Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Pierwszy ~ Uliczna Bójka

- I wtedy stwierdził, że to było bardzo nudne - powiedziała Bella, gorliwie mieszając herbatę - Jestem pewna, że ta książka go zainteresowała, tylko nie chciał tego powiedzieć.

Maurycy pokiwał ze znużeniem głową.

- Tak, rozumiem... - odparł tylko.

Bella westchnęła ciężko.

- Ojcze, mógłbyś chociaż czasem, no cóż... Zaangażować się w rozmowę!

Mężczyzna na te słowa podrapał się po brodzie.

- A cóż mam tu dopowiadać, skoro sama tyle o nim mówisz?

Bella zamarła na krótką chwilę, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszała.

- Przecież nie mówię o tym człowieku aż tyle... - zaczęła.

- Bello! - jej ojciec aż podniósł ręce - Gaston to, Gaston tamto i tak w kółko. Cały czas o nim opowiadasz!

Otworzyła szeroko usta.

- Niemożliwe... - szepnęła.

Tak, zdecydowanie niemożliwe. Czemu ona miałaby w kółko opowiadać o takim prostaku?

- Już rozumiem - pociągnęła łyk herbaty - Opowiadam o nim, ponieważ spędzam z nim dużo czasu. Z dziwnych powodów uparł się, żeby odprowadzać mnie do domu i towarzyszyć w drodze do księgarni.

Maurycy zmrużył oczy.

- Dziwnych? Dla mnie to oczywiste...

Bella poczerwieniała.

- Ojcze, nic nie insynuuj, proszę. Ja nigdy bym... Z nim... Nie ma takiej opcji!

Bella wypiła szybko resztę herbaty i wyszła na dwór.

- Przecież to bezczelny głupiec... - marudziła po drodze.

Potem przystanęła. No dobrze, wyszła z domu, ale co dalej? Przejść się do księgarni? Karczmy? Oporządzić konia?

W takich chwilach chciałaby mieć przyjaciela z którym mogłaby porozmawiać o dręczących ją problemach.

Westchnęła ciężko i ruszyła w stronę miasta. Kupi jakieś pieczywo na jutrzejsze śniadanie, a po drodze... Cóż, jak zwykle zajrzy do księgarni.

Nagle coś wyrwało ją z zamyślań. Usłyszała jakiś grzmot, potem jakby... Sapanie? Takie odgłosy wydaje z siebie ojciec, gdy jest czymś poddenerwowany. Zmarszczyła brwi i wyjrzała zza rogu domu.

- Gastonie! - krzyknęła, upuszczając koszyk na ziemię.

Gaston właśnie bił się z niejakim Roy'em, jednym z osiłków naszej wioski. Bella podbiegła do nich spanikowana, z zamiarem ich rozdzielenia, ale przystanęła. Co może zrobić, kiedy dwaj dorośli, silniejsi od niej mężczyźni, się biją?

- Gastonie, przestań! - krzyknęła, ale Gaston zdawał się jej nie słyszeć - Proszę cię!

Gaston rozejrzał się za źródłem głosu, ale w tym czasie dostał w twarz.

- No nie! - Bella szarpnęła Roya za włosy i spojrzała mu w twarz - Próbuję z nim porozmawiać, do jasnej cholery!

Tamten zamrugał kilkakrotnie, gapiąc się na Bellę jakby zobaczył ducha.

- A ty! - Bella puściła włosy Roya i skierowała palec na Gastona - Zachowujesz się jak dzieciak! Co ty sobie myślisz? To, że jesteś silny nie oznacza wcale, że możesz robić wszystko, co ci się żywnie podoba!

Wzięła głęboki oddech i położyła rękę na biodrze.

- Wstawaj, Gastonie - uśmiechnęła się, jednak ten uśmiech nie dosięgnął jej oczu - Musimy sobie porozmawiać o właściwym zachowaniu.

Gaston leżał jeszcze przez chwilę na ziemi, jakby próbując pozbierać myśli, aż w końcu wstał i spojrzał na dziewczynę oszołomionym wzrokiem.

-  Bello...

Jej policzki zapłonęły rumieńcem.

- Nie możesz się tak bić w zaułkach... - zaczęła - Przecież ktoś musi odprowadzać mnie do księgarni!

Powiedziała to, miętoląc rękaw swojej sukienki. Gaston wybuchnął śmiechem i odwrócił się plecami do Roya, idąc razem z Bellą.

- Jak możesz się tak zachowywać, to nie do pomyślenia... - mruczała pod nosem.

Gaston podrapał się po brodzie.

- Ale nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę coś takiego - powiedział w końcu.

- Coś takiego...? - powtórzyła zakłopotana Bella.

- Wyszarpałaś za włosy jednego z największych mięśniaków w tym mieście! - Gaston uśmiechnął się szeroko - Jak przystało na moją dziewczynę!

Bella zakrztusiła się.

- Twoją! Jak śmiesz! - krzyknęła wyprzedzając go znacznie - Gastonie, chyba muszę ci coś wyjaśnić. Nie ma najmniejszej szansy, żebym kiedykolwiek została twoją dziewczyną! Ty i ja to dwa zupełnie różne światy.

Chłopak zaplótł ręce na piersi i i rzucił dziewczynie przeciągłe spojrzenie, na które ona spłonęła rumieńcem.

- Tak, z pewnością nie ma szansy - rzucił kpiarsko i ruszył za nią do księgarni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro