no nie wierzę...
Po tym co powiedział mi Syriusz dostałam lekkiego laga mózgu. Po chwili jednak otrząsnęłam się i powiedziałam ze znanym sarkazmem:
-Wiem czego ci trzeba...
-Ciebie Roxane... Ciebie w Port-Royal... Ciebie przy mnie...
-Eee... Miałam na myśli busolę której jak słyszałam szuka Beket... Ale potrzebujesz do tego mnie... A ja żeby dać ci to co nie należy do mnie potrzebuję Jacka... Więc oboje mamy problem, bo jak zapewne dostrzegłeś... Lub nie... Jacka tu nie ma.
-A to nie przypadkiem ta busola którą dałem ci rok temu?- zapytał Syriusz wskazując na kompas powieszony u mojego boku.
A mnie nagle olśniło... Takie proste... Czemu magiczna busola pokazująca to czego się pragnie nie działa...
-Jack Sparrow!! Ty... Ty... Ty podstępna żmijo!!! Zabrał ją!! Zabrał moją magiczną busolę!!- złapałam Michaela za ramiona i wyszeptałam wściekła- przecierz on może być wszędzie!!
Syriusz parsknął śmiechem i zwrócił się do mnie:
-A co zrobisz gdy powiem ci, że wiem gdzie jest?
Cholera... Miał mnie.
-A czego oczekujesz w zamian za tę informację?- zapytałam patrząc na niego spode łba. Wbrew pozorom był cholernie sprytny... I jeszcze nie raz miałam się o tym przekonać...
-Pozwolisz mi z wami podróżować. I oddasz busolę Jacka... W zamian mam dla was listy kaperskie... Wolność w służbie jej Królewskiej Mości.
-Syriusz, Syriusz, Syriusz... Przecierz mnie znasz... Ani Jack ani ja nie utożsamiamy "służby" z "wolnością".
-A co ja będę z tego wszystkiego miał?- zapytał Michael przypatrując się nam z boku.
-Prawdopodobnie nic... Ale to się jeszcze może zmienić.- odpowiedzieliśmy razem.
-Więc... Czy dobiliśmy targu, panie Black?
-Naturalnie panno Sparrow.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro