*** 2*3 *** (Xmas special)
Wczoraj publikowałyśmy normalny rozdział, więc upewnij się, że go przeczytałeś. Enjoy!
Pizza King (!!!!!!)
Odwróciłem się na drugi bok, wzdychając ciężko. Spojrzałem na zegarek, wiszący na jednej ze ścian, oświetlonej przez księżyc.
Dochodziła czwarta nad ranem. Strefy czasowe nie były tu problemem, bo w Los Angeles właśnie zbliżała się ósma rano. Najlepsza pora na sen.
Cieszyłem się z przebywania w rodzinnym Sydney, w gronie najbliższych. Mało kiedy ich widywałem przez ciągłe zmiany miejsc pobytu w czasie roku, trasy koncertowe i nagrywanie albumów w LA.
Ale teraz.... teraz nie mogłem spać, a myślami ciągle powracałem do Penny i tego, co właśnie może robić
Ta dziewczyna zawróciła mi w głowie tak bardzo, że czułem to całym sobą. Zaczynając od umysłu, kończąc na motylkach w brzuchu i przyjemnych prądach, które odczuwałem na całym ciele kiedy tylko słyszałem jej głos.
Nawet nie wiem kiedy zaczęło mi na niej tak bardzo zależeć, do tego stopnia, że jedną piosenkę z naszego nowego albumu napisałem właśnie o niej. Muszę przyznać, że to bardzo stresujące doświadczenie, które dosłownie spędza sen z powiek, tak jak teraz na przykład.
Penny nie była idealna, czasami zbyt szybko się denerwowała, nieraz bezpodstawnie dokuczała Caseyowi, czasami trochę za bardzo było jej obojętne to, co działo się w jej pracy. Ale uwielbiałem ją całą, wliczają w to każdą jej wadę. Bo może nie była idealna, ale dla mnie nie musiała być. Była prawdziwa i nigdy niczego przede mną nie udawała, a to liczyło się dla mnie ogromnie.
Pamiętałem nasze pierwsze rozmowy, kiedy zwracała się do mnie per pan i aż uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Była wtedy taka grzeczna i dużo bardziej nieśmiała. Stopniowo otwierała się przede mną, pokazywała swoją osobowość i ja z każdym dniem przywiązywałem się do niej coraz mocniej.
Do tego stopnia, że nie umiałem myśleć o czymś innym niż o niej. Napisanie piosenki o niej było tylko formalnością.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że bałem się cholernie, że ta piosenka jej się nie spodoba. I choć i tak w momencie jej wydania, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, nie będzie wiedziała, że to o niej, że napisałem ją ja, ja jako jej król, to jest to jedyna okazja, bym mógł szczerze wyrazić co do niej czuję. Wyrażanie emocji przez muzykę jest przecież o wiele łatwiejsze. Gdyby tak nie było, to piosenka o Arzaylei nie znalazła by się w albumie a w komentarzu na instagramie. Tak już to działa. Przynajmniej w przypadku naszego zespołu.
Czułbym się zatem bardzo źle z faktem, że Penelopie nie spodobało się coś w stylu wyznania moich uczuć. I choć o gustach się przecież nie dyskutuje i właściwie gdyby tak było, to zrozumiałbym to. Totalnie. Ale moja wywracająca się wątroba, która już chyba zamieniła się miejscem z prawą nerką sygnalizowała mój wewnętrzny strach przed tym.
Przetarłem twarz dłońmi, zastanawiając się, czy bardzo niesłusznie zrobię, jeśli teraz do niej zadzwonię.
Casey dał mi jej numer już dawno temu, ale nigdy nie miałem w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby z niego skorzystać.
Bo co, jeśli będę jej przeszkadzał? Co jeśli jeszcze śpi albo właśnie spędza czas z rodziną przy śniadaniu? Odpakowuje z młodszym bratem prezenty? Gdyby nie odebrała albo, co gorsza, odrzuciła połączenie, nie wiem czy byłbym w stanie to przeżyć. Byłbym?
Czy to już paranoja? Zwariowałem? Może po prostu to wszystko wyolbrzymiam? Dlaczego niektórych problemów nie da się rozwiązać tak jak w piaskownicy? Nie żebym chciał bić Pony łopatką albo sypnąć jej piachem w oczy. Chociaż właściwie to drugie robię już regularnie od kilku miesięcy. Jestem takim dupkiem, nie powinienem był w ogóle zaczynać tej relacji. Ale przecież nie przeżyłbym bez niej jednego tygodnia...
Hm, tak, zdecydowanie powinienem do niej zadzwonić
Szybko wybrałem jej numer, nie zastanawiając się nad tym dłużej, bo jeszcze bym się rozmyślił.
Serce waliło mi w piersi, a ręce były lepkie od potu. Chyba nawet ze stresu wstrzymałem oddech.
Ale kiedy usłyszałem jej głos w słuchawce, całe napięcie ze mnie uleciało, a twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
A przecież powiedziała tylko głupie "halo?" swoim słodkim, rozespanym głosem.
- Pony, chcę ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepszym, co przytrafiło w tym roku. I w ogóle w życiu - wyrzuciłem z siebie na jednym wdechu.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? - jęknęła.
Między nami nastała chwila ciszy. Zbyt dobrze ją znałem, by nie wiedzieć, że jeszcze nie przyswoiła moich słów.
- O mój Boże, zadzwoniłeś do mnie! - pisnęła po chwili.
- Przecież ciągle to robię - skomentowałem łagodnie, a błogi uśmiech zagościł na moich ustach.
- No tak ale... - zrobiła przerwę, pewnie na nabranie powietrza, bo zacięła się jak zawsze, kiedy fangirluje. O ludzie, Penelopa Bennet miała na mnie fangirl... To przecież niedorzeczne. - Nie w ten sposób!
Nie wiem nawet czy bycie tak szczęśliwym i roześmianym o czwartej nad ranem jest legalne w Australii. Ale szczerze miałem to gdzieś, bo dla Pony mógłbym złamać każdy przepis. Kulinarny na przykład. Wtedy zostałbym prawdziwym pizza king.
- Jestem pewien że to ten sam schemat! Najpierw kilka cyferek, potem zielona słuchawka, następnie długie chwile oczekiwania na sygnał aż wreszcie... wreszcie pałeczka ląduje po twojej stronie i musisz jedynie odebrać telefon!
- Ja wiem, ale... ale to zupełnie nie tak. To najlepsza rzecz, jaka mogła spotkać mnie o ósmej rano w dzień wolny! - zawołała z ekscytacją i byłem pewien, że zaświeciły jej się oczy. - I, cholera, ty też jesteś najlepszym, co przydarzyło mi się w tym roku, o ile nie w całym życiu.
Serce zabiło mi szybciej, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło. To, co robiła ze mną ta dziewczyna, było nie do opisania.
Niemożliwe bardzo chciałem wziąć ją wreszcie w ramiona, ale byłem tchórzem, który nie potrafił pokonać swoich irracjonalnych lęków. Przecież Penny nie znienawidziłaby mnie, gdyby dowiedziała się, że jestem jednym z członków jej ulubionego zespołu. Nie była jedną z tych dziewczyn opisywanych w tych wszystkich gównianych fanfikach. Oczywiście jej fanfiki nie były gówniane, w sumie niektóre nawet mnie wciągnęły... Boże, do czego zmierzało moje życie?
- Byłaś grzeczną dziewczynką? - zapytałem miękko, uśmiechając się do sufitu. - Bo bardzo prawdopodobne, że mam dla ciebie prezent szybciej, niż myślałem.
Sam nie wiem, czemu to powiedziałem. Nie byłem w żadnym stopniu gotowy na ujawnienie się przed nią, ale moje serce tak bardzo się do niej rwało.
- Zależy na czyją perspektywę patrzymy, bo według Casey'a pewnie bliżej mi do grzesznej niż grzecznej... Na szczęście mamy w dupie opinię Morety! - krzyknęła dziarsko i bardzo spodobała mi się myśl, że zadarła wysoko głowę, bo to byłoby jeszcze bardziej urocze.
- Masz rację, Casey to osobny temat. Albo nawet wymiar... W każdym razie, jestem tym bardzo podekscytowany - w ostatniej chwili powstrzymałem się przed wykrzyczeniem tego na cały głos, bo przecież była późna pora, a ja zatrzymałem się u rodziny.
- Tematem Casey'a? - zapytała z przekąsem dziewczyna, na co parsknąłem i oplułem się przy tym nieznacznie.
- Zostawmy już temat Casey'a.
- Nawet go nie zaczęliśmy!
Pokręciłem głową z rozbawieniem.
Jak można było być tak cholernie uroczym?
- Co masz dzisiaj w planach, słoneczko? - zapytałem, zmieniając temat i zaraz potem pomyślałem, że Pony naprawdę jest dla mnie jak słońce, bo wystarczy mi minuta rozmowy z nią, żeby rozjaśnić cały dzień.
Umówmy się, nigdy nie planowałem nazywać jej słoneczkiem, kochaniem, czy skarbem. To działo się samo, a ja orientowałem się po fakcie. Zawsze, kiedy te epitety padały z moich słów, okropnie się stresowałem, ale ona zazwyczaj wtedy powstrzymywała fangirl, więc nic złego się nie działo, a wręcz przeciwnie.
- Pewnie będę odpakowywać prezenty z tym małym potworem, kiedy już zbiorę się w sobie i wstanę z łóżka. Spałam dzisiaj u rodziców, więc pewnie nawet nie przebiorę się z piżamy do południa... - Oczami wyobraźni widziałem, jak wzrusza ramionami, a potem wierci się w pościeli i przez myśl przeszło mi, że chciałbym kiedyś spędzić z nią taki leniwy dzień, gdzie przez godziny leżelibyśmy, oglądając Stranger Things na Netflixie. - A ty? W ogóle, która jest u ciebie godzina i dlaczego nie robisz tego, co powinieneś, nawet jeśli nie wiem, co to konkretnie jest.
- Brzmi jak marzenie - skomentowałem, zatrzymując jednak swoje wyznanie o leniwym dniu z Pony dla siebie. - Ja za to prawdopodobnie powinienem teraz spać, bo jakby, jest u mnie środek nocy. Ale chyba wykreśliłem już ten punkt z mojego grafiku - przyznałem.
Kiedy już wyrzuciłem z siebie te słowa, miałem nadzieję, że jednak uzna je za żart i nie będę musiał się z nich tłumaczyć. Nie żebym tego nie chciał, po prostu to wiązało się poniekąd z okłamaniem mojej kochanej Pony, a tego nienawidziłem z całych sił.
- Och, dlaczego? - zainteresowała się z wyraźnym niepokojem, ku mojemu niezadowoleniu. - To znaczy, nie musisz mi się tłumaczyć, ja tylko...
Była taka słodka, kiedy tak się przejmowała i kłopotała.
- Spokojnie, już - przerwałem jej powoli, w tym samym czasie szukając w głowie odpowiednich słów. - Jakoś mi tak... dziwnie. Z dala od domu, od ciebie - westchnąłem. - Wiem, że się nie widujemy, ale sama świadomość, że jesteś względnie blisko, jest pokrzepiająca. Poza tym mam... pewne sprawy w pracy, które czekają mnie po powrocie do Stanów i, sam nie wiem, chyba za dużo myślę i za bardzo się przejmuję, ale z drugiej strony to naprawdę ważna akcja i, ugh...
- Ejjj, wszystko będzie dobrze! Jestem tutaj gdzie zawsze, po drugiej stronie słuchawki i skoro już się zdobyłeś na to, żeby zadzwonić na mój prywatny numer, to możesz to robić kiedy tylko poczujesz taką potrzebę. - Zaczęła, a ciężar stopniowo zaczynał opadać z mojego serca. - A co do pracy, spróbuj przyjąć moją taktykę! Co prawda raz mnie wywalili ale hej, ostatecznie potrzebowali mnie z powrotem! - Ton jej głosu był tak ciepły, że zaczynałem wierzyć w to, że poważnie jest słońcem.
- Dziękuję, że to wszystko mówisz, to naprawdę wiele dla mnie znaczy - odparłem, łamiącym się głosem, bo nie mogłem wciąż uwierzyć, że miałem takie szczęście, by mieć Pony w swoim życiu.
- Zaufaj sobie i temu co czujesz - dodała.
Czułem, że zrobiłby dla niej wszystko. Czułem, że chcę mieć ją przy sobie na zawsze. I chwała Niebiosom, że byłem po drugiej stronie świata, bo pod wpływem tych emocji jeszcze byłbym w stanie pojechać do niej natychmiast.
- Czuję, że mam ochotę na pizzę - odpowiedziałem żartobliwie, chcąc zagłuszyć ten głos wewnątrz, krzyczący, żeby dać jej podpowiedź. - Nie dowozicie za ocean, prawda?
- Jak to nie? - usłyszałem jej zdziwiony głos i momentalnie sam się zdziwiłem, bo to było raczej pytanie retoryczne. - Casey ma kartę pływacką! Nasz klient - nasz pan! - Wykrzyknęła z radością, a ja przykryłem twarz poduszką, by nie ryknąć przeraźliwym śmiechem. Wyobraźnia podsuwała mi obrazy Casey'a przepływającego cały ocean wpław z pudełkiem ogromnej pizzy w zębach i choć było to oczywiście nierealne, to wystarczyło w pełni by doprowadzić mnie do łez. I bynajmniej nie tych współczucia. Spodziewałem się już, że pierwszym co usłyszę przy śniadaniu będzie „idź do jakiegoś hotelu, błagam", bo sam pewnie tak bym zareagował.
- Żyjesz tam jeszcze? - zawołała do słuchawki odrobinę za głośno, ale nawet nie dbałem o to by odsunąć ją od ucha. Z Pony po prostu już zawsze wszystko czułem mocniej i bardziej.
- Chyba - wydusiłem z siebie, opanowując śmiech. - To zależy czy dasz Morecie rękawki do pływania.
- Zwariowałeś?! Szanujmy środowisko, rękawki są przecież gumowe!
- No tak, racja, wybacz - prychnąłem. - Na martwej planecie nikt nie udzieli nam ślubu.
Czy całkiem żartowałem? Nie, raczej nie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeszcze długa droga przede mną i Penny, ale gdzieś w jej połowie z pewnością stał ślubny ołtarz.
- Dobrze, że mnie rozumiesz - potaknęła, ale chyba jeszcze nie dotarł do niej sens moich słów. Albo była do nich tak przyzwyczajona. - Nie chciałabym, żeby nasza planeta była gorętsza niż 5sos.
- Czy to w ogóle możliwe? - prychnąłem.
No tak, za każdym razem gdy przychodziło mi zwracać się tak o własnym zespole, czułem się jak ostatni dureń. „Patrzcie państwo, nie dość, że dupek, to jaki jeszcze z niego narcyz!" - Tak właśnie się wtedy czułem. Ale to było niezwykle konieczne w naszej relacji i właściwie ostatecznie wcale tak bardzo nie kłamałem. Przecież „She's kinda hot" to nasza piosenka...
- Chyba musielibyśmy mieszkać na Słońcu! - skwitowała, jak na ironię, bo przecież Słońce już dawno było zarezerwowane.
- Nie wiem czy to by było możliwe...
- Och, błagam, nie zamieniaj się w Casey'a i jego fizyczno-astronomiczne wykłady, które nie mają żadnego większego sensu, oprócz doprowadzenia mnie do białej gorączki!
Rozczulające. Moje słoneczko. Nie wiem, dlaczego tak uczepiłem się tego słowa, ale postanowiłem zmienić nazwę kontaktu Penny na właśnie taką, kiedy tylko skończymy rozmawiać.
Nie chciałem zabierać jej całego dnia, chociaż osobiście z chęcią przegadałbym z nią dobę.
- Jestem beznadziejny z fizyki i przez pół życia myślałem, że astronomia to jakiś europejski owoc - wyznałem ze śmiechem, żeby nieco ją rozluźnić i uspokoić.
W ogóle nie krępowałem się w wyznawaniu jej moich niechlubnych anegdot. To pewnie przez to, że czułem się, jakbym znał ją całe życie.
- Nie jestem zaskoczona, Europa jest dziwna - skwitowała, choć słyszałem, że powstrzymuje śmiech. Ale nie byłem zły, nawet bym nie mógł. - Poza tym, ja zawsze sądziłam, że wszędzie mówi się po angielsku, z wyjątkiem kraju z którego pochodzi mój ojciec, to dopiero dziwne.
Szczerze mówiąc, zanim Pony pojawiła się w moim życiu, nie widziałem nic ciekawego w rzucaniu randomowymi faktami ze swojego życia. Teraz jednak, gdy moja egzystencja stawała się pełniejsza, zaczynałem to wszystko powoli rozumieć. Mogłem słuchać o tej dziewczynie i jej życiu godzinami. Chciałem znać najmniej znaczące szczegóły dotyczące jej osoby. To ona była aktualnie w centrum mojego świata i na tę chwilę byłem w stanie poświęcić naprawdę dużo, by tak już zostało.
- No dobra, tę rundę wygrałaś - przyznałem.
- Wiadomo, nie da się być bardziej, hm, awangardowym, ode mnie - stwierdziła, po czym zachichotała cicho. - Byłam na humanie, dlatego zmam takie słowa. Ale mniejsza z tym. Wiesz, minęło trochę czasu od kiedy ostatnio farbowałam włosy i mam już odrost... Myślisz, że jest jakieś prawdopodobieństwo, że Michael Clifford poszedłby zafarbować je ze mną znowu? - zapytała, wydając się przy tym naprawdę przejęta.
No tak, minął ponad miesiąc od jej urodzin.
Jakie ja miałem ambitne plany, żeby powiedzieć jej kim jestem już wtedy...
Jakoś się, hm, nie złożyło.
Ech, no dobra, w rzeczywistości stchórzyłem jak cholera. Czyli, podsumowując, jestem narcystycznym dupkiem, a w dodatku największą pierdołą świata.
- Słuchasz mnie jeszcze czy już zasnąłeś? - dźwięk jej głosu przywołał mnie do rzeczywistości, więc pokiwałem energetycznie głową i dopiero, gdy uświadomiłem sobie, że ona wcale tego nie zobaczy, potwierdziłem opcję numer jeden.
- Słucham. Trochę się zamyśliłem, ale słucham - powiedziałem szczerze.
- Myślę, że powinieneś spróbować usnąć. Potrzebujesz snu, wiesz? Nie chcę, żebyś był przeze mnie zmęczony. - Jej głos był taki kojący, że faktycznie mógłby ukołysać mnie do snu.
- Spokojnie, mam doświadczenie w udawaniu żywego, kiedy tak naprawdę nie wiem co dzieje się wokół mnie.
Nie chciałem obarczać Pony swoimi problemami. Nie miałem zamiaru robić tego przynajmniej do czasu, w którym dowie się, kim jestem. Ale powiedziałem o kilka słów za dużo i zepsułem to, jak zawsze.
- Jak to? - wyczułem panikę w jej głosie, przez co miałem ochotę strzelić sobie głośnego facepalma w sam środek czoła. Jak mogłem być taki głupi... - Dlaczego?
Westchnąłem przeciągle, bo naprawdę nie zamierzałem dzisiaj tego mówić. Dlaczego w nocy człowiek staje się taki wylewny?
- Martwię się o ciebie - wyznała. Na te słowa zmiękłem już całkowicie.
- Wiesz, czasami po prostu bywa ciężko w moim świecie - wyznałem, zamknąwszy oczy. Sam nie wiem, dlaczego to robiłem. Nie chciałem, żeby zaprzątała sobie mną głowę. Gdybym był powodem jej złego samopoczucia, miałbym do siebie ogromny żal. - Może to jest jeden z powodów, dla których nie jestem gotowy, żeby się z tobą spotkać. Staram się chronić przed tym... tym.
Brawo, panie supersławny, to było takie kreatywne wybrnięcie z sytuacji, nie ma co.
- Cokolwiek to jest, jestem w stanie się poświęcić - wyszeptała tak, że ledwo ją usłyszałem. I choć nie była świadoma tego wyznania, w kąciku moich oczu zebrały się łzy, które szybko starłem knykciami.
Pony nie miałaby problemu z popularnością, a przynajmniej tak sądziłem. Już teraz była dosyć rozpoznawalna jako 5sosfam, była częścią tego świata. Ale ludziom odwala, gdy dowiadują się, że ich idol spotyka się z jakąś osobą, a ja nie chciałem, żeby docierały do niej jakiekolwiek hejty. Pony nie zasługiwała na hejt.
- Jesteś idealna, wiesz? - zapytałem, już nawet nie przejmując się moim łamiącym się głosem. - Wiem, że oświadczałem ci się setki razy, ale kiedyś zrobię to naprawdę.
Wciągnęła powietrze tak głośno, że aż to usłyszałem.
Wiedziałem, że stawiam ją w odrobinę niezręcznej sytuacji, ale obiecałem sobie, że zmienię to już niedługo. Nie mogłem żyć tak w nieskończoność. Zaplanowałem sobie idealnie moment, w którym powiem jej, kim jestem i chociaż liczyłem, że zrobię to później... nie mogłem czekać.
Ona na to nie zasługiwała. Zresztą, znałem siebie i wiedziałem, że odwlekałbym to wiecznie, gdyby nie nacisk chłopców i... mojej mamy.
- Na bakłażana - piskliwy głos dał się słyszeć w słuchawce mojego telefonu. Penny powstrzymywała fangirl, czyli mogłem odetchnąć z ulgą. Nie traktowałem tego jednak za jednoznaczną odpowiedź i coś pewnego, bo nie chciałem się oszukiwać. Kiedy dziewczyna dowie się kim naprawdę jestem, wszystko ulegnie zmianie. Mogłem mieć tylko nadzieję, że nie znienawidzi mnie po tym wszystkim. A co jeśli znienawidziłaby przeze mnie swój ulubiony zespół, któremu podobno tak wiele zawdzięczała?
- Dlaczego zawsze jest bakłażan? Dyskryminujesz cukinię - zauważyłem, starając się zagłuszyć swoje myśli.
- Jejku, masz rację - zauważyła. - Od teraz będę mówić o kabaczkach.
- O czym? - zapytałem, będąc pewnym, że słyszę to słowo pierwszy raz w życiu.
- O kabaczkach - powtórzyła. - Wiesz co to kabaczki, prawda?
- Niespecjalnie - przyznałem.
- W takim razie jak możesz mówić że dyskryminuję cukinię, skoro ty dyskryminujesz kabaczki, hmm? - zapytała z udawanym wyrzutem, na co prychnąłem pod nosem. Co za karuzela emocjonalna...
- Nie przestawaj mówić, mam ochotę usnąć, słuchając cię - poprosiłem, wtulając policzek w poduszkę.
Miałem nadzieję, że nikt nie zerwie mnie z łóżka za trzy godziny i będę mógł spać do południa albo dłużej. Rozmowa z Peny mnie wyciszyła, zapewniła mi emocjonalny spokój. Zamknąłem oczy i objąłem ramieniem jedną z poduszek, marząc o tym, żeby to była moja crushi...
- W porządku - zgodziła się i zaczęła mi opowiadać o prezentach, które kupiła dla swojej rodziny za „ tę nędzną pensję z Pizza Queen" i o tym, że cieszy się, że zwinęła napiwki Casey'a bo chyba by zbankrutowała. Potem wspomniała o tym, że z chęcią wysłałaby prezent także mi, ale wyjechałem na święta.
Jej głos był tak spokojny, że wprowadzał do mojego życia harmonię i nawet nie zorientowałam się, kiedy moje powieki zaczęły robić się cięższe. Powoli zacząłem już pochrapywać, kiedy w słuchawce padły słowa, które usłyszałem jako ostatnie przed zaśnięciem.
- Dobranoc, kochanie.
****
JA CHCĘ WIEDZIEĆ, KOGO WY PODEJRZEWACIE O BYCIE PIZZA KING, SPILL OIJFOIJF
Tak w ogóle to polecam kupować moją książkę, bo ona jest taka super jak Pony, yoohoo!
Audycja zawiera lokowanie produktu. Lol.
pssst. Oh My God She Is So Obsessed With Me!!! Who knows??
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro