Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Kim jestem?

Nie wierzę. To chyba jakiś żart. Chory dowcip. Bo... ale jak? Wpatruję się z niedowierzaniem w mamę, tatę i...

- Brat? Mój brat? - dopytuję ostrożnie, bo może w istocie się przesłyszałam.

Istnieje prawdopodobieństwo, że to jakiś rodzaj szoku. PTSD czy coś w tym stylu. Nie wiem, nie znam się. Cholera jasna! Nie jestem w stanie nawet określić, czy bardziej chce mi się płakać czy śmiać. Cała ta sytuacja jest po prostu niedorzeczna. W sumie tak samo kuriozalna i niebywała jak ostatnie dwie doby. Coś tu jest bardzo, ale to bardzo nie w porządku.

- Ja nie mam brata - oświadczam stanowczo.

Mama spogląda na tatę znacząco, po czym słyszę:

Biedactwo... Od tego upadku chyba doznała amnezji. Jak może nie pamiętać Filipa?

Normalnie! - odpowiadam ostrzej, niż planowałam. - Jestem jedynaczką!

Fisto czy Filip... ugh, pogubić się idzie! ... ledwo tłumi parsknięcie. Gromię go wzrokiem, ale oczywiście nic sobie z tego nie robi. Gdybym była zwolenniczką rozwiązań siłowych, starłabym mu pięścią grymas zadowolenia z tej idealnej gęby. A tymczasem co? Dupek stoi w nogach łóżka, z założonymi na piersiach rękami i wykrzywia usta w głupkowatym uśmieszku. I - cholera - nawet teraz jest diabelnie przystojny. Co dowodzi, że nie może być moim bratem. Nie napalałabym się na własnego brata!

- Kali - głos taty drży. - Nigdy nie byłaś jedynaczką. Nawet przez moment. Filip jest twoim starszym bratem.

- Nie! - protestuję, na co Fisto znów tłumi śmiech.

- Bawi cię to?! - warczę.

Nawet nie wiesz jak bardzo.

Słyszycie?! - unoszę ramiona w górę i wskazuję na niego, ale rodzice znów spoglądają po sobie z przerażeniem malującym się na twarzach.

I dopiero wówczas dociera do mnie, że ten gnojek nie powiedział tego na głos. Tylko znów użył na mnie tej swojej telepatii.

Przestań gadać w mojej głowie! - wkładam w tę myśli tyle jadu i nienawiści, ile jestem w stanie. Na twarzy Fista pojawia się uznanie.

Brawo. Zaczynasz łapać, o co w tym chodzi.

Wolałabym, żebyś ty załapał, że masz stąd znikać. W trybie natychmiastowym!

Tyle, że on robi dokładnie odwrotnie. Dłonie opiera o ramę w nogach mojego łóżka, wychylając się odrobinę do przodu. W oczach skrzy się rozbawienie i coś jeszcze. Nie jestem jednak w stanie tego zdefiniować, ale wywołuje na moim ciele falę dreszczy. Po jego minie wnioskuję, że nie spodoba mi się to, co za chwilę usłyszę.

- Mamo, - odzywa się uprzejmie, ale jego oczy cały czas obserwują moją reakcję - możecie iść porozmawiać z lekarzem. Ja bardzo chętnie dotrzymam towarzystwa Kalypso... żeby przypadkiem się nie nudziła. Sama...

Nie wiem, skąd to przeświadczenie, ale oni wcale nie zamierzali stąd wychodzić. A mimo to, ulegli jego słowom. Jeśli wystarczy, by coś powiedział, a oni dosłownie tańczą jak im zagra, to chyba mam przesrane.

- Och, dziękuję, Filipie - mama podchodzi do niego i kładzie mu dłoń na ramieniu. - Zawsze byłeś opiekuńczy i odpowiedzialny.

No, kurwa, na pewno!

Fisto cmoka z niezadowoleniem, kiedy najwyraźniej dosłyszał moją myśl. Ma pecha.

Wynoś się z mojej głowy!

Tłumaczyłem ci, że to ty musisz zacząć kontrolować myśli. A raczej kontrolować to, co z nimi robisz - odzywa się tym razem na głos, kiedy rodzice znikają za drzwiami.

Wraz z ich wyjściem, zaczyna ogarniać mnie niepokój. Zostaję całkowicie sama z tym oszustem i manipulantem!-

Wystarczy diabłem, ale potraktuję te słowa jako komplement - zaczyna się śmiać.

- Dobrze się bawisz? Bo ja ani trochę!

- Wybitnie bawię się w twoim towarzystwie, Kalypso. A teraz przejdźmy do konkretów.

Uśmiech spełza mu z ust, a w oczach pojawia się coś mrocznego. Nie podoba mi się to, jak na mnie patrzy. Przełykam rosnącą gulę w gardle i najchętniej bym stąd zwiała, tylko że to nic nie da. I tak mnie znajdzie. Albo skrzywdzi rodziców. W końcu ma ich Stróży.

Nagle w uszach znów pojawiają się setki przytłumionych rozmów. Krzyki. Ktoś płacze. Mam nawet wrażenie, że słyszę parę pieprzącą się w samochodzie na parkingu na tyłach szpitala. Skąd to wiem? Nie mam pojęcia, ale wraz z pojawieniem się tej kakofonii nieprzyjemnych odgłosów, z których jedne starają się zagłuszyć drugie, głowa zaczyna mi pękać z bólu. Za każdym razem te doznania są intensywniejsze i dokuczliwsze. Mimowolnie przykładam dłonie do skroni i rozmasowuję je, przymykając powieki. Nie powinnam spuszczać z oka Fista. Nie ufam mu, ale kiedy odciążam jeden ze zmysłów, ból staje się jakby mniej intensywny. Bardziej znośny.

- Ech - słyszę głos diabła znacznie bliżej, niż powinnam - mam do ciebie słabość, Kalypso.

Otwieram oczy, wyczuwając niebezpieczeństwo, ale jest już za późno. Mefistofeles siedzi tuż obok. Z drugiej strony, co mogłabym zrobić? Jak bronić się przed kimś, kto zapewne posiada nadludzkie zdolności? I... - nie dokańczam tej myśli, bo w tym momencie dłoń Fista ląduje na moim czole. Ogarnia mnie cisza i spokój. Moje usta opuszcza westchnienie ulgi.

- Wyłączyłeś to - nie kryję zaskoczenia.

I chociaż nie chcę, jestem mu wdzięczna. Ten mentlik w głowie mnie wykańcza.

- Mówiłem. Mam do ciebie słabość. Ale nie przyzwyczajaj się. Generalnie, bawi mnie cierpienie innych. W sumie, to z tego czerpię moc, więc tak jakby odjęcie ci bólu, pozbawia mnie przyjemności. A ja bardzo lubię odczuwać przyjemność. - Po tych słowach uśmiecha się tajemniczo.

Nie podoba mi się ten uśmiech. Nie podoba mi się dwuznaczność jego wypowiedzi. Lubi grę słów. I lubi, kiedy ja bezbłędnie odgaduję, co skrywa za pozornie niewinnymi zdaniami. Czy powinnam mu podziękować?

Nie. Nie zasługuje na moją wdzięczność! To przez niego tu trafiłam. To on doprowadził do tego, że moje serce stanęło i wezwano pogotowie. Jeśli w ogóle tak było.

- Gdzie jest ten drugi? - pytam.

- Masz na myśli Gabriela? - krzywi się, wypowiadając to imię.

- Tak, mam na myśli Gabriela. Przecież... przecież to jego wybrałam. Myślałam... Myślałam, że będzie mnie bronił przed... - milknę na moment, a potem dodaję ciszej - ...tobą.

- Gdyby to było taki proste... - śmieje się, a potem tłumaczy. - Widzisz. Problem polega na tym... jego problem, że po Upadku, nam nie wolno wracać na górę - wskazuje palcem sufit. Domyślam się, że chodzi o Niebo. - Za to oni... Nie mogą przez cały czas przebywać tutaj. Zresztą... jesteśmy z Gabrielem tymi samymi istotami, tylko każdy z nas ma inne priorytety. Jednak... - przerywa i wpatruje się we mnie znacząco. - Wy, ludzie... chociaż w sumie ciebie tak do końca nie można nazwać człowiekiem... - spinam się słysząc te słowa.

- To kim jestem? - Cisza. - Fisto! Kim jestem? Czym jestem... - ostatnie słowa wypowiadam ciszej.

- Jesteś mi potrzebna.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie! - obruszam się.

- Im też jesteś potrzebna. - Ignoruje mnie. - Więc na twoim miejscu, nie jarałbym się tak aniołami i ich ślicznymi buźkami. Ich hipotetyczną dobrocią. Ludzie mają zerojedynkowe postrzeganie: anioł dobry, diabeł zły. A co, jeśli jest zupełnie inaczej? Jeśli zostaliśmy wyrzuceni z Nieba i zamknięci w Piekle, nie dlatego, że postąpiliśmy źle, a dlatego, że chcieliśmy zatrzymać zło? Tylko nas powstrzymano? Może to był... nazwijmy to szumnie: spisek na Dworze Anielskim? Tam - znów palcem wskazuje sufit - jest tylko jeden Sędzia. Nie ma obrońców i prokuratora. On wysłuchuje każdej ze stron i decyduje. Bezgranicznie wierzy, że w Niebie nie da się skłamać. Fakt. W Niebie nie można kłamać, ale można zakrzywiać prawdę. A anioły są mistrzami w zakrzywianiu faktów, prawdy, rzeczywistości, czasu... bawią się nimi jak dzieciak plasteliną.

To co właśnie usłyszałam, w istocie kłóci się z tym, co wiem. Czego nauczają wszystkie religie świata.

- Nie zapominaj, że religie stworzyli ludzie na podstawie tego, co zostało im powiedziane.

- Zaraz... powiedziałeś, że ty... że diabły i anioły, to w rzeczywistości te same istoty. Skoro anioły są mistrzami manipulacji, to diabły...

Nie kończę. Uśmiech Mefistofelesa wyraża więcej, niż jakiekolwiek słowa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro