Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Łakotka powoli zaczęła otwierać oczy, do których chciały się wedrzeć promyki słońca. Kiedy uchyliła powieki, przed ekran wskoczyła jej czyjaś szyja. Spojrzała do góry i ujrzała, nadal śpiącego Louisa. Byli do siebie mocno przytuleni, przez co dziewczyna nie mogła się ruszyć. Właściwie to nawet nie chciała się ruszać. Było jej tak przyjemnie ciepło, a zapach chłopaka tylko pogłębiał zadowolenie. Ale właśnie kiedy zaciągnęła się tą wonią, zakręciło ją coś w nosie i głośno kichnęła, budząc przy tym anioła. Otworzył oczy zdezorientowany i rozejrzał się po pokoju, dopiero po jakiejś chwili spojrzał w dół. Jego zaspane, szare oczęta patrzyły na nią tak dziwnie... inaczej.

- Dzień dobry – ziewnął.

- Dzień dobry. – powiedziała cicho, po czym się zarumieniła i dodała – Przepraszam, że cię obudziłam.

- Nic się nie stało – odparł z uśmiechem, po którym Collins zabiło szybciej serce.

Co się ze mną dzieje? – pomyślała.

- Jak się czujesz? – zapytał. Przez to wszystko zapomnieli, w jakiej pozie są. Łakotka dopiero po chwili oprzytomniała i chciała się odsunąć, jednak Lou jej na to nie pozwolił, mocniej ją obejmując i przyciskając do siebie – Nie oddalaj się ode mnie, bo i tak to ci się nie uda – szepnął w jej włosy.

- Lou... - nie dokończyła, ponieważ do sypialni wpadł Niall i Harry. Chłopcy zatrzymali się jak wryci, widząc dwójkę, która leżała na łóżku, wtulona w siebie. Łakotka miała oczy jak spodki.

- Co tutaj się dzieje – zapytał niskim głosem Hazza.

- A nie widzisz? – spytał z ironią szatyn – Ogrzewamy się.

- Aha... – Niall był naprawdę zdziwiony – Marcela woła na śniadanie. Teraz – dodał, podkreślając ostatnie słowo.

- Doba, już idziemy – blondynka oswobodziła się z uścisku i popędziła do chłopaków. Przepchnęła się przez nich i o mało się nie przewracając, wbiegła z pokoju. Lou natomiast nie śpiesząc się, opuścił, sypialnie wraz z kolegami. Kiedy weszli do kuchni, niebieskooka już siedziała przy stole. Chłopcy zajęli swoje stałe miejsca naprzeciwko dziewczyn. Collins unikała spojrzenia szatyna. Było jej głupio i w sumie nie wiedziała dlaczego. Przecież już spali razem wiele razy i się przytulali. A jednak wszechogarniający ją wstyd, wziął górę i nie maiła zamiaru wchodzić z nim w żadne konfrontacje. Mimo iż ta dwójka w ogóle się nie odzywała, atmosfera była bardzo luźna.

- Łakotka jak się czujesz? – zainteresował się Liam.

- Dobrze, dziękuję – odparła nieśmiało.

- To widzę, że zimny prysznic pomógł. – uśmiechnął się do niej promiennie – A może to dzięki Louisowi czujesz się lepiej.

Te słowa ją zamurowały. Skąd Payne wie, że brała wczoraj zimny prysznic, że miała gorączkę i, że spała z Lou. Spuściła głowę, rumieniąc się, ale poniosła ją w odpowiednim momencie, aby zobaczyć Tomlinsona posyłającego jej cwany uśmieszek. Pozostali patrzyli się na tę trójkę zdezorientowani.

- Żelku, o co chodzi? – zapytała Marcela.

- Nie ważne. – mruknęła szybko przyjaciółka – Co dzisiaj robimy? – chciała jak najszybciej zmienić temat.

- Zostaniemy w domu? – zareagowała Darcy.

- My jesteśmy za – potaknęła Danielle, wskazując na Mar i Livi.

- Żelek też jest za, bo jest chora – decydowała Stark.

- Obojętnie – szepnęła sama zainteresowana.

- No to ustalone. Dzisiaj zostajemy w domu – zadecydował Li.

Po skończonym śniadaniu, wszyscy zajęli się sobą. Łakotka powędrowała do swojego pokoju. Wzięła prysznic, wysuszyła włosy, ubrała się ciepło, ponieważ nadal była trochę przeziębiona, wskoczyła pod kołdrę i wyciągnęła książkę. Nie miała ochoty na spędzenie tego dnia z resztą domowników. Chciała po prostu odpocząć, przemyśleć pewne rzeczy. Od pewnego czasu, w jej głowie cały czas siedzi Lou. Ten zwariowany, pełen charyzmy i humoru szatyn, który tak bardzo denerwuję ją i pociąga jednocześnie. Zakochała się w jego szaro-niebieskich  oczach, z których, aby czasami można odczytać emocje. On jest jak letnia burza. Nieprzewidywalny. Po jakichś dwóch godzinach czytania postanowiła się czegoś napić. Zeszła na dół i o dziwo wszyscy tam siedzieli i oglądali telewizje.

- Sweety, przyłączysz się do nas? – zapytał Harry, kiedy już wracała ze szklanką w ręce.

- Dlaczego nie – wzruszyła ramionami i zaczęła błądzić wzrokiem po kanapie w poszukiwaniu wolnego miejsca. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ wszędzie zakochane pary. Jedyna wolna miejscówka była koło Tomlinsona. Dlaczego zawsze to przy nim muszę siedzieć? – burknęła w myślach – Niech on sobie znajdzie jakąś dziewczynę – w tej chwili przed oczami stanął jej obraz jakiejś wysokiej brunetki, która całuje i przytula Louisa. Na ten widok poczuła ukłucie w sercu. I chociaż wiedziała, że to jej wyobraźnia wymyślała całą scenkę, ona wcale jej się nie spodobała. Wręcz przeciwnie. Zdenerwowała ją. Naburmuszona usiadła obok chłopka. Zapatrzona tempo w telewizor, nie zwracała na nic uwagi, do momentu aż ktoś ją mocno szturchnął.

- Zajęcu! Żyjesz?! – wrzasnął jej do ucha towarzysz.

- Co?! Jaki Zajęcu? – zapytała zdezorientowana.

- No nie pamiętasz? Kiedy wpadliśmy na siebie przed domem, ty powiedziałaś: „Nie kurde, królik Baks" – zaśmiał się na to wspomnienie – I dlatego, od teraz będę cię nazywał Zajęcu.

Dziewczyna westchnęła ciężko i odparła zgryźliwie:

- Dobra LouLou – uśmiechnęła się triumfalnie.

- Ej! – oburzył się.

- No co? – pokazała rząd białych zębów w niewinnym uśmiechu.

Już miał coś powiedzieć, kiedy rozległ się dzwonek od drzwi. Zayn, ponieważ był to jeden z domów jego rodziców, poszedł otworzyć. Po krótkim czasie brunet wrócił z jakimś chłopakiem i dziewczyną.

- Cześć! – przywitała się śmiało nieznajoma. Wysoka, długonoga piękność o dużych kobiecych kształtach. Jej rude włosy, jak i zielone oczy, błyszczały od światła.

- To jest Kate – Malik wskazał na przybyłą – a to Michael – pokazał na wysokiego, przystojnego bruneta o kakaowych, hipnotyzujących oczach.

- Hej! - powiedzieli chórem.

- To są moi kuzyni. – wyjaśniał dalej Zaynuś – I... - zawahał się. Głośno odetchnął i kontynuował – I zamieszkają z nami.

Ekipa spojrzała na niego, jakby przed chwilą im powiedział, że jest wampirem.

- Yyy... Jestem Liam. – pierwszy się ogarnął – To jest moja dziewczyna Danielle – para podeszła do nieznajomych i uścisnęli sobie ręce. Następnie po kolei chłopcy przejęli pałeczkę i przedstawiali swoje ukochane, żeby wszystko było wiadomo. Na koniec zostali single i oni po prostu się przywitali. Łakotka czuła się niezręcznie, ponieważ cały czas czuła na sobie wzrok Michaela. Nie uszło to także uwadze Louisa, który obdarzył bruneta wkurzonym spojrzeniem i przysunął się bliżej przyjaciółki.

- Kto to jest i dlaczego zgodziłeś się, aby zamieszkali z nami? – warknęła Livi, kiedy przybyli, zanosili ciężkie walizki ze swoimi rzeczami do pokoi.

- To jest moja rodzina. Oni są rodzeństwem i nie mogłem im odmówić, bo poskarżyliby się moim rodzicom i wtedy to my musielibyśmy opuścić ten dom – wyjaśniał.

- Uff... a miało być tak fajnie – narzekała Darcy.

- Kochanie, nie denerwuj się – Harry objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Nie widziałeś, jak ta flądra pożera cię wzrokiem? – Darcy najzupełniej w świecie była zazdrosna.

- Nie no znowu się zaczyna? – przewrócił oczami loczek – Skarbie ja kocham ciebie i tylko ciebie.

Dziewczyna przez moment udawała obrażoną, ale zaraz mocno go przytuliła i się zaśmiała.

- Ooo, jak słodko – zamruczała nowo poznana kobieta, wchodząc do salonu i rozgaszczając się na kanapie. Za nią podążył jej brat.

- Macie coś do jedzenia? – zapytała bez skrępowania rudowłosa.

- Tak – włączyła się Collins, która chciała być jak najdalej od tajemniczego bruneta – pójdę przyszykować.

- Zrób więcej – zawołał za nią Niall, który ja wiadomo jest wiecznie głodny.

Blondynka weszła do kuchni, otworzyła lodówkę i zaczęła przyszykowywać posiłek. Po pewnym czasie do kuchni wparował Michael.

- Jest coś do picia? – miał taki niski, gardłowy głos, przez który na ciele dziewczyny pojawiały się ciarki.

- Oczywiście – bąknęła tylko i wyciągnęła szklankę, którą napełniła sokiem pomarańczowym.

Chłopak zabrał napój. Upił mały łyk i odstawił naczynie na blat. Wydaje mi się, że dostarczenie płynów, to była tylko wymówka, aby tutaj przyjść – pomyślała.

- Nad czym tak myślisz? – zapytał nagle.

- Yyy... O niczym.

Uśmiechnął się kpiąco i rzekł:

- Mnie nie oszukasz, ale skoro uważasz, że to ci się uda, to nie wyprowadzam cię z błędu.

Nie rozumiała, co ma na myśli.

- Jakiej muzyki słuchasz? – zainteresował się nagle. Zmarszczyła brwi, ale odpowiedziała grzecznie:

- To, co wpadnie mi w ucho. Głównie pop, a ty? – zapytała o to, przez zasady savoir-vivre.

Odpowiedział jej, dokładnie wszystko opisując. Chcąc nie chcąc, zaczęli miłą konwersację. Sporo rzeczy ich łączyło, chociażby zamiłowanie do koni mechanicznych. Rozmawiało im się coraz milej. Co rusz wybuchali śmiechem. Mike zaczął się do niej zbliżać i akurat w tym momencie pojawił się rozzłoszczony Louis. Był naprawdę mocno wkurzony, a kiedy zobaczył, jak bliska odległość dzieli tych dwojga, podszedł do nich zdecydowanym krokiem i stanął pomiędzy nimi. Posłał aniołowi wściekłe spojrzenie, po czym przeniósł wzrok na niebieskooką, która miła strach w oczach.

- Kochanie, co tutaj tak długo robisz?

Zapomniała języka w buzi. To określenie całkowicie ją zamurowało i jeszcze ta powaga, z jaką to mówił.

- Jesteście razem? – zdziwił się Michael.

Dziewczyna już otwierała usta, aby zaprzeczyć, ale zostały one zamknięte w subtelnym pocałunku przez wargi Lou.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro