Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Zabójczyni


  - Elena? Trochę mi niedobrze. Wyjdziesz ze mną do łazienki? - zapytała nagle Magda, podnosząc się z krzesła.

Elena spojrzała na nią zatroskana, a potem rzuciła wzrokiem na Julię i Sylwię:

- Przepraszam. Zaraz wrócimy i dokończymy - odparła i poszła powoli za Magdą, która z każdym krokiem słabła coraz bardziej.

- Co się dzieje? Co ci jest? - zapytała Elena, sprowadzając ją powoli na dół.

- Zaraz ci powiem... - oddała słabszym niż zwykle głosem.

Elena była trochę zmartwiona jej stanem, ale myślała, że to chwilowe, że może czymś się struła. Doprowadziła koleżankę do łazienki i tam próbowała dopytać co się dzieje, ale Magda stanęła naprzeciw niej, jakby trzeźwiejąc i złapała ją za ramiona:

- Nie pij tej kawy. One chcą nas otruć - oznajmiła nagle przemywając twarz wodą, byleby tylko wyglądać na taką, co faktycznie wymiotowała.

- Co?

- Broń ci Bóg łykać tę kawę - powtórzyła ochlapując twarz kolejnymi strumieniami wody.

- No zrozumiałam za pierwszym razem, tylko skąd wiesz, że... - niedokończyła, gdy ta weszła jej w zdanie.

- Nie wiem. Po prostu kalkuluję.

- Kalkulowanie nic ci nie da. Faktycznie, może to się wydawać podejrzane, ale wątpię, że obie byłyby zdolne do morderstwa.

- Elena... Nie znasz ich i nie wiesz do czego byłyby zdolne. Zresztą, podobnie tak jak ja, dlatego wolę dmuchać na zimne. - chwyciła ręcznik i wytarła nim ręce - Idź po te filiżanki i powiedz, że się rozchorowałam, ale kawa postawi mnie na nogi. Ja będę siedzieć u ciebie w pokoju.

- Dobra, to ja lecę. - Zebrała się i podeszła pod drzwi. 

- Elena! - złapała ją za rękę - Graj, udawaj i kłam.

- Nie. - odparła Słowaczka, stając w miejscu - Podmienię im te kawy. - oznajmiła nagle z nutką pewności w głosie.

- Co? - Magda zmarszczyła brwi - Jak chcesz to zrobić?

- Powiem, że Borys już przyjechał i woła je do siebie na chwilę. Jeśli nic im nie będzie, to znaczy, że nie było problemu.

- Nie wiem czy to zajebiście dobry pomysł - pokiwała głową przecząco - Jak to wytłumaczysz Borysowi? Od razu będzie wiadomo co się święci.

- To co proponujesz?

- Ktoś musi to wypić.

- Jeśli to wylejemy do zlewu, będą próbowały dalej nas truć. Jedyne wyjście, to dać im się tego napić - oznajmiła Elena.

- Nie, to nie jest jedyne wyjście. Idę po Tomka, a ty idź do kuchni i na mnie czekaj. Mam pomysł - powiedziała Magda, po czym wybiegła na korytarz.

Elena nie bardzo wiedziała, co ta kombinuje, ale wróciła do kuchni i udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W tym samym czasie Magda próbowała dobudzić śpiącego Tomka, ale na próżno. Gość spał jak zabity, nawet nie drgnął, a szarpanie, kopanie, krzyczenie i szczypanie absolutnie nic nie dało. Od tamtego dnia przybrał pseudonim "Śnieżka", bo z zasadzie zeżarlł czekoladę zatrutą jakimś środkiem usypiającym, którą poczęstowała go Sylwia:

- Cholera... Tomek! - Magda kopnęła w nogę krzesła, na którym spał i pobiegła na górę, gdzie przy stole siedziały już dziewczyny.

- O, Magda! - krzyknęła Julka - Już lepiej się czujesz?

- Tak, ale chciałabym was o coś prosić - uśmiechnęła się i podparła rękoma o stół.

Elena nie miała pojęcia co się dzieje, dlatego siedziała nieruchomo przy stole obserwując całą sytuację. Sylwia była nieco niepewna, a Julka gotowa do ataku. Chyba przeczuwały, że coś jest nie tak:

- Słucham? - zapytała Sylwia.

- Czego nam dodałaś do kawy?

- Nie rozumiem.

- Czego nam dodałaś do kawy? - powtórzyła Magda.

- Jak to czego? Niczego.

- W takim razie zamienimy się filiżankami - Magda podsunęła jej swoją kawę, a Sylwia spojrzała w głąb czarnego napoju i całkowicie zmazała uśmiech z twarzy.

- Ty jesteś jakaś nienormalna. Niczego ci nie dodawałam, o co ty mnie podejrzewasz?

- Ja? Ciebie? O nic. Po prostu udowodnij, że jesteś czysta i wypij moją kawę, a żeby było fair, Julka łyknie kawy od Eleny.

- Ja nic nie będę piła. To niehigieniczne - odsunęła filiżankę na bok.

- To dam ci kurwa słomke albo łyżeczkę.

- Nie pyskuj, okej? Ja wyszłam z inicjatywą. Zrobiłam kawę. Miałam miło porozmawiać, a ty o takie głupoty nas podejrzewasz? - Sylwia również podniosła się z krzesła, by poczuć się wyższą. 

- A może damy Borysowi spróbować, co? - zaśmiała się Magda.

- O nie! - Sylwia tupnęła nogą - W tej chwili zostałaś zwolniona. Masz opuścić bunkier!

- Ty nie jesteś tu żadną szefową i w tej chwili to ty się możesz zesrać. Bierz kawę i ją kurwa pij!

Wtedy podniosła się Julka, a wraz z nią Elena:

- Może trochę grzeczniej? - zapytała Magdy.

- Ty się nie unoś, tylko bierz kawę i ją pij, bo ciebie się to tyczy tak samo - odparła Elena do Julki.

- W dupe se wsadź tę swoją kawę.

No i zaczęła się porządna imprezka, słyszalna, aż na dworze. Dziewczyny darły się i przekszykiwały, trochę szarpały i na siłę próbowały wlewać tę cholerną kawę do gardła. Wtedy już i Elena, i Magda miały pewność, że te wariatki chciały je otruć. Tylko jak to udowodnić Borysowi? Nie miały pojęcia, że nie muszą:

- Gdzie to masz, co?! - krzyknęła Magda na siłę grzebiąc w kieszeniach Sylwii, która bardzo nie chciała jej na to pozwolić.

- Odpierdol się ode mnie, dziewucho!

Sytuacja wyglądała zabawnie, ale nie dla każdego. Elena i Julka szarpały się, próbując ratować swoje koleżanki, a koleżanki przewracały się jedna na drugą, niczym zapaśniczki. Końca bójki nie było widać.
  Borys był już w lesie. Do bazy brakowało mu zaledwie trzech kilometrów, a każda minuta była przecież cenna. Wyobrażał sobie masakrę i bardzo bał się o Elenę. Co, jak co, ale na niej akurat najbardziej mu zależało. Cały przepocony nadal próbował dodzwonić się do Tomka i Magdy, a jak na złość nikt nie odbierał. Telefon Sylwii również milczał, nie wspominając o telefonie w gabinecie. Musiał się pospieszyć i bardzo dobrze o tym wiedział. Po kilku minutach dojechał na polanę i od razu wyskoczył z auta zostawiając dokumenty na tylnym siedzeniu. Wbiegł szybko do środka i trafił na śpiącego Tomka, który w ogóle się nie budził. Od razu wiedział, że to zły znak. Usłyszawszy krzyki i odgłosy tłuczonego szkła poszybował na górę tak szybko, jak tylko potrafił. Stanął w wejściu i widząc tarzające się po podłodze dziewczyny, krzyknął: 

- Ej! Co tu się odpierdala!

Sylwia, Magda i Julka zatrzymały się w miejscu i spojrzały na szefa, a Elena cała roztrzepana wyjęła dłoń z fiolką spod brzucha Sylwii i krzyknęła z uśmiechem na twarzy, pokazując mu buteleczkę:

- Mam! - spojrzała na Borysa, a uśmiech zniknął z czerwonej twarzy.

- Borys, zdejmij ją ze mnie! - krzyknęła Sylwia stłumionym głosem.

Magda zeszła z niej powoli i odparła:

- One chciały nas otruć. Elena ma fiolkę.

- Gówno prawda! Chcą nas wrobić. Ja pierwszy raz widzę to szkło na oczy - podniosła się optrzepała ubranie i dodała - Musisz je zwolnić. Widzisz jak mnie potraktowały? Mam pogniecioną sukienkę, podeptane buty i brudny żakiet.

- To nie prawda! - krzyknęła Elena podnosząc się z podłogi. - To znaczy prawda, ale nie prawda... - dodała cichnąc.

- Sylwia i Julia do mojego gabinetu, a następna będzie Elena i Magda. Zapraszam - pokiwał palcem i wyrwał z rąk Eleny fiolkę z trucizną, po czym zniknął gdzieś w cieniu schodów. Magda podeszła bliżej niej i zaśmiała się, podciagając spodnie:

- Ale to musiało zajebiście wyglądać z jego perspektywy.

Elena spojrzała na nią i odparła całkiem poważnie z strutą miną: 

- Chyba wrócę na Słowację.

- Nie, nie wrócisz. - Poderwała się - Trzeba wylać tę kawę! - chwyciła filiżanki i jak najszybciej je opróżniła.

Tymczasem w gabinecie Borysa zaczynała się poważna rozmowa między nim, a jego żoną Sylwią, która była chyba zbyt pewna swojego planu. Ba, ona nadal była zbyt pewna, bo nie miała zielonego pojęcia o tym, że Borys zna już całą prawdę. W głowie układała sobie już plan zemsty na dziewczynach, a w międzyczasie ćwiczyła przemowę, którą wystosuje, by udobruchać męża:

- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego ja siedzę tutaj, a te wariatki tam? W ogóle po co mnie tu zaciągnąłeś? - zapytała rozglądając się. Dla niej to było niedorzeczne.

- Ta, masz prawo wiedzieć. - rzucił kartkę z wydrukiem z kamery na przejściu granicznym.

Sylwia chwyciła tę kartkę i na nią spojrzała:

- Co to jest?

- To ty wysłałaś tych gogusiów na rodziców Eleny, nie? - zapytał chodząc w tę i spowrotem. Od biurka do ściany.

- Co? - zmarszczyła brwi - Jakich rodziców? O czym ty mówisz?

- Przestań udawać! - podszedł pędem do biurka i zrzucił z niego wszystko na podłogę, a Sylwia nieco przestraszona, zamilkła - Tu są dowody, zdjęcia, kartoteka, a moi ludzie są już w drodze do gościa, na którego zarejestrowany jest Jeep. Nadal chcesz brnąć, zamiast się przyznać?!

Sylwia podniosła się szybko i wyszła z gabinetu bez słowa. Grunt osunął jej się spod stóp, a Borys był naprawdę wściekły. Wybiegł za nią na korytarz, zupełnie nie przejmując się już tym, że ktoś może na to patrzeć. Może to potwornie złe, ale cieszył się, że przez zupełny przypadek, a może i nie, to ona stała za śmiercią rodziców Eleny. Miał haka i pretekst, by się rozwieść:

- Borys? Co się dzieje? - pytała Elena biegnąc za nim, on jednak nie reagował.

I ona, i Magda nie bardzo chciały mieszać się w kłótnie pomiędzy małżonkami, dlatego zostały pod gabinetem i gdybały o tym, co dzieje się na dole. Tymczasem Sylwia nadal uciekała. Nie miała pojęcia dokąd biegnie, ale chyba szukała wyjścia. Zeszła schodami na sam dół i orientacyjnie szukała drzwi:

- Sylwia, stój! - krzyknął, a ta wreszcie zatrzymała się przy samej kopalnii. - Nie uciekaj ode mnie, bo ci strzele w pysk! - chwycił ją za rękę i szarpnął. - Mów kurwa w tej chwili wszystko od początku jak to było i dlaczego.

- Co mam ci powiedzieć!? - wyrwała się - Od samego początku myślałam, że razem będziemy. Już trzy lata temu mówiłeś, że coś między nami będzie, że chyba coś do mnie czujesz. Przez cały czas trzymałeś mnie na dystans i byłam dla ciebie tylko na nocki. Przyjeżdżałeś, ruchałeś i się nie znaliśmy. Uważasz, że to sprawiedliwe?!

- Do rzeczy... - westchnął.

- Zakochałam się w tobie i nadal cię kocham, ale odkąd ta kurwa tu przyjechała, przestałeś się mną interesować. Myślałeś, że nie zauważę, że chodzisz zamyślony, z głową w chmurach? - do jej oczu zaczęły napływać łzy, a ona sama chyba straciła poczucie równowagi. - Kiedy za ciebie wychodziłam byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. W chuj się cieszyłam, że w końcu będziemy razem, a dziś czego się dowiaduję? Że ona kurwa mieszka przy Popradzie! Nie chciałeś lecieć na Malediwy, do Egiptu, do Malezji, Japonii, tylko ten jebany Poprad, i już wiem dlaczego.

- Zajebiście. No to byłaś zła na mnie, ja zawiniłem, ale dlaczego kazałaś zabić jej rodziców? Przecież oni nie mieli z tym nic wspólnego. Elena nie miała z tym nic wspólnego, ona mnie nawet nie chciała.

- To nie oni mieli umrzeć, tylko ona! - krzyknęła głośno - Przepraszam Borys, wybacz mi.

- Powiedz jak to było.

- Pojechaliśmy tam i wszystko wymknęło się spod kontroli. Chłopaki chyba za bardzo zaszaleli, a Matheo mnie okłamał. Ich wrzucił gdzieś do jeziora, a ją żywą zostawił przy brzegu. To ona miała nie żyć, rozumiesz? Po prostu Matheowi było jej szkoda i nie potrafił jej zabić. Ja nie chciałam. - zapłakała.

- Nie wierzę. Normalnie kurwa nie wierzę, że byłaś zdolna do czegoś takiego. Ja myślałem, że jesteś kurwa normalna, a ty jesteś zdrowo jebnięta.

- Ja naprawdę nie chciałam. Kocham cię.

- Nie chciałaś?! - parsknął - Parenaście minut temu chciałaś otruć mi dwie dziewczyny.

- Bo ja wiem, że ty nadal coś do niej czujesz...

- Czuję. A to morderstwo będzie idealnym szantażykiem. Jeśli nie podpiszesz papierów rozwodowych biorąc winę na siebie, to oddam cię w ręce kolegi z psiarni. W pierdlu tak kolorowo nie będzie, a teraz zejdź mi z oczu - zebrał się i wszedł po schodach na górę, byleby tylko nie musieć na nią patrzeć.

- Borys! Borys, błagam! - weszła powoli po schodach, a przez łzy, które zamgliły jej drogę, nie  widziała już gdzie stawia kroki. Przewróciła się i usiadła na przedostatnim stopniu - Borys, nie rób mi tego! - zawyła głośno, a słychać ją było w całym bunkrze.

Nim minęło kilka sekund był już przy gabinecie i zaprosił do środka Elenę. Tylko Elenę. Magda była trochę zdziwiona tym, że nie chciał z nią rozmawiać, ale postanowiła nic nie mówić. Usiadła na kredowej podłodze i siedziała tak, czekając aż ktoś ją zawoła:

- Co się dzieje? - zapytała Elena - Słychać was było, aż tutaj.

- Siadaj... - powiedział pewnie, trochę tajemniczo i sam posadził tyłek na skórzanym krześle. Nie miał pojęcia jak ma powiedzieć ukochanej o tym, że to jego żona zamordowała jej rodziców, bo była zwyczajnie o niego zazdrosna. Nie miał pojęcia jak ma jej powiedzieć, że jest w tym też trochę jego winy. Być bezpośrednim czy może próbować na spokojnie obejść temat? Wykazywać jakiekolwiek emocje czy może udawać kompletnie neutralnego?

- Powiesz mi co się dzieje? - Elena usiadła na spokojnie po drugiej stronie biurka i czekała nieco zmartwiona. Bała się tego, że będzie musiała wrócić do domu, na Słowację. Czy to nie zabawne? Kiedyś błagała Boga o to, by móc stąd uciec, a teraz? Teraz błaga go o to, by móc tu zostać.

- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć. Dosłownie kurwa nie wiem, jak mam ci to powiedzieć - przetarł dłońmi spoconą twarz.

- Mam wracać do domu, tak? - zapytała niemal pewna - Nie chcę wracać, a nie miałam wyjścia. Sylwia naprawdę dolała nam czegoś do tej cholernej kawy. Mam nawet fiolkę jeśli chcesz zobaczyć... - wyjęła z kieszeni szkło i postawiła na biurku.

- To nie o to chodzi.

- A o co?

- To Sylwia kazała tym Niemieckim kurwom cię zabić, ale... Jak stwierdziła, "chłopców trochę poniosło" i oberwało się twoim rodzicom. Ty przeżyłaś cudem, tylko dlatego, że któremuś z nich zrobiło się ciebie szkoda.

Elena zmarszczyła brwi:

- Ale przecież jeszcze wtedy mnie nie znała. Nie miała pojęcia kim jestem.

- Wiedziała kim jesteś od różnych osób. Była zazdrosna, bo trochę jej nie szanowałem. Korzystałem z tego co mi dawała, a potem przyjeżdżałem tutaj i myślałem o tobie. Sama rozumiesz... - odparł wstydliwie.

- No właśnie nie rozumiem.

Z oczu Eleny znów popłynęły łzy, ale już nie tak bolesne jak dawniej. Prawda wyszła na jaw, morderca został odnaleziony, tylko co z rodzicami?

- To też moja wina. - Oznajmił - Dawałem jej powody do takiego zachowania i zamiast się odciąć, brnąłem dalej...

- Byłeś w Szczyrbie, prawda? - zapytała patrząc w podłogę.

Borys zamilkł na chwilę, ale po chwili odparł:

- Byłem.

- Dlaczego? - uniosła zapłakane oczy ku górze machając dłońmi tak, jak gdyby miało to spowodować wysuszenie łez.

- Nie wiem. To było silniejsze. Po prostu chciałem tam być. Wstałem o trzeciej nad ranem i tam pojechałem. Pojeździłem po wsi, a potem poszedłem do baru zapytać, gdzie mieszkasz. Jakiś facet mnie pokierował.

- Dlaczego nie przyszedłeś?

- Nie wiem. Zajrzałem w okno, te przy wejściu i zobaczyłem śpiącego faceta, więc stwierdziłem, że bez sensu będzie przychodzić skoro już ktoś z tobą jest.

- To był Wiktor. - Oznajmiła. - Mieszkał ze mną od śmierci matki i ojca. 

- A ja byłem z żoną. Świeżo po ślubie. Sam nie wiedziałem co mam myśleć.

  Po tym zdaniu, nastała chwila ciszy. Borys siedział bez ruchu patrząc na biurko, a Elena, również nie wiedząc co powiedzieć, rozglądała się po pomieszczeniu. Odezwać się? Mówić coś na  ten temat czy go zmienić? Z jednej strony ledwo wstrzymywała się od płaczu i chciała jak najszybciej wrócić do siebie, a z drugiej nadal chciała z nim rozmawiać. Co zrobić?

- No i co z Sylwią? - zapytała.

- Na razie nic. Zmuszę ją żeby dała mi rozwód, a potem się zobaczy...

- Może się zobaczy? To znaczy, że może ujdzie jej to na sucho? - uniosła brwi do góry sądząc, że on jednak żartuje.

- Nie o to chodzi, źle mnie zrozumiałaś. - podniósł się - Albo dam ją w ręce kolegi, który jest psem, albo sam coś załatwię.

- Ach! - jęknęła - Już myślałam, że...

Borys ruszył się ku drzwiom i nalał sobie czegoś do szklanki. Nie trzeba było być super słuchaczem, by wiedzieć, że odgłos wlewania czegokolwiek u Borysa, to zapewne alkohol. Smród tego jego starego, brązowego burbonu, który wyglądał jak stare, sfermentowane siuchy, rozniósł się po pokoju błyskawicznie, co sprawiło, że oczy Eleny zaczęły łzawić jeszcze bardziej. Cholera, smród był naprawdę potworny, a on rozkoszował się tym, jak gdyby pił gorącą czekoladę.

- Co? - zapytał zdziwiony - Co tak marszczysz brwi?

- Nie czujesz tego odoru?

- Jakiego odoru? - wziął łyk

- Nie ważne - pokręciła głową, wstała i zbierała się do wyjścia - Muszę pogadać z Magdą, a ty... - machnęła ręką - Pij sobie ten krowi mocz czy co tam se nalałeś.

Borys wzruszył ramionami, kompletnie nie wiedząc o co jej chodzi i dalej popijał ten swój napój Bogów. Jego nos już dawno przyzwyczaił się do tego okropnego smrodu, ale reszta bunkrowników bardzo dokładnie wyczuwała jego woń. Zwłaszcza nocami, gdy drzwi wejściowe były zamknięte, a brak przewiewu sprawiał, że wszystko wokół nasiąkało zgniłym zapachem:

- I co? - zapytała Magda, podnosząc się z zimnej podłogi.

- No nic, rozma... - niedokończyła.

- O kurwa! - wrzasnęła Magda i pędem pobiegła do gabinetu Borysa, z którego już oboje wybiegli, jakby się paliło.
W natłoku wrażeń i informacji, zapomnieli o Tomku, który spał na krześle przy wejściu. W zasadzie nie mieli pojęcia czy on w ogóle żyje, ale żył. Dobudzany otworzył oczy i niezorientowanie zapytał:

- Co się stało?

Kompletnie nie pamiętał czekolady, Sylwii, która proponowała mu, by ją wziął i w ogóle wszystkiego, co działo się tego dnia:

- Nie wiem co mu podała, ale lepiej niech się położy. Jutro powinien wrócić do siebie.

- A pamięć mu wróci? - zapytał Borys, nachylając się nad łożkiem Tomka.

- Zapewne tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro