Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Czego oczy nie widzą...

Dwie godziny wcześniej

No dalej, Debbs - ponaglam przyjaciółkę, waląc pięścią w drzwi od łazienki.

Wiem, że się waha. Wiem, jak bardzo nie przepada za imprezami, ale to moje dwudzieste pierwsze urodziny! Obiecała mi to! Nasz pokój w akademiku nie jest duży, ale uwielbiam w nim każdy, absolutnie każdy detal. Fluorescencyjne gwiazdki na suficie, w które możemy wpatrywać się z Debbs nocami, kiedy nie możemy zasnąć albo plotkujemy, plakaty kinowych hitów z lat sześćdziesiątych na ścianie i zasłonki w oknie nie do pary. Na głośniku puszczam jakiś klubowy kawałek i kręcąc tyłkiem rozczesuję moje długie, jasne włosy. Nie docieram nawet do refrenu, kiedy muzykę przerywa dzwonek telefonu. Odbieram bez wahania.

- Cześć, mamuś!

- Kochanie... - słyszę jej zapłakany głos.

Automatycznie się spinam i próbuję wyczuć, czym spowodowane są jej łzy. Przez telefon zawsze mi trudniej, jednak tym razem od razu wyłapuję, że to łzy wzruszenia, nie smutku. Z ulgą wypuszczam wstrzymywane powietrze.

- Nie płacz...

- Ale to takie... nie wierzę, że to już dziś. Byłaś taka malutka - przewracam oczami.

Mama bywa bardzo ckliwa, a jak zaczyna sentymentalną gadkę wiem, że czekają mnie długie wspominki. Wrzucam więc ją na głośnik, wyłączam mikrofon i słucham tkliwego monologu, który miejscami chwyta za serce. Mama jest bardzo, ale to bardzo uczuciowa.

- Czy to twoja mama?- słyszę zza łazienkowych drzwi.

- A jak myślisz?

- Nie czuję się w tym stroju - zmienia temat. - Ta bluzka jest jakaś... obcisła taka bardzo, a spódniczka. Boję się, że będzie mi widać majtki!

Przewracam oczami.

- Pokaż się - rzucam, nakładając rozświetlacz na policzki.

Debbs wynurza się z łazienki. Jest zmieszana i obciąga spódniczkę. Wygląda, kuźwa, zjawiskowo. Aż jej zazdroszczę.

- Debbie! Wszystko jest w najlepszym porządku! Wyglądasz przecudownie! Wierz mi. Fisto nie będzie mogł oderwać od ciebie wzroku. Może w końcu przeskoczycie...

- Nie kończ! - stopuje mnie. - Na pewno nie wyglądam zbyt wyzywająco?

Jak jasna cholera, ale ci tego nie powiem.

- Wyglądasz idealnie, Debbs. Wyluzuj. A teraz, zapraszam na fotel. Czas na makijaż i fryzurę!

Debbie to zagorzała katoliczka i orędowniczka zachowania czystości przed ślubem. I bardzo, ale to bardzo tego przestrzega. I szczerze, czasem żal mi jej chłopaka, ale widać, że mu na niej zależy. Nie bez powodu są już razem ponad dwa lata. Który facet by to wytrzymał, jeśliby jej nie kochał? Dla odmiany moje związki... No dobra, raczej ich brak. Nie mam szczęścia do facetów. To znaczy, kręcą się koło mnie, ale... zawsze mi coś nie pasuje. Za każdym razem, jak ma do czegoś dojść, wyczuwam ich nie do końca dobre zamiary i to psuje wszystko. Chciałabym móc wyłączyć ten mój emocjonalny radar. Chociaż na jeden dzień. Strasznie to wszystko frustrujące.

- Twoja mama nadal w formie - przyjaciółka rzuca z przekąsem, bo mama cały czas produkuje się przez telefon.

- Tak... - śmieję się. - Daję jej jeszcze kwadrans.

Zdążyłam zrobić przyjaciółce delikatny makijaż i ułożyć włosy, kiedy dobiegło mnie:

- ...ale, już cię nie zanudzam, bo pewnie szykujesz na przyjęcie urodzinowe z przyjaciółmi.

Pospiesznie łapię telefon i włączam mikrofon.

- Tak, mamuś. Skromnie z Debbie i Fisto.

Pójdziemy do klubu i zamierzam się upić.

- Pozdrów ich ode mnie.

- Jasne.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, kochanie.

Cieszyłam się, że studiowałam na drugim końcu kraju. Moi rodzice są cudowni, jednak bardzo bardzo nadopiekuńczy. Jestem ich jedynym dzieckiem, ukochaną córeczką i oczkiem w głowie. Dlatego poniekąd ich rozumiem. A przynajmniej się staram. Z kolei Debbie pochodzi z wielodzietnej rodziny. Bardzo, ale oto bardzo wierzącej - i te przekonania udało im się wpoić Debbie bardzo, ale to bardzo głęboko. Wiem, że bardzo ją kochają, jednak ich rozmowy ograniczają się do góra pięciu minut. 

- Fisto już jest - rzuca Debbie odczytując wiadomość.

Chwytam flakonik nowych perfum, które dostałam rano kurierem. Psikam się nimi dość obficie. Są delikatne, a ja lubię ciężkie zapachy. W biegu łapię moją nerkę, przewieszam sobie przez klatkę piersiową i pospiesznie wychodzimy. Zbiegamy z drugiego piętra niemal na wyścigi, chociaż i tak nie zamierzam zajmować miejsca obok kierowcy. Śmiejemy się w głos. Pozytywny nastrój Debbie sprawia, że moje endorfiny są na najwyższym z możliwych poziomów.

- No wow, laski - Fisto stoi oparty o maskę swojego sportowego auta.

Zapiera mi dech na jego widok. Ciemne jeansy i czarna koszula rozpięta pod szyją potrafią rozpalić wyobraźnię. Wiem, że to chłopak Debbie, jednak mam oczy! I nie mogę zaprzeczyć, że jest przystojny. Poprawka! Jest diabelnie przystojny. Myślę, że bez mrugnięcia okiem dostałby angaż w każdym magazynie modowym: oliwkowa cera, czarne, krótkie loki sięgające uszu, ciemne oczy okalane nieprzyzwoicie długimi rzęsami i ciało o idealnych proporcjach. Ale... No właśnie, zawsze jest jakieś: ale. A nawet jeśliby nie było, to jest chłopakiem Debbie. To automatycznie sprawia, że powinnam traktować go jak kumpla. Stop! Traktuję go jak kumpla. Dla pewności powtarzam sobie to kilkakrotnie w myślach.

Chłopak odpycha się biodrem od karoserii, podchodzi do nas i cmoka Debbie w policzek, ale to na mnie zatrzymuje dłużej spojrzenie. Marszczę czoło. Chyba nie powinien mnie tak bezczelnie obczajać, kiedy jego dziewczyna stoi obok. Zauważam w jego ręce torbę na prezenty i ekscytuję się jak małe dziecko, kiedy mi ją wręczają. Przytulam oboje, wyciskając na ich policzkach całusy.

- Wybacz, kochanie, ale dziś solenizantka ma pierwszeństwo - uchyla drzwi od strony pasażera.

- No weź... - protestuję. - To miejsce Debbie.

- Dziś to ty jesteś królową balu - wtrąca Debbie, śmiejąc się w głos. 

- No dalej - Fisto puszcza mi oczko.

Czuję rumieniec na policzkach. Podłapuję jego kolejne powłóczyste spojrzenie, zatrzymujące się zbyt długo na moim dekolcie. Nim zamyka drzwi, słyszę jego szept:

- Obłędnie dziś wyglądasz, Kali...

Drżę. Jego głos wywołuje we mnie coś dziwnego. Nie rozumiem tego. Przez moment kręci mi się w głowie. Przymykam powieki. Widzę biel... Potrząsam głową, by przepędzić to dziwne uczucie. Nagle dociera do mnie, że za chwilę zaparkujemy przed klubem. Jakim cudem umknęła mi niemal półgodzinna droga? Zasnęłam? Ogarnia mnie dziwny niepokój. Obracam się w stronę przyjaciółki. Pochłania ją telefon. Pewnie śledzi sociale. To jest jej nałóg, z którego ponoć się nawet spowiada, ale jakoś poprawy nie widać. Nagle dostrzegam coś jeszcze, co nigdy przedtem nie rzuciło mi się w oczy. Skóra Debbie błyszczy, jakby pokrywały ją drobinki złota. I rozumiem, gdyby użyła jakiegoś balsamu rozświetlającego, ale nie. Chociaż po prawdzie, żaden krem nie dałby takiego efektu. Niepokój ściska mnie za gardło.

- Coś nie tak? - pytanie Fisto pojawia się znienacka, wyrywając mnie z zamyślenia.

Próbuję skupić się na nim i nie roztrząsać moich halucynacji. Nie umiem tego inaczej wyjaśnić. Może się czegoś nawąchałam? Przypadkowo? Tyle że nigdy żadne używki na mnie nie działały!

- Dziwnie się dziś czuję - odpowiadam.

Język mam nienaturalnie zdrętwiały, ciężko mi się mówi, a wszystkie włoski na karku stoją mi dęba. Czuję się jak zwierzę, które wyczuwa zagrożenie, ale nie ma pojęcia, skąd nadejdzie.

- To pewnie ekscytacja przed melanżem. Niecodziennie kończy się dwadzieścia jeden lat, Kali... - Jego ciepła dłoń ląduje na moim kolanie.

Okej, kumplujemy się, ale to chyba wykracza poza przyjacielską relację. A na taką z korzyściami się nie piszę. Poza tym, kuźwa, Debbie siedzi na tylnej kanapie.

- Co ty robisz, do diabła! - warczę i strząsam jego rękę. 

- Zabawne, że to właśnie jego wzywasz - w samochodzie rozbrzmiewa głośny śmiech Fista. - Choć może powinienem powiedzieć: zadziwiające.

Marszczę czoło, bo nic już nie rozumiem. Debbs zdaje się w ogóle nie słyszeć naszej wymiany zdań, a Fisto... on dziś zachowuje się jakoś... inaczej. Jednak zabiera dłoń. Nie umyka mi, że robi to z wyraźnym ociąganiem. Jego ciemne oczy skupiają się na znalezieniu miejsca do parkowania. Dłuższą chwilę studiuję jego profil. Jest oszałamiająco przystojny, ale na tym kończy się moja ocena. Nic więcej nie potrafię powiedzieć na temat jego aparycji. Po prostu, to nie to. Abstrahując, że to facet mojej najlepszej przyjaciółki.

Fisto parkuje. Wysiadam i omal nie upadam. W ostatniej chwili oplatają mnie silne męskie ramiona. Skąd wiedział i jakim cudem tak szybko się tu znalazł. Kiedy łapałam za klamkę, był jeszcze za kierownicą. Nogi mam jak z waty. Chłopak stawia mnie do pionu. Czoło mam zroszone potem. Tak samo kark. Nie rozumiem, co się dzieje.

- Puść mnie - nakazuję szorstko.

Robi to, a ja lekko się zataczam. Muszę chwycić się karoserii. Drugą dłoń przykładam do skroni. Kiedy zamykam oczy, znów widzę biel tak jasną, że aż kłuje w oczy. I głos dochodzący zewsząd, jak w moim śnie, mówiący... nie, krzyczący: Ahat!

- Może cię odwiozę? - dłoń Fista spoczywa na moim ramieniu, ale jej nie strącam, bo ściąga mnie z powrotem do rzeczywistości.

Tak. To idealne określenie na to, co dotyk chłopaka ze mną zrobił. Jakby wessał mnie z innego wymiaru albo ściągnął na ziemię. Z trudem otwieram oczy.

- Kali, jesteś potwornie blada - przyjaciółka staje naprzeciwko mnie i łapie moje mokre od potu dłonie. W zasadzie, cała jestem zroszona potem. Krzywię się na tę myśl. - Może masz gorączkę? - Debbie przykłada dłoń do mojego czoła. 

- Już mi lepiej - wyduszam, chociaż wcale tak nie brzmię. Gardło mam ściśnięte. - Chyba to przez to, że nic dziś nie zjadłam.

To akurat prawda. Zapominam o jedzeniu, kiedy się czymś ekscytuję. Tyle że nigdy wcześniej nic takiego się nie miało miejsca.

- Może jesteś chora? - martwi się Debbs. 

- Wątpię... - odpowiadam wymijająco.

No i tu pojawia się problem, bo ja nie choruję. Ba, ja w całym moim dotychczasowym życiu nie miałam nawet kataru. Ale ona o tym nie wie. W zasadzie nikt o tym nie wie. Nawet moi rodzice. Są informacje, które nauczyłam się przemilczać. Może powinnam być wdzięczna losowi czy innej sile wyższej. Może powinnam się cieszyć, bo z moich obserwacji wynika, że chorowanie to nic przyjemnego, jednak człowiek potrzebuje czasem odpocząć od nauki, szkoły, ludzi... Jak to mawiają, potrzeba matką wynalazków, a Wujek Google kopalnią pomysłów. Wystarczyła wsuwka odpowiednio głęboko wsadzona do nosa i katarek jak się patrzy. Kiedy chciałam posiedzieć trochę dłużej w domu, proszek do pieczenia na gardło i objawy anginy murowane. Musiałam się sporo naeksperymentować, by osiągnąć zadowalające efekty. Ale ludzie, trening czyni mistrza!

- To co, wracamy? - pyta Fisto.

Po moim trupie! Pierwszy raz w życiu wolno mi wypić w klubie alkohol. Nie zamierzam przepuścić takiej okazji. Zresztą. Już mi lepiej... tak jakby...

- Pogięło cię? To moje dwudzieste pierwsze urodziny! - silę się na entuzjazm, mimo iż z trudem trzymam się na nogach. - Nie zamierzam spędzać ich w łóżku! No fucking way!

- Moja dziewczynka! - przybijam piątkę z chłopakiem, ale Debbs nie wygląda na przekonaną. Jesteś pewna, że na pewno wszystko w porządku? - dopytuje.

- Jasne! - kłamię. - Czy wyglądam, jakbym źle się czuła?

Przywołuję na twarz najszerszy uśmiech, na jaki mnie stać. Fisto obejmuje nas ramionami i ciągnie w kierunku długiej kolejki do wejścia. Po skontrolowaniu dokumentów, wbijamy do środka. Jest tu... różowo... i głośno. Różowy dywan na schodach, różowe ściany, różowe stoły i krzesła, a nad barem wisi ogromny różowy neon: Barbie Dream Club. Bez jaj!

- Nic bardziej różowego wybrać się nie dało? - pytam Fisto, kiedy pokazuje nam stolik w loży VIP. 

- Zrobiłem rozeznanie i ponoć każda laska w tym mieście marzy o świętowaniu urodzin w tym miejscu - odpowiada chłopak, najwyraźniej nie łapiąc mojego sarkazmu.

Wtedy Debbie nie wytrzymuje i zaczyna się głośno śmiać.

- Powiedziałem coś nie tak? - marszczy czoło.

I przysięgam, że to jedyny facet jakiego znam, który obojętnie jaką przybierze minę, wygląda gorąco. Szczęściara z tej Debbie.

- Dziubek - wydusza moje przyjaciółka, niemal płacząc ze śmiechu. - Może i każda marzy, ale tak się składa, że Kali nie znosi różowego. 

- Serio?

Wzruszam ramionami robiąc bezsilną minę.

- Bez spiny - puszczam mu sójkę w bok - doceniam starania. Mimo... wszechobecnego różu.

Głośna transowa muzyka rezonuje mi w piersi, a ciało niekontrolowanie zaczyna się poruszać do rytmu. Zamierzam dać dziś czadu. Moje chwilowe niedomaganie jakby odeszło w zapomnienie.

- To co dziś pijemy, solenizantko? - pyta, puszczając do mnie oczko.

- Co proponujesz? - droczę się.

Coś mrocznego pojawia się w jego spojrzeniu. Zasycha mi w ustach, kiedy powoli nachyla się i szepcze mi do ucha.

- Jesteś pewna, Kalipso, że chcesz usłyszeć moją propozycję?

Nie wiem, co odpowiedzieć. To już kojne jego zachowanie, w którym wyczuwam dwuznaczność. Zerkam ukradkiem na przyjaciółkę, ale ona zdaje się tego nie zauważać. Nie wiem, czy to aura tego miejsca, ale kiedy Fisto stoi tak blisko, moje ciało dziwnie mrowi. Nie podoba mi się to uczucie, ale pod naporem obezwładniającego spojrzenia chłopaka, dreszcze się wzmagają. Chcę to przerwać, ale nie umiem. Jakby... jakby jego urok miał jakąś magiczną moc. Siłę, której nie potrafię się przeciwstawić. Nie słyszę już muzyki. Nie czuję głębokich basów wewnątrz klatki piersiowej. Za to czuję obecność Fisto. Całą sobą.

- Kalipso? - jego ponaglający ton wyrywa mnie z transu.

Mrugam kilkakrotnie, bo przysięgam, że jeszcze sekundę temu stał tak blisko, że czułam jego oddech na policzku. Teraz wszystko, co czułam w związku z tym, zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Co tu się odpierdala?!

Zaczynam się zastanawiać, czy może moje nowe perfumy mają domieszkę jakichś narkotyków, bo nie wiem, jak inaczej wytłumaczyć to, co się ze mną dzieje.

- Przepraszam, odpłynęłam - maskuję zmieszanie nienaturalnym śmiechem. 

- Wódka z colą czy jakiś kolorowy drink? - rzuca wyraźnie rozbawiony.

- Zaskocz mnie - rzucam przekornie, odzyskując rezon, a on w odpowiedzi pochyla się i szepcze mi do ucha:

- Nie omieszkam.

Mam pieprzone déjà vu ! Znów drżę, kiedy jego gorący oddech łaskocze wrażliwe miejsce na mojej szyi. Oplatam się ramionami i pocieram je, by pozbyć się gęsiej skórki. I nagle mam wrażenie, że to wcześniej, nie było wytworem mojej wyobraźni. I że Fisto jest w pełni świadom tego, jak na mnie działa. 

- Debbs? Co ci przynieść? - dopytuje swojej dziewczyny.

- Sok pomarańczowy.

- Jasne - nawet mimo głośnej muzyki wyłapuję kpinę w jego głosie.

Mrożę go spojrzeniem. Zauważa to, ale jedyne co w odpowiedzi pojawia się na jego twarzy to cyniczny uśmieszek. Serce mi przyspiesza, gnane podświadomym lękiem. Nie rozumiem tego. Nie powinnam się go obawiać, bo znam go bardzo długo, jednak dziś... dziś wyraźnie zachowuje się w stosunku do mnie inaczej. Zuchwalej. A najgorsze, że widzę to bardzo wyraźnie, ale nie wyczuwam jego intencji. To mnie rozbija. Dlaczego? Jest pierwszą osobą, której nie mogę wyczuć. Nie mogę sobie przypomnieć, czy było tak już wcześniej. Ogarnia mnie niepewność i po raz pierwszy dzisiejszego wieczora wolałabym wrócić do akademika. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro