Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Oczami Louisa:

Obudziły mnie promyki światła, próbujące wedrzeć się do moich oczu. Otworzyłem je mozolnie i zorientowałem się, że nie ma koło mnie Łakotki. Zwlokłem się z łóżka, wziąłem prysznic i po jakichś trzydziestu minutach zszedłem na dół, gdzie wszyscy jedli śniadanie. No prawie wszyscy, bo nigdzie nie widziałem Collins.

- Dzień dobry – przywitałem się.

- Dzień dobry – odpowiedzieli chórem.

- Gdzie Sweety? – zainteresowałem się.

- Poszła pobiegać. Obiecała, że będzie na śniadaniu – odparła Marcela.

Nałożyłem sobie jedzenie na talerz i zacząłem jeść. Dyskutowaliśmy na temat planu dzisiejszego dnia, gdy usłyszeliśmy trzaśnięcie głównych drzwi i szybkie kroki. Nagle w drzwiach stanęła Łakotka. Wyglądała tak jak zwykle. Piękne, niebieskie błękitne oczy, śliczne włosy i uśmieszek. Tylko trochę inny niż zwykle. Chytry i przebiegły, a nie słodki i serdeczny.

- Hej! Jak było na joggingu? – spytała Livi.

- Ok – odpowiedziała. Sidła obok Darcy i popatrzyła na nas.

- Coś się stało? – zapytał Liam.

- Nie, nic.

- To dobrze. Ej, słuchajcie. Moi rodzice chcą przyjechać tutaj na wakacje, dlatego my musimy już wracać do domu – zaczął Zayn – mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko.

- Nie, nie. Ależ skądże – odezwał się Niall – w zasadzie to długo już tutaj jesteśmy, a nie oszukujmy się. Za parę tygodni zaczyna się szkoła i trzeba wszystko pozałatwiać.

- Masz rację. – przyznała Danielle – Kiedy twoi rodzice chcą przyjechać?

- Pojutrze.

- Ok. No to jutro musimy wyjechać – oznajmił Harry.

- Dokładnie. I tak sobie pomyślałem, że ten dzień spędzimy, odpoczywając, a wieczorem pójdziemy na jakąś imprezę, aby tak na ostatek zaszaleć. Co wy na to?

- Doskonały pomysł – ożywiła się Łakotka. Wszyscy spojrzeliśmy na nią pytająco. Ona nigdy nie przepadała za dyskotekami, a tu proszę.

- Co się tak gapicie? – zapytała ostro. To było do niej niepodobne.

- Dobry pomysł z tą imprezą – zmieniła temat Kate.

- Zaszalejmy w tę ostatnią noc tutaj – zaśmiała się Darcy.

Narracja w 3 osobie:

Po skończonym śniadaniu zakochani postanowili spędzić czas ze swoimi połówkami na mieście.

- Ja idę z wami – oznajmiła Łakotka.

Przyjaciele popatrzyli po sobie zdziwieni.

- To ja też idę – wyrwał się Michael.

- W takim razie ja też – przytaknął Lou, tocząc wzrokową walkę z Mikeim.

- Ja nie będę siedziała sama – wtrąciła Kate.

- Super – mruknęła Darcy.

Cała paczka wyszła z domu i skierowała się do parku. Spacerowali w luźnej atmosferze. Collins wydawała im się jakąś nadpobudliwa. Kleiła się do wszystkich, a zwłaszcza do chłopaków. Można by było rzec, że z nimi flirtowała. Było już po południu, kiedy wrócili. Zjedli szybko obiad i postanowi iść się szykować.

- Kurde dziewczyny, co ja mam założyć? – pytała Łakotka, przerzucając swoje sukienki – Wszystko jest takie...

- No przecież to twoje kiecki. Już ci się nie podobają? – rzuciła Marcela.

- Nie no są spoko, ale dzisiaj chciałabym wyglądać, no wiesz oszołamiająco i w ogóle – zaczęła tłumaczyć.

- Ok, rozumiem. Jak chcesz, mogę ci pożyczyć jakąś sukienkę. – zaoferowała się Livi – Mam taką, która jest na mnie za mała. Na ciebie powinna być w sam raz – podała jej czarną, koronkową kreację. Poszła ją założyć. Kiedy wróciła reszta dziewczyn też już stała w swoich strojach. Każda z nich zdecydowała się na sukienki opinające ciało, dosyć krótkie i odważne. W końcu to ma być dyskoteka. Zrobiły sobie nawzajem makijaż, także mocny i podkreślający ich atuty. Zaczęły po kolei schodzić na dół, gdzie czekali już chłopcy. Schodząc po schodach, posyłały im szczere uśmiechy. Byli lekko zdziwieni, widząc Sweety w takim stroju, jednak nic nie powiedzieli. Zapakowali się do samochodów, oczywiście Collins jako pierwsza, ulokowała się w wozie chłopaków. Po obu jej stronach usiadł Harry i Louis. Cały czas była dla nich jakaś dziwna. Słodko się uśmiechała i dotykała ich. Kiedy dotarli na miejsce, znaleźli wolny stolik i zamówili drinki.

- Od kiedy ty pijesz? – zapytała Danielle, patrząc na Łakotkę.

- A co cię to? – warknęła.

- Spokojnie, ona tylko spytała – rzekła powoli Marcela. Nie poznawała własnej przyjaciółki.

Blondynka tylko wzruszyła ramionami i upiła łyk alkoholu.

Oczami Louisa:

Boże co się z nią dzieje. Najpierw jest jakoś dziwnie wesoła, potem ta natarczywość w samochodzie, a teraz ta chamskość. Kto to jest do cholery? – pomyślałem. Ciągle się do mnie szczerzy i nie żeby mi to przeszkadzało czy coś, no ale ludzie. Przynajmniej nie zwraca uwagi na tego palanta. Obserwowałem moich kolegów, a zwłaszcza anielice. To ja dzisiaj mam kierować, więc alkohol wzbroniony. Czułem jej wzrok na sobie, dlatego na nią spojrzałem. Oblizała zmysłowo wargi i zrobiła dziwną minę. Taką jakby zachęcającą. Boże, kto to jest? – znowu sam siebie zapytałem. Po pewnym czasie towarzystwo było już lekko wstawione, dlatego też rozmowa stała się odważniejsza. Teksty, które rzucała nastolatka, w ogóle do niej nie pasowały, ale na parkiecie było jeszcze gorzej. Tańczyła tak... tak, jak... dziwka. No nie ma na to innego określenia. Pociągnęła mnie do tłumu tańczących i zaczęła się o mnie ocierać. Próbowałem się od niej odsunąć, bo coś mi tu nie pasowało, ale ona wtedy wpiła się w moje usta. Całowała mnie natarczywie, namiętnie, z pożądaniem. To jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Mój Zajączek całował się całkiem inaczej. Delikatnie i słodko, a nie nachalnie i prawie że mocno. To nie była ona. Ja to czułem. Pragnąłem poczuć wargi Łakotki, a nie jakiejś obcej dziewuchy. Chciałem znowu poczuć te miękkie, droczące się z moimi usta, które leciutko je muskały. Kiedy się w końcu od siebie oderwaliśmy, zapytałem, robiąc wielkie oczy:

- Kim ty jesteś?

- Twoją Landrynką – odparła zmysłowym głosem i puściła mi oczko. Odwróciła się na pięcie i powędrowała w stronę toalet. Stałem tam oszołomiony, po czym spojrzałem na przyjaciół, którzy byli tak zdziwieni, że normalnie szczęki im opadły. Mina Mike'a była najlepsza. Złość pomieszana z niedowierzaniem. Nie wiedząc co zrobić, ruszyłem za niebieskooką. Kątem oka zauważyłem, że moi koledzy idą za mną. Bez zastanowienia wparowałem do damskiej łazienki, razem z chłopakami. Wyjrzeliśmy za róg i ujrzeliśmy nastolatkę, która stała do nas tyłem i rozmawiała przez telefon. Wytężyłem słuch.

- Udało mi się. – mówiła dumna – Jak to co? Zabij ją! – na te słowa zamarłem. Co ona do cholery wygaduje? Nie wiele myśląc, podszedłem do niej i wyrwałem telefon, przykładając sobie do ucha. Usłyszałem dziewczęcy płacz, tak jakoś dziwnie znajomy i męski głos, który wołał:

-„Halo! Jesteś tam?!".

Niespodziewanie połączenie zostało zerwane. Spojrzałem na wyświetlacz komórki, która była zresztą inna od tej, którą posiadła Łakotka. Zamurowało mnie na widok tapety, którą okazało się moje zdjęcie. Nagle w mojej głowie wszystkie fakty zaczęły się łączyć. Te ruchy, słowa, gesty, uśmiechy, bezczelność, nachalność i jeszcze ta tapeta pasowały mi tylko do jednej osoby.

- Paulina – syknąłem, podnosząc wzrok na dziewczynę.

- Tak misiaczku? – zapytała, niewinnie się uśmiechając. Zaraz potem ciało Collins się powiększyło, rysy twarzy zaostrzyły, a przede mną stanęła Paula. Chłopaki wyglądali, jakby nadal nic nie rozumieli i z niedowierzaniem wgapiali się w nas.

- Gdzie jest Łakotka?! Kogo ten typ ma zabić?! – krzyknąłem. Nagle zrozumiałem, że sam sobie odpowiedziałem.

Ona tylko zaśmiała się gardłowo. Zaraz potem do toalety wpadł Michael z dziewczynami. Zatrzymali się jak, wryci widząc Paulinę.

- Co ty tu robisz? – Marcela była wkurzona – Gdzie jest mój Żelek?

- Cicho! – krzyknąłem, przykładając sobie telefon do ucha po tym, jak wybrałem ostanie połączenie.

- Coś jeszcze? – usłyszałem męski głos w słuchawce.

- Rozłącz się idioto! – wydarła się przylepa, próbująca zabrać mi komórkę.

Mężczyzna to usłyszał, bo zrobił tak, jak kazała. Jednak zrobił to za późno.

- Zayn, gdzie tu jest jakaś rzeka? – zapytałem szybko.

Podał adres, patrząc na mnie zdziwiony. Nie zwracałem na to uwagi, szybko wybiegłem z klubu i wsiadłem do samochodu. Odpaliłem silnik i zorientowałem się, że dołączyła do mnie Marcelina z chłopakami.

- A co z Przylepą? – spytałem, wyjeżdżając na ulice.

- Livi zadzwoniła na policje i teraz ją tam pilnują – wyjaśniał Liam.

- Dlaczego my jedziemy nad tą rzekę? – zainteresował się Harry.

- Kiedy zadzwoniłem do tego typa, w tle usłyszałem szum wody. Tak jakby duży nurt rzeki.

- Ale o co w ogóle chodzi? – Marcelina spojrzała na Nialla. Ten wzruszył ramionami na znak, że też nic nie wie.

Narracja w trzeciej osobie:

Po jakichś dziesięciu minutach auto zatrzymało się nad brzegiem rwącej rzeki. Wysiedli z pojazdu, rozglądając się dookoła. Nagle usłyszeli dziewczęcy krzyk. Louis nie czekając, rzucił się w kierunku, skąd dochodził wrzask. Reszta pobiegła za nim. Odgłosy szlochania, proszenia i stłumione wołanie o pomoc stawały się coraz wyraźniejsze. Nagle im oczom ukazał się potężny dryblas, szarpiący się z jakąś kruchą, drobną dziewczyną, która wydała im się znajoma. Oprawca zatrzymał się na skarpie, gdzie odwrócił ofiarę przodem do siebie a tyłem do przepaści. Serce Tomlinsona przestało bić, kiedy już wiedział na sto procent, że to Collins.

 * * *

Jak Wam się podoba? Zachęcam do komentowania i oceniania :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro