Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 7 - Kłótnia [Romano, Japonia]

Lovino sie­dział oparty o ścianę domu i wpa­try­wał się w pobli­skie widoki. Przez wizytę pew­nych osób nie miał ochoty tam prze­by­wać.

Jego wła­sny, pry­watny, głupi brat spro­wa­dził mu coś takiego do domu. Czy ten paso­żyt nie ma mózgu? Szwab w ilo­ści sztuk jedna w jego wła­snym, pry­wat­nym, pięk­nym domu?

Romano, nie mógł tego znieść i wyszedł. W pla­nach miał poja­wie­nie się w środku, kiedy wszy­scy zasną. Ewen­tu­al­nie weź­mie jakieś pie­nią­dze i zała­twi sobie pokój w hotelu.

Chło­pak nie zno­sił, gdy u jego brata byli goście. Szcze­gól­nie ta kar­to­flana kupa mię­śni.

Włoch spo­glą­dał, jak słońce zacho­dzi. Widoki były ładne. Kiedy ostat­nio tak przy­pa­try­wał się temu? Trak­to­wał to jako coś na tyle zwy­kłego i codzien­nego, że nie zwra­cał na to uwagi.

Nie był w końcu dziec­kiem, które cie­szy się ze wszyst­kiego. Był pań­stwem.

– Romano-san – usły­szał za sobą głos Japo­nii, który wpa­try­wał się w niego. – Jest chłodno, a Twój brat się o Cie­bie mar­twi.

– A niech się mar­twi. Mam go gdzieś.

Kiku, spoj­rzał na niego i ze zdzi­wie­niem odrzekł:

– Nie inte­re­suje cię? Wiesz, on bar­dzo źle zniósł kłót­nie.

Var­gas prych­nął pod nosem. Jego brat dostał od niego ochrzan za spro­wa­dze­nie do domu Szwaba. No i Romano mógł prze­sa­dzić.

– Nie obcho­dzi mnie.

– Jego naprawdę zabo­lały Twoje słowa… – zaczął Honda.

– To co? Pory­czy i prze­sta­nie. A Ty i kar­to­flany dureń powin­ni­ście go pocie­szać.

Japo­nia wes­tchnął i usiadł obok Lovino.

– Słu­chaj. Cza­sem lepiej jest cof­nąć słowa, nim jest za późno. Teraz możesz jesz­cze coś zmie­nić.

Var­gas prych­nął pod nosem. W jego mnie­ma­niu wszystko, co dziś wypo­mniał bratu, było po pro­stu prawdą.

– To Feli­ciano. Pory­czy i zapo­mni.

– Nie boli Cię świa­do­mość, że zro­bi­łeś mu krzywdę?

Romano w myślach zro­bił rachu­nek sumie­nia. A na swoje uspra­wie­dli­wie­nie dodał, że jego brat czę­sto pła­cze bez powodu.

– On zawsze ryczy. A potem uśmie­cha się i jest taki sam.

Japo­nia wes­tchnął. Był star­szy doświad­cze­niem i dzie­ciak powi­nien to zro­zu­mieć.

– Ludzie są jak butelka – zaczął Kiku. – Możesz ude­rzać nią o stół wiele razy, myślisz, że nie powstają na niej pęk­nię­cia? Pow­stają, tylko są małe. A butelka ich nie poka­zuje. Jest ich w końcu tak dużo, że pokry­wają całą butelkę. A jak się ude­rzy nawet deli­kat­nie, to w końcu wszyst­kie peł­nie­nia połą­czą się. A szkoło się stłu­cze.

Var­gas słu­chał z zain­te­re­so­wa­niem. I zmarsz­czył brwi.

– Mój brat nie jest jebaną butelką. Jak się go pie­prze­nie, to nie ma pęk­nięć.

Honda prze­wró­cił oczami. I zer­k­nął na mło­dzieńca przed nim.

– Lovino. Po pierw­sze, nie lubię prze­kleństw i nie uży­waj ich w mojej obec­no­ści. Po dru­gie, Twój brat nie jest butelką, ale jak ona może oka­zać się kru­chy. Po trze­cie, zro­zum, że nawet ja tracę cier­pli­wość.

Var­gas zer­k­nął na Japo­nię i zaru­mie­nił się. Chło­pak czuł się men­tal­nie małym dziec­kiem, które powie­działo coś złego. Chyba każdy miał takie odczu­cie przy Kiku.

– Mój brat nie jest kru­chy. Jest kra­jem. Prze­żył wiele.

Honda pokrę­cił głową:

– Nawet pań­stwa są kru­che, a wręcz jeste­śmy bar­dziej krusi niż ludzie. Zro­zum, znisz­czyć kogoś można tylko raz. Bo potem z kawał­ków szkła nie zbu­du­jesz nic. Możesz sobie poka­le­czyć palce, ale nie odzy­skasz tej osoby.

Lovino prych­nął:

– Mówisz to z jakiejś pra­daw­nej księgi?

– Tak, z praw­daw­nej księgi mojego życio­wego doświad­cze­nia.

Romano zmarsz­czył brwi.

– Nie masz prze­cież brata…

– Nie mam. Ale mia­łem osobę, która wie­działa jak być bra­tem lepiej niż nie­któ­rzy.

Var­gas poczuł się dziw­nie. Może fak­tycz­nie powie­dział za dużo… Nie, to prze­cież tylko kilka słów.

– Nigdy nie widzia­łem­byś miał z kimś bli­skie rela­cje – rzu­cił Romano.

– Mia­łem. Dziś nie mam, bo wolę nie mówić nic, niż znowu powie­dzieć za dużo.

Lovino zer­k­nął nie­pew­nie na Hondę. Wstał i ruszył ku wej­ściu, a Japo­nia za nim.

Var­gas zigno­ro­wał Ludwiga sie­dzą­cego na jego kana­pie i ruszył w kie­runku pokoju Feli­ciano. Drzwi były zamknięte, a zza nich wydo­by­wał się cichy płacz.

– Feli­ciano – powie­dział nie­pew­nie Romano, puka­jąc w drzwi. – Feli.

Lovino poczuł szczu­płą dłoń Japo­nii na swoim ramie­niu. Jakby miała go zachę­cić.

– Braci… Szku – dokoń­czył nie­pew­nie Wło­chy Połu­dniowe, dalej puka­jąc w drzwi. – Bra­ciszku. Otwórz.

Kiku rzu­cił mu zachę­ca­jące spoj­rze­nie.

– Feli. Słu­chaj. Prze­pra­szam. Jestem idiotą. Prze­pra­szam, że to powie­dzia­łem. Nie jesteś w moich oczach kimś takim.

Z pokoju dobie­gło ciche prze­ry­wane łka­niem zda­nie:

– To, czym niby jestem? Czymś nie potrzeb­nym, rze­czą, która byś wyrzu­cił, gdy­byś tylko mógł? Nie­po­trzebną kulą u nogi? Bo na pewno nie bra­tem.

Lovino wes­tchnął.

– Feli… Ja jestem idiotą. Prze­pra­szam. Wiesz, że jesteś war­to­ściowy. I ja prze­pra­szam, nie mam nic wię­cej do powie­dze­nia. Po pro­stu prze­pra­szam.

Romano poczuł, że jego oczy sta­wały się szkli­ste:

– Jesteś moim uko­cha­nym bra­tem – kon­ty­nu­ował. – Ale po pro­stu nie umiem się do tego przy­znać. Zamiast tego potra­fię tylko Cię ranić.

Star­szy Var­gas klęk­nął na podło­dze. I czuł się jak małe, bez­radne dziecko.

Patrzył na drzwi, które powoli się otwo­rzyły i wyj­rzał z nich Feliano. Patrzył na brata czer­wo­nymi od pła­czu oczami. I naj­zwy­czaj­niej w świe­cie przy­tu­lił się do Lovino. Łka­jąc dalej w jego ramię.

Włosi pogo­dzili się, a obaj zapo­mnieli, że słowa Romano („Nie rozu­miem, jak taka porażka jak Ty może w ogóle żyć”) zostały wypo­wie­dziane. Przy­naj­mniej uda­wali, że zapo­mnieli. Jed­nak w porę udało im się ura­to­wać ich rela­cję.

*     *      *

– Kiku?

Japo­nia zdzi­wił się, widząc w środku nocy Lovino, który nie­pew­nie wszedł do jego pokoju.

– Ja dzię­kuję… – wyszep­tał Włoch z zakło­po­ta­niem.

Honda uniósł kąciki warg i odrzekł:

– Nie ma za co.

– Jest. Cza­sem trzeba kogoś trza­snąć w twarz, by ta osoba zoba­czyła jak głu­pia była.

Kiku uśmie­chał się, a wtedy Var­gas kon­ty­nu­ował:

– Chciał­bym móc Ci jakoś pomóc. Tak jak Ty pomo­głeś mi.

– Zro­zum, nie­które sprawy nie są moż­liwe do napra­wie­nia.

– Ale próba nie zaszko­dzi. Dzwo­ni­łem do Chin. I mówi­łem, że dobrze by było, gdyby wpadł. Mogliby­ście sobie poga­dać.

Honda nie słu­chał dalej. W myślach stwier­dził, że jeśli nagrodą za pomoc komuś jest Yao, który będzie mu uprzy­krzał urlop, to ni­gdy w życiu nikomu już nie pomoże.

Oczy­wi­ście jakaś część Kiku się z tego cie­szyła, ale to zde­cy­do­wa­nie mniej­sza.

Dziś moja wena popeł­niła dum­nie sepukku.

A oto sta­tystki „pisa­rza” po sied­miu dniach wyzwa­nia:

0% kre­atyw­ność,

50% zauwa­ża­nia błę­dów.

W skró­cie wiem, że nie­które tekst mogą być tra­giczne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro