Rozdział 2. Uziemiona u Herondale'ów
— I jak, słońce, lepiej się czujesz?
Clary usłyszała głos Melissy akurat w chwili, gdy z powrotem położyła się do łóżka. Musiała przyznać, że na pierwszy rzut oka szatynka wydawała się być bardzo sympatyczna, choć patrząc po jej stylu ubierania się można było ocenić ją pochopnie - czarne spodnie, czarna koszulka bez rękawów, do tego buty w tym samym kolorze, a kiedy gdzieś wychodziła, na jej karku lądowała skórzana kurtka obita ćwiekami - oczywiście czarna.
Clary nie znała charakteru Nocnej Łowczyni - choć zazwyczaj bardzo miła, Melissa potrafiła nieźle się zdenerwować, jeśli miała ku temu dobry powód. W takim wpadku ciężko podejść bez broni.
Rudowłosa uśmiechnęła się delikatnie, jakby chciała uwiarygodnić swoją pewność, że czuje się lepiej.
— O wiele lepiej — powiedziała. — Gdzie jest Luke?
— Musisz coś zjeść — uznała Melissa, stawiając na stoliku tacę z gorącą zupą i kromkami chleba z masłem. Na jej prawym przedramieniu Clary zauważyła runę parabatai, co znaczyło, że łączyła ją z kimś specjalna więź.
— Naprawdę czuję się dobrze — zapewniła ją, kiedy Melissa bardziej opatuliła ją kocem. — I bardzo dziękuję za waszą pomoc. Ale chciałabym wiedzieć, gdzie jest Luke.
— Siedział tu przy tobie całą noc — odparła Nocna Łowczyni, siadając na krześle. — A rano gdzieś wyszedł. Nie mam pojęcia, dokąd, ale mama wspominała coś o Puszczy Brocelind.
— Luke tak po prostu wyszedł i mnie zostawił? Mam tu siedzieć i czekać na niego?
— To byłoby najlepsze wyjście — zauważyła Melissa. — W każdej chwili Clave może dowiedzieć się, że przebywasz tu wbrew Prawu. Raczej nie pozwoliliby ci ot tak wyjechać.
— Nie zamierzam stąd wyjeżdżać — zauważyła Clary. — Mam... Tu coś do załatwienia.
Melissa spojrzała na nią spod zmrużonych powiek. Łokieć opierała na kolanie, a dłoń na szyi, przez co Clary widziała, że jej ręka była ozdobiona bliznami po potyczkach z demonami. Wbrew pozorom nie szpeciły one jej ciała - przeciwnie, dla Nocnych Łowców były powodem do dumy. Na jednym z palców prawej dłoni nosiła pierścień z dużym H i z wygrawerowaną czaplą. Był to sygnet rodowy Herondale'ów.
Dodatkowo Clary zauważyła, że Melissa ma tatuaż - spod czarnego ramiączka podkoszulki wystawały linie tego samego koloru, co bluzka, układające się w skrzydło ptaka. Reszta obrazka była zakryta przez włosy, opadające na jej lewe ramię, ponieważ siedziała lekko pochylona.
Melissa najwyraźniej zauważyła, że Clary się jej przypatruje, bo wyprostowała się i odgarnęła włosy do tyłu, ujawniając tatuaż, przedstawiający lecącego ptaka.
— Pustułka — wyjaśniła, uśmiechając się. — Lubię ptaki, a właśnie od pustułki zaczęłam ich obserwowanie. Musiałam to jakoś... Uwiecznić.
Clary kiwnęła głową i upiła łyk zupy, przyniesionej przez Melissę.
— Jeśli mogę spytać, co masz do załatwienia tu, w Alicante? — zapytała Melissa.
— Jace jest tutaj, u Penhallowów — odparła Clary, co prawda nie wyjawiając szatynce wszystkiego, co ta chciała usłyszeć. — Może mogłabym się z nim zobaczyć...
— Nie, Clary — odrzekła łagodnie Nocna Łowczyni, kręcąc głową. — Jeśli opuścisz nasz dom, Clave z łatwością dowie się o tym, że przebywasz tu nielegalnie.
— A czy samo przetrzymywanie mnie nie jest wbrew Prawu? — argumentowała rudowłosa, na co Melissa uśmiechnęła się.
No, spryciula.
— Pewnie jest, ale gdybyś wyszła, podjęłabyś ogromne ryzyko. Pamiętaj, że wujek Luke zostawił cię tu nie bez powodu — po tych słowach wstała z krzesła i wzięła pusty już kubek po zupie. Przekrzywiła głowę i spojrzała na Clary łagodnie. — Nie martw się. Znajdziemy sposób, abyś mogła odwiedzić Jace'a. Musisz tylko cierpliwie poczekać.
Zanim wyszła, poinstruowała dziewczynę o umiejscowieniu łazienki w domu oraz o tym, że w kufrze znajdzie ubrania, w które śmiało może się ubrać.
— Jak Clary? — zapytała Amatis, kiedy Melissa weszła do kuchni. Kobieta stała przy zlewie i zmywała naczynia.
— Wydaje mi się, że już lepiej — odpowiedziała szatynka. — Bardzo chce zobaczyć się z Jacem...
— Niestety, na razie musi o tym zapomnieć — odrzekła jej mama, biorąc kubek od córki. — To dla jej bezpieczeństwa.
— Wiem, mamo — Melissa kiwnęła głową. — I mam nadzieję, że ona też o tym wie.
Amatis nie odpowiedziała, zajęta zmywaniem i zatopiona w myślach. Nocna Łowczyni westchnęła, po czym poszła do holu, skąd zdjęła z wieszaka swoją skórzaną kurtkę, ozdobioną ćwiekami.
— Idę do Neila, mamo — poinformowała ją, zaglądając do kuchni. — Wrócę za jakąś godzinkę.
— Bawcie się dobrze, córeczko — odparła kobieta, spoglądając na Melissę przez ramię.
Dziewczyna kiwnęła głową i wyszła z domu. Jej przyjaciel Neil mieszkał niedaleko, więc nie musiała pokonywać specjalnie dużych odległości, by się z nim zobaczyć.
Już po chwili stała u progu domu, a drzwi otworzyła jej jasnowłosa kobieta o brązowych oczach. Uśmiechnęła się na widok Melissy.
— Dzień dobry, Melisso.
— Dzień dobry, pani Darkflame — odpowiedziała Melissa, odwzajemniając uśmiech. — Zastałam Neila?
— Naturalnie, moja droga — pani Darkflame kiwnęła głową. — Tylko jak na razie śpi.
— W porządku, jakoś poradzę sobie z obudzeniem tego śpiocha — odparła Melissa ze śmiechem. Matka Neila również się roześmiała i wpuściła dziewczynę do środka.
— W to nie wątpię, Melisso.
Rodzice Neila nie przepadali za dziewczyną swojego syna, Ciarą, która była faerie. Kiedyś myśleli, że dziewczyną ich syna zostanie Melissa, jednak ona i Neil zgasili ich nadzieje ceremonią parabatai. Co prawda Darkflame'owie cieszyli się, że ich syn ma bratnią duszę, u której boku będzie walczył z demonami, jednak to nie zmieniało faktu, że woleliby, by Neil związał się z Nocną Łowczynią, a nie z Podziemną.
Wszedłszy do pokoju przyjaciela, Melissa zastała go rozwalonego na całym łóżku. Jego jasne włosy były w totalnym nieładzie, a on sam spał tak, jakby jasne promienie słońca w ogóle go nie ruszały.
Szatynka roześmiała się i podeszła do niego. Poczochrała włosy przyjacielowi, ale to i tak go nie obudziło. Dopiero kiedy zaczęła naśladować głos Ciary, blondyn powoli zaczął otwierać oczy z nadzieją ujrzenia swojej dziewczyny. Mimo że zauważył siedzącą przed nim Melissę, a nie Ciarę, to jego twarz rozjaśnił uśmiech.
— O, Lissa — powiedział i ziewnął.
— No witam największego na świecie lenia — zaśmiała się dziewczyna, po czym wstała, by jeszcze bardziej rozsunąć zasłony i wpuścić więcej światła. — Zastanawiam się, jakim cudem ty jeszcze się na to nabierasz.
— Cóż, dałbym wszystko, by rodzice zaakceptowali Ciarę — odparł, po czym wstał i ruszył do szafy. — Chyba wiesz, jaką kiedyś mieli nadzieję, że ty i ja się zejdziemy.
Melissa westchnęła. Może i kiedyś pomyślała o tym, że ona i Neil mogliby być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi, ale znali się tak długo, że często traktowali się jak rodzeństwo. To utwierdziło ją w przekonaniu, że ich związek nie miałby szans. Po jakimś czasie zostali parabatai i ich relacja została bezpowrotnie przypieczętowana jako przyjaciele.
Zaraz po tym, jak Neil wrócił do swojego pokoju przebrany w inne ubranie niż piżama, dziewczyna opowiedziała mu o nowo przybyłej Clary.
— To niezbyt mądry pomysł, żeby opuściła wasz dom — zauważył blondyn, przeczesując dłonią włosy. — Clave może się o wszystkim dowiedzieć. A wtedy wtopa.
— Tyle to i ja wiem, Neil — Melissa wywróciła oczami. — Trudno będzie ją zatrzymać, skoro ona tak bardzo chce się zobaczyć z tym Jacem. I załatwić tą sprawę, z którą tu przyjechała.
Szatynka nawet się nie spodziewała, jak bardzo prorocze były jej słowa, gdyż po powrocie do domu zastała zmartwioną mamę, która wyjaśniła jej, że Clary uciekła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro