Rozdział Trzynasty ~ Syn
Trzy dni temu
Koń prychnął wściekle, gdy ponownie zbliżali się w stronę mrocznego zamczyska. Maurycy poklepał go po boku i szepnął kilka uspokajających słów.
Gdy Gaston wczoraj nie wrócił z jego córką, zaczął podejrzewać najgorsze. Ubrał się więc w ciepłe ubrania, nakarmił konia, wziął karabin i ruszyli w drogę. Maurycy skierował lejce w stronę zamku, ale koń zaczął tupać kopytami.
- Hej, wiem, że się bolisz, ale...
Filip zniżył łeb i ruszył przed siebie w galopie, nie dając starcowi nawet dokończyć zdania. Próbował uspokoić konia, zatrzymać... Jego zachowanie było naprawdę nienaturalne. Ale cóż mógł zrobić, jeśli to zwierzę było o wiele silniejsze od niego? Pozostało mu już tylko trzymać się mocno konia, żeby nie spaść.
Po kilku minutach jazdy zrozumiał, co spowodowało dziwne zachowanie jego konia. Zwierzę wyczuło zapach świeżej krwi.
Maurycy zeskoczył ze zwierzęcia, nie przejmując się bólem w kościach i podbiegł do nieprzytomnego Gastona. Przyłożył mu rękę do szyi i odetchnął z ulgą, kiedy wyczuł puls. Jego ramię zostało przestrzelone i ściśnięte z całej siły... liną do zasłon?
- To na pewno robota Belli - szepnął.
Tylko jego córka mogła wpaść na taki pomysł. To przecież jego krew!
Z wielkim trudem podniósł chłopaka i usadowił na Filipie. Był naprawdę ciężki... Przecież to bydle, nie człowiek! Jak jego córeczka dawała radę odganiać od siebie coś takich rozmiarów?
Miał wielką nadzieję, że chłopakowi nic nie będzie. Co prawda, sprzeczali się co nie miara, ale Gaston był dla niego jak syn, którego zawsze pragnął. Czuł potężną więź z tym chłopakiem. Gdy zaledwie wczoraj wyrwało mu się i powiedział do niego "Tato" w Maurycym coś pękło i otworzył serce dla tego młodzieńca.
Dlatego teraz nie może pozwolić mu odejść. Przecież jego córeczka by się za nim zapłakała.
Poprowadził więc konia przez las, walcząc z uczuciem zmęczenia i bólu w jego starych kościach.
Gdy dotarli do domu Maurycy położył chłopaka do łóżka i przygotował dla niego napar z ziół i zajął się jedną z bardziej nieprzyjemnych czynności; zszywaniem jego rany. Obok łóżka leżały dwie butelki prawie że czystej wódki. Jedną wylał na ranę, żeby oczyścić ją z całego brudu i zarazków. Gastona ten potworny ból wybudził prawie natychmiast. Naprężył wszystkie mięśnie i spojrzał starcowi w oczy.
Maurycy podał mu drugą butelkę, a Gaston wziął kilka głębokich łyków.
To było kilka długich i nieprzyjemnych godzin. Po całej operacji chłopak ponownie zasnął, targany gorączką.
Wyruszył szukać córki, a wrócił z zięciem. No, przyszłym.
Dwa dni później Gaston odzyskał przytomność. Jego rana miała się o wiele lepiej, na pewno nie doszło do zakażenia. Maurycy przyniósł mu posiłek i położył na stoliku obok jego łóżka.
- Co z Bellą? - zapytał.
Gaston zacisnął pięści.
- Wróciła do tego przeklętego zamku... - zamilkł na moment - Ale dotrzymam obietnicy, sprowadzę ją do domu całą i zdrową.
Maurycy pokiwał głową i uśmiechnął się ciepło.
- Nigdy w to nie wątpiłem, chłopcze.
Gaston odgarnął kołdrę i zaczął wstawać z łóżka. Maurycy wstał z krzesła i zaczął wyganiać chłopaka z powrotem.
- Twoja rana znowu się otworzy, wracaj natychmiast... - nagle zamilkł.
Gaston klęknął przed Maurycym na jedno kolano.
- Chcę cię prosić o rękę Belli.
Maurycemu serce biło jak młotem. A więc stało się, pomyślał.
- Wstań, chłopcze.
Gdy Gaston wstał, Maurycy serdecznie go uściskał.
- Byłeś mi synem już od dawna - wyznał - Oczywiście, że oddam ci moją córkę w opiekę.
Kilka godzin później Gaston wyszedł uzbrojony w nóż i karabin i baru. Ludzie widząc go tak ubranego na chwilę umilkli, ale po chwili znów zrobiło się gwarno. Pewnie pomyśleli, że zwyczajowo wybiera się na polowanie.
- Słuchajcie mnie! - zawołał i stanął na krześle - Zamieszkała między nami Bestia!
Gdy wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę, podwinął rękaw bluzki lewej ręki i oczom wszystkim ukazała się świeża, odrobinę nieudolnie pozszywana rana. Zapadła głucha cisza.
- Ten potwór wykończy po kolei nas wszystkich - wrzasnął, celowo zasiewając strach wśród zebranych - Zabije nasze dzieci!
- Nasze dzieci? - jęknął ktoś.
- Musimy się obronić! - uniósł strzeblę do góry - Kto jest ze mną?! Kto pomoże mi zabić Bestię?!
Gdy rozległ się chóralny męski krzyk Gaston już wiedział, że tę rundę zwyciężył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro