Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Rodzinne sprzeczki

Clary westchnęła z irytacją.

— Zgoda, wygraliście. Nie powinnam była otwierać portalu...

— Czego? — zapytały jednocześnie Isabelle i Melissa. Ta ostatnia pokręciła głową, nie dowierzając.

— Clary, ale w jaki sposób? Portale to specjalność czarowników, a jedyny portal do Idrisu znajduje się w Gardzie...

— Właśnie, Gard — zirytowany i zniecierpliwiony Alec zwrócił się do Jace'a: — Chciałem z tobą porozmawiać przesyłce, którą miałem dostarczyć do Gardu.

— Stop, Alec. STOP — zaprotestował Jace, a desperacja w jego głosie sprawiła, że zamilkł. Blondyn spojrzał na Clary. — Masz rację, Clary, nie powinnaś była tu przychodzić. Powiedziałem ci, że chciałem, abyś była bezpieczna, ale to nieprawda. Nie chciałem, byś tu przychodziła, bo jesteś bezmyślna, narwana i wszystko psujesz. W dodatku narażasz wszystkich na ryzyko. Najwyraźniej ostrożność nie jest twoją największą zaletą.

Zapadła głucha cisza. Tak głucha, że gdyby obok Melissy przeleciała mucha, dziewczyna usłyszałaby ją bez problemu. Melissa była w tym momencie zdenerwowana występkiem Clary, ale to, jak ostro Jace potraktował swoją siostrę było dla niej nie do pomyślenia.

— Wszystko psuję? — zapytała Clary cicho, a szatynce zrobiło się jej nieco szkoda. Nie odezwała się jednak ani słowem, nie wykonała żadnego ruchu, który miał ją pocieszyć.

— Gdyby nie ty, nie wylądowalibyśmy w Dumort — zauważył Jace, patrząc prosto w oczy Clary.

— I Simon by nie żył! — zawołała rudowłosa. — Może działam w pośpiechu, ale nie wszystko robię źle! Sam mi powiedziałeś na łodzi, że uratowałam wszystkim życie...

— Po prostu się zamknij, Clary! — uciszył ją Jace. Melissa wytrzeszczyła oczy, nie dowierzając, że takie słowa padają z ust brata i kierowane są do siostry. Alec usiłował dowiedzieć się, o co chodziło Clary z łodzią, to blondyn skupił się na niej. — Stanowisz dla nas zagrożenie, Clary! Nigdy nie zostaniesz Nocnym Łowcą. Potrafisz myśleć tylko o sobie, a nie tak postępują Nocni Łowcy. Myślisz, że kiedy nastanie wojna, to będę za tobą krążył, aby mieć pewność, że przypadkiem nie zabijesz kogoś z nas?

Słuchając tego, Melissa czuła, jak świeżbi ją ręka. Nie wiedziała już tylko, kogo lepiej uderzyć i przywrócić do porządku - Clary, Jace'a czy samą siebie.

Wywnioskowała z tego jedno - żadne z rodzeństwa nie było w tym momencie święte. Clary chciała zostać Nocną Łowczynią, ale nie zawsze wychodziło jej to tak, jak by sobie tego życzyła, ponadto zbyt myślała o dobrze własnych interesów, a nie o drużynie, jak powinien robić Nocny Łowca. Jace zaś zbyt ostro traktował siostrę zamiast cierpliwie wprowadzić ją w świat Nocnych Łowców, który dotychczas był dla niej obcy.

— Wracaj do domu, Clary — dokończył Jace zmęczonym tonem. — Proszę.

Clary przez chwilę nie ruszała się z miejsca, jakby przyswajała to, co właśnie się stało, a wszystkie jej plany pękły jak bańka mydlana. Po chwili odwróciła się i odeszła do drzwi, a nikt nie odważył się na nią spojrzeć - byli zbyt zszokowani i zawstydzeni, by zwrócić na nią swój wzrok. Jedynie Melissa wreszcie na nią spojrzała, kiwając głową na znak, że aprobuje jej decyzję o powrocie do domu Herondale'ów.

Zanim rudowłosa przekroczyła próg, ostatni raz spojrzała na Jace'a, który wciąż na nią patrzył.

— Nie chciałam wierzyć, kiedy mówiłeś, że jesteś synem Valentine'a. Wtedy nie zachowywałeś się jak on. Nawet przez chwilę nie byłeś do njego podobny. Ale teraz wiem, że jesteś. I to bardzo.

Zaraz potem opuściła pokój. Pomiędzy pozostałymi w pokoju Łowcami panowała cisza, którą przerwał Jace.

— Możesz mieć na nią oko? — zwrócił się do Melissy.

Szatynka zmrużyła oczy, marszcząc brwi. Potraktował ją jak śmiecia, a jednak ciągle zależało mu na Clary. Nie do końca rozumiała, co dzieje się w głowie Jace'a Morgensterna i jakoś nie miała ochoty się dowiadywać. Zrobiła kilka kroków w jego kierunku i spojrzała mu prosto w oczy. Była równego wzrostu z nim, widziała złoto w jego oczach. Powstrzymała się od powiedzenia mu, jak bardzo beznadziejny z niego brat - sprawił mało korzystne dla siebie pierwsze wrażenie, ale kim była, aby go oceniać? I to po pierwszym spotkaniu twarzą w twarz.

— Mogę — odparła chłodno. — Nie mnie oceniać to, jaki z ciebie beznadziejny brat, zwłaszcza po jednym spotkaniu, ale gdybyś kiedykolwiek narobił takiej maniany w moim domu, to wiedz, że natychmiast albo jeszcze szybciej wylądowałbyś za drzwiami. To w najlepszym wypadku, bo w najgorszym może byś się jeszcze doczołgał do Basilias.

Po tych słowach cofnęła się nieco do tyłu, by popatrzeć na resztę.

— No dobra, na mnie już czas. Dzięki, że przytrzymaliście tu Clary. Miałabym problem, gdyby poszła gdzieś dalej...

— Żaden problem, Lissa. — Aline machnęła ręką. — Odprowadzić cię?

— Nie trzeba, trafię. — Melissa uśmiechnęła się do niej. — Na razie.

Melissa opuściła pomieszczenie znacznie ciszej niż przed chwilą zrobiła to Clary. Minęła krótka chwila, kiedy Alec zapytał Aline:

— Aline, a kto to był?

— Pozwól, że ci przedstawię Melissę Herondale — odparła Aline, uśmiechając się głupkowato. — Na co dzień bardzo sympatyczna osoba, bardzo troszczy się o ludzi, ale nie chcę być w twojej skórze, jeśli ją zdenerwujesz. Wtedy to i Anioł Razjel ci nie pomoże.

— Zdążyłem zauważyć — odpowiedział Alec i wzruszył ramionami. — Jak ochrzaniała Clary, to myślałem, że zaraz ją udusi.

— A, to jeszcze nic. — Aline machnęła ręką lekceważąco. — Ty nie widziałeś Melissy w Akademii. Cholernie pomagała słabszym uczniom, gnębionym przez tych, którzy radzili sobie lepiej.

Aline nie dodała, że ona sama była niegdyś gnębioną uczennicą, którą Melissa wzięła pod swoje skrzydła i nie pozwoliła, aby ktoś ją gnębił. To pozostało ukryte głęboko w sercu wdzięcznej Melissie Aline.

• • •

Melissa myślała, że kiedy wyjdzie z domu Penhallowów, nie znajdzie Clary tak szybko. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła ją przed domem w towarzystwie jakiegoś ciemnowłosego chłopaka. Krewny Penhallowów, jak podejrzewała.

— Sebastian chce mnie odprowadzić — powiedziała Clary na widok Melissy. Jej głos był nieco niepewny, co nie było dziwne po tym, jak ostro Melissa z nią rozmawiała. W końcu teraz Clary nie mogła wiedzieć, czy Melissa nie wrzuci jej do Jeziora Lyn.

— Skoro sobie tego życzy, to proszę bardzo — odparła Melissa nieco obojętnym tonem. — Ale będę szła za wami.

Clary przygryzła wargę, słysząc chłód w tonie Melissy. Bez wątpienia nadwrężyła zaufanie szatynki. Nie mogła mieć jej za złe tego, jak chłodno Melissa się do niej odnosi.

Noc była dosyć chłodna, porównywalna z tym, jak Melissa odnosiła się w tym momencie do Clary. Szatynka opatuliła się szczelniej kurtką, obserwując mijane domy. Marzyła o tym, by jak najszybciej wrócić do własnego, by pozwolić temu feralnemu dniowi odejść w zapomnienie...

Wreszcie znaleźli się przed mostem, z którego było już bardzo blisko do domu Herondale'ów. Melissa widziała, że w oknach palą się światła. Clary najwyraźniej też to zauważyła i już wiedziała, że ma kłopoty.

Oj, masz. I sama będziesz się z nich tłumaczyć.

— Stąd już same trafimy — powiedziała Melissa, nie siląc się nawet na wesoły ton. — Możesz już wracać, Sebastianie.

— Na pewno nie chcecie, żebym odprowadził was pod sam dom?

— Nie ma potrzeby — zapewniła go Clary, a Melissa dyskretnie przewróciła oczami.

Na Anioła, czy ja wyglądam na tak ułomną, że nie trafię do własnego domu?

Sebastian już odchodził, Melissa również. Zauważywszy, że Clary nie idzie, spojrzała w jej kierunku, marszcząc brwi.

— Clary, idzie...

Ona jednak ciągle patrzyła w stronę Sebastiana.

— Ragnor Fell.

• • •

Pojawiła się moja ukochana kurwa postać. SEBA TY GNOJU, O TOBIE MOWA. JAK JA CIEBIE CHUJU NIENAWIDZĘ

a jednak muszę cię opisywać -,-

Ale na razie będę Simona dodawać, bo mi się go fajnie pisze, a mam jeszcze piętnaście rozdziałów, które muszę doprowadzić do w miarę okej postaci. Nie ma to jak robić rozdział z niecałych dwóch. Polecam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro