Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

- Jest już dość późno. Chodźmy spać – zaproponował Liam.

- Dobry pomysł – potwierdził Harry, który objął Darcy ramieniem i skierował się na schody. Łakotka powyłączała wszystkie światła i ruszyła za przyjaciółmi. Ona i Louis szli na szarym końcu, tuż obok siebie. Parę razy nawet otarli się ramionami. Wszystkie pary rozeszły się do swoich wspólnych sypialni, a ona i szatyn powiedzieli sobie krótkie:

- Dobranoc – i poszli w przeciwne strony. Dziewczyna weszła do swojego pokoju, w którym było strasznie zimno. Zaczęła dygotać, więc jak najszybciej weszła do łazienki i wzięła gorący prysznic. Jednak to w niczym nie pomogło, a tylko jeszcze bardziej rozdrażniło jej katar. Ubrana w piżamę i oczywiście bluzę Tomlinsona, wróciła do sypialni i szybko wskoczyła do łóżka. Ułożyła się na poduszce, nie przestając szczękać zębami. Nakryła się pod sam nos kołdrą, ale to nic nie dało. Zamknęła oczy, chcąc zasnąć, jednak mordujący katar, ból gardła i obezwładniające zimno, skutecznie jej w tym przeszkadzały. Doszła do wniosku, że jeżeli za chwilę nie przytuli się do czegoś ciepłego, to zamarznie. Wtedy pomyślała o Marceli. Niestety było to nie możliwe, aby z nią spała, ponieważ jest tam Niall. Nawet nie miała przy sobie Polarka. Nie wiedziała, gdzie on jest. Sądząc po tym, że nie ma go przy mnie, jest zapewne u Lou – pomyślała. No właśnie... Lou. On jako jedyny śpi sam z pozostałych. Mogłabym pójść do niego. – zaproponowała sama sobie – Nie, nie. Pewnie już śpi i w ogóle może by mnie wyrzucił. – przekonywała się. Znowu zamknęła oczy- Nic z tego. Nie usnę w takim zimnie – powiedziała. Westchnęła ciężko i otworzyła oczęta. Zrezygnowana wstała, opatuliła się szczelnie bluzą i wyszła na korytarz. Szła na palcach, nie chcąc nikogo obudzić. W głowie układała, co mu powie, kiedy już wejdzie do jego pokoju. Jak będzie spał, to bez słowa weźmie misia i wyjdzie. Tak by było nawet lepiej. A co powiem, jak nie będzie spał? – zapytała sama siebie – Powiem, że przyszłam po Polarka – powiedziała dumnie, jednak zestresowała się natychmiastowo, kiedy już stanęła po drzwiami chłopaka. Zamknęła oczy. Głośny wdech. Wydech. Wdech. Wydech i zapukała. Odpowiedziała jej głucha cisza, więc stała tam i nie wiedziała co zrobić. Po jakichś trzech minutach postanowiła wejść. Nacisnęła niepewnie na klamkę i wkroczyła do pokoju. Był pusty. Zamknęła wejście i rozejrzała się. Na łóżku dostrzegła swojego pluszaka. Jak mogła najciszej podeszła do niego na palcach, chwyciła w dłonie i znowu skradała się z powrotem, jednak w tym momencie drzwi od łazienki się otworzyły, a w nich ukazał się szatyn. W pierwszej chwili był zdziwiony, ale zaraz potem na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmieszek.

- Co ty tutaj robisz? – oparł się nonszalancko o framugę.

- Yyy... ja... yyy... no ten... - nie umiała wydusić z siebie słowa. Całą drogę tutaj trenowała, co mu powie, a teraz zapomniała języka w buzi. Była zła na siebie. Nagle chłopak spoważniał i szybkim krokiem podszedł do niej. Nim zdążyła zaprotestować, przyłożył jej rękę do czoła, a jego oczy rozszerzyły się nienaturalnie.

- Masz gorączkę, a poza tym cała drżysz – powiedział z przejęciem, patrząc jej prosto w oczy. Spuściła głowę, którą zaraz podniosły dwa palce jej towarzysza. Złapał ją za rękę i zaprowadził do łóżka. Uniósł kołdrę do góry i rzekł głosem nieznoszącym sprzeciwu:

- Połóż się i zaczekaj tutaj na mnie.

Dziewczyna zrobiła tak, jak kazał.

- Zaraz wracam – dodał i, prawie że wybiegł na korytarz. W podskokach pokonał schody i wpadł do głównej łazienki na parterze, gdzie znajdowała się apteczka z różnymi lekami. Szybko wydybał jakieś proszki od gorączki i wrócił na górę. Jednak nie poszedł do swojego pokoju, tylko zapukał nerwowo do brązowych drzwi. Stuknął w drewno jeszcze raz, a chwile potem stanął przed nim zaspany, acz wkurzony Liam. Wypchnął go lekko na korytarz, po czym sam wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.

- Czego? – zapytał niezadowolony.

- Łakotka ma strasznie wysoką gorączkę. Nie wiem co mam zrobić – odparł na jednym wydechu.

- Co?! – brunet przez chwile był zszokowany, lecz zaraz się ogarnął – Niech weźmie zimny prysznic. To zbije temperaturę.

- Zwariowałeś?! Jej jest strasznie zimno i ma dreszcze.

- Moja mama zawsze kazała mi brać zimny prysznic. To naprawdę pomaga w gorączce. Zwykłe leki mogą nie wystarczyć – wskazał na lekarstwa.

Szatyn westchnął ciężko i powiedział.

- Dobra. Dzięki.

- Spoko. Wpadnę do was za jakieś pół godziny, zobaczyć co i jak.

Tomlinson tylko kiwnął głową i pognał do swojej sypialni. Wszedłszy, zobaczył dziewczynę, która kurczowo przytulała się do misia i cała dygotała. Spojrzała na niego niepewnie. Zdecydowanym krokiem podszedł do niej i rzekł:

- Chodź. Musisz wziąć zimny prysznic.

- Co?! Nie czuję się dużo lepiej, naprawdę – posłała mu wymuszony uśmiech. On tylko westchnął, zrzucił z niej kołdrę, odrzucił miśka, wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Bez słowa, szybkim ruchem rozpiął swoją bluzę, którą posiadała dziewczyna. Miała pod spodem tylko cienką koszulkę. Zdjął z niej ciepły materiał okrycia. Nie miała sił, aby protestować. Była zbyt osłabiona. On sam był jedynie w koszulce i dresach, tak samo, jak jego towarzyszka. Chwycił ją za ramię i zdecydowanym, acz delikatnym pchnięciem, znalazł się z niebieskooką pod prysznicem. Błyskawicznie odkręcił zimną wodę, która strumieniem lała się na ich rozpalone ciała. Była lodowata. Zwłaszcza dla Łakotki, która gdy poczuła ciecz, o mało nie upadła. Przytrzymały ją ręce Louisa, kurczowo zaciśnięte na jej ramionach. Chciała uciec jak najdalej od tej przeraźliwie zimnej wody, ale nie miała siły. Nastolatek poczuł dygotki wstrząsające ciałem dziewczyny. Przybliżył się jeszcze bliżej. Przytulił mocno do siebie. Stali pod prysznicem, z którego leciała lodowata woda, wtuleni w siebie. Włosy i ubrania mieli przemoczone. Collins poczuła się nieco lepiej. Na jej głowę lał się zmrożony wodospad, a bliskość Tomlinsona, przynosiła jej ukojenie. Ciepło bijące od niego było niczym piec, który wszystko roztapia. W pewnym momencie anioł oderwał się od niej. Spojrzał na jej twarz, tak przeraźliwie bladą, że wtapiała się w śnieżnobiałe płytki. Po jej ustach i policzkach płynęły krople wody niczym łzy. U niego zresztą było tak samo. Miał nieodpartą ochotę, znowu zasmakować tych słodkich warg, które teraz pewnie były lodowate, a nie gorące tak jak ostatnim razem. Błądził wzrokiem po jej twarzy. Nagle w jej oczach ujrzał strach. Nie mógł znieść myśli, że to jego się bała, dlatego przybliżył swoje usta do jej skóry. Złożył czuły pocałunek na jej czole, na granicy z mokrymi włosami. Uśmiechnął się lekko, kiedy poczuł ciarki na jej ciele. Doszedł do wniosku, że już wystarczy tej chłodnej kąpieli. Zakręcił kran i wyszedł z kabiny. Następnie pomógł opuścić ją blondynce. Z ich włosów, twarzy i ubrań kapała woda. Szatyn chwycił za ręczniki i jednym opatulił przyjaciółkę, a drugim wycierał jej czuprynę. Kiedy w miarę ją ogarnął, zabrał się za wycieranie siebie. Po kilku sekundach pobiegł do pokoju, aby za chwilę wrócić ze swoimi ubraniami. Wręczył jej swoje dresy i ciepły sweter, po czym wyszedł. Niebieskooka szczękając zębami, rozebrała się, po czym założyła rzeczy szatyna. Słaniając się na nogach, weszła do sypialni, gdzie mężczyzna już na nią czekał. Zmarznięte ciało odmawiało jej posłuszeństwa i gdyby nie Louis upadłaby. Chłopak w samą porę ją złapał i zaniósł do łóżka. Położył ją na miękkim materacu i przykrył kołdrą.

- Dzie – dziękuję – zaszczękała.

Posłał jej miły uśmiech i obszedł łoże. Wsunął się szybko pod nakrycie. Już stąd poczuł zimno bijące od towarzyszki. Obdarzył ją czułym spojrzeniem. Była taka blada, trzęsła się, a na dodatek miała nadal mokre włosy. Bez żadnych ceregieli, dotknął jej czoła i z ulgą stwierdził, że temperatura troszkę spadła. Przybliżył się nieco bliżej i szepnął:

- Przytulę cię, aby było ci cieplej, dobrze?

Dziewczyna zatonęła w jego źrenicach, które wywoływały u niej jeszcze większe ciarki i niezauważalnie skinęła głową. Natychmiastowo poczuła żar, bijący od Tomlinsona, który mocno do niej przywarł i objął jej drobniutkie ciało. Czując przyjemne ciepło, wtuliła się w niego.

Oczami Louisa:

Boże, jaka ona jest zimna. Zabiję Liama, jeśli jeszcze bardziej się rozchoruje. Ale przynajmniej gorączka nieco spadła. Wiedziałem, że nie wejdzie po dobroci pod ten prysznic. Sam bym nie wszedł. Mimo iż jest taka zimna, za nic nie chciałbym się od niej odsunąć. Zacząłem gładzić jej plecy, aby szybciej się rozgrzała, co rusz natrafiając na mokre końcówki włosów. Po jakichś piętnastu minutach dziewczyna przestała się trząść, a błogi sen, zabrał ją ode mnie. Nagle do pokoju ktoś zapukał i nie czekając, na odpowiedz, wparował do środka.

- I jak? – zapytał szeptem Liam, przyglądając nam się.

- Jest troszkę lepiej. Temperatura spadła, tylko że strasznie jej było zimno – odparłem równie cicho.

- To zrozumiałe – wyciągnął rękę w stronę niebieskookiej.

- Nie budź jej – warknąłem.

Brunet spojrzał na mnie dziwnie, po czym powiedział spokojnie:

- Nie zamierzam jej budzić – dotknął jej policzka wierzchem dłoni. Ten gest sprawił, że miałem ochotę złamać mu tę rękę. Ogarnęła mnie złość, że miał czelność dotknąć jej delikatnej skóry, którą, aby ja mogłem się rozkoszować. Jezu! Louis, przestań – skarciłem się w myślach – to jest tylko Liam. On ma dziewczynę, a poza tym Łakotka nie należy do ciebie.

- Cóż, wydaje się być w porządku – szepnął Li, odsuwając się od blondynki. Spojrzał na nas z góry i się uśmiechnął.

- Z czego się cieszysz?

- Wyglądacie jak para. Takie dwa słodziki.

- Musieliśmy się przytulić, bo było jej strasznie zimno – wytłumaczyłem.

- Wiem, wiem – w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Spojrzałem na nastolatkę, do której byłem przyklejony. Po paru chwilach usłyszałem dźwięk robionego zdjęcia. Rozejrzałem się zdezorientowany po pokoju, aż w końcu natrafiłem na telefon, który najwyraźniej mnie fotografował. Jego właścicielem i fotografem był oczywiście Liam.

- Skasuj to! – syknąłem.

- Nie mam zamiaru. Wyglądacie tak cudownie, że to byłoby grzechem. – był już koło wyjścia, kiedy capnąłem poduszkę i w niego rzuciłem. Jednak on już zdążył wyjść na korytarz, a zanim zamknął drzwi, w które uderzył przedmiot, dodał rozbawiony – Pasujecie do siebie!

Zostałem sam z dziewczyną i bez poduszki, ponieważ leżała ona na podłodze przed wejściem. Nie mogłem po nią pójść, ponieważ Łakotka mnie mocno obejmowała, a nie chciałem ją zabierać z krainy Morfeusza. Zrezygnowany położyłem ostrożnie głowę na białym materiale, tuż obok twarzy niebieskookiej. Byłem tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Poczułem jej słodki, a zarazem rześki zapach i swoje perfumy, wydzielające się z ubrań, które jej dałem. Te oba aromaty się ze sobą zmieszały, dając naprawdę fantastyczny efekt. Może Liam ma racje i my naprawdę do siebie psujemy? – zadałem sobie pytanie. Nie chciałem myśleć o tym dłużej, dlatego zamknąłem oczy. Z przyjemnym zapachem i bliskością dziewczyny, zasnąłem z uśmiechem na ustach.

* * *

Od autora: Cześć wszystkim :). Przepraszam za powtórzenia, które pojawiają się w tekście, ale nie mogłam ich uniknąć. Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę ok. :) Zostawcie proszę po sobie jakikolwiek znak. Pozdrawiam ;*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro