XVI
Także ten rozdział jest dłuższy, ale całkiem ważny i no, trochę się tutaj (trochę/dużo) dzieję xD
Tak wql to dzisiaj jest 14.11 :))) Heh, heh, nikt nie wie o co chodzi, ale ja wiem :)))) Ania, kc za pokazanie mi tego teledysku <3
----
Nie wiedziałem jak wyrazić swój zachwyt, co do wczorajszego wieczoru. Harry zabrał mnie na randkę, pierwszą, pierwsiejszą randkę. Nie było to ani zwykłe spotkanie towarzyskie, ani kumpelski wypad, to zdawało się być czymś zupełnie odmiennym. Loczek trzymał moją głowę na swoich udach, przeczesując włosy swoją ręką, tak, że czułem przyjemne mrowienie. Chłodny wiatr muskał moje policzki, a mimo jesieni nadal mogliśmy bezkarnie położyć się pod naszym ulubionym, zaczynającym zrzucać liście, drzewem. Harry mnie pocałował, głęboko i z przekonaniem, co różniło się zupełnie od wcześniejszych całusów, nie byłem pewien, czy była to zasługa samej techniki wykonania, czy może namiastka chemii, która podjudzała nasze emocje, tak, aby stawały się bardziej słyszalne, sugestywne oraz niespotykanie silne. Aby przekrajały nasze ciało wzdłuż i wszerz, może niekiedy nawet tamując drogi oddechowe, tym samym trzeźwe myślenie. Orientowałem się w sprawie, iż miłość może być głupia, bo poniekąd jest. Ślepa, głupia i zazwyczaj w późniejszych etapach boląca, ale dlaczego miałbym siedzieć pod kloszem, unikając jej jak ognia?
- Louis, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Pan Martinez krzyknął z końca sali, na co lekko spłoszony odwróciłem głowę. - Dwadzieścia pompek za karę! - było ostatnimi słowami, jakie usłyszałem, kiedy cała klasa wychodziła z sali gimnastycznej.
Jedna, dwie, trzy, spojrzałem, że nauczyciel również wychodzi, dwadzieścia. Całkiem nieźle mi poszło, jak na nowicjusza w kłamania, co do ilości pompek. Jako ostatni wyszedłem z sali, a mój brzuch dziwnie się spiął. Nie miałem pojęcia, że zaledwie cztery (z punktu widzenia nauczyciela – dwadzieścia) brzuszków, może tak bardzo odnieść się do moich wnętrzności. Ignorując dziwne uczucie, wszedłem do męskiej szatni. Na starcie zaatakował mnie męski dezodorant, którym psikał się Niall, ale nie trafiając w pachę, wycelował prosto w moje oczy. Kurwa, cóż za szczęśliwy dzień.
- Jezus, Louis – chłopak jak oparzony zjawił się przy mnie, kiedy mocno zacisnąłem powieki, czemu towarzyszyło chlipanie z nosa. Czułem jakby moje oczy były wypalane, albo bezustannie dźgane malutką igiełką. - Kurwa, przepraszam, stary. - Niall trzymał kurczowo moje ramię, a mimo że nie widziałem, co się dzieję wokół, poczułem jak blondyn wyprowadza mnie z szatni. - Pójdziemy do pielęgniarki po kropelki.
Droga nie była zbyt zawiła, dlatego, że gabinet mieścił się tuż obok hali. Mała klitka, pachnąca starą Panią Grand, zazwyczaj zapach truskawek i podstarzałego ciała. Jakby gdzieś w szafie mogła schować wisielca, zwierzęce zwłoki, albo tonę spoconych koszulek chłopców po wfie.
- Uhm, dzień dobry – Niall przywitał się, jak należy, kiedy ja powoli otworzyłem oczy. Obraz był lekko zamazany, może pochyły, a obwódki w moich oczach na pewno były poczerwieniałe. - Prysnąłem koledze dezodorantem w oczy.
Pielęgniarka nie była zaskoczona, szczególnie, dlatego, że Irlandczyk miał dużo podobnych sytuacji. Przykładowo, kiedy to wymienił się kanapki z Rodreagan'em, mówiąc, że w swojej ma szynkę, jednak było tam masło orzechowe, na które młody futbolista miał uczulenie. Albo, kiedy to niechcący zabrał kurtkę pana Liam'a z szatni, aby następnego dnia przyjść w niej do szkoły i opowiadać dzieciakom, jak wspaniałą noc spędził z młodym nauczycielem, nie szczędził szczegółów.
W końcu jednak Pani Grand dała mi obiecane krople, a moje pole widzenia stopniowo się poprawiało. Jednak zaczynałem się bać o Niall'a, to był zwykły spryskiwacz, a on nie miał w nim cela. Co będzie, jeśli blondyn nabierze ochoty na „coś" z Liam'em? Spudłuje i nici z Liam'owego kutasa.
- Jeszcze raz przepraszam, Lou. – weszliśmy do pustej szatni, gdzie jeszcze tylko my zostaliśmy do przebrania się.
- Nie ma sprawy, to nic takiego. - uśmiechnąłem się z grymasem w stronę Niall'a i naprawdę miał to być solidnie miły uśmiech, jednak prawdopodobnie grymas na nim przeważył, bo na twarzy blondyna pojawiło się spięcie.
Po kilku minutach zostałem sam. Cztery ściany, rzędy szafek, kilka ławek oraz ja, pośród niczego, co miałoby życie. Westchnąłem cicho, zatapiając twarz w dłoniach. Uśmiech zalał ją pędem, kiedy tylko mój umysł ogrzały wspomnienia z wczorajszego wieczoru.
Ja, Harry i nasze drzewo.
Ja, Harry i pocałunki.
Ja, Harry i przytulanie.
Ja i Harry.
Mimo wielkiego głodu, jakim był apetyt na Styles'a, w końcu nie spotkałem się z nim na tejże przerwie, za pewne z powodu, iż chłopak jest zbyt troskliwy. Gdyby tylko zerknął na moje poczerwieniałe oczy, chciałby dzwonić na 911, powiadomić moich rodziców, wezwać dyrektorkę, a na końcu włączyć alarm zagrażający życiu i bezpieczeństwu kraju. Widok zmartwionej twarzy mojego ... znaczy, Harry był rozczulający. Mała żyłka wyskakiwała na jego czole i pulsowała, coraz szybciej i szybciej, aż napięcie nie opadło, aż Harry nie pociągnął swoim zadartym noskiem na znak, że wszystko jest pod kontrolą. Za to go kochałem.
Szybkim ruchem sięgnąłem po swój plecak i zacząłem się oddalać w stronę drzwi. Nagle coś upadło na ziemię, a cichy plask odbił się od czterech, zimnych, jak góry lodowe, ścian. Odwróciłem się na pięcie, zerkając na owy przedmiot.
Książka, dokładniej od matematyki. Podniosłem ją z lekkim zamyśleniem, widząc, że jest moja, ale było w niej coś, czego wcześniej nie posiadałem. Napisy, kilka niestarannie napisanych słów na okładce. Zacząłem czytać na głos:
- Obciągnij mi. - wydobyłem z siebie, coś a'la skowyt, może rozdrażnione brzmienie, Natychmiast odkaszlnąłem. - Puszczalska dziwka. - nawet nie zorientowałem się, kiedy zacząłem szeptać przy ostatnim słowie „dziwka".
Wpatrywałem się na cztery słowa, dwa stwierdzenia. Dzieliłem na sylaby każdy wyraz, a moje oczy zaczęły piec, co raczej nie było spowodowane dezodorantem Niall'a, który pod wpływem specjalnych kropelek, już dawno się rozpuścił.
Kto mógł napisać mi takie świństwa, do tego długopisem? Będę musiał to zamalowywać, albo zdzierać okładkę. Przekręciłem książkę, lustrując tylną wzrokiem.
Od ilu centymetrów przyjmujesz? Xoxo
Gula w moim gardle zaczęła rosnąć, a oczy podpiekały z sekundy na sekundę coraz intensywniej, aby potem z nich wylały się łzy, ciężko spadające na podłogę, jak naboje. Bez jakiegokolwiek krzyku rozpaczy, wepchnąłem książkę do plecaka, pomiędzy Hamletem a językiem polskim, aby następnie opuścić szatnię i pognać do łazienki.
***
Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką mazgają jestem, póki nie zobaczyłem siebie, przed lustrem, w całej swojej niedoskonałości. Zaczynając od mokrej, dziecięcej twarzy, która wyglądała co najmniej jak po maratonie, przez czerwone policzki, a kończąc na dłoniach trzymanych przy krańcach zlewu, małych, obskubanych ze skórek oraz wyraźnie niekształtnych. Tak, dłonie także mogą być niekształtne, szczególnie, kiedy nie pasują do reszty ciała, jak moje.
Ściskałem mocno krańce zlewu, z opuszczoną głową płacząc, kiedy ktoś wszedł do łazienki. Przestałem chlipać.
- Hej, skarbie. – usłyszałem, i czy naprawdę teraz musiała przyjść tutaj osoba, której tak bardzo nie chcę widzieć. - Hej, hej, coś się stało? - Harry położył dłoń na moje plecy, na co wstrzymałem oddech. Wręcz natychmiastowo przestałem szlochać i z uśmiechem, odwróciłem się w jego stronę.
Był piękny. Szerokie ramiona, wąska talia, szczupłe nogi, duże dłonie oraz piękne, jak z bajki, loki, okalające jego głowę. Chłopak, co prawda nie chodził już do szkoły, tym bardziej do tej. Jedynie pracował. Miał już 19 lat, także zdał maturę tym samym teraz zarabiając na wymarzone studia, na które zresztą się dostał. Miał nadzieję, że od następnego roku, będzie mógł swobodnie zacząć naukę w Phoenix.
- Uh, to tylko Niall, spryskał mnie dezodorantem w oczy. - zaśmiałem się imitując dobry humor. Nie byłem idealnym kłamcą, ale zawsze jakoś to działało na Harrego.
- Oh, jezu, czemu to musi być taka pierdoła. - loczek puścił mi oczko. - Mam dla Ciebie kawę. - uśmiechnął się, a ja z wdzięcznością wziąłem od niego kubek gorącego błogosławieństwa. - Wiesz, teraz pracuję w tym Starbucksie obok Twojej szkoły. Jest fajnie, bo mogę przychodzić tutaj na Twoich przerwach i spędzać trochę czasu z Tobą. - pogładził dłonią mój policzek, przy okazji ścierając napotkane łzy. Ten dotyk umożliwił mi całkowite zatracenie się w silnych uczuciach do jego osoby.
- Uhm, mam teraz biologię, możemy pójść do łącznika i się trochę poprzytulać? - zabrzmiało bardziej pytająco, aniżeli miało, jednak Harry bez zastanowienia, przyciągnął mnie do siebie i zaprowadził w znane mu miejsce.
Nie powiedziałem Harremu o tych napisach, ponieważ nie była to wielka rzecz, jednak zastanawiałem się, kto i (przede wszystkim) dlaczego napisał mi tak wulgarne rzeczy? Czy to był rodzaj prowokacji, czy czegokolwiek?
***
Trzy dni później znowu nadeszła pamiętna lekcja wfu. Pan Martinez podzielił nas na trzy zespoły do grania w siatkówkę.
- Horan, Mendes i ten, no, azjata – wskazał palcem na Cal'a, który równie zażenowany wysunął się na środek. Doszedł do nas jakoś miesiąc temu. Był cichy i spokojny, ale nielubiany przez swoją odmienność. Sam byłem gejem i nieraz musiałem liczyć się z różnymi opiniami innych osób, którym postanowiłem to wyznać, więc poniekąd znam jego sytuacje. Jednak Calum był chłopcem naprawdę przystojnym, czarne jak węgiel włosy, dobra budowa ciała, poza tym totalnie wymiatał w siatkówce, ale wstydził się wykonać najlepsze podania, czy wybicia, ponieważ każdy patrzył z pogardą. Lubiłem go i czasami nie przeszkadzało mi, jak bardzo hipsterski się wydaję. Może nawet lubiłem go jeszcze bardziej za to.
- Hood, nazywa się Hood. - uśmiechnąłem się w stronę nauczyciela, który uznał moją wypowiedź za błazenadę w jego kierunku, więc po raz kolejny musiałem zrobić pod koniec lekcji dwadzieścia pompek.
Zostałem wybrany przez Calum'a, który jako pierwszy mógł wskazać jednego z nas. Padło na mnie, choć wiedziałem, że nie było to spowodowane moim doświadczeniem w tej dyscyplinie, a jednak zaufaniem, które budziłem do młodszego chłopca. No tak, nie wspomniałem, iż Cal jest o rok młodszy, jednak przeskoczył klasę.
Niestety do naszego zespołu trafiły same dupki, które mówiły, że koniecznie chcą być w tym zespole, jednak jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy dlaczego.
Ciągłe dotyki, pogwizdywania oraz brzydkie słowa leciały w moją stronę, szybciej niż piłka od siatkówki, a nawet dużo boleśniej, aniżeli trafiłaby mnie w twarz.
- Kogo masz jeszcze na swojej liście do pieprzenia, Louis? - Dylan, mój rówieśnik, zadał kolejne obraźliwe pytanie, przygotowując się do zagrywki.
- Dlaczego pytacie o takie rzeczy? Nie rozumiem tej całej szopki. - fuknąłem, stojąc w pozycji przygotowawczej na odebranie piłki. - Dlaczego ja jestem waszym obiektem żartów?
- Bo się puszczasz, jak szmata i każdy to wie. - chłopak zaćwierkał mi wprost do ucha, kiwając na znak, że teraz kolej drużyny przeciwnej na zagrywkę. Po tym jak odbiłem, spojrzałem na Dylan'a, który zrozumiał, że nic z tego nie rozumiem. - Zayn Malik, kojarzysz prawda? - zaśmiał się szyderczo. - Zresztą dlaczego pytam, na pewnie znacie się dogłębnie.
O mój pieprzony Boże.
Zabiję go.
Jak on mógł zrobić mi coś takiego? Pieprzony gnojek, nienawidzę tego skurwiela tak bardzo.
Kiedy piłka nadleciała w stronę Calum'a ten z przerażeniem na nią patrzył, a ja nie mając, gdzie wyładować swojej frustracji, odepchnąłem go, tak, że ten upadł, a następnie wyskoczyłem robiąc idealnie wcięcie po skosie.
Odszedłem z miejsca Calum'a, nawet go za to nie przepraszając. Byłem zbyt zły, zbulwersowany, świadomy, aby myśleć o czymkolwiek innym niż udupieniu tego małego gnojka. Przecież on, do cholery jasnej, rozpowiedział całej szkoły, że z nim spałem, chociaż z jego ust za pewnie brzmiało to jak: „No wiecie, Louis chciał dać mi dupy, no to z błogą łaską go przyjąłem, niech już przynajmniej dziewicą nie będzie".
A co jeśli Harry się o tym dowie? Kłamstwo za kłamstwem depczą mi po piętach, a moje oczy zalewa fala ciemności, kiedy ktoś wykonuję silną zagrywkę, a piłka z impetem wpada na mój brzuch, tworząc długi krzyk w moim gardle. Jest przeciągły i wypełnia całą salę, ale tuż po nim, tracę siły na nogach i upadam. Zaczynam wierzgać, a kilka chłopców podbiega do mnie, gdzie najbardziej widoczny jest Horan, który podtrzymuję moje plecy.
***
Zaczynam płakać, kiedy Niall odprowadza mnie do szatni. Sadza mnie na ławce i podwija koszulkę. Czuję jak nieprzyjemnie muska swoimi palcami w miejscu bolącym.
- To nic takiego. - stwierdza po chwili ciszy, jaka dobija mnie w tym zamieszaniu. - Może będziesz miał siniaka, ale, cholera Louis, to brzmiało, jakbyś złamał sobie nogę, a nie nabił guza na brzuchu. - przeczesał moje mokre od potu włosy dłonią. Po chwili nie wytrzymałem. Wypuściłem z siebie wszystko, płacz i histerię. Horan przyciągnął mnie do swojego boku i uspokajał. Jak dobrze było mieć prawdziwego przyjaciela. - Hej, bobciu, co się dzieję? - zachlipałem z lekkim śmiechem słysząc słowo „bobciu" wychodzącego z jego na domiar wulgarnych ust. Pomyśleć, że nocą krzyczy nimi imię Liam'a, a rano mówi nimi matce, że ją kocha. Ohyda.
Wtuliłem mokrą od łez twarz w szyję Niall'a, zaciągając się jego obrzydliwym zapachem. Pachniał jak Nandos, zmieszane z mięsem drobiowym, potem i truskawkami. Nie chciałem mu tego mówić, ale jedzenie Nandos na śniadanie nie koniecznie dobrze wpływa na jego zapach z buzi.
- N-niall, czy ty wiesz, co oni o mnie mówią? - zachłysnąłem się powietrzem w środku zdania, ale chłopak nie drwił ze mnie, po prostu słuchał przytulając. - O tym, że ja, ż-że j-ja i on, my to robiliśmy.
Niall uśmiechnął się lekko.
- To, że ty i Harry uprawialiście seks, to nic złego. Myślisz, że Ci goryle tego nie robili?
Niall nie wiedział. Nie miał zielonego pojęcia jak podłym i zakłamanym człowiekiem jestem i jak bardzo powinien mnie nienawidzić, jak reszta.
Opowiedziałem mu o tym, na spokojnie z pociąganiem nosa. Mimo hałasu, który powstał po naszym wyjściu, dalej spowiadałem się u Niall'a, jakby to miał być ostatni raz. Nawet do końca nie wiedziałem, dlaczego zataiłem dla siebie głaz, który ciążył na mnie, podczas gdy posiadałem kogoś takiego jak Horan, najlepszy przykład przyjaciela. Budził wokół swojej osoby okrąg zaufania, istnej studni, która chowa sekrety, przynajmniej moje. Chciał dla mnie jak najlepiej, domagał się tego, a te cechy budziły w nim respekt.
- Nie mogę w to uwierzyć. - chłopak potrząsnął głową, przytulając mnie ciaśniej do siebie. Po opowieści, na moje nieszczęście nie fikcyjnej, przestałem siorbać nosem, jakby to miało w czymś pomóc. Łzy były jedynie czymś do rozładowania, ale nie do końca. Służyły mi jako coś zbędnego, ale jednak wypuszczałem je na światło dziennie, bez możliwości decyzji o tym. Coś jak odruch nerwowy. - Boże, Louis, może byłeś głupi, ale ten dupek, kurwa mać! - chłopak wstał i uderzył nogą w jedną szafek. Padło na półkę Calum'a, której dolna część lekko wgniotła się u dołu. - Słuchaj, jeżeli ktokolwiek będzie Ci jeszcze dokuczał, musisz iść do dyrektorki. Po lekcjach znajdę Zayn'a i ...
- Nie! - złapałem chłopca za nadgarstek, który wydawał się jeszcze bardziej chudszy od mojego. Niall był naprawdę szczupłym chłopcem, o wręcz wątłej budowie. - Nie chcę tego tak załatwić. Chcę sam z nim porozmawiać, żadnych osób w zanadrzu, okej?
Blondyn mruknął coś pod nosem, ale ostatecznie zgodził się. Gdy już mieliśmy wychodzić z szatni i wrócić na wfu, coś mnie strzeliło. Nie, nie była to piłka, ani karabin, coś zupełnie odrębnego. Złapałem się za brzuch, Niall zobaczył ten gest i wygiął brwi. Niespełna kilka sekund potem wbiegałem już do łazienki tuż obok szatni, gdzie zwróciłem dzisiejsze śniadanie do sedesu. Nie wiedziałem, co zupełnie mi jest. Czułem niespotykane dotąd uczucie w brzuchu, ale poniekąd miałem świadomość, że może być to zwykłe zatrucie pokarmowe, tylko czym?
***
- Uuu, czyżby nie smakowała Ci sperma Zayn'a? - któryś z chłopców zaśmiał się do mojego ucha, kiedy wszedłem do szatni. Najpewniej trener powiedział im, że wymiotowałem.
Udawałem, że ignoruję tę obelgę, choć naprawdę zaczynały boleć mnie te słowa. Horan od razu przystąpił do akcji i walnął Dylana z tyłu głowy.
- Mam Ci przypomnieć, że Twoja dziewczyna się puszcza z jakimś hipsterskim czarnuchem z uniwerku? - Niall zadał pytanie, po którym Dylan zaczął mniej wierzgać słowami.
Nawet pożegnał się ze mną, kiedy wychodził. Niall był najlepszym przyjacielem i oparciem, nawet nie mówcie, że nie!
Po skończonym wfie przebrałem się w normalne ciuchy, stając przy Niall'u. To było kategorycznie dziwne, że mój przyjaciel wiedział o tym, a mój ... znaczy Harry nie. Ugh, to naprawdę upierdliwa i nieznośna sprawa, kiedy nie mogę go nazwać moim chłopakiem. Nie mam bladego pojęcia, czy to ze względów jakiejś moralności, czy może, iż faktycznie musimy siebie zapytać o „chodzenie", ale jakby to brzmiało? „Hej, Harry, w ogóle to mogę mówić na Ciebie mój chłopak, bo nie chcę za każdym razem w towarzystwie innych mówić na Ciebie 'Harry', albo 'mój przyjaciel', kiedy wsadzałeś we mnie swojego kutasa, a potem całowałeś w usta, nie żeby to miało jakieś znaczenie."
Szczerze powiedziawszy bałem się, że Harry może już wiedzieć coś w tej sprawie. Jak podle można by się poczuć, dowiadując się, że Twój „chłopak" (niepełnoprawny) tydzień wcześniej bzykał się z Twoim wrogiem, a potem powiedział Ci, że to jednak ty odebrałeś mu dziewictwo? Absurd i absurd, co wybierzesz najpierw? Jak wyścig szczurów, tylko w klatce, małej, ciasnej, dusznej i kurczącej się klatce.
Nie powiem o tym Harremu. Nie powiem mu o tych całych prześladowaniach, po prostu zaczekam na odpowiedni moment i mu to wszystko powiem. Tylko muszę zwalczyć te cholerne zatrucie pokarmowe, które doprowadza mnie do jeszcze głębszych wyrzutów sumienia.
***
Szedłem długim korytarzem z chęcią wydostania się z budynku. W końcu musiałem pójść na uczelnię Zayn'a, który wybrał studiowanie w tym mieście, i wyjaśnić z nim kilka kwestii. Niall protestował; ciągnął mnie za rękaw, wykręcał nadgarstki, burczał i mruczał pod nosem, jak bardzo ta akcja jest niebezpieczna. Malik to nie jest agent 007, ani przywódca londyńskiej mafii, więc w czym problem? Nie było czasu do stracenia, więc czym prędzej przedzierałem się przez szkołę, aż do wyjścia. Moje nogi pokonywały odległość długimi, sprężystymi susami, jakby gotowe na konfrontacje z Zayn'em.
Kiedy znalazłem się na ostatniej prostej coś we mnie uderzyło, a mianowicie loki, długie, gęste jak diabli loki. Szampon lawendowy, odżywka i nie czasami utrwalacz.
Cholera.
Za późno, zauważył mnie, nie ma drogi wyjścia.
- Hej, Lou! - chłopak przytulił mnie na powitanie, co oddałem z udawanym uśmiechem. Do diabła, miało Cię tu nie być, Harry. - Pomyślałem, że może chciałbyś pójść teraz do kina, grają „1000 pocałunków w Paryżu". Tam jest Twój ulubiony aktor! Tak, wiem, że szalejesz na punkcie mięśni brzucha Tyler'a Hoechlin'a. Będziesz mógł je oglądać w 3D! - Harry zaśmiał się wariacko, a jego czubki butów lekko zahaczyły o moje.
Po chwili jednak Harry spostrzegł, że wyglądam mizernie, ponieważ wziął moje policzki w swoje dłonie i zaczął lekko masować. Potem dał mi krótkiego całusa w policzek i pozwolił do siebie przytulić.
- Chcesz go jeszcze przytulać, Styles? - ktoś krzyknął, a po moich plecach przeszły ciarki. - Nie brzydzi Cię, ile tymi ustami połykał spermy?
Powoli zamknąłem powieki, ciaśniej wtulając się w ciało chłopaka. Bałem się, że jeżeli oddalę się od niego choćby na milimetr, zobaczę jego twarz. Pełną rozczarowania i goryczy, smutku i żalu, nie pełną miłości do mnie, a zwykłe obrzydzenie.
- Louis, o czym oni mówią? - Harry szepnął, widząc jak kilku chłopców zaczyna posyłać agresywne słowa do trzęsącego się z emocji chłopca, do mnie.
Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Powiedzieć prawdę, już, teraz, podczas, kiedy oni besztają mnie, czy uciec.
- Harry, ile razy Louis Ci dał dupy? Ile bierze za godzinę?
Łzy toczyły się otwarcie z moich oczu, a Harry jakby słysząc moje szlochanie, zacisnął mnie wokół siebie mocniej. Już zaczął do nich cisnąć jakieś obelgi i sarkastyczne wywody, kiedy ja wyspowodziłem się z jego objęć i zacząłem pędzić przed siebie. Czułem jak ciężko biegnę, szybko opadam stopami na grunt, dyszę.
Obciągnij mi.
Puszczalska dziwka.
Ile bierze za godzinę?
Kiedy dotarłem do drzwi wyjściowych, chciałem obejrzeć się za siebie, ale moje płuca były jakby zatkane, stres był w każdym zakamarku mojego ciała, czułem jak organizm odmawia pracy nad kolejną czynnością. Kwestią czasu było upadnięcie i strata przytomności.
----
Dziękuję za wszystko <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro