przykro mi panie Black.
-Rox! Dziewczyno! Gdzie ty się nauczyłaś tak pojedynkować?!- zapytał zdziwiony James, gdy po raz nie wiem który pokonałam go.
-No ma się ten talent, co nie?- zapytałam jak zwykle skromna.
-A może panna Sparrow zechciała by zmierzyć się z mistrzem Port-Royal?- zapytał Syriusz stając na przeciw mnie.
-Z wielką chęcią.
-Black, nie wiesz w co się pakujesz!- ostrzegł go James.
-Racja! Ta dziewczyna posługuje się szablą lepiej niż rękoma!- poparł przyjaciela Remus.
-Zobaczmy więc na co stać NIESAMOWITĄ Roxane Sparrow.- odpowiedział czarno-włosy wyciągając szpadę.
Uśmiechnęłam się chytrze.... Zobaczymy panie Black.... Zobaczymy....
Walczyliśmy już dłuższy czas. Co chwila było słychać uderzenie stali o stal.
-Dobra Syr... Kończmy to.- powiedziałam lekko dysząc. Co jak co, ale trzeba mu przyznać, że był dobry.
-Zgadzam się panno Sparrow...
I wtedy zrobiłam ruch, którego nie przewidział. Gdy skrzyżowaliśmy (nwm jak to się pisze) miecze obruciłam się na pięcie i podcięłam mu stopy.
-Przykro mi panie Black. Przegrał pan.- zaśmiałam się i odeszłam kulejąc na prawe kolano. Usłyszałam jeszcze cichy szept Syriusza:
"Ona jest cudowna!"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro