Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień 2 - Sztuka cierpliwości [GerIta, Human AU]

Tekst dla Kaminarii-chan - GerIta, Human AU

Ludwig w pracy kelnera był przyzwyczajony do tego, że obsługiwał codziennie całe armie turystów. Zresztą czego się spodziewać w centrum Rzymu, w środku sezonu turystycznego?

Beilschmidt podjął pracę w małej kawiarni, by dorobić na studia, które miał zacząć za kilkanaście dni. Mężczyzna stwierdził, że jako iż i tak potrzebował opanować włoski, a znał podstawy, to czemu nie wziąć się za studnia anglojęzyczne z zarządzania w Rzymie?

Niemca ciągnęło od zawsze z resztą do kultury Wiecznego Miasta, więc coś takiego było dla niego najlepszym rozwiązaniem. No i udało mu się znaleźć dobrą pracę na pół etatu.

Jego szef - pan Romulus Vargas przyjął go chętnie z entuzjazmem sięgającym niebu. Po tym doświadczeniu Ludwig w głowie zanotował, że Włosi są dziwni.

Tak więc mężczyzna z lekką dumą stał właśnie przed ladą i obserwował, jak szybko zbiegają się turyści. Z westchnieniem podszedł do pierwszego stolika.

Jego znajoma z Niemiec, Julchen, która stała na kasie dorabiając tu już drugi rok, zawsze okazywała się pomocną, gdy nie rozumiał, tego co usłyszał. I chętnie mu pomagała.

Jego praca mijała dobrze, a wraz z zakończeniem sezonu turystycznego ruch się zmniejszył. Jednak i tak pozostawał większy, niż można by było się tego spodziewać.

Mniej więcej pod koniec września, jego szef z wiecznym uśmiechem na ustach zapytał się go o jego oceny ze szkoły średniej. Beilschmidt miał pod tym względem czym się chwalić, bo był zdecydowanie wzorowym uczniem z nienaganną średnią.

- To świetnie. A słuchaj, miałbyś może czas w soboty, godzinę wolną, bo mam problem z wnusiem... - powiedział pan Romulus, odbierając od Ludwiga klucz od lokalu.

Niemiec pierwsze poczuł szok, szczerze nie przypuszczał, że pan Vargas może mieć wnuka. W myślach sądził, że mężczyzna ma jakieś trzydzieści pięć, góra czterdzieści lat. A potem do niego dotarło, że mężczyzna chce, by Beilschmidt robił za korepetytora.

- Mam, ale...

- To świetnie. Słuchaj, płaciłbym ci piętnaście euro za godzinę. To tylko dwie godziny w sobotę. O której chcesz. Bo muszę mu znaleźć korepetytora.

Niemiec stwierdził, że wnuczek pana Vargasa to pewne jakieś małe dziecko i problemów z tym nie będzie żadnych. Więc bez wahania się zgodził.

Jak się później okazało, jego szef musiał być, o wiele starszy niż obstawiał, bo „wnusio" był dziewiętnastolatkiem, który w tym roku ma mieć maturę.

Chłopiec był uroczy, wiecznie uśmiechnięty i przyjaźnie do niego nastawiony od samego początku. Był też ładny - dodał Ludwig nieśmiało w myślach.

Feliciano był tak włoski, jak tylko się da. Gestykulował przy każdym słowie, do każdej kobiety wołał „Ciao, Bella!" i potrafił żreć pastę na śniadanie, obiad i kolację. Przy tym robił urocze minki i zgrywał niewinnego. Jakby wcale nie doprowadził swojego korepetytora do załamania nerwowego w niecałe dziewiętnaście minut. Tak, Ludwig liczył.

Beilschmidt podczas pierwszej lekcji zapoznał się również z bratem Feliciano - Lovino.

Różniącą między braćmi był cel. Lovino irytował go, z pełną premedytacją wypatrywał okazji do wrednego komentarza. Feliciano za to robił to wszystko nieświadomie, jakby nie wiedział, że powiedział coś złego.

Niemiec podczas pierwszej lekcji starał się nauczyć chłopaka przekształcania wielomianów. Ale wtedy odkrył braki w nędznych zasobach wiedzy Włocha. I tak skończył, tłumacząc mu równania z dwoma niewiadomymi. Z irytacją Ludwig zapytał:

- Czy ty masz jakieś problemy z matematyką? Nie miałeś wcześniej korepetytora?

- Miałem ośmiu - odparł Vargas z niewinną minką. - Wszyscy rezygnowali po dwóch-trzech lekcjach.

Beilschmidt ich rozumiał. Wiedział, że nauczenie Feliciano czegokolwiek to ciężka praca. Wręcz ciśnie się na usta określenie, że syzyfowa.

Ludwig jednak w myślach obiecał sobie, że da radę. Chciał również w to wierzyć, ale po dwóch godzinach edukowania chłopaka miał dość.

Włoch nie rozumiał z matematyki nic i z lekkim uśmiechem na ustach stwierdził:

- Ludwig, zaczynasz się denerwować. Masz na skroni taką śmieszną żyłkę. Wygląda ciekawie.

Beilschmidt pokręcił z politowaniem głową i westchnął:

- Gdybyś poświęcał tyle czasu na naukę, co na analizowanie takich detali, to teraz bym cię nie uczył.

- Ve~? A co złego w tym, że przykładam uwagę do detali.

- Nie byłoby w tym nic złego, jakbyś przykładał uwagę do właściwych.

Feliciano spojrzał na niego, marszcząc brwi, w myślach zastanawiał się, kiedy Niemiec znudzi się uczeniem go.

- Czemu nie próbujesz się uczyć? - zapytał już nieco spokojniejszym tonem Ludwig po angielsku, czyli w języku, jakiego używał do korepetycji, bo jego włoski łagodnie mówiąc, ssał.

- Bo mi to niepotrzebne.

Niemiec zmarszczył brwi, naprawdę nie rozumiał chłopaka i rzucił mu pytające spojrzenie.

- Wolę rysować. Jestem w szkole plastycznej. Nikt nie zwraca uwagi, na to ile umiem z matematyki, aż do wystawienia ocen. Mogę na przykład narysować ciebie! Ładnie prezentowałbyś się na akcie*1*.

Beilschmidt zarumienił się, odwracając wzrok. Feliciano był Włochem, był naturalnie dziwny i pozbawiony wstydu. Na dodatek był artystą. Dla niego pewnie taka propozycja była normalna. Więc Ludwig udał, że dla niego również i grzecznie odmówił.

- A teraz przejdźmy do lekcji.

Niemiec pokręcił głową, patrząc na zawiedzioną twarz chłopaka.

- Mogę ci za pozować do normalnych obrazów, ale najpierw się ucz.

Vargas uśmiechnął się tylko z lekką dumą. I dodał:

- Akty też są normalne.

* * *

Beilschmidt od zawsze był uparty, obiecał sobie, że da radę nauczyć tego dzieciaka, czegokolwiek. I tak co tydzień spędzał dwie godziny, wychodząc z siebie i na nowo odkrywając, jak cienka jest granica jego cierpliwości. Szczególnie krucha okazywała się, gdy starszy brat Feliciano był w domu.

Młodszy Vargas miał w sobie dodatkowo szczególny urok, przez który Niemiec nie chciał się poddać w dążeniu do nauczenia go.

Ludwig skończył, narzekając z Juchlen:

- Nie wiem jak wbić mu to do głowy. Próbowałem wszystkiego. Tłumaczenia. Zaznaczania wzorów. Kazania mu żyć gumę podczas nauki. Pryskałem kartki perfumami, by kojarzył zapach. I dalej nic.

- Masz złe podejście - odparła dziewczyna. - Na każdego debila jest metoda. Wiesz, jak ja nauczyłam Francisa zwrotów po angielsku?

Mężczyzna spojrzał na nią pytająco.

- Puszczałam mu porno po angielsku. I zatrzymywałam w pewnym momentach, mówiąc, że nie puszczę dalej, jak nie powtórzy zwrotu dwadzieścia razy. Dostał pięć. Znajdź na dzieciaka metodę. Najlepiej związaną z czymś, co lubi.

Jak powiedziała dziewczyna, tak Ludwig postanowił zrobić.

* * *

W następną sobotę wchodząc do (jak zwykle) zaśmieconego pokoju Włocha, zaczął od razu pytać:

- Co ty lubisz?

Feliciano wpatrywał się w niego, zdumiony i z rumieńcem powiedział:

- Ciebie... I pastę.

Takiej odpowiedzi Beilschmidt się nie spodziewał, zaniemówił i zastygł w pozycji, w jakiej stał.

- Ludwiś, żyjesz? Stoisz tak już minutę.

Niemiec przytaknął i usiadł niepewnie obok chłopaka. To, co usłyszał, wolał wsiąść za czysto przyjacielskie.

O dziwo dziś Vargas dziś zdawał się bardziej chętny do pracy. Więc przed rozpoczęciem pracy Beilschmidt zapytał:

- Podobno łatwiej się zapamiętuje, kojarząc z czymś miłym. Co chciałbyś? Może zjemy pastę i wtedy zacznę cię uczyć?

Włoch uśmiechnął się delikatnie i nachylił nad Ludwigiem.

- Nie, to będzie coś, co bardziej lubię.

I nieśmiało pocałował korepetytora w usta. Niemiec nie mógł wyjść z salonu, długo po oderwaniu się od chłopaka.

- Co to było?

- Twój opóźniony refleks. Od miesiąca mnie uczysz, powinieneś zrozumieć już dawno, że mi się podobasz - odparł Włoch spokojnym tonem.

- Ale... Co?

Vargas zaśmiał się i w skrócie wszystko wyjaśnił Beilschmidtowi:

- No, bo raz zobaczyłem, jak pracujesz w kawiarni dziadzia i poprosiłem go, by jakoś wymyślił powód, byśmy się spotykali... Stwierdził, że korepetycje byłby ciekawe...

Feliciano oparł głowę na ramieniu Ludwiga i kontynuował:

- Ale ty byłeś strasznie niedomyślny. Próbowałem cię pocałować od miesiąca. Udawałem idiotę, żebyś dalej mnie uczył. Dziadzio miał rację Niemcy, są beznadziejni w uczuciach...

Beilschmidt patrzył na chłopaka szeroko otwartymi oczami.

- Czy teraz jak znasz prawdę, to mnie nie lubisz? - zapytał Feliciano, pochylając głowę.

- Lubię cię. I to wręcz za bardzo. Czyli przez miesiąc udawałeś, że nie rozumiesz matematyki, bym cię uczył?

Vargas pokiwał głową, wpatrując się w Niemca.

- Skoro rozumiesz ten przedmiot, to jako dobry korepetytor powinienem cię podszkolić z innego. Co powiesz na biologię?

Feliciano zagryzł wargę i z nieśmiałym uśmiechem dodał:

- Z anatomii jestem beznadziejny, panie korepetytorze. Wypada to zmienić?

*1* Obrazy, do których model pozuje nago.

Mam nadzieję, że przypadło wam do gustu. W wyrazie błędów zachęcam do wytknięcia ich lub zwykłego narzekania na jakość tekstu czy fabułę. Mam nadzieję, że nie zawiodłam oczekiwań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro