Rozdział 7. Jace w dom, Anioł w dom
— Zastałem Clary? — zapytał uprzejmie, a Melissa pokręciła głową w odpowiedzi.
— Rano gdzieś wyszła, ale z tego, co napisała, powinna wrócić jeszcze dzisiaj — odpowiedziała, na co Jace zmarszczył brwi.
— Dokąd? I z kim? — dopytywał, ale Melissa ani myślała go o tym poinformować.
— Dałbyś trochę swobody siostrze — odrzekła łagodnie.
— Nie powinna chodzić nigdzie sama. To niebezpieczne.
— Och, mogę cię zapewnić, że Clary nie poszła sama — zapewniła go Nocna Łowczyni, po czym gestem wskazała mu wejście do kuchni.
Zauważyła, że Amatis wygląda na zmęczoną. Melissa podejrzewała, że musiało ją męczyć zamartwianie się o Clary oraz to, co powiedziała wczoraj - zwłaszcza ta część o utracie zaufania Luke'a do niej. Szatynka objęła matkę ramieniem.
— Może się zdrzemniesz, mamo? — zaproponowała cicho i z troską. — Poczekam na Clary z jej bratem...
Kobieta westchnęła ciężko.
— Może rzeczywiście powinnam się przespać... Będziesz miała tu oko na wszystko?
Melissa kiwnęła głową, a Amatis uśmiechnęła się słabo i pocałowała córkę w policzek. Zaraz potem poleciła jej i Jace'owi zjedzenie czegoś i nieco chwiejnym krokiem opuściła kuchnię.
Nocna Łowczyni usiadła po drugiej stronie stołu od Jace'a i sięgnęła po jabłko.
— Ty i twoja matka jesteście do siebie bardzo podobne — zagaił rozmowę Jace, na co Melissa wywróciła oczami.
— Coś ty, nikt przed tobą mi o tym nie mówił — odpowiedziała sarkastycznie, nie wiedząc, że sarkazm to wręcz dobry przyjaciel Jace'a.
— Spostrzegawczość to jedna z wielu moich zalet.
— Skromność z pewnością do nich nie należy — parsknęła dziewczyna.
— Skromność jest nudna — stwierdził blondyn, kładąc na stole obandażowaną dłoń. Melissa zmarszczyła brwi.
— Skaleczyłeś się?
— Nie, zaatakowała mnie spadająca szyba — odparł z sarkazmem.
Szatynka wzruszyła ramionami.
— Najwyraźniej uznała, że zasłużyłeś.
Nie spodziewała się tego, co usłyszała w odpowiedzi od swojego rozmówcy.
— A żebyś wiedziała, że zasłużyłem.
Melissa spojrzała ze zdumieniem na blondyna, przerywając przeżuwanie jabłka. Tych słów nie spodziewała się z ust Jace'a.
— Zasłużyłeś? — zdziwiła się. — Nie spodziewałam się, że to usłyszę, ale masz rację, zasłużyłeś.
Jace podniósł na nią wzrok, po czym znowu skierował go na okno.
— Naprawdę uważam, że Clary nie powinna była przychodzić do Alicante — powiedział. — Nie jest tu bezpiecznie.
— Teraz przynajmniej będziesz wiedział, czy wszystko u niej w porządku — stwierdziła Melissa. — A zresztą nie spodziewałam się, że po tym, co jej powiedziałeś, jeszcze tu przyszedłeś.
— Mnie dziwi fakt, że jeszcze mnie stąd nie wyrzuciłaś.
Szatynka spojrzała na niego z politowaniem.
— Proszę cię, gdyby nie to, że jesteś jej bratem, to w życiu bym cię tu nie wpuściła.
Jace prychnął.
— Cenię sobie twoją gościnność.
Melissa wzruszyła ramionami.
— Nie moja wina, że nie zrobiłeś na mnie dobrego pierwszego wrażenia — to mówiąc, wycelowała ogryzkiem jabłka do kosza stojącego w rogu kuchni. Rzucony ogryzek odbił się od kosza i upadł na ziemię, co zirytowało szatynkę. Przewróciła oczami i wstała, by prawidłowo umieścić odpadek w koszu.
Jakimś sposobem okazało się, że Jace wcale nie jest takim złym rozmówcą, za jakiego go brała po pierwszym spotkaniu u Pehallowów, kiedy to sprawił dla niej wyjątkowo złe pierwsze wrażenie. Dotrzymała mu towarzystwa w oczekiwaniu na Clary aż do wieczora, kiedy jego siostra wreszcie wróciła do domu Amatis i Melissy. Słysząc jej kroki, Melissa wstała z krzesła i wzięła swój kamień runiczny, nakazując Jace'owi pozostanie. Nocny Łowca spełnił jej prośbę.
Na korytarzu szatynka spotkała, tak jak się spodziewała, Clary, która akurat ryglowała drzwi.
— Clary — powiedziała, a zaskoczona dziewczyna aż podskoczyła. Melissa pokręciła głową z rozbawieniem. — Spokojnie, to tylko ja. Masz gościa.
— Gościa? — zdziwiła się Clary. W jej głowie nagle pojawiła się pełna nadziei myśl, że mógł być to Jace, ale zaraz potem odrzuciła ją od siebie, przypomniawszy sobie, co usłyszała od brata poprzedniego dnia.
Melissa uśmiechnęła się do koleżanki.
— Tak, słońce, masz gościa — powtórzyła bez jakiejkolwiek nutki irytacji. Wyglądało na to, że zlość z wczoraj już nieco utraciła na sile. To było typowe dla Melissy - nie potrafiła się długo gniewać. — Zapewniam cię, że ten gość cię nie zagryzie. Choćby spróbował, to już nigdy nie uniósłby serafickiego miecza. Słyszał gość? — to pytanie skierowała do siedzącego w kuchni Jace'a.
— Spokojnie, wszystko słyszę — odpowiedział Jace. Nie musiał mówić głośno, bo Melissa i Clary dobrze go słyszały.
Nocna Łowczyni roześmiała się, po czym skierowała się na górę.
— Gdybyś czegoś potrzebowała, to będę u siebie.
Clary przytaknęła i ruszyła do kuchni, chcąc porozmawiać z Jacem. Melissa nie słyszała, o czym rozmawiają. To nie była już jej sprawa, dlatego udała się do swojego pokoju, gdzie kontynuowała przerwane wcześniej przez Jace'a haftowanie na chusteczce. Piękny bukiet maków jawił się na materiale, ciesząc oko dumnej ze swego dzieła Melissy.
Nocna Łowczyni akurat wybierała się na spotkanie z Neilem, kiedy Clary przybyła do jej pokoju.
— Hej, Melissa — powiedziała cicho, a szatynka od razu skierowała na nią spojrzenie swoich ciemnoniebieskich oczu.
— Co się stało? Jace już poszedł?
Clary potrząsnęła głową.
— Nie. Chce pomóc mi szukać Białej Księgi...
— Widzę, że jesteś dzisiaj rozchwytywana przez chłopców — zaśmiała się Melissa. — Oczywiście, pomijając fakt, że Jace to twój brat...
— Miałabyś coś przeciwko, jeśli otworzylibyśmy Portal w waszej kuchni?
Melissę myślała, że po tym, jak Clary wypiła ponad połowę Jeziora Lyn oraz jak ona sama bez problemu rozmawiała z bratem rudowłosej, nic już jej nie zdziwi. Jak widać, myliła się.
— Co proszę?
— No, chciałam otworzyć Portal — tłumaczyła rudowłosa. — To sprawa życia i śmierci, tylko zaklęcie z tej księgi może obudzić moją mamę...
— Clary, ja wszystko rozumiem, ale może pozwolisz, żebym była przy otwieraniu tego Portalu? Nigdy nie wiadomo, czy nie przyda wam się jakaś pomoc... Zresztą... Na Anioła, niech będzie, ale bierzesz na siebie całą odpowiedzialność.
— No pewnie, że tak — przytaknęła Clary. — Wyjaśnię wszystko Amatis...
Widząc, jak Melissa wchodzi do kuchni razem z Clary, Jace uniósł brwi.
— Zamierzasz nas nadzorować?
— Tak, zostałam inspektorem — Melissa wywróciła oczami. — Wolę was przypilnować, niż potem tłumaczyć mamie, dlaczego nasza kuchnia poszła z dymem. — Po tych słowach rozejrzała się po kuchni. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie kilka potłuczonych talerzy. Ponownie spojrzała na nich. — Rany, ja rozumiem, że między rodzeństwem różnie bywa, ale żeby aż tak?
— Clary miała taki impuls — wyjaśnił Jace, na co Clary zgromiła go wzrokiem.
— Wybacz, Melissa. Może da się gdzieś kupić takie same...
Szatynka machnęła ręką lekceważąco, przerywając koleżance wypowiedź.
— Och, przestań. Mamy ich dosyć sporo. — Nie protestowała, kiedy Clary zabrała się za zbieranie skorup talerzy. Wydawało się, jakby Clary żyła w strachu przed tym, że Melissa może ponownie zafundować jej ochrzan stulecia. Szatynka pomyślała, że może to w jakiś sposób ukróci temperament Clary. Mimo to postanowiła potem z nią porozmawiać. — No dobra, w jaki sposób chcecie utworzyć Portal?
Clary pokrótce wyjaśniła Melissie, że Portal powinien normalnie sam się zamknąć, ale gdyby tak się nie stało, to Melissa może wezwać czarownika, by pomógł jej z zamknięciem. Szatynka powoli kiwała głową.
— Jace — powiedziała łagodnie Melissa, zanim on i Clary weszli do Portalu. Obydwoje odwrócili się do niej z pytającymi wyrazami twarzy. — Pilnuj tam swoją siostrzyczkę, dobrze?
Kącik ust Jace'a uniósł się w krzywym uśmiechu.
— Jasne, będę ją pilnował — zapewnił ją. — Odstawię ją z powrotem całą i zdrową.
— Ja myślę, bo nie chcę mieć nikogo na sumieniu, Morgenstern.
Blondyn skrzywił się, słysząc nazwisko swojego ojca, po czym razem z Clary zniknął w Portalu, który bez problemu zamknął się sam.
Teraz Melissę otaczała samotność i tykanie zegara wiszącego na ścianie. Westchnęła. Zaraz miał przybyć Neil, z którym miała udać się na wycieczkę do Gardu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro