Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20. Chusteczka haftowana

Zapomniałam wspomnieć: w poprzednim rozdziale wchodzimy w Miasto Upadłych Aniołów

• • •

— Co to jest? — zapytał Jace, patrząc na blat biurka Melissy. — Chusteczka haftowana?

Biurko Melissy ozdabiało kilka kwadratowych skrawków delikatnego materiału, nad którymi szatynka pracowała w wolnym czasie. W tej chwili wyszywała na materiale kształt przypominający czaplę, natomiast uwagę Jace'a przyciągnęło zupełnie inne dzieło. Jeden z materiałów wyglądał tak, jakby Melissie wylały się kolorowe farby - nici w przeróżnych kolorach nachodziły na siebie, tworząc zupełnie nieregularne wzory.

— Ta, weź ją i rzuć Clary pod nogi — zaśmiała się Melissa, nie przerywając wyszywania czapli. Siedziała lekko pochylona i nieco oddalona od biurka, prawie ignorując otoczenie. Dopiero walący i palący się świat mógłby wyrwać ją z tego zajęcia.

— Nie mam w zwyczaju wykradania cudzych dzieł — odparł Jace, a Melissa podniosła na niego wzrok. Jeden luźnych kosmyków, który niesfornie nie załapał się do kucyka, okalał jej jasną twarz.

— Nie, mówię serio, możesz ją sobie wziąć — zapewniła go. — Akurat ta jakoś średnio mi odpowiada, a zresztą po co mi tyle chusteczek?

Jace niewinnie wzruszył ramionami.

— No nie wiem, a co, jeśli złapie cię katar stulecia?

Melissa przewróciła oczami.

— A może nie?

— Nigdy nie wiesz — blondyn znów wzruszył ramionami, równie niewinnie, co poprzednio. — W życiu różnie bywa, niczego nie...

— Lepiej już się nie wypowiadaj, bo wykraczesz — przerwała mu, po czym podała mu chusteczkę, która tak bardzo zwróciła jego uwagę. — Bierz i nie marudź, może akurat zechcesz sobie popłakać i będzie jak znalazł — dodała złośliwie, mając zamiar podroczyć się z bratem.

Tyle że po tych koszmarach, które od dłuższego czasu męczyły Jace'a po nocach, ten rzeczywiście czasami miał ochotę wypuścić z siebie cały potok łez bezsilności.

Mimo to Jace nie pokazał po sobie, że coś jest nie tak.

— Czy ty właśnie sugerujesz mi, że jestem mazgajem?

Melissa położyła sobie dłoń na sercu.

— Jakżebym śmiała...

— Ja myślę — odparł Jace, po czym wziął chusteczkę, którą podsunęła mu Melissa. — Na pewno nie jest ci potrzebna?

— Na pewno, na pewno — zapewniła go i wróciła do wyszywania czapli. — Mam nadzieję, że spodoba się Clary. Albo przyda tobie.

Jace puścił ostatnią uwagę mimo uszu, po czym ostrożnie złożył chusteczkę i równie ostrożnie schował ją w kieszeni spodni. Obchodził się z tym kawałkiem materiału równie delikatnie jak z najdelikatniejszą chińską porcelaną.

Po południu Melissa udała się wraz z Neilem, by rozejrzeć się, czy w okolicy nie ma przypadkiem demonów. Jej Sensor wskazywał na to, że gdzieś w okolicy jest demon.

— Jest niedaleko — zauważył Neil, na co Melissa pokiwała głową.

— Z pewnością, tylko teraz musimy tego dziada znaleźć — odparła szatynka, rozglądając się dookoła z nadzieją na znalezienie jakichkolwiek śladów obecności demona.

Melissa ściskała w dłoni swoje serafickie ostrze, natomiast Neil miał kuszę - najbardziej specjalizował się w strzelaniu właśnie z kuszy.

W pewnym momencie Sensor zaczął wyraźnie wskazywać na obecność demona.

— Jest blisko — powiedziała półgłosem Melissa. — Nawet bardzo blisko.

I rzeczywiście, demon był niezwykle blisko, bo przy następnym zakręcie go znaleźli - był to ślepy zaułek, na końcu którego siedziała przerażona dziewczyna. Demon zbliżał się do niej coraz bardziej i bardziej, a po policzkach dziewczyny spływały łzy przerażenia.

Nocni Łowcy nie zamierzali się patyczkować. Neil wycelował kuszę w demona, a wypuszczony bełt utkwił w jego ręce. Demon zostawił w spokoju dziewczynę, by rozprawić się z tymi, którzy przeszkadzają mu w spotkaniu. Nie trwała to długo, bo Melissa zdążyła wcześniej wypowiedzieć imię anioła, a następnie przeszyć demona rozjarzonym ostrzem. Demon zniknął, a została po nim kałuża czarnej posoki.

Zaatakowana przez demona dziewczyna już miała uciec z zaułka, ale pisnęła z przerażeniem, kiedy zauważyła pojawiających się znikąd Nocnych Łowców. Ubrane na czarno postacie z bronią tak bardzo ją przeraziły, że aż upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach.

— Nie róbcie mi krzywdy — poprosiła płaczliwym głosem. — Ja...

Nie dokończyła zdania - z jej oczu łzy płynęły potokami. Melissa natychmiast znalazła się tuż obok niej i delikatnie pogłaskała dziewczynę po ramieniu.

— Nie zamierzamy zrobić ci krzywdy — zapewniła ją. — Przyszliśmy tu, aby cię uratować.

Dziewczyna zamrugała oczami, próbując odgonić łzy. Melissa pogrzebała w kieszeni, po czym wyjęła z niej chusteczkę, którą rano skończyła haftować - była to właśnie ta chusteczka z czaplą. Podała ją dziewczynie, by ta mogła otrzeć łzy.

— Co... Co to było? — zapytała, otarłszy policzki z łez. — To okropne coś, przed czym mnie obroniliście?

— To był demon — wyjaśnił Neil. — Właśnie z nimi walczymy.

— Demon? — głos dziewczyny lekko się załamał. — Z nimi walczycie? To znaczy... Jest ich więcej?

— O wiele więcej — zapewniła ją Melissa. — Dlatego właśnie tu jesteśmy. By zraniły jak najmniej ludzi.

Niewiele myśląc, dziewczyna po prostu rzuciła się Melissie w ramiona i zapłakała. Szatynka nawet nie próbowała jej odepchnąć - domyślała się, że spotkanie z demonem musiało być dla niej okropnym doświadczeniem.

Przytulała ją tak przez dłuższą chwilę, zanim dziewczyna nie odsunęła się, ocierając pozostałe łzy.

— Przepraszam...

— Nie musisz przepraszać — zapewniła ją Melissa z uśmiechem.

Dziewczyna też się uśmiechnęła. Nieco blado, ale jednak.

— Dziękuję za to, że mnie uratowaliście.

— Cieszymy się, że mogliśmy pomóc — powiedział Neil, uśmiechając się.

— Jak masz na imię? — spytała Melissa.

— Ellen — odpowiedziała.

— Miło nam cię poznać. — Melissa uśmiechnęła się ciepło. — Ja jestem Melissa, a to jest Neil.

Ellen uśmiechnęła się, po czym zaczęła się podnosić.

— Powinnam już wracać do domu...

— To zrozumiałe — przytaknęła Melissa. — Odprowadzimy cię. Te demoniska mogą być wszędzie.

Ellen pokiwała z wdzięcznością. Przerażała ją wizja samotnego powrotu do domu, jednak bała się poprosić o odprowadzenie. Cieszyła się, że Melissa jej to zaproponowała.

— Samotny spacer nie był za dobrym pomysłem — zauważył Neil, kiedy Ellen powiedziała im, gdzie mieszka, a teraz zmierzali w tamtym kierunku.

Ellen westchnęła ciężko, po czym przejechała dłońmi po swoich ciemnobrązowych, falowanych włosach. Miała nieco ciemniejszą cerę, a jej oczy można było porównać do koloru kawy. Naprawdę ciemnej kawy.

— Też tak uważam — przytaknęła. — Ale... To nie moja wina, że zerwał ze mną chłopak.

Melissa spojrzała na nią ze współczuciem. Ellen wyglądała na smutną z tego powodu, dlatego szatynka nie wahała się objąć ją ramieniem. Brunetka nie protestowała - z jej ust wydobyły się ciche podziękowania.

Nocna Łowczyni uśmiechnęła się do niej pocieszająco.

— To naprawdę żaden problem.

Ellen przez chwilę milczała, po czym jakby sobie o czymś przypomniała i zaczęła grzebać w kieszeni. Wyjęła z niej chusteczkę od Melissy, kórą otarła wcześniej swoje łzy. Wyciągnęła ją do szatynki z zamiarem oddania.

— Dziękuję. Twoja chusteczka bardzo się przydała...

— Zatrzymaj ją — poprosiła Melissa, na co dziewczyna tylko skinęła głową.

Kiedy za Ellen zamknęły się drzwi jej domu, Melissa i Neil natychmiast skierowali swe kroki z powrotem do Instytutu, by nie niepokoić Ellen.

— Wiesz, mam wrażenie, że jeszcze się z nią spotkamy — powiedziała Melissa, a Neil uśmiechnął się pod nosem, bo on też tak uważał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro