Pociąg
Westchnąłem z ulgą czując ruch pociągu. Dwie minuty i odjechałby beze mnie. Wzdrygnąłem się na myśl o kolejnym oczekiwaniu i umościłem wygodnie na siedzeniu. Był przepiękny wieczór. Temperatura w końcu opadała i po tak upalnym dniu miałem ochotę otworzyć okno i cieszyć się przyjemnym chłodem. Ciszę przerywało tylko równomierne stukanie pociągu i męski śmiech dobiegający gdzieś z dalszego przedziału. Było tak spokojnie i błogo, jakby podróż miała się nigdy nie zakończyć. Jakbym do końca życia miał cieszyć zmysły tym doświadczeniem. Resztkami słońca wpadającymi przez przybrudzoną szybę, zapachem kurzu i tym usypiającym stukotem. Do tego udało mi się trafić na pusty przedział, dlatego mogłem rozłożyć wygodnie nogi na siedzeniu naprzeciwko. Oczywiście zdjąwszy wcześniej buty, nie chciałem w końcu pobrudzić czerwonego obicia fotela. Z uśmiechem sięgnąłem do plecaka i wyciągnąłem kanapkę z szynką. Zapach wędzonki rozniósł się, gdy tylko odwinąłem folię. Coś pięknego. Dostałem ją od brata po ostatnim wędzeniu, nie znalazłbym lepszej w żadnym markecie. Nagle uświadomiłem sobie, że nie jestem głodny. Co prawda mięso pachniało smakowicie, jednak czułem, jakbym dopiero co zjadł porządny posiłek. Spróbowałem przywołać w pamięci kilka ostatnich godzin, by przypomnieć sobie co zjadłem, jednak z przerażeniem odkryłem pustkę. Nie pamiętałem. Ostatnie wspomnienie dotyczyło wyjazdu do pracy, więc sądząc po zachodzącym słońcu, luka obejmowała kilkanaście godzin. Co się wtedy działo? I gdzie ja właściwie jadę? Miły nastrój prysnął niespodziewanie i zastąpił go kiełkujący we mnie niepokój. Gdzie ja jadę? Co działo się przez cały dzień? Pospiesznie założyłem buty i zapakowałem kanapkę. To pewnie tylko przemęczenie, jednak wrażenie, że coś tu jest nie tak, nie chciało zniknąć. Wręcz przeciwnie, nasilało się z każdą chwilą. Zarzuciłem na siebie plecak i wyjrzałem za okno. Zastygłem. Nie było tam niczego. Jakbyśmy jechali przez niesamowicie gęstą, mlecznobiałą mgłę. Nie wyłaniały się z niej żadne kształty, nie sposób było zobaczyć słońca. Tylko pustka. Cofnąłem się w stronę drzwi, nadal nie wierząc w to, co widzę. Mam omamy. To nie jest rzeczywistość. Odwróciłem się i w panice złapałem za klamkę, chcąc jak najszybciej wydostać się na korytarz, by porozmawiać z konduktorem. Razem ze mną ze swoich przedziałów wysiadło jeszcze kilka osób, tak samo przerażonych jak ja. Zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć choć słowo,z głośników popłynął komunikat
-Drodzy pasażerowie, za chwilę dojedziemy na waszą stację.
Zmarszczyłem tylko brwi i nagle straciłem ochotę do zadawania pytań. Jak widać pozostali również, bo żadne z nich nie powiedziało nic, aż do zatrzymania pociągu i otworzenia drzwi.
To było dziwne. Moje uczucia były zupełnie obce.
Jakby ktoś włączał je kiedy zechce, usypiał, gdy są zbędne.Nie wiedząc co lepszego miałbym zrobić wysiadłem wraz z resztą pasażerów.Kiedy tylko postawiłem nogę na dworcu wspomnienia uderzyły mnie, powalając na kolana.Oparłem dłonie na ziemi dysząc ciężko, próbując przełknąć łzy.
A więc tak wygląda śmierć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro