Istnienie
Matczyna miłość jest niezaprzeczalnie czymś niesamowitym. Tak ogromna chęć ochrony i dania wszystkiego co najlepsze komuś, kogo znamy tylko kilka miesięcy. Kto istnieje od kilku miesięcy. A jednak tak jest i nie potrafimy nad tym zapanować. Jest instynktem silniejszym od czegokolwiek innego. Jak więc musi czuć się matka, która traci swoje dziecko? Traci coś, co kocha tak bardzo, co było jej cząstką. Jej cierpienie jest niewyobrażalne.
A co jeśli to dzieje się jeszcze raz? I znowu, i znowu, i znowu.
Traci każde ze swoich maleństw. Jedne są z nią dłużej, inne odchodzą tak szybko. Nie zmienia się tylko to, że ostatecznie wszystkie znikają. A ona nie może nic z tym zrobić. Choćby ukrywała je najstaranniej jak tylko może, choćby nie wypuszczała ich ze swych objęć nawet na sekundę. Musi patrzeć na ich cierpienie i oddawać je po kolei w sidła zimna i czerni. Tak bardzo nie chce. Tak bardzo nie chce ich tracić, jednak wie, że radość z ich narodzin jest jeszcze większa. Dlatego nieustannie próbuje i wypuszcza na świat nowe stworzenia.
W głębi serca wie, jak niesprawiedliwe jest jej działanie. Wie, że rodząc, skazuje je na śmierć. Pewnego dnia będzie potrafiła się powstrzymać. Zdusi w sobie piękno, które może stworzyć i przełknie ból. Kiedyś.
Jeszcze nie teraz.
Teraz odprowadzi kolejne ze swego potomstwa na spotkanie z odwiecznym wrogiem. Ze śmiercią.
Życie i śmierć znów spotykają się, by dokonać tego, czego oboje nie chcą.
Życie musi znów pożegnać się ze swym dziełem, które przyniosło jej tak wiele radości.
Śmierć musi znów zniszczyć je, zgasić jego piękno i ukryć je w ciemności.
Nienawidzą się.
Życie wciąż jest zmuszone patrzeć, jak mordowane są jego dzieci.
Śmierć musi zabijać tak wspaniałe stworzenia, które kocha nie mniej niż ich matka.
Istnieją we wiecznej niezgodzie. Istnieją we wiecznym rozejmie. Tak musi być. Tak będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro