Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Try To Go Away

¶Eleonora
Następnego dnia gdy się obudziłam, siedziałam pod ścianą, z głową opartą na ramieniu Michaela...
- Dobra... To trzeba się ogarnąć w tych warunkach...

- Wcześniej się nie da wstać? - zapytał zaspany

- Bywa... Znajdzie się tu szczotka do włosów?

- Coś zawsze... To coś na mojej głowie też trzeba ogarniać, więc szczotka jest... - odparł i niewiadomo skąd wyciągnął szczotkę i mi ją podał

- Dzięki...

Kiedy się wmiarę ogarnęłam, uświadomiłam sobie, że od wczorajszego śniadania nic nie jadłam, a mój żołądek właśnie się o to opominał...

- Trzymaj - Michael podał mi kromkę chleba - napewno jesteś głodna...

- I to jak... Nie obrazisz się, jeśli na czas bycia zamkniętą tutaj, zapomnę o królewskich manierach?

- Nie... Spoko...

- To fajnie... - kromka chleba zniknęła w kilka sekund... - A ty nie jesz?

- Mi nic nie będzie... Zdarza mi się przeżyć tydzień na wodzie

- Jak chcesz...

¶Michael
- Michael! - zawołał szeptem John

Podszedłem do krat
- No?

- Masz. Kapitan kazał dać wam tą torbę... - otworzył na chwilę kratę i podał mi torbę - ale zagroził, że jeśli zobaczy was na pokładzie, to cała nasza trójka skończy za burtą

- Dobra... A musi zobaczyć?

- Muszę mu oddać klucz...

- I tak dzięki, Jonh.

Wróciłem do Eleonory z torbą, którą dał mi John...

¶Brian
- Jak to od wczoraj nikt jej nie widział?! - wściekłem się na niewolnicę, która dopiero teraz raczyła mi powiedzieć, o zniknięciu Eleonory... - Wychłostajcie ją! - krzyknąłem do żołnierzy, wskazując niewolnicę

- Brian, spokojnie... - Elizabeth usiłowała mnie uspokoić - Elena się znajdzie... Nie po to uczyliśmy jej samoobrony i sztuki przetrwania...

- Co proszę?! Nasza córka, jedyny następca tronu może już nie żyć, a ty mi tu o samoobronie... Pamiętasz jak było z tymi książętami z Karaibów. Minęło 15 lat i nadal nie ma po nich śladu

- Znajdą się... I oni i Elena... Zobaczysz... Jeszcze będziemy dawać ślub naszej Ellie i jednemu z nich...

- Braci było dwóch. Ja uznaję starszego za następcę karaibskiego tronu, a młodszego za takie trochę koło zapasowe...

- Ja wolę spojrzeć na szczęście naszej Ellie. Ona jest taka, jaki był młodszy... Gdyby jakimś cudem go spotkała...

¶Eleonora
- Nigdy bym nie sądziła, że to powiem, ale... Ja się chyba w tobie zakochałam... - odważyłam się to powiedzieć Michaelowi

- Nie sądziłem, że to powiem do ciebie wprost...też cię kocham, Eleonoro

- Elena, albo Ellie jeśli jesteśmy tak blisko

- Jeśli jesteśmy tak blisko to możesz mi Mike, Michi, albo Mickey

- Dobra, Michi... Coś ci powiem... Jak rodzice mnie przestrzegali przed piratami, gdy byłam młodsza, to mówili o was... Znaczy tą historię z Karaibów mi opowiadali...

- Bo nasza historia to idealny przykład na to, że obcym się nie ufa... My zaufaliśmy Jack'owi, takiemu piratowi. Porwał nas, a potem sprzedał Jimmiemu

- Komu zaufaliście?

- Jack Sparrow, taki Pirat...

- Ja go znam. Tylko, że teraz jest korsarzem i działa na zlecenie mojego ojca...

¶Brian
- Wezwać Jack'a!

Po kilku minutach korszarz stawił się przedemną

- Tak panie?

- Masz namierzyć Jimmiego, aresztować jego i jego załogę i przyprowadzić moją córkę całą i zdrową. Jeśli się poskarży, że chociaż włos jej z głowy wyrwałeś to każę powiesić cię razem z załogą Jimmiego

- Rozkaz

¶Michael
- Ja go znam. Tylko, że teraz jest korsarzem i działa na zlecenie mojego ojca... - kiedy usłyszałem te słowa przeszedł mnie dreszcz...

- Jeśli Jack działa na zlecenie twojego ojca, to napadnie na statek i pojma całą załogę, czyli i mnie. Wtedy nie będziesz miała koła ratunkowego od przymusowego małżeństwa...

- Znam rozkazy mojego ojca. Jack ma robić co mu każę, bo inaczej skończy na stryczku, więc on nic Ci nie zrobi

- Wie, że ja i John jesteśmy piratami. Zabije nas na miejscu

- Michi, nierozpaczaj... On tego nie zrobi.. Zabronię mu

- A jeśli zabije też ciebie? Był piratem. Jest bezwzględny....

Na pokładzie rozległy się krzyki... Napewno był to głosy Elvisa, Davida, Johna, Jimmiego i Freddiego, kilka obcych i... No właśnie. Jack. Przytuliłem do siebie kulącą się że strachu Eleoneorę

- Ellie... Już dobrze... Jestem tu... - szelnąłem... Ktoś zepchnął Johna na podpokład - Jonh? Nic Ci niejest?

- Nie... Jack mnie poznał... Mamy przerąbane... Ty szczególnie...

- Czemu ja?

- Bo tu siedzisz i miziasz się z księżniczką

- John, ona ma swoje imię... To jest Eleonaora

- Super... Średnio mjie to obchodzi... Aaa! - krzyknął. Jack stał za nim... Wbił mu w plecy miecz, tak, że przebił go na wylot... John padł na ziemię...

Zakryłem oczy Ellie, żeby nie musiała na to patrzeć... Spojrzałem na Jack'a
- No? Nie starczyło ci to co zrobiłeś 15 lat temu? Co?! - krzyknąłem do niego

W odpowiedzi wycelował we mnie z pistoletu... Ellie zemdlała, John patrzył tylko przerażonym wzrokiem. Jack przekierował broń na Ellie. Ukryłem ją za sobą

- Głupi, mały książę...- zaśmiał się Jack - To przebije was dwoje na wylot... Na dowód jednym strzałem dobił Johna. Mnie związał, a do nadal nieprzytomnej Ellie zaczął się dobierać... Udało mi się pozbyć knebla

- Zostaw ją! - krzyknąłem na tyle głośno, żeby jego załoga na naszym pokładzie to usłyszała - Zostaw! Rozumiesz?!

- Zamknij się... - podszedł do mnie i zacisnął mojniej liny i knebel - nie przeszkadzaj...

Ellie zaczęła odzyskawać przytomność...

- Jack! - krzyknęła - tknij tylko jedno z naszej trójki, a możesz już czuć linę na szyi. Michael i John uratowali mi życie!

- Oj jak mi przykro... - zakpił i władował w Johna kolejne sześć pocisków... - Młoda, ustalmy tak. Ty dasz się raz wykorzystać, a twojemu pseudo wybawcy nic się nie stanie...

Pokręciłem głową chcą jej powiedzieć "Ellie nie. Nierób tego. Dam się zabić za ciebie, ale nie daj mu się"

- Tylko dla niego - wskazała mnie... Widziałem, jak przecierpiała swoją decyzję, może znaliśmy się jeden dzień, ale mogę powiedzieć, że byłem w stanie czuć jej ból...

- No i o to tyle krzyku? - zapytał dopinając spodnie po wszystkim. Sięgnął po nóż i mnie uwolnił, ale po chwili znów związał, tym razem z Ellie, której kazał się oprzeć o moje plecy...

Chyba zemdlałem lub zasnąłem, bo gdy otworzyłem oczy, byłem przykuty do ściany jednego z więzień pod pałacem...

- Brawo szmato - odezwał się do mnie bosman siedzący w tej samej celi - brawo.

- Za co? - zapytałem

- Twój romansik wyszedł na jaw i teraz nas powieszą, bez pytania, czy przeszlibyśmy na ich stronę...

- Daj mi spokój...

- Mike - usłyszałem za plecami głos Ellie... Siedziałem przy samych drzwiach, a ona stała po ich drugiej stronie...

- Tak, Ellie?

- Ojciec cię nie zabije, a im da wybór. Ubłagałam go... Powiedziałam kim jesteś i co Jack zrobił tobie te 15 lat temu, a mi wczoraj... Jego zabiją zamiast ciebie...

- Jesteś kochana... Dziękuję. Podziękuj też ojcu

Usłyszałem chrząknęcie

- Tylko, że on tu jest... I moja mama też... Mickey, powiedz im, kim jesteś...

- Jestem Michael, mam 25 lat, i 15 lat temu zostałem porwany przez Jack'a. Gdyby nie tamto, to teraz pewnie John siedziałby na tronie Karaibów... Ja i mój brat John, jesteśmy książętami Karaibów...

Usłyszałem dźwięk otwieraniego zamka, a po chwili Ellie była obok... Kiedy strażnik uwolnił moje ręce, objąłem Ellie

- Pytać? - szepnąłem

- Jak ci powiem - odparła... Wprowadzili mnie z celi i zaprowadził do jednej z komnat

Przed kolacją, którą miałem zjeść z nimi, Ellie kazała mi zapytać przy kolacji... Więc...
- Królu, jako książę Karaibów proszę o rękę twojej córki... - powiedziałem

Król i królowa wymienili spojrzenia, poczym król znów spojrzał na mnie i tulącą się do mnie Ellie

- A kochasz ją? - zapytał

- Tak - odparłem bez wahania...

- A co zrobisz, żeby otrzymać jej rękę?

- Wszystko - odparłem pewnie

- Zobaczymy...

Następnego dnia król zabrał mnie na polowanie. Ellie uparła się, żeby jechać z nami...

Król wskazał łanię z młodym
- Widzisz? - zapytał

- Tak

- To zestrzel matkę

- Nie zrobię tego. Jak się poczuje to młode, które przez to straci matkę? Jack zabił moich rodziców gdy miałem 10 lat i nadal miewam koszmary, gdzie widzę ich śmierć. Niepozbawię niewinnego dziecka matki

- Michael proszę - wtrąciła Ellie

- Nie mogę. Wyobraź sobie niewinne słodkie dziecko, któremu nic nie brakuje, I nagle ni z tego, no z owego giną jego rodzice, a ono musi robić coś, co kompletnie mu nie leży. Jak może się czuć takie dziecko?

- Jak przegryw? Czekaj... To była twoja historia, tak?

- No moja - kątem oka dostrzegłem jak król mierzy do łani. Wystrzeliłem w powietrze i spłoszyłem zwierzęta

- Czemu to zrobiłeś?! - wściekł się król - Myślałem, że dam ci szansę, ale mnie zawiodłeś...

- Nie... Tato... Proszę nie... - szepnęła przez łzy Ellie

- A gdybyś tak miał wybór: chłosta, albo zastrzelić tą sarnę w zamian za rękę Elenory?

- Dostanę dzień na zastanowienie się?

- Zgoda...

Wróciliśmy do pałacu. Król nakazał żołnierzom zamknąć mnie w małej komnacie na szycie wierzy...

¶Elizabeth
- Brian, czy ty zawsze musisz taki być? - zapytałam

- Elizabeth, muszę. Chcę tylko sprawdzić czy ten chłopak ma w sobie choć krzytnę królewicza, czy to tylko śliczna bajka

- To nie jest bajka. Jack się przyznał, że ich porwał 15 lat temu... Elena go kocha, więc czemu nie pozwolisz jej na szczęście?

- Żeby się nie okazało, że ma 10 innych na boku, a każdej przysięgał wierność...

- Ty to jesteś pesymista... Jesteś...

- No jaki jestem?! - przycisnął mnie do ściany - jaki?! - zaczynało mi brakować powietrza

¶Eleonora
Usłyszałam krzyk ojca. Wpadłam do ich komnaty...
- Tato! - krzyknęłam widząc jak dusi mamę - Tato, czemu to robisz?!

Na chwilę zostawił mamę i podszedł do mnie. Dał mi w twarz po czym zatrzasnął mi drzwi przed nosem
Zapłakana pobiegłam na szyt wierzy. Złapałam za kraty w okienku
- Michael - szepnęłam przez łzy

- Co się stało Ellie? - zapytał podchodząc do drzwi - Czemu płaczesz?

Odgarnęłam włosy i i pokazałam mu ślad po uderzeniu

- Kto cię uderzył? - zapytał troskliwie

- Ojciec... Właściwie to chyba nie specjalnie, bo akurat był wściekły, a ja się mu sprzeciwiłam

¶Michael
Wysunąłem ręce przez karty i ująłem w dłonie jej twarz, poczym przyciągnąłem do samej kraty i wypiłem się w jej usta

- Nawet te drzwi nas nie rozdzielą... - szepnąłem i pocałowałem ją w zraniony policzek - jakby były całe z kraty, to bym cię przytulił...

- Michi, proszę... Zgódź się i zabij tą sarnę.

- Twój ojciec chce pewnie sprawdzić, czy zostało we mnie coś z księcia

- Aha... A czemu w taki sposób?

- Członek rodziny królewskiej nie zabije łani z młodym. Celując do niej, sprawdził, czy bym mu pozwolił to zrobić

- Zdecydowałeś się?

- Dam się wychłostać

- Ucieknijmy razem

- Wyślą za nami pościg

- Ty, Pirat i karaibski książę nie uciekniesz pościgowi?

- A gdzie chcesz uciec?

- Do ciebie, na Karaiby... Jack ma statek. Jeśli darujemy mu życie, to nam pomoże

- Przypominam, że dzieli nas 5cm żelaztwa...

- Umiesz otworzyć zamek wsuwką?

- Może się udać

- To trzymaj - podała mi wsuwkę.

Chwilę nią pobawiłem i udało mi się otworzyć drzwi...

- Jak uciekniemy z pałacu?

- Chodź ze mną - pociągnęła mnie za rękę. Kilka minut później staliśmy pod celą Jack'a

- Jack, mamy dla ciebie propozycję

- No słucham?

- Darujemy ci życie, ale... - zaczęła Ellie

- ...ale musisz nas odstawić na Karaiby - skończyłem

- I co będę z tego miał?

- Wolność? Życie?

- Wiesz, czasem cię podziwiam. Zabiłem twoich rodziców - zaczął wyliczać - ciebie i Johna porwałem, sprzedałem Jimmiemu, potem zabiłem Johna na twoich oczach...

- Nie kończ, bo się rozmyślę - przerwałem mu

- Jack chodzi tylko o to, żebyś nas odstawił na Karaiby, a potem masz samowolkę - dodała Ellie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro