Zapach ziemniaków
Musi zrobić sobie przerwę, bo niedługo całe jego dłonie będą pokryte odparzeniami i odciskami. Dwa dni przerwy, zaraz po skończeniu tej roboty. To brzmi dobrze. Zostały mu jakieś cztery godziny kopania i po sprawie. Rzucił szpadel i wszedł do małego, podniszczonego domku.Podszedł do zlewu i opłukał dłonie wodą, zaciskając zęby przez ból. Głód był od niego silniejszy, dlatego chwycił za nożyk oraz siatkę ziemniaków i usadowił się na niewygodnym, chyboczącym się stołku.
Wybrał złe miejsce. Był wściekły. To przez tę szmatę teraz go boli. Gdyby zechciała pojechać z nim do jego chatki, mógłby kopać w znacznie lepszej ziemi. Była miękka, odpowiednio mokra. Czasem nawet zbyt mokra. Zmarszczył czoło na wspomnienie obrzydliwego chlupotu wyciąganego z błota kalosza. To było dobre miejsce. Tu musiał przebijać się przez korzenie i wciąż wyrzucać duże skały. Nóż nieprzyjemnie ugniatał mu świeży odcisk. Syknął cichu i chusteczką wytarł ściekającą mu po palcach ropę. Tak kończy się praca po osiem godzin dziennie z twardym trzonkiem szpadla. Jego dłonie nie były przyzwyczajone do tak intensywnej roboty. Owinął ranę przybrudzoną szmatką i ponownie wziął do ręki na wpół obranego ziemniaka. Mógł zrezygnować i zjeść coś mrożonego, ale miał dziś ogromną ochotę na podsmażane na smalcu ziemniaki. Wrzucił go do durszlaka i sięgnął po następny.
Może jednak tyle wystarczy? Zerknął do naczynia i mruknął cicho
Musi wystarczyć. Rana szczypała go niemiłosiernie i miał już serdecznie dość trzymania noża w dziwnie podkurczonej dłoni. Podszedł do patelni, wrzucił tam ociekające wodą ziemniaki i rozkoszował się ich skwierczeniem. Brzmiały prawie jak ona, kiedy wrzucił jej ciało do ognia. Teraz zapach był jednak zdecydowanie bardziej przyjemny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro