Rozdział 4. Rodzinne sprzeczki
Clary westchnęła z irytacją.
— Zgoda, wygraliście. Nie powinnam była otwierać portalu...
— Czego? — zapytały jednocześnie Isabelle i Melissa. Ta ostatnia pokręciła głową, nie dowierzając.
— Clary, ale w jaki sposób? Portale to specjalność czarowników, a jedyny portal do Idrisu znajduje się w Gardzie...
— Właśnie, Gard — zirytowany i zniecierpliwiony Alec zwrócił się do Jace'a: — Chciałem z tobą porozmawiać przesyłce, którą miałem dostarczyć do Gardu.
— Stop, Alec. STOP — zaprotestował Jace, a desperacja w jego głosie sprawiła, że zamilkł. Blondyn spojrzał na Clary. — Masz rację, Clary, nie powinnaś była tu przychodzić. Powiedziałem ci, że chciałem, abyś była bezpieczna, ale to nieprawda. Nie chciałem, byś tu przychodziła, bo jesteś bezmyślna, narwana i wszystko psujesz. W dodatku narażasz wszystkich na ryzyko. Najwyraźniej ostrożność nie jest twoją największą zaletą.
Zapadła głucha cisza. Tak głucha, że gdyby obok Melissy przeleciała mucha, dziewczyna usłyszałaby ją bez problemu. Melissa była w tym momencie zdenerwowana występkiem Clary, ale to, jak ostro Jace potraktował swoją siostrę było dla niej nie do pomyślenia.
— Wszystko psuję? — zapytała Clary cicho, a szatynce zrobiło się jej nieco szkoda. Nie odezwała się jednak ani słowem, nie wykonała żadnego ruchu, który miał ją pocieszyć.
— Gdyby nie ty, nie wylądowalibyśmy w Dumort — zauważył Jace, patrząc prosto w oczy Clary.
— I Simon by nie żył! — zawołała rudowłosa. — Może działam w pośpiechu, ale nie wszystko robię źle! Sam mi powiedziałeś na łodzi, że uratowałam wszystkim życie...
— Po prostu się zamknij, Clary! — uciszył ją Jace. Melissa wytrzeszczyła oczy, nie dowierzając, że takie słowa padają z ust brata i kierowane są do siostry. Alec usiłował dowiedzieć się, o co chodziło Clary z łodzią, to blondyn skupił się na niej. — Stanowisz dla nas zagrożenie, Clary! Nigdy nie zostaniesz Nocnym Łowcą. Potrafisz myśleć tylko o sobie, a nie tak postępują Nocni Łowcy. Myślisz, że kiedy nastanie wojna, to będę za tobą krążył, aby mieć pewność, że przypadkiem nie zabijesz kogoś z nas?
Słuchając tego, Melissa czuła, jak świeżbi ją ręka. Nie wiedziała już tylko, kogo lepiej uderzyć i przywrócić do porządku - Clary, Jace'a czy samą siebie.
Wywnioskowała z tego jedno - żadne z rodzeństwa nie było w tym momencie święte. Clary chciała zostać Nocną Łowczynią, ale nie zawsze wychodziło jej to tak, jak by sobie tego życzyła, ponadto zbyt myślała o dobrze własnych interesów, a nie o drużynie, jak powinien robić Nocny Łowca. Jace zaś zbyt ostro traktował siostrę zamiast cierpliwie wprowadzić ją w świat Nocnych Łowców, który dotychczas był dla niej obcy.
— Wracaj do domu, Clary — dokończył Jace zmęczonym tonem. — Proszę.
Clary przez chwilę nie ruszała się z miejsca, jakby przyswajała to, co właśnie się stało, a wszystkie jej plany pękły jak bańka mydlana. Po chwili odwróciła się i odeszła do drzwi, a nikt nie odważył się na nią spojrzeć - byli zbyt zszokowani i zawstydzeni, by zwrócić na nią swój wzrok. Jedynie Melissa wreszcie na nią spojrzała, kiwając głową na znak, że aprobuje jej decyzję o powrocie do domu Herondale'ów.
Zanim rudowłosa przekroczyła próg, ostatni raz spojrzała na Jace'a, który wciąż na nią patrzył.
— Nie chciałam wierzyć, kiedy mówiłeś, że jesteś synem Valentine'a. Wtedy nie zachowywałeś się jak on. Nawet przez chwilę nie byłeś do njego podobny. Ale teraz wiem, że jesteś. I to bardzo.
Zaraz potem opuściła pokój. Pomiędzy pozostałymi w pokoju Łowcami panowała cisza, którą przerwał Jace.
— Możesz mieć na nią oko? — zwrócił się do Melissy.
Szatynka zmrużyła oczy, marszcząc brwi. Potraktował ją jak śmiecia, a jednak ciągle zależało mu na Clary. Nie do końca rozumiała, co dzieje się w głowie Jace'a Morgensterna i jakoś nie miała ochoty się dowiadywać. Zrobiła kilka kroków w jego kierunku i spojrzała mu prosto w oczy. Była równego wzrostu z nim, widziała złoto w jego oczach. Powstrzymała się od powiedzenia mu, jak bardzo beznadziejny z niego brat - sprawił mało korzystne dla siebie pierwsze wrażenie, ale kim była, aby go oceniać? I to po pierwszym spotkaniu twarzą w twarz.
— Mogę — odparła chłodno. — Nie mnie oceniać to, jaki z ciebie beznadziejny brat, zwłaszcza po jednym spotkaniu, ale gdybyś kiedykolwiek narobił takiej maniany w moim domu, to wiedz, że natychmiast albo jeszcze szybciej wylądowałbyś za drzwiami. To w najlepszym wypadku, bo w najgorszym może byś się jeszcze doczołgał do Basilias.
Po tych słowach cofnęła się nieco do tyłu, by popatrzeć na resztę.
— No dobra, na mnie już czas. Dzięki, że przytrzymaliście tu Clary. Miałabym problem, gdyby poszła gdzieś dalej...
— Żaden problem, Lissa. — Aline machnęła ręką. — Odprowadzić cię?
— Nie trzeba, trafię. — Melissa uśmiechnęła się do niej. — Na razie.
Melissa opuściła pomieszczenie znacznie ciszej niż przed chwilą zrobiła to Clary. Minęła krótka chwila, kiedy Alec zapytał Aline:
— Aline, a kto to był?
— Pozwól, że ci przedstawię Melissę Herondale — odparła Aline, uśmiechając się głupkowato. — Na co dzień bardzo sympatyczna osoba, bardzo troszczy się o ludzi, ale nie chcę być w twojej skórze, jeśli ją zdenerwujesz. Wtedy to i Anioł Razjel ci nie pomoże.
— Zdążyłem zauważyć — odpowiedział Alec i wzruszył ramionami. — Jak ochrzaniała Clary, to myślałem, że zaraz ją udusi.
— A, to jeszcze nic. — Aline machnęła ręką lekceważąco. — Ty nie widziałeś Melissy w Akademii. Cholernie pomagała słabszym uczniom, gnębionym przez tych, którzy radzili sobie lepiej.
Aline nie dodała, że ona sama była niegdyś gnębioną uczennicą, którą Melissa wzięła pod swoje skrzydła i nie pozwoliła, aby ktoś ją gnębił. To pozostało ukryte głęboko w sercu wdzięcznej Melissie Aline.
• • •
Melissa myślała, że kiedy wyjdzie z domu Penhallowów, nie znajdzie Clary tak szybko. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła ją przed domem w towarzystwie jakiegoś ciemnowłosego chłopaka. Krewny Penhallowów, jak podejrzewała.
— Sebastian chce mnie odprowadzić — powiedziała Clary na widok Melissy. Jej głos był nieco niepewny, co nie było dziwne po tym, jak ostro Melissa z nią rozmawiała. W końcu teraz Clary nie mogła wiedzieć, czy Melissa nie wrzuci jej do Jeziora Lyn.
— Skoro sobie tego życzy, to proszę bardzo — odparła Melissa nieco obojętnym tonem. — Ale będę szła za wami.
Clary przygryzła wargę, słysząc chłód w tonie Melissy. Bez wątpienia nadwrężyła zaufanie szatynki. Nie mogła mieć jej za złe tego, jak chłodno Melissa się do niej odnosi.
Noc była dosyć chłodna, porównywalna z tym, jak Melissa odnosiła się w tym momencie do Clary. Szatynka opatuliła się szczelniej kurtką, obserwując mijane domy. Marzyła o tym, by jak najszybciej wrócić do własnego, by pozwolić temu feralnemu dniowi odejść w zapomnienie...
Wreszcie znaleźli się przed mostem, z którego było już bardzo blisko do domu Herondale'ów. Melissa widziała, że w oknach palą się światła. Clary najwyraźniej też to zauważyła i już wiedziała, że ma kłopoty.
Oj, masz. I sama będziesz się z nich tłumaczyć.
— Stąd już same trafimy — powiedziała Melissa, nie siląc się nawet na wesoły ton. — Możesz już wracać, Sebastianie.
— Na pewno nie chcecie, żebym odprowadził was pod sam dom?
— Nie ma potrzeby — zapewniła go Clary, a Melissa dyskretnie przewróciła oczami.
Na Anioła, czy ja wyglądam na tak ułomną, że nie trafię do własnego domu?
Sebastian już odchodził, Melissa również. Zauważywszy, że Clary nie idzie, spojrzała w jej kierunku, marszcząc brwi.
— Clary, idzie...
Ona jednak ciągle patrzyła w stronę Sebastiana.
— Ragnor Fell.
• • •
Pojawiła się moja ukochana kurwa postać. SEBA TY GNOJU, O TOBIE MOWA. JAK JA CIEBIE CHUJU NIENAWIDZĘ
a jednak muszę cię opisywać -,-
Ale na razie będę Simona dodawać, bo mi się go fajnie pisze, a mam jeszcze piętnaście rozdziałów, które muszę doprowadzić do w miarę okej postaci. Nie ma to jak robić rozdział z niecałych dwóch. Polecam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro