Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*** **2 **3

Pony's pov

- Nie wierzę ci, Pony. - Jego śmiech zadźwięczał w słuchawce. - To nieprawdopodobne.

- Przysięgam ci! Tak zrobiliśmy. - Ledwo zdążyłam nabrać powietrza, nim rozchichotałam się ponownie.

Siedziałam na jednym z barowych krzeseł na sali. Za godzinę mieliśmy zamykać, a w lokalu nie było żywej duszy, wliczając w to Caseya, który, nie mówiąc mi dlaczego, urwał się szybciej.

- Dużo bym dał, żeby to zobaczyć - zapewnił.

Sięgnęłam po kolejną frytkę i zamoczyłam ją w majonezie.

- O koniecznie! Pokazałabym ci nagrania z monitoringu czy coś, ale to i tak nie odda tej całej sytuacji. 

Zjadłam kawałek usmażonego na głębokim tłuszczu ziemniaka, brudząc policzek sosem. Brawo, Penny, nawet frytek nie potrafisz zjeść jak normalny człowiek.

- No jasne - zaśmiał się miękko. - Teraz mam kolejny powód, żeby na ciebie uważać. Nie dość, że Casey mi groził, to teraz zacznę bać się i ciebie.

Prychnęłam, wycierając twarz w serwetkę.

Zrobiło mi się tak ciepło na serduszku, w dodatku nawet Casey się o mnie troszczył.

- Ten palant naprawdę sobie zasłużył! - próbowałam przekonać go, nadal rozbawiona.

- Niektórzy mogliby stwierdzić, że zamykanie byłego chłopaka w toalecie, z której chwilę wcześniej wyszła kobieta z rozstrojem żołądka, mogłoby być ciosem poniżej pasa. Ale hej! Ciebie to nie dotyczy. 

- Hej, przynajmniej jego nowej lasce się podobało. - Próbowałam się bronić. - Zakładam, że nigdy wcześniej nie była na tak ciekawej randce.

Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się jak wyglądałyby randki z człowiekiem, z którym właśnie rozmawiałam.

- Osądzasz z doświadczenia? - spytał i wydało mi się, że słyszałam w jego głosie autentyczną ciekawość.

- Huh, po prostu go znam. Zresztą, do tej pory trafiałam wyłącznie na chłopców, którzy nie mieli bladego pojęcia jak zatrzymać przy sobie dziewczynę - westchnęłam, odstawiając frytki na bok. Jakoś nagle przestałam być głodna. 

- Ja bym wiedział, jak zatrzymać cię przy sobie.

Wstrzymałam oddech, przygryzając wargę.

- Tak? - szepnęłam, chcąc zachęcić go, by mówił dalej.

- Pewnie - przytaknął. - W szufladzie kumpla znalazłbym pewnie jakieś kajdanki, którymi przypiąłbym cię do kaloryfera. Albo do siebie. Albo do mojego kaloryfera. 

Mimo, że spodziewałam się zupełnie innych słów, uśmiechnęłam się pod nosem. Jego pewność siebie w tym momencie była tak wyrazista, że prawie zaczął mnie onieśmielać. Ale tylko prawie.

- Boję się pytać po co twojemu kumplowi kajdanki. W zasadzie chyba nie chcę tego wiedzieć.

Prychnął, co sprawiło, że uśmiechnęłam się szerzej. Lubiłam to, że tak dobrze nam się ze sobą rozmawiało.

- Możesz spytać swojego przyjaciela - dorzucił, a ja, mimo że jestem wprawioną autorką fanfiction pełnych smutów z udziałem Caseya, zarumieniłam się, słysząc te słowa.

- O Boże, nie - jęknęłam, zasłaniając twarz wolną dłonią.

- Nie mam na imię "Boże" - zauważył.

- No tak, ja...

- Ale dużo mi nie brakuje - dokończył wcześniejszą sentencję.

- O tak, to na pewno - parsknęłam, kręcąc głową. - Lepiej, gdybym sama to oceniła. 

- Czy to jakaś propozycja? - Zagaił, a ja byłam pewna, że gdyby nie to krzesło, to już dawno zaczęłabym się wtapiać w ziemię.

- Umm... - wymamrotałam, patrząc na swoje paznokcie. - Wiesz, może to mogłaby być propozycja, gdybym chociażby wiedziała, jak się nazywasz.

Zapadła między nami chwila ciszy, a ja odniosłam wrażenie, że moje serce jeszcze nigdy nie biło tak szybko i głośno.

- Co to by zmieniło? - zapytał po bardzo długim w moim mniemaniu czasie. - Jest dobrze tak, jak jest.

- To aż taka tajemnica? - dopytywałam z irytacją, zachowując jednak nutkę rozbawienia w tonie głosu.

- Pony, to nie tajemnica. Wiele ludzi zna moje imię. Po prostu... huh, Penny, nie wiem jak ci to wyjaśnić.

Zacisnęłam palce na fartuszku, bawiąc się jego wykończeniem. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech.

- Ale jeśli się kiedyś spotkamy, powiesz mi, jak się nazywasz, tak?

- Nie, wtedy powiem ci, żebyś pozostała przy "Boże"- zażartował, choć chęci do śmiechu minęły mi chwilę wcześniej. - Oczywiście, Pony, powiem ci. Choć nie jestem pewien, czy będzie to konieczne...

Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc co ma na myśli, ale postanowiłam już w to nie wnikać.

- Mhm - mruknęłam. - Widziałeś na Twitterze? 5sos mieli sesję do 5sos3. Może wydadzą album zanim wróci One Direction. W sumie nie wiem czego spodziewać się szybciej.

- O tak, ich nowe piosenki są genialne, więc muszą to wydać jak najszybciej! - Mój rozmówca nagle się ożywił. No cóż, mnie w końcu też zdarza się czasem fangirlować, więc wcale się mu nie dziwiłam. 

- Woah, naprawdę jesteś oddanym fanem, skoro kochasz już piosenki, których nawet jeszcze nie wydali - prychnęłam do słuchawki.

- Umm... tak! Dokładnie! A co, może tobie się nie spodobały.

- Och no tak, pokochałam je! - zawołałam entuzjastycznie, śmiejąc się przy tym. 

Zerknęłam na zegarek - zostało jeszcze czterdzieści pięć minut do zamknięcia.

- Wybierasz się na koncert, kiedy już ruszą w trasę?

- Echhh, ciężkie pytanie. Trudno określić kiedy w ogóle ruszą w tę trasę z tym ich tempem. - Klient odchrząkną. Chyba zbyt odbiegałam od pytania. Nawinęłam kosmyk włosów na palca i kontynuowałam rozmowę. - A jeśli chodzi o koncert, to...

- Tooo...

- Chciałabym - stwierdziłam. - Ale mam niemałe rachunki, a praca w pizzeri nie daje mi jakichś wysokich dochodów. Zobaczymy, może Casey kupi mi bilet na urodziny, kiedy sam już będzie sławny. - Zerknęłam na plakat od Reny, cały czas wiszący na szybie. Casey naprawdę się nadawał... - A ty?

- Och, kiedy masz urodziny Pony? I tak, wybieram się. Planuję być nawet na więcej niż jednym! - Zapiszczał do słuchawki. Odsunęłam telefon od ucha na odległość ręki, na wypadek gdybym miała stracić słuch.

- O jaaa, jak zazdroszczę. - Rozplątałam kosmyk włosów, a moja ręka samoistnie zderzyła się z blatem lady.

- To akurat mniej ważne. Kiedy masz te urodziny?

- Myślę, że za miesiąc. Tak, jestem niemal pewna, że za równy miesiąc. Czy dziś jest piętnasty?

- Tak.

- W takim razie za miesiąc - przytaknęłam. - Chwila, po co ci ta informacja? Za miesiąc i tak pewnie nie ogłoszą jeszcze trasy. Chociaż w sumie to 5sos, chyba nic mnie nie zdziwi, jeśli o nich chodzi...

- Tak na wszelki wypadek. Zresztą i tak bym musiał niedługo o to zapytać.

Szeroki uśmiech ponownie wjechał na moją twarz, a oczy zabłysnęły.

- Tak? Dlaczego miałabyś pytać o datę moich urodzin?

- No wiesz - zaczął powoli, jakby dopiero co opracowywał plan na to, co chce powiedzieć. - Muszę wiedzieć kiedy mogę zadzwonić i zaśpiewać ci "Sto lat", prawda? To byłoby głupie, świętować twoje nie-urodziny, nie sądzisz?

Właściwie to... wczoraj świętowałam nie-urodziny Morety. A wszystko dlatego, że postanowiłam być miła, żeby wyciągnąć z niego coś o jego nowym chłopaku, a koniec końców i tak nic nie wiem.

- Bardzo głupie - zgodziłam się z nerwowym chichotem.

- Też tak sądzę - przytaknął.

Byłam już przekonana, że moja twarz przybrała kolor buraka i szybko to nie przejdzie.

- Pony... Muszę cię o coś zapytać. Od dłuższego czasu nie daje mi to spokoju i... Mogę? 

Jeśli wcześniej serce zabiło mi szybciej, to teraz było bliskie eksplozji. Wprost nie mieściło się w mojej klatce piersiowej.

- Umm... jasne - wydukałam, starając się opanować.

- Bo wspominałaś, że Casey gdzieś się zmył około czterdziestu minut temu i zastanawiam się... kto dowiezie moją pizzę? - Wyrzucił z siebie z prędkością światła, pozostawiając mnie w osłupieniu.

- Emm, myślę... znaczy... bo... - wydukałam - chyba nikt.

- Och. Okay. W takim razie muszę już kończyć. Do jutra i miłego wieczoru! - pożegnał się, zanim zdążyłam ogarnąć o co chodzi.

- Czekaj, co?

- Papa, Pony!

W słuchawce usłyszałam charakterystyczne piknięcie oznaczające koniec połączenia i po prostu przez chwilę zastanawiałam się, co się wydarzyło.

Westchnęłam głęboko, określając klienta jako nieodgadniony wybryk natury, po czym wstałam ociężale, kierując się w stronę zaplecza. Trzeba tu było w końcu ogarnąć, a nie chciałam siedzieć dłużej na nadgodzinach i sprzątać całego lokalu.

Rozmowa z tamtym chłopakiem była dla mnie niewyjaśnioną zagadką. Był zbyt dwuznaczny.

Włączyłam "You Suck" i włożyłam słuchawki do uszu, równocześnie zabierając kilka ścierek i płyn do mycia powierzchni.

Zaczęłam przebierać półki na przyprawy za ladą, odwrócona tyłem do sali i nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam śpiewać.

Moje biodra same zaczęły poruszać się w rytmie muzyki, mimo, że była ona na prawdę kiczowata. Ta pizzeria psuła ludziom gusta. Ja i Casey byliśmy tego idealnym przykładem. Powinnam napisać na drzwiach do lokalu ostrzeżenie w stylu "Wejdź, by przekonać się ile kiczowatej muzyki jesteś w stanie wytrzymać!".

Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam śpiewać. To głupie, że znałam na pamięć tekst piosenki, która miała w zamyśle obrażać mojego idola.

Wyjęłam duży, czysty talerz na pizzę familijną ze zmywarki i chciałam odnieść go na zaplecze, do specjalanie przeznaczonej do przetrzymywania takich rozmiarów naczyń, szafki.

Podrygując w dziwnym tańcu, odkryłam, że ta sala rzeczywiście ma niezłe predyspozycje do tego typu wygłupów. Aż dziwne, że nigdy wcześniej nie organizowaliśmy tutaj żadnych imprez. 

Po chwili odstawiania mojego specjalnego układu tanecznego, musiałam przyznać, że w rytm piosenki Abigail dobrze rozkładało się naczynia. Dlatego też, za każdym razem podnosiłam sobie poprzeczkę, aż skończyłam z całym naręczem talerzy.

Pochowałam już wszystkie naczynia, trzymałam w ręku już tylko jeden, kiedy podczas ostatniego wersu piosenki, spontanicznie postanowiłam wykonać cudowny i spektakularny piruet.

Cause you really sucks! - wykrzyknęłam razem z głosem piosenkarki, po czym skończyłam obrót przodem do drzwi.

Pisnęłam, a talerz wypadł mi z rąk. Dlaczego musiałam ubrać obie słuchawki i nie słyszałam tego cholernego dzwoneczka nad drzwiami?!

Ktoś przede mną stał i nie był to jakiś zwyczajny klient. Nie wierzyłam do końca w to, kogo przed sobą widziałam. Wyrwałam słuchawki z uszu, wpatrując się w oszołomieniu przed siebie.

- Cudowny występ. - W lokalu zadźwięczał jego śmiech, a ja nie potrzebowałam już więcej dowodów.

***

1535 słów, hah ☺ 

Ciekawe kto jest tym jakże tajemniczym klientem, macie jakieś przypuszczenia?

Btw. ten uczuć, kiedy obie jesteście chore (i mean you and your friend) więc postanawiacie opublikować rozdział ¯\_(ツ)_/¯

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro