Dzień 9 - Choroba [Kimichiburger]
Przepraszam za zamieszanie z częścią, ale Wattpad robi mi z nią problem. Nie mogę jej ustawić i wyświetla się ona dwukrotnie.
Dla wyjaśnienia Kimichiburger to po prostu Korea x USA. Shipy z Koreą mają tendencję do tego, że ich nazwy są idiotyczne.
Jak wiadomo za dużo fluffów to nie zdrowo. Jeszcze zęby Wam się zepsują od słodzenia.
A na nadmiar cukru najlepsze jest wpół historyczne AU. Akcja dzieje się w USA w latach siedemdziesiątych.
Bar, do którego wszedł Alfred, nie wyglądał zachęcająco. Wręcz odpychał go, samym widokiem brudnych stołów, niedomytych szklanek. I wszechobecnym smrodem taniego alkoholu.
Co się zresztą dziwić? To miejsce słynęło z tego, że było tanie, a jego klientami byli głównie bezdomni. Ewentualnie bogacze szukający taniej rozrywki.
To miejsce było przez wielu ironicznie nazywane najtańszym burdelem Florydy. Za zaledwie kilka dolarów można spełnić swoje rządzę. A ktoś chętny do nawet najdziwniejszej fantazji zawsze się znajdzie.
W końcu duma kończy się tam, gdzie zaczyna głód.
Jones usiadł przy wolnym stoliku i rozglądał się niepewnie na boki. Część miejsc była zajęta. Jedni klienci spali na blatach, inni jedli lub pili. Ogółem widać, że miejsce nie należało do najprzyjemniejszych.
A co Alfreda ciągnęło do taki placówek? Miał w końcu dwadzieścia lat, pochodził z dobrej rodziny. Był studentem, ale nigdy nie narzekał na ilość gotówki.
Właściwie ciągnęła go tu ciekawość, chciał wiedzieć, jak wygląda świat, poza tą znaną przez niego normą. Życie za tym marginesem, który nakreśliło społeczeństwo.
Dlatego również zapisał się na psychologię, chciał bliżej poznać wnętrze ludzi, by łatwiej mu było im pomagać. A tu chciał w swojej przyszłej pracy magisterskiej napisać o psychice ludzi „chorych”*1*, którzy tu przychodzą.
Amerykanin rozglądał się, za kimś, kto wyglądał na ciekawego, osobą, która ma resztkę człowieczeństwa. Bo ludzkie cechy łatwo zanikają.
Uwagę Jonesa zwrócił młody chłopak, który wszedł do baru. Miał na sobie zabrudzoną skórzaną kurtkę, ciemne wytarte jeansy, znoszone trampki i jakiś zaplamiona T-shirt. Wyglądał młodo, Alfred nie był pewien czy to przez to, że był Azjatą.
Chłopak usiadł dwa stoliki dalej, ale gdy poczuł na sobie spojrzenie Alfreda, podszedł do niego i usiadł obok, nie pytając o zgodę.
Jones zawstydził się, ale nie przeszkadzało mu to w dalszym wpatrywaniu się w Azjatę. Po chwili Amerykanin odważył się zapytać:
– Ile masz lat?
Chłopak przewrócił brązowymi oczami i odparł z nutką ironii:
– Zależy. Chcesz się pieprzyć czy jesteś z policji?
– Ani jedno, ani drugie.
Azjata zmarszczył brwi.
– Mam szesnaście – rzucił.
Jones uśmiechnął się miło i zapytał:
– Zapłacę Ci, jeśli mi odpowiesz na kilka pytań.
Chłopak spojrzał na niego ze zdziwieniem i zapytał:
– Ile dasz?
– Jak odpowiedz mi na wszystkie pytania to stówę.
Azjata wstał z miejsca i tylko rzucił:
– To gdzie mam Ci poopowiadać.
Alfred roześmiał się i wstał z miejsca, prowadząc chłopaka do swojego mieszkania. Azjata nie odezwał się, tylko badał go wzrokiem. Kiedy weszli na klatkę schodową, Jones czuł, że kilka sąsiadek bacznie się mu przygląda, ale ignorował to. Otworzył zamknięte na klucz drzwi i wpuścił chłopaka.
– Chcesz coś do picia?
– Herbatę, jeśli można – mruknął niepewnie.
Amerykanin wskazał mu krzesło przy niewielkim stoliku w kuchni. Sam usiadł naprzeciw.
– Więc jak masz na imię?
Azjata obdarzył go niezbyt miłym spojrzeniem i rzucił:
– Po co Ci moje imię?
– Stwierdziłem, że lepiej się będzie rozmawiać…
– I tak w rozmowie nie użyjemy imion. Chyba inne pytania od tego chciałeś zadać.
Jones westchnął, dziwnie się czuł z otwartą świadomością, że naprawdę zdecydował się z kimś z takiego towarzystwa pogadać.
– Chciałem wiedzieć, jak skończyłeś na ulicy?
Azjata zagryzł wargę i mruknął:
– Zaskoczyłeś mnie… Myślałem, że to była wymówka, a tu zechcesz się zabawić w inny sposób. Coś jest z Tobą nie tak?
– Nie wiem. Po prostu chce na studia, zrobić pracę o psychice…
Chłopak mu przerwał:
– Jesteś na psychologii… To wiele wyjaśnia.
Amerykanin zarumienił się i sięgnął po notatnik.
– Więc może zaczniemy od prostego pytania. Kiedy dowiedziałeś się o swojej hm…
– Chorobie? Tak chciałeś to ująć. Wiem chyba od czterech lat. Moim kolegom zaczęło przechodzić to zdanie, że dziewczyny są "ble”. A mi wcale nie zaczęły się podobać.
Alfred zapisał to szybko w notesie.
– Od kiedy nie mieszkasz w domu?
– To będą dwa miesiące. Wtedy pocałowałem kolegę i musiałem odejść.
Alfred zmarszczył brwi i poprawił okulary:
– A ten kolega?
– Powiedział, że to ja go zmusiłem. Chyba dalej mieszka sobie w domu.
Jones odłożył długopis i zerknął na chłopaka.
– Twoi rodzice to zrobili? Nie mieli problemu z tym?
– Mieli, ale większość mieszkańców się dowiedziała. Zaczęły się plotki, wytykanie palcami. Nawet moje rodzeństwo zaczęło na tym cierpieć. I sam powiedziałem rodzicom, żeby wybrali to, co lepsze. Nie chcieli. Więc sam odszedłem.
Alfred pokiwał głową i zapytał:
– Nie masz kontaktu z rodziną?
– Nie. Tylko mój starszy brat mnie szuka.
Chłopak sięgnął do kieszeni brudnej kurtki i wyciągnął kawałek papieru. Obrócił go do Amerykanina, w ten zauważył, że były na nim dwie osoby. Chłopak przed nim i zapewne jego brat. Miał on dłuższe włosy związane w kucyk i szeroki uśmiech.
Jego gość schował zdjęcie do kieszeni jak najcenniejszy skarb.
– Wiem, że będzie źle, gdyby mnie znalazł. A z drugiej strony chciałbym się z nim spotkać. Zobaczyć go ostatni raz.
– Czemu ostatni? – zapytał Amerykanin.
Azjata odwrócił nerwowo wzrok:
– Wiem, że będzie ze mną coraz gorzej. Boję się, że kiedyś trafię na złą osobę i ona zrobi mi coś złego.
Alfred zmarszczył brwi i niepewnie rzucił:
– Przez te dwa miesiące… Trafiłeś na kogoś złego?
– Nie. Pieniądze skończyły mi się tydzień temu. Jeszcze z nikim nie spałem. Nic nie robiłem. Boję się.
Jones poczuł się zaszokowany, nie spodziewał się czegoś takiego, po śmiałości chłopaka dzisiaj inaczej go ocenił.
– Dlaczego podszedłeś do mnie z taką hardą miną?
– Myślałem, że tak jest lepiej. Nie wyglądałeś na złą osobę i stwierdziłem, że lepiej ktoś taki niż jakiś stary dziad. A i tak potrzebowałem pieniędzy.
Jones spoglądał na zawstydzonego chłopaka.
– Sprawiłeś wrażenie pewnego siebie.
– Udawałem. Wolałem, byś uznał to za coś normalnego. Nie wiedziałbyś. Ja miałbym to za sobą.
– Skoro się tego obawiasz, to czemu chcesz, to zrobić?
– Bo prędzej czy później nie będę miał wyjścia. I wolałbym zrobić to z kimś znośnym.
Alfred wpatrywał się w chłopaka. I w myślach stwierdził, że tamten zasługiwał, choćby na wybór z kim zrobi coś takiego.
– Chciałbyś to zrobić ze mną?
– Wydajesz się po prostu miły. I mam wrażenie, że nie będzie źle.
Jones wpatrywał się w chłopaka. I rozmyślał, łatwiej mu będzie pojąć tę chorobę, jeśli sam ją pozna z bliska. Robi to w celach naukowych.
– Dodam Ci jeszcze stówę.
Chłopak pokiwał głową i wstał, by po chwili usiąść na kolanach Alfreda. Robił to zarumieniony, niepewny i miał ciągle w głowie myśl, czy to ma sens.
Wolał to zrobić tak niż potem cierpieć, że jego pierwszy raz był bardzo zły. Alfred ułożył dłoń na policzku Azjaty. I z uśmiechem przejechał palcami po jego rysach twarzy.
Szesnastolatek przymknął oczy. Czuł się źle. Ale przecież powinien przywyknąć. Jest chory. To jego niewyleczalna choroba, za którą zapłaci.
Gdyby był normalny, nie musiałby tego robić – powtarzał w głowie, czując obrzydzenie do samego siebie.
* * *
Rano Amerykanin obudził się ze świadomością, że wczorajszy dzień był zły. Jones ubrał na nos okulary i przetarł oczy. W jego łóżku nie było chłopaka. Była tylko plama, dowód wczoraj.
Alfred zerknął na szafkę nocną, na której leżał notes z zapisanymi słowami:
”Dziękuję za przysługę. Miło było Cię poznać.
Im Yong Soo”
Alfred zmarszczył brwi. Chciał poznać prawdę o marginesie społeczeństwa. Poznał. Chciał dać komuś wartemu uwagi pieniądze, by pomóc. Pomógł.
Więc czemu czuł się źle? Przecież był zdrowy. A to było tylko w celach naukowych.
*1* Do końca lat siedemdziesiątych homoseksualizm widniał na liście chorób.
Swoją drogą znalezienie artykułu w internecie po polsku o homoseksualizmie to prawdziwe wyzwanie. Trafiłam na strony, które po dziś dzień twierdzą, że to choroba. I nawet są tam podane sposoby leczenia…
No i swoją drogą odkryłam, jak wiele dobrych książek o homoseksualizmie nie przetłumaczono. Zrobiłam sobie listę, zapisałam w folderze o nazwie ”Jak się nauczę angielskiego lepiej”.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro