Pisać na spontanie czy planowo?
I jak tam? Udało się odpowiedzieć na 3 pytania z poprzedniego odcinka? No to chyba pora siąść do pisania? Na pewno? Właśnie o tym pogadamy sobie w dzisiejszym odcinku podcastu...
Może zdziwię was nieco, jednak wielu pisarzy na pytanie „Czy to już pora by siąść i zacząć pisać?" odpowiada „Tak!". Jest to tak zwana Szkoła albo Metoda Spontaniczna. Ewentualnie Pisanie na Spontanie! Największą zaletą tej metody jest to, że pisarz genialnie się przy tym bawi. Jest twórcą i jednocześnie swoim pierwszym czytelnikiem.
Jeśli idzie o współczesnych pisarzy, jednym z najbardziej znanych orędowników pisania spontanicznego jest Stephen King. Nie raz przytaczał on anegdotkę, w której pewne osoby — mające niedługo wylogować się z tego świata z tego lub innego powodu — upraszały go o zdradzenie zakończenia cyklu o Mrocznej Wierzy. King — ot choćby w przedmowie do tej książki — napisał iż nie był w stanie zadośćuczynić tej prośbie, gdyż sam nie znał zakończenia.
Warto jednak zwrócić uwagę, że ten sam Stephen King jest określany mianem pisarskiego pracoholika. Jak sam pisze w Pamiętniku Rzemieślnika, stara się zwykle pisać 10 stron dziennie. Bez względu na to, czy owa łatka jest zgodna z prawdą czy nie, możemy dojść do prostego wniosku. King na pewno pisze bardzo systematycznie. I właśnie to jest podstawowym wymogiem pisania spontanicznego. Bez tego możemy po prostu zapomnieć jak miała potoczyć się historia, a nawet stracić swoistą więź z naszą opowieścią. Odtwarzanie jej będzie jakbyśmy zaczynali pisać od początku. Możecie mi wierzyć, że to nic przyjemnego. Może się tez zdarzyć, że jakieś rozwiązanie fabularne na które właśnie wpadliśmy wydaje nam się genialne w danej chwili, a potem... Może nawet żałujemy, że na to wpadliśmy. Niestety pisanie spontaniczne nie pozwala za bardzo na krytyczne spoglądanie na nasze pomysły.
Można powiedzieć, że początkowo pisałem na spontanie. Wynikało to z faktu, że po prostu nie znałem żadnych technik. Więc stosowałem kolejną najważniejszą zasadę tej szkoły. Tworzyłem na tak zwanego „czuja". Zabawa była przednia, niestety jako uczniak nie miałem szans pisać systematycznie dzień w dzień po kilka godzin. Czasami też po prostu nie miałem ochoty. Dlatego właśnie postanowiłem nauczyć się technik z tak zwanej szkoły planowej. Właściwie to postanowiłem się ich nauczyć w momencie, kiedy dowiedziałem się, że takie istnieją!
Kolejnym powodem był fakt, że kiedy natrafiałem na ścianę — czyli nie byłem w stanie wymyślić rozwiązania fabularnego — albo po prostu na blokadę twórczą, mój pisarski projekt upadał. Potem brałem się za kolejny, ale on też wkrótce lądował w pliku w jakimś folderze, o którym w końcu zapominałem. Jest to — moim zdaniem — największa wada szkoły spontanicznej. Co ciekawe Szkoła Planowa przedstawia wiele rozwiązań, które można zastosować, by uratować się przed takimi problemami.
Metodę Planową lubię nazywać Szkołą z przekory. Idzie o to, że wiedza na temat struktur dramaturgicznych jest powszechnie dostępna w różnych podręcznikach na temat pisania. Różnych technik tworzenia fabuł, wprowadzania konfliktów i tworzenia zależności między bohaterami, uczą szkoły pisania kreatywnego. Niektóre materiały są nawet dostępne w internecie. I zanim zapytacie: Owszem wszystko to zachachmęciliśmy ze szkół scenariuszowych w Hollywood. A te szkoły zgarnęły go właściwie z całego dorobku kulturowego świata, a zwłaszcza Europy.
Podstawową zaletą znajomości ot choćby struktur tworzenia fabuł jest fakt, iż bohaterów, świat a nawet akcję, planujemy z wyprzedzeniem. Spisując to wszystko na przykład w postaci powieści — jak to ma miejsce gdy piszemy spontanicznie — nie pytamy siebie „co ma się zdarzyć i jak to opisać?" — jak to ma miejsce gdy piszemy spontanicznie — ale wyłącznie „jak to opisać?".
Jeśli jednak obawiacie się, że sztywne trzymanie się planu może w jakiś sposób upośledzić waszą kreatywność to macie rację. W każdym razie jeśli idzie o SZTYWNE trzymanie się owego planu. Tworzenie w pełnej zgodności z jakimś schematem jest tym za co najbardziej krytykuje się blockbusterowe filmy właśnie z Hollywood. Kojarzycie te filmy, prawda? Bohaterowie łatwi do zapomnienia, świat nieszczególnie ciekawy, a fabuła przewidywalna. Metod ze szkoły — czy też szkół planowych — nie należy więc traktować jak instrukcji a raczej jak wskazówki oraz coś w rodzaju pomocy naukowych. Plan fabuły zapisany w pliku albo wiszący na ścianie na połączonych kartkach, pomoże wam szybko przypomnieć sobie o czym i dlaczego piszecie. Pomoże też spojrzeć na konkretne rozwiązanie fabularne i w razie czego je zmienić zanim napiszecie ponad pół miliona znaków i głupio wam będzie wszystko to przepisywać, bo stwierdziliście, że jakieś zwrot w fabule jest jednak do bani. I w drugą stronę — nie polecam rozpisywania planu na fabułę zbyt szczegółowo — możecie popełnić dokładnie ten sam błąd ale już w momencie planowania. W ten sposób możecie znów stracić czas, energię, a nawet cierpliwość. Ta ostatnia jest bardzo potrzebna przy pisaniu.
Jak więc można zauważyć nie jestem zwolennikiem ani jednej ani drugiej metody tworzenia. Zdecydowanie wolę promować to, by każdy twórca wypracowywał sobie własny warsztat, zmieniał go w razie potrzeby, by mógł działać w bezpiecznej rutynie, ale jednocześnie był zdolny zaskoczyć siebie i swoich odbiorców. A wy? Macie jakieś już jakieś swoje triki? Dajcie znać w komentarzach!
To tyle na dziś. Do usłyszenia w kolejnym odcinku Podcastu Pisarz w Warsztacie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro