Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2** 3** ***

*Penny's pov*

Spojrzałam na zegarek i oparłam się o ladę, stukając w nią paznokciami.

Na dworze lało, a Casey się spóźniał, w dodatku internet nie chciał mi się łączyć.

I szczerze, myślałam już, że usnę (po nocy zarwanej dla kolejnych fanfiction), ale wtedy, dzięki Bogu!, zadzwonił telefon, a ja uśmiechnęłam się, widząc znajomy numer na wyświetlaczu.

- Pizza Quuen, słucham? - odezwałam się wesoło, po czym zalałam sobie kawkę.

- Cześć królowo Penny....

- Czekaj! - przerwałam mu, przygryzając wargę. - To nie fair, że teraz ja nie znam twojego imienia - zauważyłam, równocześnie dolewając mleka.

- A po co masz znać moje imię, skoro możesz zwracać się do mnie królu? - Powiedział obniżonym głosem, pragnąc dodać sobie odrobiny męskości. - Może też być "mężu", królowo. Jak wolisz.- Dodał obojętnym tonem.

Parsknęłam, omal nie rozlewając kawy i usiadłam na stołku barowym.

- Mężu? Nie przypominam sobie, żebym brała ślub… - Zmarszczyłam brwi, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ten człowiek poprawiał mi humor każdego pieprzonego dnia, a ja nie znałam ani jego imienia, ani nie wiedziałam jak wygląda.

- Bo być może obudziłaś się z amnezją - zaśmiał się, a ja z trudem opanowałam napad fangirlingu.

- I zapomniałam o tych wszystkich głupich, małych rzeczach, które robiliśmy? Tak, to całkiem możliwe - przytaknęłam, przybierając poważny ton głosu. - Powiedz, tak było?

Chłopak zaśmiał się tak słodko, że automatycznie zrobiło mi się cieplej na sercu.

Korzystałam z okazji, że Casey się spóźniał, po prostu ciągnęłam tę rozmowę dalej.

I niby mogliśmy wymienić się komórkami, ale to już nie byłoby to samo.

- Tak, dokładnie pamiętam ten dzień kiedy przyszłaś mi powiedzieć, że wyjeżdżasz. Tak strasznie wtedy płakałaś…

- Przestań, bo zaraz poryczę się na poważnie! - zaszczebiotałam do słuchawki, nie mogąc się opanować.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dalej mam te zdjęcia, które mi wysłałaś. - Zaśmiał się, brnąc w to dalej, a ja spadłam ze stołka. Mój rozmówca musiał chyba usłyszeć ten huk. - Wszystko dobrze?

- Przez ciebie się przewróciłam! - zaśmiała się. - Po prostu zwalasz mnie z nóg. - Poprawiłam opadającą na oczy, długą grzywkę, po czym upiłam łyka kawy. - Skoro niczego nie pamiętam, opowiedz mi, co robiliśmy na naszym pierwszym spotkaniu?

- Nie wiem czy powinienem to robić. Jeszcze byś się zawstydziła i już nie odebrałabyś telefonu. - Zgrywał się ze mną jak zwykle.

Spojrzałam w stronę wejścia, wypatrując Casey'a. Powoli zaczynałam się martwić. Nie było go już od ponad godziny...

- Musiałabym, jakby nie patrzeć, dzwonisz na firmowy telefon. Jako klient. Więc gadaj.

Westchnął przeciągle, wymawiając moje imię z dezaprobatą i zrezygnowaniem, ale wiedziałam, że nie jest poważny.

- Tak, Penny przy telefonie, kontynuuj - ponagliłam, siadając ponownie na krześle.

- Więc zamówiłem nam pizzę hawajską z podwójnym ananasem, bo była tak słodka, jak ty i zjedliśmy ją, oglądając tani film akcji na DVD, ale hej!, to przynajmniej nie była kaseta.

- No tak, DVD to już coś. - Zaśmiałam się.- Kontynuuj…

- Później stwierdziłaś, że byłoby nam przytulniej w fortecy z koców. Więc ją wybudowaliśmy. Prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego się na to zgodziłem, bo to ja musiałem wszystko robić. Ty siedziałaś z popcornem i śmiałaś się, że krzywo ustawiam poduszki. - Westchnął, chcąc zrzucić na mnie poczucie winy.

- Kurczę, tak mi przykro - sapnęłam z udawanym żalem w głosie. - I jak to sie wszystko skończyło?

- Usnęłaś przed zakończeniem filmu, a ja, zamiast skupić się na nim, bawiłem się twoimi włosami tak długo, aż sam usnąłem. - Przerwał i odniosłam wrażenie, że nad czymś się zastanawia, więc nie przeszkałam. - Czy to nie dobry pomysł na pierwszą randkę?

Moje serce zalała przyjemna fala ciepła, a na usta wkradł się mały uśmiech. To zdecydowanie było najlepsze wyobrażenie pierwszej randki, wręcz idealne. Rozpływałam się na samą myśl…

- Pony? - zapytał nieśmiało głos w słuchawce.

- Jestem - odparłam, wyrywając się z głębszych rozmyślań.

- Jesteś... - szepnął ciężko, jakby nagle zgubił wątek rozmowy albo wahał się, rozmyślając nad czymś. - Kiedyś może spędzimy tak wieczór, jeśli tylko będziesz chciała... - odchrząknął, a ja nie wiedziałam, czy mam traktować to jako propozycję. - Będziemy też zamawiać pizzę z twojej pizzerii co pół godziny, żeby wkurzyć twojego kumpla. Co ty na to?

Zachichotałam mimo woli do słuchawki, co spowodowało ulgę mojego rozmówcy (słyszałam jak wypuszcza wstrzymywane powietrze).

- Och tak, jemu szczególnie ten plan się spodoba...- Zamarłam, przypominając sobie, że mój przyjaciel ciągle nie dotarł do pizzerii.

- Coś się stało? - zapytał chłopak po drugiej stronie.

Byłam dziś huraganem emocji i gdzieś w tyle głowy miałam nadzieję, że nie odstraszę go moim zachowaniem, ponieważ kimkolwiek był, l u b i ł a m  go.

- Casey jeszcze nie przyjechał i zaczynam się mocno martwić - przyznałam.

- Casey to twój współpracownik? - Zapytał z nutką rozbawienia.

- Tak.- Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co ma na myśli.

- W takim razie możesz się trochę uspokoić, bo prawdopodobnie randka się przedłużyła…- Wymowny ton jego głosu spowodował, że wstrzymałam z wrażenia powietrze.

- O mój Boże - sapnęłam, mimowolnie zasłaniając oczy ręką. - Za dużo cholernych smutów - wymamrotałam raczej do siebie, niż do niego.

- Smuty, czuję temat - zaśmiał się. - Najlepsze są o Muke'u, za to te o Larrym nie są w moim typie...

- Zgadzam się, są zbyt bezpośrednie. Osobiście topuję Michaela.

- Och tak, ja też.

Chwila moment, czy ja naprawdę rozmawiałam z nim o fanfiction (i to nie była jakich!)?

Świat był pokręcony, kto by pomyślał, że jedyną osobą, która była w stanie zrozumieć mój stan podczas fangirlingu, jest stały klient pizzerii, w której pracuję?

- Raz w sumie zdarzyło mi się napisać smuta, w którym był bottom. Casey był tops. - Kontynuowałam temat, jednak mój rozmowca zamilknął. - Hej, jesteś? Wiem, że to wywarło na tobie szok. Casey też się zdziwił.

- Czytał to?! - Mój rozmówca ożywił się nieco i nie czekając na odpowiedź, wybuchnął histerycznym śmiechem.

- Nie planowałam tego! - Jestem pewna, że gdyby stał wtedy naprzeciw mnie, uniosłabym ręce w obronnym geście.

- Jezu, Pony - prychnął, a ja odniosłam wrażenie, że kiwa głową z niedowierzaniem. - Jesteś naprawdę udana.

- Dziękuję, wiem o tym - zaśmiałam się cicho, czując jak ciężka atmosfera między nami opada, pozostawiając miejsce na porozumienie.

- Myślisz, że któryś z nich naprawdę jest gejem?

I tyle było z porozumienia; temat znów stał się niezręczny.

- No, yyy… wiesz…- zająknęłam się. - Trochę tak.

Wstrzymałam powietrze, by przekalkulować w głowie to, co chciałam powiedzieć.

- Na przykład taki Luke…Larzaylea przestała być dla mnie przekonująca już dawno temu… A odkąd zerwali… hmm, kto wie?

- Luke jest gejowski, to prawda - przytaknął i wydało mi się to wystarczająco szczere, by mówić dalej.

- No właśnie. Michael też, nie sądzisz? Związek z Crystal jest ewidentnie udawany, on jest o wiele szczęśliwszy przy Luke'u. Swoją drogą, bardzo ich shippuję. - Napiłam się łyka kawy, by zwilżyć gardło. On naprawdę tego słuchał i nie uważał mnie za postrzeloną albo niedojrzałą. To było dla mnie całkiem nowe i równie fascynujące. Casey już dawno, słuchając mnie teraz, stwierdziłby, że nie mam życia. - Mike i Luke wyglądają razem przeuroczo. A Wrapped Around Your Finger? Przecież to ich piosenka i opowiada o tym, jak zerwali i jak bardzo za sobą tęsknią. Pieprzyć Modest, dajmy im wolność. - Zbyt mocno się ekscytowałam i kiedy część emocji opadła, ze znużeniem położyłam ręce na blacie, a na nich ułożyłam głowę (i poczułam się trochę jak na lekcji angielskiego, jeszcze w liceum). - Trochę jak z tego filmu, "Uwolnić Orkę" co nie?

- Umm… tak, to całkiem interesujące. Być może rzeczywiście coś w tym jest… Luke jest przystojny, całkiem prawdopodobne, że Michael na niego leci. Nie żebym się znał…

Zaśmiałam się. To oczywiste, że mój rozmówca nie był gejem. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie, opowiadając o "naszej pierwszej randce".

- Wiesz, do Caluma i Ashtona nie mam pewności. Wyglądają razem cudownie, ale Ashtona shippowałam też z Bryaną i po prostu jestem rozdarta - kontunuowałam, nie zrażona jego niepewnym tonem. - Poza tym, chyba jestm Ashton's girl, no więc sam rozumiesz, ciężko byłoby wyobrażać sobie równocześnie, że randkuje z tobą i z Calumem. Ale Calum mógłby być gejem. Taki słodki bottom. Myślisz, że mogę napisać smuta z Calumem?

- Co ty?! Calum gejem? Nie chcę psuć twych marzeń, dziewczynko…

- Jak mnie nazwałeś? Dziewczynko? - zapytałam, niedowierzając własnym uszom, jednak on mówił dalej, ignorując mnie.

- Calum jest w stu procentach hetero… no może w dziewięćdziesięciu ośmiu, jeśli liczyć jego psa. To właśnie Ash jest gejem, jestem niemal przekonany…- Słuchałam jego wywodu z otwartą buzią. - Sądzę, że Mike szybciej wyłysieje, niż Ashton zmieni orientację na hetero.

- Co ty? Na jakiej podstawie myślisz, że... -  starałam się jakoś pozbierać słowa w zdanie możliwe do zrozumienia, ale jego głos w słuchawce skutecznie mi przerwał.

- Calum to, tak jak powiedziałem, dziewięćdziesięciu ośmiu procentowy kobieciarz - stwierdził. - To znaczy, na pewno nie skacze z kwiatka na kwiatek, pewnie jest lojalny i kochający, i umie troszczyć się o dziewczynę, ale chodzi mi o to... no popatrz chociażby na to, jak zachowuje się w stosunku do Crystal, czy Ashley. Nie twierdzę, że są razem, bo pewnie jest singlem i właśnie kogoś szuka, ale...

- Wiem, co chcesz powiedzieć - zapewniłam, skracając plątaninę jego słów.

- Tak, jasne, że wiesz - zaśmiał się, chyba trochę nerwowo. - Ashton natomiast wyraźnie unika dziewczyny Michaela, unikał Arzay-jakkolwiek-jej-tam, kiedy jeszcze była z Lukiem, a Ashley traktuje jak przyjaciółkę. Jak typowy gej. Widziałaś kiedyś jak spoglądał na Hemmingsa?! Przecież ten wzrok kipi miłością!

- Czekaj… Myślałam, że jesteś Muke shipper…- powiedziałam niepewnie.- Czekaj… chcesz mi powiedzieć, że… ONI ŻYJĄ W TRÓJKĄCIE?!- Wrzasnęłam tak głośno, że sama się przestraszyłam. Zasłoniłam usta dłonią i rozejrzałam się dyskretnie po lokalu. Na szczęście ciągle było pusto.

- Co? Nie! Nie o to… a niech będzie. Żyją w trójkącie!- potwierdził moje przypuszczenia.

Poczułam, jak nagle robi mi się gorąco, ale nie byłam pewna, czy to przez emocje, czy może przez słońce, które zaczęło wpadać do środka.

- Chyba muszę napisać takie fanfiction - stwierdziłam po chwili przyjemnej ciszy. - Masz pomysł jak zacząć? To może być trochę jak... "Michael nigdy nie przepadał za standardami panującymi pośród norm. Nawet swój związek postanowił urozmaicić i gdy tylko jego chłopak, Luke się na to zgodził...". Jak myślisz, hm?

- Nie sądzę by był to najlepszy pomysł… To może być bardziej hardkorowe od smutów o Larrym. Jako władca naszego królestwa, rozkazuję ci porzucić ten ryzykowny plan! - Powiedział to zaskakująco niskim głosem, a był przy tym tak poważny, że omal nie zaksztusiłam się kawą. Znowu.

- Okay, królu - odparowałam równie poważnie, zupełnie nie zastanawiając się nad sensem tych słów. - Znaczy... um...

Spojrzałam na zegarek i z niemałym zdziwieniem stwierdziłam, że rozmawiamy już całkiem długo.

- Och, więc przyznajesz, że jednak pamiętasz, że braliśmy ślub?

Chwała mu za to, że postanowił sprowadzić naszą rozmowę m bezpieczne tory.

- Co? Ja? Kiedy? - Udawałam, że nie wiem o czym mówi.

- Bardzo zabawne. Przytaknęłabyś w końcu… Choćby z litości! - Desperacja w jego głosie nawet odrobinę mnie wzruszyła. Ale nie przesadzajmy (kwiatków).

- Ani mi się śni! - rzekłam triumfalnie, co spotkało się z ociężałym westchnięciem z jego strony.

- No dalej, zrób to, przecież nie zaboli - nalegał, przybierając smutny ton głosu. - Penny. Pony. Królowo sera i ananasa...

Brał mnie na litość, ale kiedy już otworzyłam usta, by ponownie zaprzeczyć, drzwi do lokalu otworzyły się i Casey zjawił się w środku.

Spojrzałam na niego wymownym wzrokiem, ignorując chwilowo mego rozmówcę, który nie przestawał nawijać.

- Ponnie, tak strasznie cię przepraszam. Wiem, że odrobinę się spóźniłem, ale… - Zaczął się tłumaczyć, lecz gdy podszedł do lady i spojrzał na mnie ponownie, nagle stracił wątek. - Czy ty wisisz na telefonie?!

Ostrożnie pokiwałam głową, dając mu znak, że trafił w dziesiątkę.

- Od początku zmiany?! - dopytywał.

Znowu pokiwałam głową. Świetnie! Jak tak dalej pójdzie, będę musiała pogratulować mu cela.

- To jakieś dwie godziny! - krzyknął, szeroko otwierając oczy.

Owszem i nie zapowiadało się na to, że koniec rozmowy był blisko.

Odsunęłam telefon od ucha i delikatnie zakryłam dłonią mikrofon.

- Klient jest niezdecydowany - szepnęłam. - Idź lepiej przywdziej swój fartuszek, bo jesteś grubo spóźniony... - Ponownie przycisnęłam telefon do ucha, ruchem głowy wskazując Caseyowi zaplecze. - Hm? Przepraszam, coś przerwało i nie słyszałam.

Przyjaciel stał jeszcze chwilę w osłupieniu, nie wierząc w to co słyszy i/lub widzi, lecz zmył się, gdy tylko spiorunowałam go wzrokiem.

- O tak, tak się tłumacz - mój "król" zaśmiał się słodko. - Niech ci będzie. Może rzeczywiście nie jesteś na to gotowa. Po tej filmowej nocce ci się zmieni. - Brzmiał na bardzo pewnego siebie i swoich racji, przez co czułam się trochę niezręcznie. Coraz bardziej odczuwałam, że to co mówi, jest szczere.

- Pewnie tak - mruknęłam, starając się utrzymać ten beztroski ton głosu, ale było to, niestety, coraz trudniejsze. - Będę musiała już kończyć, bo Casey w końcu raczył się zjawić i, huh, sam rozumiesz.

Po raz pierwszy naprawdę potrzebowałam skończyć tę rozmowę.

Poza tym musiałam wypytać przyjaciela o każdy najmniejszy szczegół jego, śmiałam przypuszczać, że udanej, randki.

- Jasne rozumiem. To musi znaczyć że niedługo wróci też… mój przyjaciel. Pogadam z nim i potem zadzwonię, żeby coś zamówić, oki?

- Idealnie! - rzuciłam na pożegnanie i zakończyłam połączenie.

Odetchnęłam głęboko, szykując się na poważną rozmowę z Casey'em. Dopiłam końcówkę kawy, by dodać sobie odwagi i pomaszerowałam na zaplecze.

Swoją drogą była ochydnie zimna.

Oparłam się o blat tuż przed brunetem i uśmiechnęłam słodko.

- Więc? - zagadnęłam. - Jak tam? - To zazwyczaj on wypytywał mnie o chłopców, nie ja jego i to było dla mnie trudne zadanie, tym bardziej, że w podświadomości utknęła mi dopiero co zakończona konwersacja, zdecydowanie wykraczająca poza granice zawodowe. - Był przystojny? Szarmancki? Dobrze całuje?

Zmierzył mnie wzrokiem i wrócił do wiązania fartucha, nie udzieliwszy mi odpowiedzi. Mój uśmiech urósł do nienaturalnych rozmiarów, chcąc jakoś zachęcić Casey'a do rozmowy. Chyba wyglądał zbyt sztucznie, bo uzyskałam całkiem odwrotny efekt.

- Cassssey - wysyczałam, uznając to za idealny sposób na zwrócenie jego uwagi.

Wywrócił oczami, po czym uniósł brwi, jakby w wymownym geście pytał mnie, czego od niego chcę.

- No powiedz mi, jak było, proooszę - nalegałam, uczepiwszy się jego ręki.

Westchnął, przesuwając po twarzy wolną dłonią.

- Nijak.

- Och - odparłam zawiedziona, a ręce dosłownie mi opadły, uwalniając jego kończynę. - Tak strasznie mi przykro Casey… Przepraszam, to ja cię do tego namówiłam. Może za bardzo się nakręciłam. Tak strasznie mi głupio. - Poczucie winy zalało mnie od stóp po czubek głowy. Było mi żal przyjaciela.

Casey wzruszył niedbale ramionami i wyszedł w kierunku kuchni. Podążyłam za nim.

- Ale co tak dokładnie się stało?

- Nie dasz mi spokoju, co? - zerknął na mnie w ten swój specyficzny sposób, a ja już wiedziałam, że nie jest na mnie aż tak bardzo zły, jak starał się, żeby to wyglądało.

- Nie koniecznie.

- Po prostu ten chłopak był... - zawiesił się, szukając odpowiednich słów.

Odchylił głowę, a linia mojego wzroku spotkała się z niewielkim, krwisto-fioletowym śladem na jego szyi.

Może ta randka nie była aż tak nieudana?

- A cóż to? - zapytałam z niewielkim uśmiechem, opuszkiem palca dotykając malinki.

- Co? Nic. To siniak - jąkał się, próbując znaleźć odpowiednią wymówkę. Heh, no to nie wyszło, "panie jasnowidz".

- Na szyi? Że niby jak go tam sobie nabiłeś? Tak się da w ogóle?

- Pony, błagam!- Nie wytrzymał napięcia. Oparłam ręce na biodrach i uśmiechnęłam się wymownie. Brakowało jedynie tupnięcia nóżką.

- Ależ o co? Casey, bądź ze mną szczery...

Wydął wargi, zyskując tym samym na czasie.

Poprawił koszulkę, zasłaniając ślad po - mogę się założyć - soczystym pocałunku chłopaka, z którym ostatnio się spotkał.

Och, Casey, od początku wiedziałam, że powinnam zrobić z ciebie bottoma...

Musiało być mu duszno, bo kropelki potu pojawiły się na jego czole, więc chcąc nieco mu ulżyć i sprawić, że do jego mózgu dopłynie więcej krwi - otworzyłam szeroko drzwi wejściowe.

Na dworze robiło się coraz cieplej.

- Nadal czekam, Moreta - zauważyłam, ze zniecierpliwieniem stukając paznokciami o blat.

- Nie wyszło, okej? Nic z tego nie bedzie. Facet jest… Jest za bardzo napalony. Sama zresztą widzisz- dokończył, wskazując na malinkę.

Przyjrzałam mu się badawczo. Nie do końca wierzyłam w jego śpiewkę, lecz prawdopodobnym było, że nic więcej z niego nie wyciągnę.

- Casey, co skrywa ten rumieniec? Tak, widzę go, nie musisz zasłaniać.

- Jezu, Pony, nie naciskaj tak na mnie - wymamrotał, po czym odwrócił się i podwinął rękawy, żeby zabrać się za wyrabianie nowego ciasta.

Odpuściłam, postanawiając, że jeszcze wrócę do tematu.

Poza tym, może mój ulubiony klient wyciągnął coś ze swojego kolegi i będzie miał ochotę podzielić się tym ze mną?

- Słaby dziś ruch - zauważyłam, chcąc zmienić temat.

- Pogoda jest beznadziejna. Pewnie wszyscy dzwonili, żeby zamówić pizzę z dowozem, ale cóż... Z jakiegoś powodu się nie dodzwonili - uciął, nie racząc nawet spojrzeć w moją stronę.

Wykrzywiłam się, demonstrując jego dziwny wyraz twarzy.

Przecież i tak nie było kierowcy.

- Skąd w tobie tyle jadu?  Nie żeby to była jakaś nowość, ale jednak… - Dzwoniący telefon, przerwał moją wypowiedź.- Och, nowi klienci!- podakoczyłam i zaklaskałam w dłonie z podekscytowania.

Odruchowo zerknęłam na wyświetlacz i niemal parsknęłam śmiechem.

- Nie możesz długo beze mnie wytrzymać, ha? - zapytałam, wychodząc na salę i zostawiając Caseya całkiem samego. - Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?

- Kim jest król bez swojej królowej. - Zaśmiał się, lecz szybko wrócił do tematu.- Anyway, z tego co wiem, jest bardzo zadowolony.

Zmarszczyłam brwi, spoglądając na drzwi kuchni, w której Casey przeprowadzał kuchenne rewolucje.

- Jak to? - zapytałam.

- Tak, ma nadzieję, że może będzie z tego coś więcej.

Mówił coś jeszcze, ale nie skupiłam się na tym.

Któryś z nich blefował, pytanie brzmiało: który?

I czy Casey był w stanie mnie okłamać? Tak, to było prawdopodobne, ale dlaczego miałby to robić?

- Penny? - Głos klienta wyrwał mnie z rozmyśleń.

- Hm? Tak? Zamyśliłam się, przepraszam.

- Jesteś dziś trochę rozkojarzona. Wszystko dobrze?

- Umm, tak, jest okej. Chcesz coś zamówić? - Wzięłam długopis do ręki.

- Jasne, dzisiaj małą pepperoni.

- Cóż za odmiana, dbasz o linię? - Parsknęłam, zapisując na karteczce jego zamówienie i zaniosłam je Casey'owi.

- Nie, pff, życie jest za któtkie na utrzymywanie diety - odparł obrażonym tonem. - Po prostu dzisiaj muszę zjeść wszystko sam. Twój przyjaciel dobrze nakarmił swojego nowego chłopaczka.

- Rozumiem - zaśmiałam się. - Co robiłaś na śniadanie, Casey?

Zmierzył mnie wzrokiem, po czym stuknął się palcem w czoło, a ja zchichotałam cicho.

- Nie chce mi powiedzieć, no cóż... Ale ale! Znowu spotka się ze swoim chłopakiem!

- Nic takiego nie powiedziałem! - krzyknął za mną.

- Ale pomyślałeś, słońce - odparowałam i wróciłam do klienta. - Widzisz, jest już w całkiem niezłym humorze.

- Zapewne - prychnął beztrosko. - Dorzucisz mi jakiś dobry sos do tej pizzy, królowo?

- Do pepperoni najlepszy jest japallelo - stwierdziłam, biorąc do ręki kartonowe pudełko, by napisać na nim dzisiejszy cytat dnia.

Tylko jeszcze nie bardzo wiedziałam, jak ma brzmieć.

- Okay, w takim razie będę czekał i do jutra!

I kiedy usłyszałam w telefonie piknięcie, symbolizujące koniec połączenia, pomyślałam, że "Michael wants another slice" będzie dobrym cytatem na dziś.

***
2980 słów, Olcia była blisko, obstawiała 3k

Czy po tym rozdziale Wasze przypuszczenia się zmieniły/umocniły? Dajcie znać, kogo teraz podejrzewacie!

Zapraszamy cieplutko do Olci na ff "Break the Rules"!!!! 💕 bandana_penguin

Pssst, na moim profilu pojawiło się nowe ff o Cashtonie "Runaways. Fear in his eyes"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro