Dzień 21 - To "Hetalia" [G8]
Oto tekst, który powstał zgodnie z zasadą według której temat odwleczonego dnia przechodzi na dzień dwudziesty pierwszy.
Na sam koniec postanowiłam dać coś bardziej komediowego na miłe zakończenie wyzwania. (Wcale nie dlatego, że szykuje was na cholernie brutalne teksty w Mrocznej Stronie, które planuję).
- Więc wyjaśnij mi jeszcze raz, czemu do cholery tu jest rysunek, na którym dyma mnie ten amerykański idiota? - pytał wściekły Arthur.
Japonia zarumienił się. Wiedział, że to nigdy nie powinno wyjść na światło dzienne.
- Kiedyś coś mi się wymsknęło...
Chiny na to prychnął pod nosem, patrzył na leżący przed nim plakat. Dobrej jakości papier, niezgnieciony i nowy. Gdyby nie jego treść zapewne nawet by szanował twórcę.
Całość niszczył fakt, że na tym widniał Wang w wersji rysunkowej. I ten fakt nie był zły, gorszy był ten, że drugą postacią był Rosja. No i obrazek nie był niewinny, obie postaci były nagie w oczywistej pozycji. Yao czuł się obrzydzony, ale na razie usilnie ignorował rysunek. Później opierdoli kogoś (czytaj Kiku) za jego treść.
Ivan za to z dobrodusznym uśmiechem patrzył na plakat z nim i Wangiem. Dla Braginsky'ego nie było w tym nic dziwnego. No z jednym wyjątkiem.
- Yao, to ty nie jesteś dziewczynką?
Wang zignorował to głupie pytanie. I myślach obiecał sobie, że zabije Hondę. Nawet jeśli tamten jest nieśmiertelny.
- W każdym razie, skoro coś ci się wymsknęło, to czemu to wygląda tak podobnie?
To pytanie zadał Alfred, patrząc na rysunek z nim samym.
- To przypadek.
- A fakt, że zachowujemy się w tym podobnie?
- To nadal przypadek - odparł Japonia, w myślach przeklinając fakt, że ktoś dowiedział się o tym.
Włochy jako jedyny nie czuł żadnego wstydu. Z dumą patrzył na obrazek siebie i Niemiec w pozycji jednoznacznej.
- Ludwiś, ale na żywo masz mniejszego...
Spojrzenia, jakie Feliciano otrzymał za ten komentarz były druzgocące. Francja z uśmiechem na ustach uniósł brwi i rzucił do Beilschmidta:
- No o was to najwięcej kłamstw... Nic was nie łączy... Mówiłeś.
Niemcy to zignorował i w myślach stwierdził, że Vargasa trzeba zakneblować. Jak wtedy, gdy... Nieważne - skarcił się w myślach Ludwig. Niczego im nie udowodnią.
- W skrócie - zaczął wnerwiony, łagodnie mówiąc, Anglia. - To wszystko powstało, bo przez przypadek napomknąłeś komuś, że jesteś krajem?
- Tak - odparł Honda, ignorując fakt skąd charaktery i wygląd postaci był tak trafiony. - A ta osoba stworzyła z tego mangę. A potem anime.
Wszyscy słuchali z zaciekawieniem. No z wyjątkiem Ivana, który wyszukiwał w internecie frazę "hetalia RoChu hard yaoi".
Czasem Japonia zrobi coś dobrego - przyznał w myślach Wania.
W tym samym czasie wszyscy byli skupieni na problemie o nazwie "Hetalia". Niedawno natrafili na to przypadkiem i musieli zwołać pilne zebranie. W końcu to przerażające, że ich sekret mógł wyjść na jaw.
- Ta nazwa jest fajna - zawołał Feliciano. - Co ona znaczy?
Ludwig, który przedtem zrobił porządny research (inne kraje po prostu sprawdziły, z kim są shipowane) stwierdził, że Vargas nie powinien się zachwycać tą nazwą.
- Hetalia jest połączeniem słów beznadziejny... I Włochy.
- I co, Niemcy? - zapytał beztrosko Feliciano, najwyraźniej nie zauważając przekazu.
- I gówno - warknął Anglia, którego nerwy zostały nadszarpnięte.
Kiku patrzył z zainteresowaniem na swoje dłonie i uspokajającym tonem rzekł:
- Nie rozumiem, co się stało. W końcu nic wam nie zrobi, że ludzie was lubią.
Bonnefoy zaśmiał się lubieżnie, on również nie widział problemów. Nawet mu się wiele rzeczy podobało. W ciągu ostatnich godzin sprawdził każdą możliwą kombinację zawierającą "Francja x ...".
- O to, że nasz sekret istnienia może zostać ujawniony - mówił Arthur.
- O właśnie - dorzucił Ameryka pomiędzy gryzami hamburgera. - A na dodatek to jest kłamliwe! Nie zachowuję się jak wiecznie nienajedzony idiota z kompleksem bohatera.
Ivan przerwał na chwilę przeglądanie obrazków, wręcz wyjętych z jego marzeń, uniósł głowę i zbyt przesłodzonym tonem powiedział:
- A to niby do mnie nie dociera prawda...
I jak gdyby nigdy nic dalej patrzył na wytwory wywołujące krwotok nawet u bardziej zapalonych yaoistek.
Alfred za to poczuł się uderzony do szpiku kości.
- Nie jest tak. Japonio co nagadałeś, temu gościowi co stworzył to coś?
Kiku rozważył w myślach wiele opcji. Stwierdził, że Jones ma za dużo bomb w zanadrzu, by mógł kłamać.
- Dobrze, powiedziałem trochę więcej. Opisałem wygląd i charakter.
Yao stwierdził, że jak na najstarszego przystało powinien powiedzieć coś mądrego.
- Kiku, zbiję cię.
Znaczy, chciał powiedzieć coś mądrego. Wyszło jak zwykle.
- Wow Chiny odpalił tryb morderczy - zawołał Ameryka z entuzjazmem. - Nigdy nie widziałem go tak wkurzonego.
- Pewnie ostatnio był taki zirytowany jeszcze w swojej młodości - dorzucił Francja.
- No to panowie - zaczął Kirklnad. - Jesteśmy pierwszymi istotami od czasów dinozaurów, jakie widzą gniew Chin.
Niemcy w tym czasie miał inny problem. Nie obchodziło go, że Wang właśnie wygraża Japonii. Miał gdzieś komentarze Aliantów.
Ludwig miał gorszy problem. Ktoś zmienił hasło w jego telefonie. Jego dotychczasowe "ILoveWurst" nie działało. A Włochy patrzył na niego z podejrzaną minką.
- Może spróbuj inne hasło? - zaproponował Feliciano. - Ja może wpiszę?
I Vargas powolnymi ruchami klikał kolejne litery, dla pewności, że Beilschmidt zobaczy napis.
Niemcy zobaczył. Czy Włochy zmienił jego hasło na "ShipGerIta"?
Jednak i tym razem telefon się nie odblokował. Feliciano puknął się w czoło i rzucił:
- Zapomniałem! To miało hasło przewidujące przyszłość.
I wstukał szybko "ShipItaGer" z niewinnym uśmiechem. Choć czy aby na pewno takim niewinnym?
A w tym samym czasie pozostali mieli poważny problem. Konkretnie chodziło o przytrzymanie Wanga, tak by nie zrobił nic Japonii.
Tylko Ivan siedział spokojny na swoim miejscu i z zainteresowaniem zagłębiał się w mistyczny świat fanfików.
Znaczy, jak do tej pory poznał definicję słowa Lemon i yaoi.
Ta wiedza do szczęścia w pełni mu wystarczała.
* * *
Dopiero po kilku tygodniach od odkrycia czym jest Hetalia, kraje zaczęły rozważać na poważnie to wszytko. Ameryka siedząc w swojej kuchni, prowadził monolog. Teoretycznie miał to być dialog z Tonym, ale kosmita średnio go słuchał.
- Wiesz - zaczął Ameryka. - To nie jest takie złe. Ludzie dzięki temu mogą poznać inne kultury, dowiedzieć się wielu rzeczy o historii. Łatwiej skojarzą daty z wydarzeniami, zrozumieją sens nauki o przeszłości w celu wyciągnięcia z niej wniosków. Poczują piękno dawnych epok. A nawet mogą rozmyślać nad sensem. Może z filozoficznym podejściem spojrzą na nas, dostrzegą wartość czasu i własnych wolnych relacji.
Alfred spojrzał przed siebie i nie zważając na brak zainteresowania u słuchacza dorzucił:
- Może w końcu zacząć szukać wiedzy. Sięgną tam, gdzie nigdy by nie sięgnęli, gdy nie to. Chyba to nie jest głupie.
Kosmita miał dość gadania Jonesa i niechętnym tonem przez modulator głos rzekł:
- Albo też stworzą debilne shipy. I zgwałcą historię.
Ameryka uśmiechnął się i powiedział, zerkając na błękitne niebo:
- Są wolni w odróżnieniu od nas. Mają wybór. Niech robią, to co chcą.
Tak więc oto ostatnie opowiadanie podczas tego wyzwania.
Jeśli choć raz przez te dwadzieścia tekstów skłoniłam was do refleksji lub wywołałam uśmiech, to jestem z siebie dumna.
W końcu o to chodzi każdemu autorowi. By czytelnik spojrzał na tekst i poczuł coś. A nie tylko przeleciał obojętnym wzrokiem słowa.
Dziękuję wam za uwagę, jaką poświęciliście mi w ciągu tych dwudziestu dni. W południe pojawi się oficjalne podsumowanie wyzwania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro