Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

Harry – 10 lat

Louis – 8 lat

Louis

Dzisiaj po powrocie do domu nie byłem, aż tak zmęczony jak zazwyczaj. Cóż, zapewne teraz, jak w każdy normalny piątek, siedziałbym na kolanach Hazzy, który opowiadałby mi jakieś śmieszne historie, oczywiście zakończone morałem. Jednak tym razem było inaczej. Mój tata zgodził się, aby Harry mógł u nas zanocować. To niesamowite. Będziemy mogli oglądać Avengers'ów do późna i nie kłaść się jak te wszystkie nastolatki. Znaczy, my już nie jesteśmy mali, przecież mam już prawie 8 lat, a Harry 10. Dorastamy.

Po wejściu do domu, od razu rzuciłem plecak w kąt i pognałem do kuchni. Wyjąłem z szafek wszystkie rzeczy przygotowane na dziś wieczór, czyli chrupki, chipsy, ciasteczka, ogółem mówiąc, łakocie. Harry na pewno się ucieszy, nie bardziej niż ja, ale i tak bardzo. Wziąłem wszystkie rzeczy w swoje małe rączki i szedłem powoli po schodach, aby niczego nie upuścić.

- Woah! - tato krzyknął z uśmiechem, widząc jak nieporadnie wspinam się po schodach, a moje butki ślizgają się niestabilnie. – Żołnierzu, co tak dużo jedzenia? Taki głodny jesteś? - zaśmiał się, na co próbowałem zawtórować, ale moje uda trzęsły się od próby utrzymania stabilizacji.

W końcu tata zabrał ode mnie kilka paczek chrupek i żelków, tych które Harry lubi najbardziej i pomógł mi to wnieść na górę.

- Harry dzisiaj u nas nocuję, nie pamiętasz? - sapnąłem cicho, kiedy w końcu dotarliśmy na piętro, wchodząc do mojej sypialni. – Będziemy to jeść dzisiaj w nocy.

Phil, mój tata, uśmiechnął się, stawiając wszystkie przekąski na stoliku nocnym i obok niego, ponieważ nie wszystko się zmieściło.

- A rodzice Harrego się zgodzili? - przytaknąłem szybciutko głową, zdejmując spodnie, na co mój tata wytrzeszczył oczy. – Po co zmieniasz spodnie, te były dobre.

Przełykam ślinę, patrząc na niego z ukosa. Faktycznie, to dziwne, że specjalne dla Harrego chcę nałożyć „te lepsze" spodnie.

- Uhm, masz rację.

W końcu decyduję się i zamiast moich „lepszych" spodni, zakładam po prostu dresy.

**

Przygotowania szły pełną parą, no mniej więcej. Prawie zjadłem wszystkie chipsy, dlatego, że Harry nie pojawiał się. Wydzwaniałem do niego przez godzinę, a ten nie odbierał, więc co innego mogłem zrobić niż podjadanie naszych wspólnych przekąsek? Jednak potem naprawdę rozczarowany, rzuciłem się na łóżko, tonąc głową w poduszce. Czy Harry mnie właśnie wystawił? Eh, akurat kiedy nasze nocowanie wypaliło, on musiał nie przyjść. No super, ciekawe tylko, czy sos serowy zaklei moje serduszko.

- Hej bubu! - ktoś rzucił się na moje plecy, a czując gilgotanie loczkami w okolicach szyi, uśmiechnąłem się do pierzyny. – Myślałeś, że o Tobie zapomniałem? - zapytał, chuchając w moje ucho ciepłym powietrzem – A w życiu! Nie mogłem się doczekać, ale na moje nieszczęście, autobus się naprawdę spóźnił przez tę śnieżycę.

Ach, no tak, mogłem o tym pomyśleć. Harry nie mieszka w centrum, więc miał prawo do spóźnienia. Poza tym, jego rodzice raczej by go nie odwieźli. Nie wiedziałem o nich wiele. Tylko to, że muszą być naprawdę niefajni, skoro loczek nie chcę mnie zaprosić do siebie.

- Haz! - pisnąłem, uderzając w niego poduszką, a następnie sturlałem się z łóżka. Widziałem zaskoczenie na twarzy chłopca, dlatego zachichotałem, uciekając w stronę komody. Przy każdym kroku śmiałem się, a kilka małych jasiek leciało w moją stronę. Zgrabne uniki i perfekcyjna orientacja, tak powinni mnie nazwać. Jednak po kilkunastu chybionych strzałach przez Harrego, w końcu uderzył mnie jedną z nich, na co podskoczyłem.

- Tak chcesz się bawić, hę? - zapytał, obrzucając mnie swoim łobuzerskim spojrzeniem. Nie wiem dlaczego, ale lubiłem to jak na mnie patrzył z tą wyższością, no czasami. Jednak niekiedy przeszkadzała mi jego dominacja.

- Nie, Harry! - pisnąłem, kiedy moje bose stópki oderwały się od ziemi, a chłopak bezproblemowo uniósł mnie w powietrze. Nie lubiłem tego, kiedy mnie brał na ręce, bo ja to wręcz uwielbiałem, ale nie w takim momencie. Teraz toczy się wojna o życie i śmierć, a nie zwykła zabawa o nic.

- Niegrzeczny Lou – uśmiechnął się, rzucając mnie na łóżko, przez co materac lekko się wygiął. Zachichotałem, rzucając w chłopca małą paczką żelków. – Wykorzystujesz moje ulubione żelki jako amunicję? No teraz to nie ma pomiłuj.

Usłyszałem nutkę, a wręcz garść rozbawienia w jego głosie, więc po prostu poddałem się, leżąc kompletnie bezruchu przed nim z lekko podwiniętą od szarpaniny bluzką. Chłopak tknął moje żebro palcem, na co wypuściłem wstrzymywane powietrze. Jednak po chwili podniósł swoje spojrzenie z żebra, na moje oczy, które zdawały się teraz wyglądać ja dwa, małe, niebieskie kręgle.

Chłopak pochylił się lekko nade mną, dając mi soczystego buziaka w czoło. Gdyby to była moja mama, uśmiechnąłbym się, gdyby tata, pewnie z udawaną odrazą odsunąłbym się, ale to był Harry i czułem, że przez chwilę moje ciało straciło czucie.

- Lou? - zapytał mnie, kiedy ja wciąż z zamkniętymi powiekami, czułem jedynie chłód na swoim czole. Otworzyłem oczy i uniosłem dwa palce na swoje czoło, dotykając miejsca, które przed chwilą zostało otulone ustami mojego najlepszego przyjaciela. - Uhm, oglądamy jakiś film?

Zamrugałem kilkakrotnie, potakując.

***

Nie było to moim wyborem abyśmy na początku oglądali Kapitana Amerykę, ale wolałem dostosować się do Harrego. Czułem, że ten źle się czuję z czymś, tylko jeszcze nie wiem z czym. Jakby zwiędł mu humor od tak. Coś tu nie gra, a Sherlock Tomlinson musi to rozwiązać.

- Haz? - zapytałem, kiedy ten powoli muskał swoimi dłońmi moją głowę. Lubiłem to jak ją masował, przyjemne uczucie, nie powiem. - Harry? - szturchnąłem go lekko, na co jego dłoń zjechała na mój bark.

- Co? - burknął, jakby zły, ale nie do końca. Kilka razy się tak przy mnie zachowywał, zazwyczaj zwalając winę na kłótnię w domu, ale przecież teraz miał być nasz czas, prawda? - Przepraszam, nie chcę być zły, znaczy nie jestem, To trudne. - wydął wargę, na co zachichotałem, ciągnąc po niej palcem.

- Żelek na zgodę? - zapytałem, biorąc jednego, długie żelka i podając mu go.

Harry przytaknął z uśmiechem, wsuwając kolorowego żelusia do ust i powoli ćlamiąc.

- Może obiecajmy coś sobie? - zaproponowałem, podnosząc głowę z piersi chłopca.

Harry zainteresowany propozycją, podniósł się lekko, wpatrując się w mój uśmiech.

- Nie obrażajmy się na siebie. - stanowczo powiedziane słowa, wydobyły się z moich ust, tworząc zmarszczkę, na czole Styles'a – No wiesz, bez kłótni, sprzeczek.

Loczek uśmiechnął się, drapiąc tył swojej głowy, a w końcu wyciągając mały paluszek.

- Na mały paluszek? - zapytał, na co ja potaknąłem.

- Na mały paluszek.

---

Ok, tak ogólnie, to mój harmonogram dodawania rozdziałów poszedł się walić :) Harmonogramu nie ma, kiedy napiszę rozdział to po prostu go dodam, koniec kropka :))

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro