Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21. Rzuć chusteczkę pod nogi

— Zgubiłaś gdzieś chusteczkę czy jak? — zapytał Jace, widząc, jak podczas treningu Melissa ociera pot z czoła inną chusteczką, niż wcześniej nosiła zawsze ze sobą. Na tamtej widniała czapla, rozkładająca skrzydła do odlotu. Na tej, którą właśnie ocierała czoło, widniały krwistoczerwone maki.

— Nie. Po prostu oddałam ją tej dziewczynie, którą przedwczoraj uratowaliśmy z Neilem — odrzekła Melissa, ukrywając ozdobioną makami chusteczkę do kieszeni. — Płakała, była przerażona tym, że spotkała demona... Cholera wie, co by się zdarzyło, gdyby w pobliżu nie było żadnego Łowcy.

— Taki już nasz los, Lissa. Wybijać demony. — Jace wzruszył ramionami. — Ale tamta chusteczka była ładna.

— A ta nie jest? — Melissa złapała brata za słówko, uśmiechając się zadziornie.

— To już sobie sama dopowiadasz — odparł blondyn niewinnie. — Wyhaftowałaś na niej taką ładną czaplę... Powinnaś koniecznie zrobić taką chusteczkę Simonowi — stwierdził w pewnym momencie.

Szatynka zmarszczyła brwi.

— Skąd ten nagły pomysł?

— Bo jak go już dopadną Isabelle i Maia razem wzięte, to będzie miał przynajmniej czym wytrzeć łzy, gdy spuszczą mu solidny łomot.

— W takim razie ty nie powinieneś oddawać Clary tej chusteczki, którą ci ostatnio dałam — odparła Melissa, biorąc jeden z noży do rzucania. Nigdy nie była jakoś szczególnie fanką rzucania nożami. Nie zawsze udawało jej się trafić w sam środek tarczy, jednak wychodziła z założenia, że każda umiejętność może jej się kiedyś przydać, więc pielęgnowała i rozwijała każdą z nich.

Teraz to Jace się zdziwił.

— Co? Niby dlaczego?

— Żebyś ty miał czym otrzeć łezki, kiedy to Clary spuści ci solidny łomot za rzucanie jej chusteczki pod nogi.

Melissa wspominała wcześniej Jace'owi o swojej znajomej z akademii, która to swoją podróż zaczęła od europejskiego kraju, jakim była Polska. Udała się wówczas do Instytutu Warszawskiego, gdzie miała zapoznać się z życiem tamtejszych Nocnych Łowców. Któregoś dnia Alice Lonewoods wybrała się do kawiarni w celu rekreacji (choć utrzymywała, że pilnowała, aby żaden demon nie nękał Przyziemnych). Właśnie w tej kawiarni zasłyszała kilka słów piosenki, którą pewna kobieta śpiewała swojej córeczce. Piosenka o chusteczce haftowanej, mającej cztery rogi szczególnie wryła się w pamięć Alice, która z tego wszystkiego aż dopytała Łowców w warszawskim Instytucie o tę piosenkę. Niektórzy uznali ją wówczas za niespełna rozumu, skoro interesują ją jakieś przyziemne dyrdymały, jednak znaleźli się też tacy, którzy zapoznali ją z ową piosenką. W ten sposób Alice opuściła warszawski Instytut bogatsza o znajomość polskiej, przyziemnej piosenki dla dzieci. Opowiedziała o tym później Melissie, której to w pamięci zapadł wers piosenki, w którym to należało rzucić chusteczkę haftowaną pod nogi osoby, którą się kochało. Właśnie dlatego Jace postanowił rzucić chusteczkę pod nogi Clary, którą też zainteresowała historia chusteczki haftowanej. W ten sposób cały Instytut obiegła anegdotka o Alice Lonewoods, która przywiozła z Polski nie tylko nowe doświadczenia, ale i przyśpiewkę o chusteczce haftowanej. 

— Rzuciłabym taką chusteczkę Simonowi — powiedziała ze śmiechem Isabelle, w ten sposób chcąc przekazać Melissie, że nie pogardziłaby chusteczką, którą mogłaby rzucić Simonowi w dowód miłości.

— Jasne... — odpowiedziała wówczas zupełnie nieprzekonana Melissa. Z jakiegoś powodu nie podobał jej się ten pomysł. I jeszcze to dziwne ukłucie w okolicy serca...

Simon był tematem, do którego Melissa podchodziła nieco sceptycznie. Życie uczuciowe Simona, jeśli chodziło o konkrety. Melissa uważała, że powinien wreszcie się ogarnąć i wybrać jedną dziewczynę, z którą chciał się umawiać. Kim jednak była, aby dyktować mu życie? Może Simon był masochistą i lubił mieć pod górkę? Nawet jeśli, to nie zmieniało faktu, że Melissa wolałaby, aby Simon miał prościej w życiu.

Jace skrzywił się. 

— Ot, jaka to się dowcipna zrobiłaś, Lissa.

— Ja zawsze lubiłam sobie pożartować. Zwłaszcza z mojego brata.

— Ta, którego nie miałaś. No, poza Neilem.

— No właśnie, a teraz mam nawet dwóch, więc muszę nadrobić — odpowiedziała Melissa i posłała bratu całusa w powietrzu. Jace prychnął ze śmiechem i popatrzył, jak szatynka przybiera się do rzutu nożem. 

— Trochę w lewo — poradził jej. 

Melissa spojrzała na niego z zaskoczeniem, ale wykonała polecenie. Okazywało się, że Jace miał dobre wyczucie - może i Melissa nie trafiła w sam środek tarczy, ale i tak było całkiem blisko.

— Dzięki.

— A widzisz, posiadanie brata jednak popłaca. — Jace błysnął zębami.

— No, czasami się przydaje — odparła Melissa wymijająco.

Jace uśmiechnął się przebiegle.

—Swoją drogą, dalej często bronisz Simona. Nie uważasz, że pora rzucić mu chusteczkę haftowaną pod nogi?

— Przewrażliwiony jesteś, Jace.

— Nikt nie jest idealny — stwierdził blondyn, wzruszając ramionami. — Poza mną oczywiście.

— Przewrażliwienie nazywasz swoją wadą?

— Jedną z niewielu, jakie posiadam, ale tak. Za to ty jesteś ślepa i to jest twoja wada.

Szatynka spojrzała na brata z oburzeniem.

— Hej! Ja rozumiem, że nie umiem celować nożem w tarczę, ale to nie jest powód, aby twierdzić, że jestem ślepa!

Jace uśmiechnął się słodko i teraz to on posłał swojej siostrze całusa w powietrzu.

• • •

Po burzliwej rozmowie z matką Simon czuł, jakby całe jego dotychczasowe życie rozkruszyło się jak lód. Do tej pory jakoś udawało mu się ukryć przed rodzicielką informację o tym, że został wampirem. Wiedział zresztą, że Elaine nie uwierzyłaby mu tak łatwo - była bardzo religijna i nie wierzyła w tego typu dyrdymały. Problem pojawił się, kiedy odnalazła jego zapasy krwi. Simon w życiu by nie podejrzewał, że kiedykolwiek będzie zmuszony zastosować hipnozę na własnej matce, a do tego opuścić dom rodzinny, nie wiedząc nawet, gdzie ma się teraz podziać.

Przemierzał jedną z nowojorskich ulic, zastanawiając się, co właściwie zamierza zrobić w tej sytuacji. Nie za bardzo miał się do kogo zwrócić. Z braku innego wyjścia Simon postanowił poprosić o pomoc Raphaela. Musiał jednak najpierw dostać się do Hotelu Dumort.

Dostawszy się na Manhattan, Simon coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że właściwie to nie miał żadnego konkretnego planu. Coraz bardziej bolał go fakt, że jego matka się go bała. Pamiętał strach w jej oczach, który stopniowo zanikał, kiedy Simon ją zahipnotyzował. Musiał odejść. Nawet jeśli wiedział, że tak miało być lepiej dla matki, miał wrażenie, jakby ktoś przełamał mu serce na pół, wylewając z niego wszelkie bóle.

— Simon? — usłyszał znajomy, nieco troskliwy głos. Tylko jedna osoba miała taki ton głosu. Nie Isabelle, nie Maia...

To była Melissa - patrzyła na niego z troską, która odmalowywała się na jej twarzy. Lekki wietrzyk mierzwił jej brązowe włosy. Niezmiennie miała na sobie swoją czarną, skórzaną kurtkę, zakrywającą czarne runy, którymi poznaczone było jej ciało.

— O, hejka, Melissa...

Szatynka zmarszczyła brwi. Zdaniem Simona była mistrzynią w wyczytywaniu emocji u innych. Od razu widziała, że u wampira coś musiało się wydarzyć, nawet jeśli on robił dobrą minę do złej gry.

— Co się stało? — zapytała go. Ton jej głosu zdradzał, że nie przyjmuje odpowiedzi "Nic".

Simon nie potrafił oddać słowami tego, co czuje w związku z sytuacją, której tego dnia doświadczył. Dlatego... Przytulił się do zaskoczonej jego gestem Melissy, czując, jak ciepło płynące od jej ciała natychmiast koi jego skołatane nerwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro