Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Harry – 8 lat

Louis – 6 lat

Niski szatynek przeżywał naprawdę wielki bunt odnośnie tego, iż jego rodzice zmienili miejsce zamieszkania. Co prawda, ich stary dom był zaledwie kilka przecznic dalej, ale dla Louis'a to i tak był powód do niepokoju. Przecież w tamtym miejscu zdążył się zakolegować z innymi chłopcami. Co ma począć, kiedy jego jedynym przyjacielem w nowym środowisku jest miś o połowie jego wielkości, mający imię Teodor. W sumie, naprawdę go lubił, jednak myśl, że ten pluszowy, biały miś może być jego jedynym kolegą, przerażała go.

- Mamo, ja się boję. – chłopiec zmrużył oczy, widząc duży plac zabaw, który stanowczo zrażał go do siebie. To wszystko było po prostu zbyt przytłaczające dla małego, sześcioletniego chłopca jakim był Louis.

Jey, matka szatyna, wzięła go za rączkę i przeprowadziła przez bramę do piekieł, jak Louis uważał. Potocznie było to nazywane „placem zabaw", ale kto by się połapał.

- Kochanie, musisz poznać jakiś kolegów. Już niedługo idziesz do szkoły – westchnęła, palcami dotykając skroni swojej głowy – Nie chcę żebyś był sam jak palec, rozumiesz to dla Twojego dobra.

Na końcu swojej wypowiedzi posłała mu łagodny uśmiech, który młodszy Tomlinson lekko odwzajemnił. Jego rączka bolała od zbyt ciasnego ściskania misia, ale to nie było aż takie ważne, kiedy zdał sobie sprawę, że jego matka zasiadła na ławeczce. To ten czas, kiedy Louis musi się oddalić i iść na jakąś „atrakcję". Chłopiec przełknął ciężko ślinę i zaczął iść w stronę kolorowej zjeżdżalni.

- Zostaw miśka. – mama powiedziała, opierając plecy o siedzenie ławeczki.

- T-teodor idzie ze mną. – chłopak ścisnął misia w rączce i pobiegł do jednej zjeżdżalni.

Było całkiem fajnie. Znaczy, Louis wciąż był samotnikiem na tym placu zabaw, ale nie było tak źle. Huśtał się z Teodorem, zjeżdżał z nim i wspinał się na wysoką wieżyczkę. Ten plac nie był nudny, chociaż matka Louis'a martwiła się, że ten nie znajdzie przyjaciół jak zrobił to w dawnym środowisku. W końcu chłopak na tyle znudzony, poszedł do piaskownicy, biorąc z torebki mamy kilka foremek, wiaderko i łopatkę.

Louis był naprawdę uroczym chłopcem. Jak na swój wiek nie był ani tęgi, może jedynie troszkę pulchniejszy na udach, co martwiło wiele osób, mówiąc, że może wyrosnąć z niego chuchro, ale szatyn nie chciał się tym przejmować. Jego uda były troszkę grubsze, więc zadowalał go ten fakt. On miał tylko sześć lat, wygląd stanowczo go nie obchodził, a jedynie dobra zabawa.

Chłopak zobaczył jak jego mama wychodzi za bramę parku z telefonem w ręce. Chłopiec wiedział, że pewnie ktoś do niej zadzwonił, więc wolała olać swojego syna i zostawić go samego na środku placu, gdzie także siedziały inne, podejrzane dzieci.

- Hej, ty! - ktoś krzyknął za nim, kiedy chłopiec klepał babkę z piasku, a misia trzymając pod pachą. Nie był ufny w stosunku do tego miejsca, dlatego bał się zostawić Teodora samego. – Szczylu! - chłopak odwrócił się za niemiłym słowem posłanym w jego stronę. Nie wiedział, dlaczego obca osoba bez przyczyny wyzywa go. – Och, księżniczka się w końcu odwróciła.

Za chłopcem stało trzech innych. Na pewno byli starsi od Louis'a, a to jak go obrażali nie wróżyło dobrze. Tomlinson zatrząsł się, kiedy któryś ze starszaków złapał za jego ramię, stawiając przerażonego chłopca do pionu. Jego ręka niebezpiecznie mocno ściskała Teodora.

- Jak tam gówniarzu? - jeden z nich zapytał. Louis myślał, że to on był tym liderem. Miał na sobie markowe ubrania i wyglądał na 9 lat. Ważnym szczegółem jaki Tommo zauważył był złoty wisiorek z napisem „Malik". Koło niego stali dziwni chłopcy. Jeden z nich miał kręcone, ciemne blond włosy, a drugi był nijaki, znaczy wyglądał przeciętnie.

Louis zastanawiał się, skąd ten cały, jak myślał, Malik, zna tak brzydkie słówka jak „gówniarz". Mama nie byłaby dumna z Lou, kiedy użyłby takiego przezwiska, ba, chłopiec nie użyłby w życiu żadnego przezwiska. To okrutne!

Nagle poczuł jak starszy łapię za jego szyję, podduszając go, a chłopa staję na palcach łapiąc znikający tlen. Przymyka powieki i drży, kiedy ktoś próbuję odebrać mu misia z rąk.

- Zostawcie go! - Louis krzyknął w stronę swojego misia, nie puszczając go z rąk, a ostatki tlenu w jego mózgu, naprawdę nie pomagają – Proszę. – wydusił, kiedy dłoń zniknęła z jego szyi.

- Bierzemy miśka i spadamy, układ stoi bekso? - Louis zaczął brać głębokie hausty powietrza, kiedy poczuł ulgę na swojej szyi, a po jego policzkach stoczyły się ciężkie łzy. Nie chciał oddawać Teodora.

- N-nie – wychlipał, kiedy Malik zabijał go spojrzeniem, doszczętnie rujnując nadzieję chłopca na dobre życie w nowej dzielnicy.

- Coś ty powiedział, szczylu?! - mulat był gotów znów złapać za szyję Louis'a, który konał z płaczu, kiedy ktoś powstrzymał jego dłoń.

- Zayn, weź odejdź od niego, co? Nie musisz być szatanem w każdym wcieleniu.

Louis usłyszał kilka przekleństw uciekających z ust mulata, a już po chwili był sam, no, nie do końca, Kiedy łzy odpłynęły z jego oczu, chłopak mógł zobaczyć swojego wybawcę. Krótkie kędziorki, dosyć wysoki i na pewno starszy od Louis'a. Miał na sobie obdartą koszulę i parę pobrudzonych trampek. Wydawał się dużo bardziej przyjazny niż mulat.

- Nic Ci nie zrobił? - chłopak zapytał się Tomlinson'a, który osłupiony patrzył się w kolor zieleni, wylewający się z oczu kędziorka. Śmieszne to brzmi, kędziorek. Uśmiechnął się na to wyobrażenie, że ktoś może krzyczeć na tego, co najwyżej 8 – letniego chłopca, kędziorek – Czemu się śmiejesz? - zapytał głupio, widząc ogromnego banana na twarzy Louis'a, który wyobrażał sobie, czy ten chłopiec naprawdę ma na imię Kędziorek.

- Nic mi nie jest. – odpowiedział bardziej pewny siebie, patrząc ukradkiem na swojego misia, który cały i zdrowy, znów był w jego malutkiej rączce – Dziękuję. – nieśmiałe spojrzenie w oczy Kędziorka było dosyć głupią decyzją, ze względu tego, że Louis po prostu się bardzo zarumienił. Wyglądał jak pomidorek.

- Nie ma sprawy. Zayn nie jest fajnym chłopcem. – Kędziorek uśmiechnął się, a rząd jego zębów olśniewał Louis'a. Tomlinson zazdrościł mu tego. Jego zęby były całkiem proste, natomiast te Louis'a nie były tragiczne, ale nie były też idealne. Cóż, jest dopiero 6 – letnim chłopcem, może jego krzywe zęby się zmienią?

- Uhm, jestem Louis. – Tomlinson podał rękę Kędziorkowi, który przyjął ją – Nazywasz się Kędziorek?

Brunet zachichotał, zakrywając dłonią buzię, tak, że Lou nie miał wglądu na jego piękny zgryz, więc zasmucił się odrobinę. To nie tak, że miał jakiś dziwny fetysz na punkcie ładnych ząbków, jednak lubił je oglądać, wydawały się idealne.

- Nie nazywam się tak! - chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, a Louis zobaczył, że w jego policzkach robią się malutkie dziurki. Chciał je dotknąć. - Jestem Harry, a teraz chodź ze mną, za to, że uratowałem Ci misia.

***

Harry zaprowadził chłopca do Narni, no prawie. Była to mała skrytka pomiędzy drzewami. Chłopcy usiedli pod jednym, najgrubszym drzewem, opierając się o pień. Louis naprawdę czuł się dobrze. Piękny las, światło słoneczne, które zakłócały liście oraz jego nowy 'kolega', który odprężony, siedział oparty o korę, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Czemu się uśmiechasz? - Louis pyta odrobinę zdezorientowany. Czy Harry się śmieję z niego?

Kędzierzawy popatrzył na małego Lou, który z kolanami przyciągniętymi do brody, także wpatrywał się w swojego kolegę.

- Można powiedzieć, że od teraz jestem Twoim prywatnym ochroniarzem – zarechotał, co Louis zawtórował. Cóż, Tomlinson naprawdę chciałby mieć osobę, która go obroni, a ta opcja była naprawdę kusząca.

- Obiecasz mi to?

Harry zmarszczył brwi, wyginając je w komiczny sposób, przez co Louis znowu się roześmiał.

- Co mam Ci obiecać?

- Że będziesz mnie bronić, jako mój własny ochroniarz i będziesz się mną opiekował.

Harry zagryzł wargę.

- Obiecuję.

Louis uniósł podbródek.

- Na mały paluszek? - zapytał, unosząc najmniejszy palec do góry.

Harry delikatnie splótł ich dwa, najmniejsze palce.

- Na malutki paluszek.

---

Okładka jest tymczasowa.

A więc startujemy z nowy FF o Larrym, które będzie się pojawiać, miałam nadzieję, że co tydzień, dlatego, że początkowe rozdziały będą troche dłuższe. Jednak po pierwszych około 10 rozdziałach, może będę dodawać szybciej, dwa razy w tygodniu :)

Plus, to jest MPREG! Chłopak w ciąży :)

To FF będzie zawierało miłość i stosunek męsko - męski, mpreg, przekleństwa oraz sceny przemocy. Jeśli Ci to nie odpowiada, z całym szacunkiem możesz po prostu tego nie czytać ^^

I jeszcze jedno, mpreg zacznie się jakoś koło 10 (?) rozdziału, więc jakby co 10 to jest mniej niż połowa, jak myślę, więc spokojnie xD

Na początku przy każdym rozdziale będzie podawany wiek Lou i Hazzy, dlatego, że będą powoli dorastać i zmieniać się z wiekiem.

Rozdziały będą pojawiać się w weekendy, jeżeli będę chciała to dam dwa, trzy w jednym tygodniu. JEŻELI BĘDĘ CHCIAŁA :)

Dziękuję i miłej nocy/dnia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro