jakoże wydawał się miły mimo swojego przeraźliwego wyglądu. Usiadła na fotelu, przykryła się ciepłym kocem i napiła herbaty z kubka. Od razu poczuła jak ciepło rozgrzewa jej ciało. Gdy dopijała herbatę, zaraz do pokoju przyszedł inny potwór. Miała wiele ramion wychodzących spod jej sukienki i przyniosła z sobą jedzenie dla dziewczyny.

- Oh, jakie biedaczysko. Takie słodkie dziecko, nie zasługuje by chodzić w przemoczonych ubraniach. Będę musiała coś dla niej znaleść, pewnie mamy gdzieś nasze stare ubrania. Powiedz mi kochana, wolisz spodnie czy sukienki?

- Zależy od pogody, a że jest zimno, to chyba spodnie - odpowiedziała. Nie pewnie sięgnęła po kanapkę, próbując udawać, że wszystko było normalne w tym zamku.

- Mhm, zobaczę co znajdę - odpowiedziała. Zerknęła na pierwszego potwora. - Doomboo, nie ma z tobą Muckga?

- Jest trochę zły, bo wpuściłem tu dziewczynę.

- Nie myślałam, że on wogóle potrafii się złościć. Na dodatek zwykle to ty się do niego nie odzywasz, a nie on do ciebie. Nie martwisz się?

Potwór wzruszył ramionami.

- Powiem kilka słodkich słów, przylepię się do niego i pozwolę mu robić ze mną co zechce, a już o wszystkim zapomni. Wiesz, że jestem jego słabym punktem. - Uśmiechnął się świadomie.

- Tak - zaśmiała się. - W każdym razie, pójdę poszukać tych ubrań dla biedaczyska naszego.

Dziewczyna i potwór ponownie zostali sami w pokoju. Tym razem ta cisza wydawała się bardzo niekomfortowa.

- Nazywam się Ysa, a ty Doomboo, tak? - zapytała.

- Yeah.

- Czy ty i twój kolega... wy... czy to relacja romantyczna?

Prychnął rozbawiony. Bawiło go to w jaki sposób się o to pytała.

- Muckga jest moim narzeczonym. Jeszcze zanim zapytasz, to tak, oboje jesteśmy mężczyznami. No prawie, Mu całkowicie nie czuje się komfortowo z tym opisem. Eh, zaraz powiem coś głupiego, już mówię coś głupiego - zrobił przerwę na zastonowienie się, co dokładnie powiedzieć. - Hmm, no więc czuje, że jest mężczyzną, ale równierz nie w pełni. Nazywa to różnie, czasami mówi, że jest po prostu niebinarny, a tłumaczy swoją płeć mówiąc po prostu, że jest w 50% mężczyzną i 50% nie. Normalnie używa określeń, jak brat albo mąż, choć woli gdy się używa określeń jak rodzeństwo czy partner, jeżeli rozumiesz.

Trudno było jej zrozumieć to co usłyszała. Na początek, to nigdy nie słyszała o osobach tej samej płci umawiających się z sobą. Też nigdy nie słyszała o niebinarności, więc całkowicie nie rozumiała wytłumaczenia potwora, choć starała się rozumieć. Wychowała się, myśląc, że tylko mężczyzna i kobieta mogą być razem w związku, oraz że tylko można być 100% mężczyzną, 100% kobietą i poprostu binarnym. Choć ta nowa informacja od potwora była dla niej bardzo obca, wcale jej nie przeszkadzała w niczym.

- Damboo!!! - Usłyszeli ryk z góry.

Oboje nie zdążyli zaregować, a już w pokoju stał najstraniejszy potwór ze wszystkich, wyglądała jak bestia z ciemnych koszmarów. Całe ciało było pokryte czarnych futrem... a szczegółów nawet nie można opisać. Wystarczy, że użyjecie swojej niewinnej wyobraźni do tego.

Pierwsze co zrobiła bestia, to wściekła złapała potwora za ramię. Każdy już był przyzwyczajony do jejagresji. Bo w sercu księżniczki istniał wieczny gniew, który nigdy nie znikał od czasu klątwy i tak naprawdę był skutkiem nieodwracalnego smutku.

- Kto ci pozwolił zapraszać do środka obcą osobę? Hmm? Czy dałam ci pozwolenie?

- Ngh...nie. 

- Proszę puść go, tak naprawdę sama się tutaj wprosiłam - odezwała się dziewczyna zbierając w sobie mnóstwa odwagi.- Wyjdę, więc go puść.

Księżniczka spojrzała na dziewczynę warcząc. Jej cztery oczy wyglądały jakby były gotowe zabić Ysę.

- Wychodź natychmist z mojego zamku. - Bestia nie musiała nic więcej dodawać, by każdy wiedział, że to była groźba.

Ysa była już gotowa by wstać ze fotela i uciekać jak najdalej stąd, ale wtedy na ratunek przyszedł Muckga, narzeczony potwora.

- Księżniczko Abyssling! Puść w tej chwili Boo i nie strasz nie potrzebnie tej dziewczyny.

- Kim jesteś by mi mówić co mam robić?

- Widocznie twoim głosem rozsądku. Przypomnij sobie czemu kilka lat temu rzucono na nas klątwę i spójrz na te dziewczę. Wszedła do zamku, i gdy zobaczyła tego idiotę którego próbujesz udusić, wcale nie uciekła przestraszona, ale przyjęła schronienie którym ją obdarzono. Nie sądzisz przypadkiem, że powinnaś być milsza? Jeżeli ją teraz przestraszysz, to napewno za parę dni przyjdzie tłum próbujący nas wszystkich  spalić w ogniu.

Księżniczka nie mogła zaprzeczyć. Ten nocny robak wcale się nie mylił i dobrze wiedziała co chciał jej powiedzieć, ta dziewczyną którą widziała przed sobą, mogła być jej przeznaczenieniem... jedyną szansą żeby zdjąć klątwę. Bedąc przekonana, przez swój "głos rozsądku", puściła potwora wolno i podeszła do trzęsącej się dziewczyny.

- Możesz tu zostać. Ktoś przygotuje dla ciebie pokój.

- Och - zdziwiła się. - Dziękuję ci bardzo.  Naprawdę już się bałam, że będę musiała wrócić na dwór do tego deszczu, kiedy na dodatek już jest ciemno. Bym się bała spacerować po tym lesie w nocy.

Księżniczka nic nie odpowiedziała idąc spowrotem na górę. Zostawiła ich trójkę samych.

- Nic ci nie jest, Boo? - zapytał potwór, ale nadal nie wyszedł z ciemności. Nawet po to zaopiekować się swoim narzeczonym.

- Myślałem, że umrę! - Położył się na ziemi. Miał nadal lekko załzawione wszystkie swoje oczy. - Dobrze, że przyszedłeś mnie uratować. Mój rycerzu~

- Widzę, że masz się świetnie... Uszykuję sypialnię gościnną dla dziewczyny. Zaprowadź ją tam później.

- Dobrze, kochanie~ Bay Bay.

Ysa jeszcze chwilę się ogrzała przed kominkiem i porozmawiała z Damboo. Cały czas jedyne co robiła, to go przepraszała za tą są sytację, a potem cały czas dziękowała za ugoszczenie jej. Bez przerwy mówiła to samo, a głównie dlatego, że nadal była w szoku po spotkaniu z bestią, czyli Księżniczką.  Definitywnie podczas rozmowy przy kominku czuła jak nadal miała zwiększone tętno. Naprawdę przez chwilę myślała, że jednak będzie to jej dzień śmierci... a jednak nadal żyła.

Na koniec dnia, dziewczyna została zaprowadzona do sypialni. Na łóżku leżały już gotowe dla niej ciuchy, więc szybko się przebrała i od razu beztrosko zasnęła. Gdy wstała rano, to nadal padał deszcz, dlatego zaproponowano jej by została aż nie przestanie padać i oczywiście się zgodziła. Ale deszcz nie przestawał padać, więc każdego dnia jej pobyt się przedłuża. Parę dni później przyszedła do dziewczyny, księżniczka. Zapukała grzecznie do drzwi jej pokoju i zapytała czy by chciała wspólnie zjeść obiad. Szybko wspólne obiady stały się ich rutyną. Nigdy z sobą nie rozmawiały, mimo, że siedziały przy tym samym stole i jadły.

Deszcz nie przestawał padać od wielu dni i wszystkie te dni spędziła Ysa w zamku potworów. Minął miesiąc i nagle gdy obudziła się o poranku śniło piękne słońce, co oznaczało, że nastał dzień pożegnania. Pożegnała się z wszystkimi z smutkiem.

- Ysa, moja mała dziewczynko, zawsze będziesz mile widziana w zamku - objęła ją pakojówka swoimi wieloma ramionami. 

- Dziękuję Brine. 

- Natępnym razem gdy nas odwiedzisz, ja i Mu weźmiemy szybki ślub. 

- Dobrze, nie mogę się doczekać - zaśmiała się. 

Gdy nastało pożegnać się z księżniczką nastał bardzo niezręczny moment. Na wszystkich patrzyła jak na przyjaciół, a na księżniczkę nie nauczyła się patrzeć inaczej niż na panią tego zamku. Jadły każdego popołudnia wspólnie obiad, ale nigdy nie miały normalej rozmowy i pozatym nie łączyło ich nic więcej. 

- Pokój gościnny który używałaś... zawsze będzie miał miejsce dla ciebie. 

- Dziękuję Księżniczko Abyssling. 

- ..nazywaj mnie Aby albo Ling. 

- Dobrze, Ling. - Posłała przyjazny uśmiech księżniczce. 

Ysa weszła ponownie na właściwą ścieszkę i ruszyła do miasta. Spełniła swoje marzenie, zaczynając nowe życie. Mijały dni, tygodnie i mimo wszystkiego nie czuła się tak super jak myślała. Trudno było znaleść tutaj przyjaciół. Nie było prosto poznać ludzi, gdy wrzyscy już mieli stałych znajomych. Po pewnym czasie, uświadomiła sobie, że minął miesiąc i nadal nie ułożyła sobie dobrego życia w mieście... a w zamku tak szybko utworzyła mocne więzi z innymi. Nigdy jej nie powiedzili, na czym naprawdę polegała ich klątwa, ale nie potrzebowała tej wiedzy, by wiedzieć, że byli dobrymi istotami. 

Ysa postanowiła odwiedzić zamek pewnego dnia. Oczywiście od razu poczuła falę miłości, od wszystkich których tam poznała. Coraz częściej podróżowała między miastem i zamkiem, aż wkońcu postanowiła zamieszkać w zamku na jakiś czas. Co było najdziwniejsze, od czasu kiedy zamieszkała na stałe w zamku, księżniczka próbowała ją zagadywać podczas obiadów. Zaczęło się od rozmowy o pogodzie, od ostatnio przeczytanych książkach, ulubionej muzyce i zainteresowaniach, aż nagle dotarły do realacji, gdzie mogły być bardziej otwarte o sobie.

Pewnego dnia księżniczka szykując się na wspólny obiad, uświadomiła sobie jedno, czuła coś do Ysy i chciała by dziewczyna czuła to samo do niej. Aby zaczęła proponować dziewczynie, różne rzeczy które by mogły porobić razem. Jakoże była zima, dużo czasu siedziały na zewnątrz. Budowały wspólnie bałwany, miały bitwę na śnieszki i robiły aniołki w śniegu. W środku też coś znajdywały do roboty, czytały w bibliotece, piły herbatkę albo naprzykład słuchały muzyki. Pewnego razu Aby odważyła się poprosić Ysy o taniec. Nie było widać jej zarumienienia na twarzy, przez futro, ale było tam. Ysy nie pewnie podała dziewczynie dłoń, zgadzając się tym ruchem na taniec. Dziewczyna z wioski poraz pierwszy raz czuła motyle w brzuchu.

- Ysa, muszę ci się doczegoś przyznać. Nie jestem dobrym człowiekiem, nie mam dobrego serca i tym bardziej nie jest ono piękne.

- Nie jest źle. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się razbawiona.

- Mówię serio.

- Nie mogę z tobą całkowicie zgodzić, bo moim zdaniem masz piękne serce. Jesteś naprawdę najlepszą przyjaciółką, jaką mogłabym mieć. - Przytuliła się do jej klatki piersowej. - Widzę skąd możesz tak o sobie myśleć, bo masz kilka cech, które dałoby się poprawić... ale nikt nie jest idealny. Nikt nie może być całkowicie dobrym człowiekiem.

- ...Parę lat temu gdy jeszcze funkcjonowałam jako prawdziwa księżniczka, zapukała do drzwi tego zamku, pewna kobieta. Odmówiłam jej schronienia ciągu burzy, bo była brzydka.

- Co? To okropne i nie ludzkie. Naprawdę, nie wpuściłaś jej tylko dlatego, że była trochę brzydsza?

- Nawet nie wiem co sobie wtedy myślałam. Byłam głupim dzieckiem, nadal jestem głupia, ale wtedy byłam maksymalnie głupia - westchnęła. - Ale okazało się poźniej, że ta kobieta, była różaną wróżką testującą dobro w sercach istot. Nie zdałam jej testu, i skutkiem tego jest moja klątwa, która równierz dotknęła moich służących.

- Czyli o to chodzi w twojej klątwie i dlatego jesteście potworami?

- Tak.

- Powiem ci szczerze, że naprawdę byłaś okropna, ale ta wróżka nie powinna rzucać tak sobie klątw. Może ty sobie jeszcze zasłużyłaś, ale co twoji pracownicy mają wspólnego z twoim kiepskim zachowaniem?

- No właśnie - zaśmiała się księżniczka.

To był dzień kiedy Ysa odkryła prawdę o klątwę. Cięszyła się, że w końcu poznała co się kryło za klatwą jej przyjaciół. 

Parę tygodni później księżniczka zauważyła, że dziewczyna dziwnie się jej przepatriwała podczas obiadu.

- Echem, mam coś na twarzy? - zapytała.

- Nie.. masz obraz tego jak wyglądałaś wcześniej? Jesteś straszna jako potwór, ale czuję, że naprawdę byłaś ładna.

- Nie mam żadnego obrazu. Zniszczyłam wszystkie w złości, niektóre lustra też, bo nie mogłam patrzeć na samą siebie.

- Och, to dużo tłumaczy. W każdym razie masz ładne oczy, lubię niebieski kolor. - Posłała jej swój przyjazny uśmiech.

- Dziękuję...

Kolejne dni mijały a Aby zauważyła, że Ysa zachowywała się coraz dziwniej. Było tak, aż nagle dotarli do wiosennego dnia.

- Ling!

- Coś się stało? - Księżniczka podniosła pytająco brwi, patrząc na podbiegając do niej dziewczynę.

- Muszę coś ci powiedzieć.

- Co?

Dziewczyna odwróciła wzrok od potwora, nie mogąc się zdobyć by patrzeć jej prosto w cztery oczy.

- Myślałam nad tym już przez jakiś czas i ja... cię lubię... ale tak lubię lubię. Romantycznie, no wiesz. Nie dokładnie to rozumiem, bo nigdy tego nie czułam, ale definitywnie wiem, że mi się podobasz. Nie musisz odpowiadać od razu, albo wogóle odpowiadać, możemy to zignorować. Zapomnij wogóle, co ci przed chwilą powiedziałam. Lepiej będzie jeżeli zapominimy.

- Ja... ja też.

- Huh?

- Ja też cię lubię lubię.

Ciąg dalszy może już znacie, bo na świecie od uszu do uszu wędruje podobna historia. Którą uznacie za prawdziwą bajkę, zależy tylko od was, ale ta bajka, nie jest wcale aż tak zła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro