Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Naszyjnik z ametystem

Był idealny. Nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu, kiedy zobaczyłam powiadomienie o nowej parze na Tinderze. Byłam sama już jakiś czas i powoli zaczynałam wierzyć, że zwyczajnie jestem skazana na wieczną samotność. Wszyscy, których poznawałam, byli albo nudni, albo napaleni, albo co gorsza, byli zwyczajnie dziwaczni. Z daleka było widać, że coś jest z nimi nie tak. I nagle pewnego wieczoru, prawie całkowicie straciwszy nadzieję, postanowiłam jeszcze raz spróbować szczęścia. I wtedy zobaczyłam jego profil. Był przystojny. Nie na tyle, żeby wzbudzić podejrzenia co do prawdziwości jego zdjęć, ale na tyle, żeby mnie zainteresować. Uśmiech bezwiednie wpłynął mi na twarz, kiedy zobaczyłam jego fotografię z leżącym mu na kolanach labradorem. Później przeczytałam opis i stałam się jeszcze bardziej zaintrygowana. Wydawał się ciekawy i nie zauważyłam tam niczego o zainteresowaniu tylko seksem czy grami. Nie żeby było w tym coś złego, zwyczajnie nie byłam zainteresowana tego typu relacją. No i poznałam zdecydowanie za wielu graczy. Miałam ich dość.

Od razu zaakceptowałam jego profil, ale nie robiłam sobie zbyt wielkiej nadziei. Taki facet pewnie nie narzekał na brak zainteresowania, a ja nie byłam specjalnie piękna, czy przyciągająca swym umysłem.

Dlatego kiedy po kilkunastu minutach zobaczyłam wiadomość od niego, serce na chwilę mi zamarło. Naprawdę do mnie napisał!

Z odpowiedzą nie czekałam ani chwili i kiedy żegnaliśmy się dopiero nad ranem, czułam, że to to. To mężczyzna, z którym spędzę resztę życia. Ta jedna jedyna miłość od pierwszego wejrzenia.

Dość szybko umówiliśmy się na pierwsze spotkanie. Oczywiście nie byłam idiotką, i mimo że nie podejrzewałam go o nic złego, zaproponowałam kawiarnię na zwykle bardzo zatłoczonej ulicy. Zgodził się od razu, jeszcze bardziej mnie uspokajając.

Nasza randka przebiła moje wszystkie oczekiwania. Był szarmancki, zabawny, a jego uśmiech rozlał się ciepłem po moim sercu. Jeszcze żaden mężczyzna do tej pory nie pociągał mnie tak bardzo, dlatego wbrew zdrowemu rozsądkowi i wszystkim moim zasadom, zaprosiłam go do siebie.

Nie będę wspominać o szczegółach tej nocy, ale naprawdę wierzę, że nasze ciała zostały dla siebie stworzone. Byliśmy idealni zgrani, każde wgłębienie w moim ciele, odpowiadało wypukłościom jego mięśni. Byłam zakochana. Niezaprzeczalnie, po uszy zakochana.



Nie mogę się oprzeć. Prawie. Gdyby nie moje samozaparcie wbiłbym jej łyżeczkę w te jej pieprzone oczy już w kawiarni. Obiad niebezpiecznie próbował wrócić na światło dzienne, kiedy wlepiała we mnie to obślizgłe spojrzenie. Jakie szczęście, że jestem profesjonalistą i potrafię panować nad sobą. Dlaczego muszę trafiać na tak obrzydliwe ścierwa. Liczą, że wszystko mogą załatwić rozkładając nogi.

Nie jestem ślepy. Zauważyłem, jak jej twarz rozbłysła, gdy wspomniałem o pracy w renomowanym banku. Gdyby miała przynajmniej na tyle godności, żeby za siebie zapłacić. Ale oczywiście kiedy wyciągnąłem portfel, ona nawet nie drgnęła po swój. Od zagryzania zębów do tej pory pozostał mi ból szczęki. A po tej katastrofie w kawiarni było jeszcze gorzej. Ta dziwka bez zastanowienia zaoferowała mi przeniesienie się do niej. Jaka szanująca się kobieta tak robi? Jeśli miałem jeszcze jakieś wątpliwości, to zniknęły w tamtej chwili.

Ona musiała zginąć. Musiała zapłacić za swoją rozpustę, chciwość i pychę.

Zawalczę o sprawiedliwość po raz kolejny.

Przeszukuję kolejną z rzędu szufladę, coraz agresywniej przerzucając zagracające ją śmieci. Wreszcie coś chłodnego owija mi się wokół palców, a ja prawie eksploduję od tego uczucia.

Delikatne wyciągam srebrny łańcuszek i przyglądam się wiszącemu na jego końcu wisiorkowi. Fala podniecenia płynie po moim ciele gorącą, naglą falą, prawie doprowadzając mnie do szczytu. Zdecydowanie zbyt długo na niego nie patrzyłem. Gwałtownie przyciskam naszyjnik do krocza i od razu osiągam spełnienie. Nie ma na świecie niczego, co działa na mnie w tej sposób. Nie ważne z jak seksowną kobietą, z jak przystojnym mężczyzną jestem. Mój penis reaguje tylko na wspomnienie tego pieprzonego naszyjnika. I tak było od kiedy tylko pamiętam.

Musiałem włożyć całą moją siłę woli w to, żeby nie wystrzelić, kiedy moja matka nachylała się nade mną mając go na sobie. Nie wiem już, czy działa tak na mnie przez to, że kojarzy mi się z mamą, czy też jest zupełnie na odwrót.

To ona byłą pierwszą i jedyną kobietą, która potrafiła wzbudzić we mnie ten ogień pożądania. Co tam ogień, to był cały cholerny pożar. Jej jedno sugestywne spojrzenie, a w moim wnętrzu nagle następował wybuch. Uwodziła mnie. Kusiła i doprowadzała na skraj szaleństwa. Widziałem, jak bardzo to lubi. Widziałem w jej oczach, że pragnie mnie tak samo mocno. Do tej pory w moich uszach rozbrzmiewają jej jęki, urywany oddech i sposób, w jaki wypowiadała wtedy moje imię. Na samo wspomnienie mój penis znów jest gotowy.

Nie. Wystarczy. Nie teraz. Muszę przygotować się do specjalnego wieczoru.



Motyle nie opuszczają mnie od momentu, kiedy pierwszy raz jego spojrzenie prześlizgnęło się po moim ciele. Kiedy obudziłam się po naszej upojnej nocy i nie zobaczyłam go w łóżku, moje serce zamarło. Szybko jednak dostrzegłam karteczkę, którą mi zostawił i moje mięśnie na nowo się rozluźniły. Wyszedł do pracy. Wszystko jest dobrze, nie potraktował mnie jako jednorazowego numerka. On też myśli o mnie poważnie.

Tego dnia prawie tańczyłam ubierając się, a droga do pracy nigdy nie minęła mi równie szybko. I wtedy dostałam jego wiadomość. Chciał się spotkać jeszcze tego samego wieczoru!!!To będzie wspaniały dzień



To będzie wspaniały dzień.

Ostrożnie przycinam paznokcie, zakładam rękawiczki i starannie pakuję specjalny podarunek dla mojej wybranki. Z bólem zamykam pudełeczko i odrywam wzrok od jego zawartości. Chciałbym już zawsze na niego patrzeć. Już zawsze mieć go w dłoniach i pieścić nim swoje ciało. Wzdycham i odkładam mój prezent na stół. Wszystko musi być idealne. Perfekcyjne co do najmniejszego szczegółu. Dzwonię do kwiaciarni nieopodal i zamawiam mały bukiet goździków. Tylko goździków, różowych.

Przygotowuję pieczone ziemniaki i delikatną wołową potrawkę, kiedy otrzymuję wiadomość zwrotną.

Krew we mnie wrze na widok jej zawartości.

Nie przyjdzie. TA SZMATA NIE PRZYJDZIE.

Szef kazał jej zostać dłużej. Jasne, bo w to uwierzę.

Jest kłamliwą zdzirą i nie spodziewałem się po niej niczego innego, jednak jak mogła tak podstępnie zepsuć mi szyki.

O nie.

Nie pozwolę na to.

Nie pozwolę.

Jakie to szczęście, że jestem cierpliwy. Jeden dzień opóźnienia tylko zaostrzy mój apetyt. Nie mogę doczekać się uczty.



Zaczęłam od bielizny. Och, co za idiotka. Jak mogłam uwierzyć?

Jak mogłam podejść do tego tak lekkodusznie i dać się popchnąć memu pożądaniu?

Później sukienka. Oczywiście jedna z tych obcisłych, w których schylenie się skutkuje pokazem majtek. Jakże byłam bezmyślna.

Nie mogłam przestać się uśmiechać przez cały dzień. Nie mogłam opanować drżenia dłoni i ciepła w podbrzuszu. Niczym zwierzę kierowałam się tylko instynktem.

Byłam tak szczęśliwa, tak dumna z siebie. Pierwszy raz w życiu nie pozwoliłam kompleksom całkowicie zniszczyć mojej samooceny. Czułam się taka ładna. Czułam się chciana. Czułam się bezpieczna. O, ironio. Gdybym tylko wiedziała w jak ogromnym błędzie tkwiłam. Gdybym mój wzrok mógł przebić się poza otaczającą mnie mgłę zauroczenia.

Niestety nie mógł. Zaślepiona i bezbronna. Sama weszłam do leża węży. I to podskakując z ekscytacji.

Pewnie miałam niesamowicie idiotyczną minę, kiedy nagle z jego twarzy zniknął uśmiech i zastąpił go wyraz szaleństwa. I głodu. Wyglądał jak narkoman, który od dawna nie zdobył działki. I proszę. Oto jestem ja. Najczystsza kokaina. Nie zdążyłam choćby mrugnąć, kiedy się do mnie zbliżył. Błysk ostrza i krew. I nic.


Nie ma na świecie piękniejszego widoku niż wyraz absolutnej pierwotnej paniki, kiedy zaczynają rozumieć sytuację, w której się znalazły. Za każdym razem ten sam. Od mej pierwszej zdobyczy po ostatnią. Zawsze tak samo doskonały i upajający. Och, gdybym mógł widzieć go wiecznie. Przy zasypianiu i budzeniu się, przy każdej czynności. O ile piękniejszy byłby świat. Słodki spokój spływa na mnie razem z jej krwią. To ona jest spokojem. Ona jest mym ciepłem i zaspokojeniem. Moja droga prowadzi między brzegami krwistych rzek. Moje ostrze zatapia się jej ciele tak gładko, jakby właśnie tam należało. Wbite w jej mięśnie, ocierające się o kości.

Dreszcze rozkoszy niemal przeradzają się w drgawki. I wreszcie nadchodzi punkt kulminacyjny. Wyciągam naszyjnik i delikatnie zakładam go jej na szyję. Jestem przekonany, że jeszcze żyje. Widzę, jak unosi się jej klatka piersiowa. Widzę jej zaciśnięte z bólu i przerażenia powieki. Radość przepełnia mnie. Jest przytomna. Żadna kobieta poza moją matką nie dotrwała do tego momentu bez utraty przytomności. Wspomnienia unoszą mnie falą i prowadzą do tamtego wieczoru. Najlepszego wieczoru w moim życiu.


Od rana czułam, że coś jest inaczej. Jego spojrzenia jeszcze nigdy nie przerażały mnie tak bardzo. Wyglądał, jakby ledwo nad sobą panował. Jakby tylko mały włos rozsądku powstrzymywał go od najgorszego. Nie uciekłam, choć może powinnam. Pewnie niczego by to nie zmieniło. Znalazłby mnie wszędzie. Wytropiłby niczym zwierzynę. A ja przecież już tkwiłam w piekle. Nie mogłam uwierzyć, że mogłoby mnie spotkać coś jeszcze gorszego.

Gwałcił mnie mój własny syn. Dziecko, z którym dzieliłam się wszystkim, któremu oddałam cząstkę własnego życia. Które żyło w moim ciele przez dziewięć miesięcy, które karmiłam i o które dbałam. Pierwszy raz zrobił to, kiedy miał 16 lat. Już wtedy był dużo silniejszy ode mnie, więc nie miałam szans uciec. Nie miałam jak się obronić. Nie mogłam też na niego donieść. Jak mogłabym zgłosić go na policję? Wolałam płonąć z upokorzenia, bólu i strachu. Tamtego wieczoru spodziewałam się tego, co nastąpiło. Doskonale wiedziałam, że pęknie.

A jednak jego pierwszy cios i tak złamał mi serce na sposób, w jaki do tej pory nie zostało złamane. Próbowałam się bronić. To był bardziej instynkt, niż nagły dopływ odwagi i rozumu.

Krzyczałam, kiedy mnie uderzył. Krzyczałam, kiedy zaatakował mnie nożem. Krzyczałam, kiedy po raz kolejny mnie gwałcił. A później przestałam krzyczeć.


Ona też krzyczy, kiedy zdzieram jej sukienkę. Jak pięknie krzyczy. Głosem pełnym przerażenia. Nie sądziłem, że kiedyś znajdę tak idealną kopię. Aż żal mi z nią kończyć. Przedstawienie musi mieć jednak finał, inaczej będzie niepełne, niesatysfakcjonujące. Daję się porwać fioletowi ametystu w jej wisiorku. Wciąga mnie i pozwala płynąc przez zakamarki duszy mojej ofiary. Pozwala poznać ją do głębi i zniszczyć wszystko, co w niej zostało. Dopiero wtedy doprowadzam do finiszu.



Idę przez rynek miasta, wystawiając twarz do słońca. Do jeden z pierwszych ciepłych, wiosennych dni, dlatego postanowiłem skorzystać i wybrać się na spacer. Jest przyjemnie. Słyszę ptaki, które uciekają mi spod nóg i lecą dalej, by szukać pożywienia, bezpieczeństwa i partnerów. Widzę ludzi, którzy tak jak ja delektują się piękną pogodą i zakupionym w piekarni na rogu pieczywem.

Drożdżówka, którą wybrałem, jest przepyszna. Idealnie słodka i delikatna. Perfekcyjnie pasuje do tego dnia. Niemal jej nie wypuszczam, kiedy widzę ją.

Jest przepiękna. Z daleka widzę jej czarne włosy, które okalają jej twarz czarną kurtyną. Wszystko mnie w niej przyciąga. Jej figura, szczupła, z proporcjami, których pewnie zazdrości jej niejedna dziewczyna. Sposób, w jaki chodzi. Jakby miała wyruszyć na przygodę, jakby miała rozpłynąć się w gęstej mgle i przemierzać bezkresne równiny. Pragnę iść z nią. Pragnę towarzyszyć jej we wszystkim.

Kiedy podchodzi bliżej uderza mnie błękit jej oczu. Marzę, żeby zatopić się w ich odcieniu. Żeby dać się porwać oceanowi jej spojrzenia. Mija mnie, a ja wyję z rozpaczy, że chwila minęła. Nie. Nie może minąć.

Odwracam się, wyjmuję z portfela banknot, po czym ruszam za nią.

-Przepraszam! Upuściła to pani!

Patrzy na mnie i wiem, że nie mam wyjścia, że nie ma już odwrotu. Założę się, że naszyjnik z ametystem by do niej pasował.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #opowiadania