Try To Go Away
¶Eleonora
Następnego dnia gdy się obudziłam, siedziałam pod ścianą, z głową opartą na ramieniu Michaela...
- Dobra... To trzeba się ogarnąć w tych warunkach...
- Wcześniej się nie da wstać? - zapytał zaspany
- Bywa... Znajdzie się tu szczotka do włosów?
- Coś zawsze... To coś na mojej głowie też trzeba ogarniać, więc szczotka jest... - odparł i niewiadomo skąd wyciągnął szczotkę i mi ją podał
- Dzięki...
Kiedy się wmiarę ogarnęłam, uświadomiłam sobie, że od wczorajszego śniadania nic nie jadłam, a mój żołądek właśnie się o to opominał...
- Trzymaj - Michael podał mi kromkę chleba - napewno jesteś głodna...
- I to jak... Nie obrazisz się, jeśli na czas bycia zamkniętą tutaj, zapomnę o królewskich manierach?
- Nie... Spoko...
- To fajnie... - kromka chleba zniknęła w kilka sekund... - A ty nie jesz?
- Mi nic nie będzie... Zdarza mi się przeżyć tydzień na wodzie
- Jak chcesz...
¶Michael
- Michael! - zawołał szeptem John
Podszedłem do krat
- No?
- Masz. Kapitan kazał dać wam tą torbę... - otworzył na chwilę kratę i podał mi torbę - ale zagroził, że jeśli zobaczy was na pokładzie, to cała nasza trójka skończy za burtą
- Dobra... A musi zobaczyć?
- Muszę mu oddać klucz...
- I tak dzięki, Jonh.
Wróciłem do Eleonory z torbą, którą dał mi John...
¶Brian
- Jak to od wczoraj nikt jej nie widział?! - wściekłem się na niewolnicę, która dopiero teraz raczyła mi powiedzieć, o zniknięciu Eleonory... - Wychłostajcie ją! - krzyknąłem do żołnierzy, wskazując niewolnicę
- Brian, spokojnie... - Elizabeth usiłowała mnie uspokoić - Elena się znajdzie... Nie po to uczyliśmy jej samoobrony i sztuki przetrwania...
- Co proszę?! Nasza córka, jedyny następca tronu może już nie żyć, a ty mi tu o samoobronie... Pamiętasz jak było z tymi książętami z Karaibów. Minęło 15 lat i nadal nie ma po nich śladu
- Znajdą się... I oni i Elena... Zobaczysz... Jeszcze będziemy dawać ślub naszej Ellie i jednemu z nich...
- Braci było dwóch. Ja uznaję starszego za następcę karaibskiego tronu, a młodszego za takie trochę koło zapasowe...
- Ja wolę spojrzeć na szczęście naszej Ellie. Ona jest taka, jaki był młodszy... Gdyby jakimś cudem go spotkała...
¶Eleonora
- Nigdy bym nie sądziła, że to powiem, ale... Ja się chyba w tobie zakochałam... - odważyłam się to powiedzieć Michaelowi
- Nie sądziłem, że to powiem do ciebie wprost...też cię kocham, Eleonoro
- Elena, albo Ellie jeśli jesteśmy tak blisko
- Jeśli jesteśmy tak blisko to możesz mi Mike, Michi, albo Mickey
- Dobra, Michi... Coś ci powiem... Jak rodzice mnie przestrzegali przed piratami, gdy byłam młodsza, to mówili o was... Znaczy tą historię z Karaibów mi opowiadali...
- Bo nasza historia to idealny przykład na to, że obcym się nie ufa... My zaufaliśmy Jack'owi, takiemu piratowi. Porwał nas, a potem sprzedał Jimmiemu
- Komu zaufaliście?
- Jack Sparrow, taki Pirat...
- Ja go znam. Tylko, że teraz jest korsarzem i działa na zlecenie mojego ojca...
¶Brian
- Wezwać Jack'a!
Po kilku minutach korszarz stawił się przedemną
- Tak panie?
- Masz namierzyć Jimmiego, aresztować jego i jego załogę i przyprowadzić moją córkę całą i zdrową. Jeśli się poskarży, że chociaż włos jej z głowy wyrwałeś to każę powiesić cię razem z załogą Jimmiego
- Rozkaz
¶Michael
- Ja go znam. Tylko, że teraz jest korsarzem i działa na zlecenie mojego ojca... - kiedy usłyszałem te słowa przeszedł mnie dreszcz...
- Jeśli Jack działa na zlecenie twojego ojca, to napadnie na statek i pojma całą załogę, czyli i mnie. Wtedy nie będziesz miała koła ratunkowego od przymusowego małżeństwa...
- Znam rozkazy mojego ojca. Jack ma robić co mu każę, bo inaczej skończy na stryczku, więc on nic Ci nie zrobi
- Wie, że ja i John jesteśmy piratami. Zabije nas na miejscu
- Michi, nierozpaczaj... On tego nie zrobi.. Zabronię mu
- A jeśli zabije też ciebie? Był piratem. Jest bezwzględny....
Na pokładzie rozległy się krzyki... Napewno był to głosy Elvisa, Davida, Johna, Jimmiego i Freddiego, kilka obcych i... No właśnie. Jack. Przytuliłem do siebie kulącą się że strachu Eleoneorę
- Ellie... Już dobrze... Jestem tu... - szelnąłem... Ktoś zepchnął Johna na podpokład - Jonh? Nic Ci niejest?
- Nie... Jack mnie poznał... Mamy przerąbane... Ty szczególnie...
- Czemu ja?
- Bo tu siedzisz i miziasz się z księżniczką
- John, ona ma swoje imię... To jest Eleonaora
- Super... Średnio mjie to obchodzi... Aaa! - krzyknął. Jack stał za nim... Wbił mu w plecy miecz, tak, że przebił go na wylot... John padł na ziemię...
Zakryłem oczy Ellie, żeby nie musiała na to patrzeć... Spojrzałem na Jack'a
- No? Nie starczyło ci to co zrobiłeś 15 lat temu? Co?! - krzyknąłem do niego
W odpowiedzi wycelował we mnie z pistoletu... Ellie zemdlała, John patrzył tylko przerażonym wzrokiem. Jack przekierował broń na Ellie. Ukryłem ją za sobą
- Głupi, mały książę...- zaśmiał się Jack - To przebije was dwoje na wylot... Na dowód jednym strzałem dobił Johna. Mnie związał, a do nadal nieprzytomnej Ellie zaczął się dobierać... Udało mi się pozbyć knebla
- Zostaw ją! - krzyknąłem na tyle głośno, żeby jego załoga na naszym pokładzie to usłyszała - Zostaw! Rozumiesz?!
- Zamknij się... - podszedł do mnie i zacisnął mojniej liny i knebel - nie przeszkadzaj...
Ellie zaczęła odzyskawać przytomność...
- Jack! - krzyknęła - tknij tylko jedno z naszej trójki, a możesz już czuć linę na szyi. Michael i John uratowali mi życie!
- Oj jak mi przykro... - zakpił i władował w Johna kolejne sześć pocisków... - Młoda, ustalmy tak. Ty dasz się raz wykorzystać, a twojemu pseudo wybawcy nic się nie stanie...
Pokręciłem głową chcą jej powiedzieć "Ellie nie. Nierób tego. Dam się zabić za ciebie, ale nie daj mu się"
- Tylko dla niego - wskazała mnie... Widziałem, jak przecierpiała swoją decyzję, może znaliśmy się jeden dzień, ale mogę powiedzieć, że byłem w stanie czuć jej ból...
- No i o to tyle krzyku? - zapytał dopinając spodnie po wszystkim. Sięgnął po nóż i mnie uwolnił, ale po chwili znów związał, tym razem z Ellie, której kazał się oprzeć o moje plecy...
Chyba zemdlałem lub zasnąłem, bo gdy otworzyłem oczy, byłem przykuty do ściany jednego z więzień pod pałacem...
- Brawo szmato - odezwał się do mnie bosman siedzący w tej samej celi - brawo.
- Za co? - zapytałem
- Twój romansik wyszedł na jaw i teraz nas powieszą, bez pytania, czy przeszlibyśmy na ich stronę...
- Daj mi spokój...
- Mike - usłyszałem za plecami głos Ellie... Siedziałem przy samych drzwiach, a ona stała po ich drugiej stronie...
- Tak, Ellie?
- Ojciec cię nie zabije, a im da wybór. Ubłagałam go... Powiedziałam kim jesteś i co Jack zrobił tobie te 15 lat temu, a mi wczoraj... Jego zabiją zamiast ciebie...
- Jesteś kochana... Dziękuję. Podziękuj też ojcu
Usłyszałem chrząknęcie
- Tylko, że on tu jest... I moja mama też... Mickey, powiedz im, kim jesteś...
- Jestem Michael, mam 25 lat, i 15 lat temu zostałem porwany przez Jack'a. Gdyby nie tamto, to teraz pewnie John siedziałby na tronie Karaibów... Ja i mój brat John, jesteśmy książętami Karaibów...
Usłyszałem dźwięk otwieraniego zamka, a po chwili Ellie była obok... Kiedy strażnik uwolnił moje ręce, objąłem Ellie
- Pytać? - szepnąłem
- Jak ci powiem - odparła... Wprowadzili mnie z celi i zaprowadził do jednej z komnat
Przed kolacją, którą miałem zjeść z nimi, Ellie kazała mi zapytać przy kolacji... Więc...
- Królu, jako książę Karaibów proszę o rękę twojej córki... - powiedziałem
Król i królowa wymienili spojrzenia, poczym król znów spojrzał na mnie i tulącą się do mnie Ellie
- A kochasz ją? - zapytał
- Tak - odparłem bez wahania...
- A co zrobisz, żeby otrzymać jej rękę?
- Wszystko - odparłem pewnie
- Zobaczymy...
Następnego dnia król zabrał mnie na polowanie. Ellie uparła się, żeby jechać z nami...
Król wskazał łanię z młodym
- Widzisz? - zapytał
- Tak
- To zestrzel matkę
- Nie zrobię tego. Jak się poczuje to młode, które przez to straci matkę? Jack zabił moich rodziców gdy miałem 10 lat i nadal miewam koszmary, gdzie widzę ich śmierć. Niepozbawię niewinnego dziecka matki
- Michael proszę - wtrąciła Ellie
- Nie mogę. Wyobraź sobie niewinne słodkie dziecko, któremu nic nie brakuje, I nagle ni z tego, no z owego giną jego rodzice, a ono musi robić coś, co kompletnie mu nie leży. Jak może się czuć takie dziecko?
- Jak przegryw? Czekaj... To była twoja historia, tak?
- No moja - kątem oka dostrzegłem jak król mierzy do łani. Wystrzeliłem w powietrze i spłoszyłem zwierzęta
- Czemu to zrobiłeś?! - wściekł się król - Myślałem, że dam ci szansę, ale mnie zawiodłeś...
- Nie... Tato... Proszę nie... - szepnęła przez łzy Ellie
- A gdybyś tak miał wybór: chłosta, albo zastrzelić tą sarnę w zamian za rękę Elenory?
- Dostanę dzień na zastanowienie się?
- Zgoda...
Wróciliśmy do pałacu. Król nakazał żołnierzom zamknąć mnie w małej komnacie na szycie wierzy...
¶Elizabeth
- Brian, czy ty zawsze musisz taki być? - zapytałam
- Elizabeth, muszę. Chcę tylko sprawdzić czy ten chłopak ma w sobie choć krzytnę królewicza, czy to tylko śliczna bajka
- To nie jest bajka. Jack się przyznał, że ich porwał 15 lat temu... Elena go kocha, więc czemu nie pozwolisz jej na szczęście?
- Żeby się nie okazało, że ma 10 innych na boku, a każdej przysięgał wierność...
- Ty to jesteś pesymista... Jesteś...
- No jaki jestem?! - przycisnął mnie do ściany - jaki?! - zaczynało mi brakować powietrza
¶Eleonora
Usłyszałam krzyk ojca. Wpadłam do ich komnaty...
- Tato! - krzyknęłam widząc jak dusi mamę - Tato, czemu to robisz?!
Na chwilę zostawił mamę i podszedł do mnie. Dał mi w twarz po czym zatrzasnął mi drzwi przed nosem
Zapłakana pobiegłam na szyt wierzy. Złapałam za kraty w okienku
- Michael - szepnęłam przez łzy
- Co się stało Ellie? - zapytał podchodząc do drzwi - Czemu płaczesz?
Odgarnęłam włosy i i pokazałam mu ślad po uderzeniu
- Kto cię uderzył? - zapytał troskliwie
- Ojciec... Właściwie to chyba nie specjalnie, bo akurat był wściekły, a ja się mu sprzeciwiłam
¶Michael
Wysunąłem ręce przez karty i ująłem w dłonie jej twarz, poczym przyciągnąłem do samej kraty i wypiłem się w jej usta
- Nawet te drzwi nas nie rozdzielą... - szepnąłem i pocałowałem ją w zraniony policzek - jakby były całe z kraty, to bym cię przytulił...
- Michi, proszę... Zgódź się i zabij tą sarnę.
- Twój ojciec chce pewnie sprawdzić, czy zostało we mnie coś z księcia
- Aha... A czemu w taki sposób?
- Członek rodziny królewskiej nie zabije łani z młodym. Celując do niej, sprawdził, czy bym mu pozwolił to zrobić
- Zdecydowałeś się?
- Dam się wychłostać
- Ucieknijmy razem
- Wyślą za nami pościg
- Ty, Pirat i karaibski książę nie uciekniesz pościgowi?
- A gdzie chcesz uciec?
- Do ciebie, na Karaiby... Jack ma statek. Jeśli darujemy mu życie, to nam pomoże
- Przypominam, że dzieli nas 5cm żelaztwa...
- Umiesz otworzyć zamek wsuwką?
- Może się udać
- To trzymaj - podała mi wsuwkę.
Chwilę nią pobawiłem i udało mi się otworzyć drzwi...
- Jak uciekniemy z pałacu?
- Chodź ze mną - pociągnęła mnie za rękę. Kilka minut później staliśmy pod celą Jack'a
- Jack, mamy dla ciebie propozycję
- No słucham?
- Darujemy ci życie, ale... - zaczęła Ellie
- ...ale musisz nas odstawić na Karaiby - skończyłem
- I co będę z tego miał?
- Wolność? Życie?
- Wiesz, czasem cię podziwiam. Zabiłem twoich rodziców - zaczął wyliczać - ciebie i Johna porwałem, sprzedałem Jimmiemu, potem zabiłem Johna na twoich oczach...
- Nie kończ, bo się rozmyślę - przerwałem mu
- Jack chodzi tylko o to, żebyś nas odstawił na Karaiby, a potem masz samowolkę - dodała Ellie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro