Rozdział 15. Dwóch Jace'ów to za dużo
Od Simona Melissa dowiedziała się, że Neil wybrał się do Dworu Faerie, by spotkać się z Ciarą. Wiedziała, że przed zachodem słońca prawdopodobnie spotka go w Sali Porozumień. Neil jednak nie pojawił się wtedy, kiedy Clary udowadniała Nocnym Łowcom, że potrafi tworzyć nowe runy, przez co Melissa zaczęła się nieco martwić. W milczeniu siedziała na schodach Sali Porozumień i obracała na palcu pierścień Herondale'ów, błyszczący w wieczornym słońcu.
— Wróci — zapewniła ją Clary, kładąc swoją dłoń na ramieniu Melissy.
Szatynka uśmiechnęła się blado.
— Wiem, że wróci — odparła, na chwilę podnosząc wzrok na Clary, po czym z powrotem opuszczając go na sygnet. — Po prostu... Jest moim parabatai i teoretycznie dokąd ty pójdziesz, tam i ja pójdę, ale... Kiedy się rozdzielamy, to zawsze troszeczkę się o niego martwię, choć wiem, że wszystko będzie dobrze...
— Bo kiedy jesteś obok niego, to zawsze możesz go zasłonić własnym ciałem? — dopytywał Simon, a Melissa uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową.
— Dokładnie tak.
Chwilę później z oddali zauważyła dwie jasnowłose postacie zmierzające w ich stronę. Jedną z nich bez wątpienia był Neil, natomiast druga była znana tylko Melissie - Simon i Clary widzieli ją po raz pierwszy. Herondale uśmiechnęła się na ich widok i wstała, by wyjść im na spotkanie.
U boku Neila szła dziewczyna o skórze w kolorze kwiatów bzu, które miała wetknięte w białe, błyszczące w słońcu włosy. Jej oczy miały niespotykany, pomarańczowy kolor, lekko przechodzący w czerwień, co upodabniało je do koloru ognia, natomiast ciemnofioletowe usta rozciągnęły się na widok Melissy.
— Melissa!
— Ciara! — zawołała szatynka, przytulając ją do siebie. — Jak dobrze znów cię widzieć.
Zaraz potem Melissa najpierw uścisnęła Neila, po czym uderzyła go w głowę, na co on spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Za co?
— To pierwsze za to, że cię kocham, słońce, a to drugie za to, że wyszedłeś bez słowa i musiałam się o ciebie zamartwiać — odparła, a Ciara zachichotała.
— To była spontaniczna decyzja — usprawiedliwił się Neil.
— Spontaniczną decyzją było też to, że mnie tu zabrałeś — dodała Ciara.
Neil spojrzał na nią z uśmiechem i pokręcił głową.
— A nieprawda, już dawno to sobie uplanowałem — odpowiedział i pocałował ją w policzek.
Na twarzy Melissy rozkwitł uśmiech. Clary i Simon zeszli ze schodów, by przywitać się z nowo przybyłą faerie.
— Miło mi was poznać — powiedziała Ciara, a z jej fioletowej twarz nie znikał szczery uśmiech. — Bałam się, że będę tu jedyną Podziemną, ale widocznie niepotrzebnie — dodała, patrząc na Simona.
Chłopak wyszczerzył zęby.
— Cóż, różnie to bywało pomiędzy mną a Nocnymi Łowcami...
— Nie martw się, on tylko żartuje — przerwała mu Clary i posłała mu mordercze spojrzenie.
— Przekonałam się, że istnieją Nocni Łowcy, którzy pragną zagłady Podziemnych, ale są też tacy, którzy chcą nas przed tym ocalić — powiedziała Ciara.
Neil wziął ją za rękę, ukrywając fioletową dłoń Ciary w swojej, jaśniejszej. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Przy nim czuła się bezpieczna.
Wreszcie z Sali Porozumień wyjrzał Luke. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, zupełnie jakby coś powiodło się po jego myśli.
— Udało ci się, Clary — powiedział z dumą. — Nie będzie żadnej kapitulacji, Clave zgodziło się, żebyś ich naznaczyła.
Melissa otworzyła szerzej oczy ze zdumienia i zerknęła na Clary. Uśmiechnęła się, a następnie chwyciła Ciarę za nadgarstek i poprowadziła do Sali Porozumień, gdzie z łatwością odnalazły Neila i Simona, którzy wcześniej od dziewcząt udali się do Sali Porozumień, by posłuchać, jak Nocni Łowcy debatują między sobą. Stali pod ścianą z uśmiechami na twarzach.
— Słyszałyście już? — zapytał Simon. — Clave...
— Zgodziło się na sojusz z Podziemnymi — przytaknęła Melissa, nie tracąc uśmiechu.
Jakiś czas później Melissa i Simon siedzieli wraz z Clary na podium Sali Porozumień. Neil i Ciara stali nieopodal, pogrążeni w rozmowie. Blondyn obejmował ją ramieniem, a Melissa udawała, że wcale nie zerka na nich i nie uśmiecha się jak szalona. Całe pomieszczenie było wypełnione Podziemnymi, którzy przybywali, by zawrzeć sojusz z Nocnymi Łowcami.
Melissa obracała w dłoni swoją stelę, patrząc na znajdującego się na niej ptaka z rozpostartymi skrzydłami.
— Czyli, jak by nie patrzeć, naprawdę pocałowałaś swojego brata, mimo że Jace nie jest twoim bratem — stwierdził Simon, kiedy Clary opowiedziała jemu i Melissie o tym, czego dowiedziała się od swojej matki. Szatynka była zdziwiona faktem, że to ona zajmuje miejsce Clary jako siostra Jace'a. Przez osiemnaście lat żyła w przekonaniu, że jest jedynaczką, a dopiero jako osoba dorosła dowiedziała się, że ma przyrodniego brata.
Będę dla niego najlepszą siostrą, jaką mogę, pomyślała, wciąż obracając stelę w dłoniach. Postanowiła, że porozmawia z nim, kiedy ten wróci ze swojej misji.
Zażenowana Clary uderzyła go w ramię.
— Cicho bądź, Simon — uciszyła go, na co jej przyjaciel zachichotał.
— Kiedy pierwszy raz zobaczyłam cię obok Jace'a, to nie wydawaliście mi się podobni — zauważyła Melissa, podnosząc wzrok na Clary. — A teraz jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, że ja jestem jego siostrą.
— No rzeczywiście, nie jesteście do siebie zbyt podobni — przytaknął Simon. — Z wyglądu, bo z zachowania to prawie jak bliźnięta.
Melissa spojrzała na niego z politowaniem.
— No niemożliwe. Nie sypię aż tak sarkazmami z rękawa jak Jace...
— Walczycie z podobnym zaangażowaniem... — argumentował dalej Simon, na co Melissa się roześmiała.
— A ja myślałam, że nie jestem sadystką...
— Polemizowałbym — powiedział Neil od niechcenia, a Melissa posłała mu mordercze spojrzenie.
— Darkflame, i ty przeciwko mnie?
Neil wyszczerzył do niej zęby.
— Do usług, Herondale.
Clary spojrzała na Simona porozumiewawczo.
— Zachowuje się jak Jace, prawda, Simon?
— Bez dwóch zdań — zgodził się Simon.
Melissa uniosła brwi z rozbawieniem.
— Kiedyś czułabym się obrażona takim stwierdzeniem, wiesz?
— Jace za to czułby się urażony twoimi słowami, bo jego zdaniem to bardzo dobrze, że bierzesz z niego przykład — stwierdziła Clary se śmiechem.
— Choć lepiej, żebyś nie brała z niego przykładu — dodał szybko Simon. — Dwóch Jace'ów to stanowczo za dużo...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro