Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12. Dozgonna wdzięczność

Melissa straciła przytomność na krótki czas - kiedy Sebastian unosił miecz, by zadać ostateczny cios jej parabatai, była już przytomna, jednak zbyt słaba, by wstać i pomóc przyjacielowi w walce. Ogarnęła ją wielka ulga, kiedy Verlac upuścił broń i zauważyła, że to Simon uratował jej przyjaciela przed poważnym zranieniem.

Będę mu za to dozgonnie wdzięczna.

— Ty mały kleszczu — warknął Sebastian. Miał zamiar pozbyć się Simona kopniakiem, jednak przeszkodził mu w tym Jace.

— Na twoim miejscu nie robiłbym tego — powiedział, trzymając w dłoni serafickie ostrze. — Nigdy nie zabiłem tym człowieka, ale nie ukrywam, że nie mam nic przeciwko, by spróbować.

Na twarzy Sebastiana pojawił się gniew. Spojrzał na Simona, po czym splunął i wypowiedziawszy kilka słów, zniknął w ciemnościach.

Melissa chwiejnie podniosła się z miejsca, jednak nie musiała daleko iść, bo Neil znalazł się tuż obok niej i zamknął ją w mocnym uścisku. Usłyszawszy krzyk Clary, obydwoje odsunęli się od siebie i szybko podeszli do niej.

Jace i Alec już przy niej byli. Ten pierwszy już trzymał w dłoni stelę. Kiedy narysowany przez niego iratze zaczął działać, Clary złapała się za głowę.

— Masz wstrząs mózgu — wyjaśnił Jace, patrząc na nią z niepokojem. — Urazy głowy mogą być niebezpieczne, musimy zabrać cię do lekarza Clave. Możesz wstać?

Kiedy stała już na własnych nogach, opierając się o Simona, by odzyskać równowagę, Jace spojrzał na nią poważnie.

— Co ty sobie myślałaś, kiedy atakowałaś Sebastiana bez jakiejkolwiek broni?

— To samo, co wszyscy — odpowiedział mu Alec. — Rzucił tobą jak piłką, Jace!

— Ja... Nie spodziewałem się tego — wyjaśnił blondyn. — Musiał przejść jakiś specjalny trening.

— Był za silny dla wszystkich — dodała Melissa, po czym uśmiechnęła się do Simona. — Ale Simon świetnie sobie z nim poradził.

Simon uniósł na nią wzrok i uśmiechnął się lekko, choć był też odrobinę zdziwiony. Rzadko otrzymywał komplementy od Nocnych Łowców, a ta Nocna Łowczyni najwyraźniej była bardzo serdeczna.

Wracając do Alicante, nie spotkali już żadnego demona, jednak trzymali broń w pogotowiu. Miasto to jednak nie wyglądało tak, jak zwykle - ulice były puste, w domach nie paliły się światła, a odłamki szkła z lamp ulicznych zaściełały ulice.

— Tak, to Alicante, słońce — powiedziała ze zmartwieniem Melissa, widząc, jak Clary ze zdziwieniem patrzy na ulice. — Mi też ciężko w to uwierzyć...

— Strasznie tu cicho — zauważył Alec.

— I nie cuchnie tu demonami — dodał Jace. O tym Melissa już od dawna wiedziała, bo nie czuła pulsowania Sensoru w kieszeni.

Kiedy dotarli do jasnej Sali Porozumień, Clary wyglądała tak, jakby za chwilę miała upaść. Choć Simon powtarzał jej, że powinna odpocząć, ona jednak uparcie powtarzała, że wszystko jest w porządku.

Zauważywszy Lightwoodów przy Placu Anioła, Alec ruszył w ich kierunku. Melissa spojrzała tam i od razu ogarnęło ją współczucie dla nich - Robert Lightwood trzymał w ramionach Maxa, najmłodsze dziecko Lightwoodów.

Jace nie ruszył się z miejsca - tępo wpatrywał się w martwe ciała Maxa i wyglądał na bardzo zagubionego. Melissa zastanawiała się, czy nie powinna do niego podejść, ale usłyszała dźwięk otwieranych drzwi - to Clary wychodziła na schody, a Simon podążał za nią. Pamiętając, że dziewczyna nie czuła się najlepiej przez wstrząs mózgu, szatynka ze zmartwieniem przedarła się przez tłum i wyszła na schody akurat w chwili, kiedy Clary osunęła się na swojego przyjaciela.

— Clary! — zawołała Melissa z przerażeniem. Na szczęście niedaleko znajdowali się Luke i Amatis. Uznali, że dziewczynę powinien zobaczyć lekarz.

Kiedy tak się stało, Clary miała odpoczywać przez kilka dni w domu Amatis. Nie zostawała tam jednak sama - w czasie gdy pani domu i jej brat uczestniczyli w zebraniach, z Fray zostawali Melissa oraz Simon.

Simon jako wampir musiał pić krew, jednak żeby to zrobić, napierw musiał ją skądś pozyskać. Z pomocą przyszła mu Maia Roberts, która przyniosła mu kota, jednak chłopak ani myślał wypić jego krew.

— Mam w domu kota — wyjaśnił, kiedy po wyjściu Mai patrzył na zwierzaka z kwaśną miną.

— Ale ja nie mam — odpowiedziała Melissa, po czym zabrała mu go, zanim ten zdążył wynieść kota na zewnątrz. — Zawsze chciałam mieć kota.

Pogłaskała kota, a właściwie kotkę, po jej białym łebku, a ta zaczęła mruczeć. Melissa uśmiechnęła się.

— Widzisz? Zostaje ze mną.

Simon uśmiechnął się, po czym usiadł na kanapie obok niej. Chciał rzucić jakiś miły komentarz, ale zabrakło mu do tego odwagi, więc po prostu siedział z uśmiechem na twarzy, podczas gdy Melissa głaskała kotkę po grzbiecie.

Po dłuższej chwili szatynka postanowiła przerwać ciszę.

— Wiesz... Dziękuję ci.

Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem.

— Mnie? Ale... Za co?

— Gdyby nie ty, nie wiadomo, czy Neil poradziłby sobie z Sebastianem — wyjaśniła. — Nie chciałabym stracić parabatai. Podobno to straszne uczucie.

Dopiero teraz Simon zauważył, że na prawym przedramieniu Melissy widnieje czarna runa parabatai, taka sama, jaką mieli Jace i Alec.

— To... Drobiazg — odpowiedział, po czym jego kąciki ust wystrzeliły w górę.

— Jaki tam drobiazg — oburzyła się Melissa. — Simon, ja będę ci dozgonnie wdzięczna. Gdybyś potrzebował pomocy, to śmiało możesz na mnie liczyć.

Choć Simon wciąż uważał, że to nic takiego i dla każdego zrobiłby to samo, to Melissa wciąż uważała, że pozostanie jego dłużniczką.

Kotka, którą przyniosła Simonowi Maia, została z Melissą i Amatis i oprócz imienia Linda zyskała dwie uwielbiające ją właścicielki.

— O, Clary, jesteś nareszcie — powiedziała Melissa, kiedy dziewczyna się obudziła. Linda od razu podreptała w jej stronę, by domagać się od niej pieszczot. Rudowłosa ze zdumieniem spojrzała na białą kotkę. — Maia sprezentowała nam kotkę. Znaczy, sprezentowała ją Simonowi na kolację, ale on stwierdził, że nie wypije krwi z kota, więc Linda zostaje z nami — wyjaśniła Melissa, na co Clary kiwnęła głową i pochyliła się, by pogłaskać kotkę.

— Jak się czujesz? — zapytał Simon, patrząc na przyjaciółkę z troską. Linda szybko wróciła do Melissy, jednym susem wskakując jej na kolana.

— Chyba już lepiej — odparła Fray, po czym ruszyła do kuchni, by umyć ręce. — A tobie udało się zasnąć?

— Nie na długo...

— A mówiłam, że możesz spać na moim łóżku, Simon, i tak spałam głównie na stojąco, bo na zmianę z mamą pilnowałyśmy Clary i domu przed demonami — skarciła go Melissa. — Przynajmniej byś się wyspał...

Simon machnął ręką, nieco speszony troskliwością Melissy.

— Nie przesadzajmy...

— I weź tu bądź miła dla gości... — westchnęła, po czym zwróciła się do Clary: — Dalej dręczą cię koszmary, słońce?

— Jak zwykle. Śmierć, zniszczenie, złe anioły — rudowłosa wzruszyła ramionami.

Melissa wytrzeszczyła oczy.

— Na Anioła, a ja myślałam, że to Neil ma ciężko w życiu...

— Dlaczego? — zainteresował się Simon.

— Szkoda gadać. Jego rodzice są... Cóż, mało przyjaźnie nastawieni do Podziemnych, a jego dziewczyna to faerie... Ale widać to nic w porównaniu ze snami Clary...

Zanim cała trójka wybrała się do Sali Porozumień, odwiedziła ich Aline Penhallow, przynosząc zdjęcie prawdziwego Sebastiana Verlaca. Poprosiła, by powiedzieli Clave o fałszywym Sebastianie, gdyż sama nie była w stanie stanąć twarzą w twarz z Lightwoodami.

W Sali Porozumień zebrało się sporo ludzi. Melissa dostrzegła Darkflame'ów oraz swoją matkę, siedzącą nieco w oddaleniu od reszty Nocnych Łowców. Neil najwyraźniej został w domu z Adrienne.

— Cholera, to Inkwizytor — zauważył Simon, wskazując na stojącego nieopodal Inkwizytora.

— Myślę, że ma teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż nękanie Bogu ducha winnych wampirów — uznała Melissa. — A zresztą, nawet jeśli, to raczej nie chciałby naruszać zaufania Podziemnych.

— To fakt — odpowiedział, po czym pomachał Inkwizytorowi, ale ten go zignorował. Melissa z trudem powstrzymała parsknięcie śmiechem.

Luke nie był zadowolony z ich przybycia. Jedynie Melissa była tam legalnie, bo Clary i Simon byli niepełnoletni. Mieli jednak ważny powód przybycia, jakim była informacja o Sebastianie Verlacu.

Szatynka zdecydowała się dołączyć do Amatis i jakoś udało jej się przedrzeć do ławki, na której siedziała. Kobieta uśmiechnęła się na widok swojej córki.

— Jesteś, Mellie. Co cię tu sprowadziło?

— Sebastian Verlac — odpowiedziała Melissa. — A raczej to, że prawdopodobnie został zabity przez Valentine'a..

Niebieskie oczy Amatis rozszerzyły się.

— Co ty mówisz... Czyli ten chłopak z którym walczyliście...

— ...to nie był Sebastian Verlac — dokończyła Melissa. 

— Zapewne współpracuje z Valentinem. — Amatis pokiwała głową.

— Nawet na pewno. Sam nam to powiedział. I to w taki sposób, jakby to był jakiś zaszczytny tytuł.

Starsza Herondale miała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej przeraźliwy krzyk, który rozległ się w sali. Kobieta zerwała się na równe nogi i zakryła dłonią usta. Melissa również się podniosła i chwyciła mamę pod ramię.

— Co się sta... — zaczęła, ale nie dokończyła, bo skierowała wzrok na wejście, gdzie patrzyła Amatis.

U wejścia do Sali Porozumień stał Valentine.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro