Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Harry – 9 lat

Louis – 7 lat

Louis

Może nie było to dobrym pomysłem, abym akurat dzisiaj nakładał krótkie spodenki, podczas gdy pogoda była naprawdę niemrawa. Raz lał deszcz, a zaraz potem słońce dawało się we znaki. Jednak jak teraz o tym myślę, siedząc na ławeczce z lodem w ręce, a wiatr nieprzyjemnie muska moje łydki, wolałbym dłuższe odzienie. Harry, mój przyjaciel, niezbyt przejmował się nadchodzącą burzą, dlatego jego humor był naprawdę dobry, wręcz znakomity.

- Haz? – przysunąłem się do jego boku, jakby chcąc uciec choć milimetr przed burzą. Jeżeli chodzi o ten aspekt, jestem totalnym tchórzem. Nie dziwię się, że muszę mieć własnego przyjacielo – ochroniarza, który będzie mnie bronił przed matką naturą. - Harry! - szturchnąłem jego rękę, co było niezbyt dobrym pomysłem, zważywszy na to, że właśnie przejechał swoim lodem, po nowej koszulce. - Oops? - zaśmiałem się, widząc jego grymas, jednak od razu spuściłem głowę.

Loczek nie był typowym pedantem, choć naprawdę polubił tę bluzkę, więc było mi przykro. Nie zrobiłem tego specjalnie. Przysięgam!

- Co jest LouLou? - chłopiec zapytał, jednak mogłem dostrzec w jego oczach, że naprawdę mu było przykro z powodu tej koszulki. Och, to tylko lody! Co mam zrobić? Zlizać to?

Poprawiłem się na siedzeniu, kiedy moje nogi swobodnie wisiały w powietrzu. Z czasem naprawdę denerwował mnie fakt bycia tak małym. Przecież ja nawet nie mogłem dosięgnąć do ziemi siedząc na zwykłej ławeczce!

- Uhm, chodźmy do domu, nie lubię burzy.

Moja odpowiedź raczej nie zdziwiła loczka, tylko uruchomiła w nim ten głupi matczyny instynkt. Nie rozumiałem, dlaczego od zawsze traktował mnie jako tego młodszego, znaczy byłem nim, ale, och to trudne do wyjaśnienia. Najbardziej drażniło mnie to, jak próbował być moim ojcem, dając mi przestrogi i zakazy, ale czasami też było naprawdę fajnie, bo mogłem go uważać za starszego brata, którego nigdy zresztą nie miałem.

- Aw, nasz LouLou się boi? - Harry zadrwił ze mnie, a ja fuknąłem rozkapryszony. Nie lubiłem jak to robił, zawsze uważając mnie za tego bardziej bojaźliwego, co nie było całkowitą prawdą. Po prostu burze mnie przerażały, starszaki też, nienawidziłem osób palących, a na dodatek brzydziłem się pijakami. Cóż, może byłem lękliwym chłopcem, ale on też bez winy nie był. Często dokuczał mi w ten sposób, mówiąc, że pod moim domem stoją jakieś nastolatki i malują graffiti, co oczywiście było jego żartem. Lepiej zatrzymajmy tę karuzelę śmiechu, zanim się posikam od jego inteligentnych psikusów.

- Nie boję się, po prostu jest zimno. - ding, ding, ding, nagroda za najlepsze kłamstwo 7 – latka ląduję, och, cóż za niespodzianka, właśnie do mnie! Nie oszukujmy się, moje kłamstwa były po prostu zbyt zakłamane i brudne, aby ktokolwiek w nie uwierzył. Powinienem był iść na jakiś kurs razem z matką, która nie umie kłamać, co do wyboru sukienki swojej koleżanki. Jeżeli powie Ci, że wyglądasz w niej świetnie, wiedź, że łże.

- Jasne, jasne – chłopiec posłał mi swój łobuzerski uśmiech, a ja w końcu poddałem się, schodząc ławeczki i idąc w stronę domu. – Hej, hej! - loczek zawołał za mną, a ja niechętnie się odwróciłem, widząc jego zbulwersowany wyraz twarzy. Wyglądał całkiem uroczo z tą zmarszczką nad brwią i gniewnym wyrazem twarzy. Uroczo. Uroczy może być kotek, ale na pewno nie mój Harry. On był po prostu fajny. - Nie zapomniałeś o czymś?

Powoli kiwnąłem głową, wystawiając rączkę w jego stronę. Loczek złapał za nią, prawie zgniatając moje paluszki, co nie było ani trochę przyjemne. Jednak widząc moją minę, rozluźnił dłoń i pozwolił małemu uśmieszkowi wpłynąć na moją twarz. Też warto dodać, że od roku, odkąd się znamy, Harry lubi mnie „pilnować". Zajmuję się mną, często pomaga w odrabianiu lekcji, przeprowadza przez ulicę, czy nie czasami odprowadza do sali lekcyjnej. Naprawdę go lubię i poniekąd byłbym zły, jakby przestał być takim troskliwym „braciszkiem".

***

Mój dom nie był zbyt wielki, no prawie. Miał dosyć sporą działkę, a wnętrze było całkiem przytulne. Nie za duże, nie za małe. Wszystko miało swoją duszę, nawet te stare kartony po pizzy, ciągle leżące pod kanapą i wzrok taty, omijający je szerokim łukiem.

Pierwszy piorun walnął, kiedy akurat przekroczyliśmy próg domu. Lekko podskoczyłem słysząc go, a Harry zacisnął rączkę wokół mojej, co dało mi trochę otuchy.

- Hej tato! - krzyknąłem od progu, widząc swojego ojca, który zaaferowany jakimiś dokumentami, ślęczał przy stołku barowym.

Po usłyszeniu mojego dosyć piskliwego głosu, odwrócił się uśmiechając się do nas przyjaźnie. Pociągnąłem Hazzę za rękę i przystanąłem przy lodówce, gdzie była ściana, a na niej miarka. Harry stanął pierwszy, a mój tata zaklaskał mu.

- Świetnie Haz, urosłeś nieco. - loczek wyszczerzył się w stronę mojego taty, który z flamastrem wstał ze stołka, a następnie przystanął przed nim. Zakreślił linię, gdzie kończyła się głowa chłopca – Aż kilka centymetrów. - zaśmiał się, na co obaj zawtórowaliśmy – Duży z Ciebie dzieciak.

- Dziękuję Phil, znaczy Panie Tomlinson – chłopak speszył się, chowając się za mną, co było odrobinę komiczne zważywszy na to, że byłem o wiele niższy.

Jednak mój ojciec zaśmiał się, mówiąc, że Harry ma prawo mówiąc do niego jedynie „Phil", aby przez per Pan nie czuł się staro. Co jak co, ale mój tata był naprawdę młody, tak myślę. Wyglądał jak model pasty do zębów, przez to, że jego zgryz był wręcz perfekcyjny. W przyszłości też chcę taki mieć! Więc mój tata miał 27 lat, był młody i pełen werwy, a najbardziej cierpliwości, aby brać mnie i Harrego na barana.

- Dobra, a teraz nasza księżniczka chcę się zmierzyć? - tata dziobną mnie palcem w żebro, na co zachichotałem. Harry pchnął mnie lekko w stronę ściany, a już po chwili całkowicie do niej przylgnąłem z uśmiechem na ustach. Wiem, że urosłem. Czułem to w kościach, wydawałem się wyższy niż wcześniej. – Och, kochanie, uhm, urosłeś, znaczy trochę – tata spojrzał na Harrego z wyraźnym zmartwieniem, a loczek przytaknął. Czy oni spiskują przeciwko mnie? Po chwili chłopiec chwycił mazaczek z dłoni mojego ojca i zaznaczył nim mój wzrost.

- Wow, Lou, niedługo mi dorównasz! - pisnął podekscytowany, a kiedy ja odwróciłem się, patrząc na swoją wysokość oniemiałem. Byłem już tak blisko Harrego. Niedługo może będę wyższy. Jednak coś mi tu śmierdziało. Czemu ojciec popatrzył na Harrego, jakby szukając ratunku.

- Daj mi ten flamaster. - wyciągnąłem mazak z dłoni loczka, po raz kolejny stając pod ścianą. Jedną ręką zmierzyłem, gdzie dosięga moja głowa, a drugą zrobiłem kreskę nad nią. Wolałem ufać sobie niż im, a tym razem miałem rację. Wcale nie urosłem, ja nawet zmalałem. To potworne. Minęło już tyle czasu, a ja wciąż tkwię jako najmniejszy chłopiec w szkole. – Jesteście podli!

Moje oczy były zalane łzami, kiedy wybiegłem z kuchni, pędząc prosto do swojego pokoju. Nienawidziłem, kiedy ludzie kłamali, chociaż sam często to robiłem. Nienawidziłem, kiedy wprowadzali mnie w błąd, choć teraz czułem się beznadziejny. Dlaczego Harry jest ode mnie wyższy? Czemu nie mógłbym choć troszkę urosnąć, aby nie być tym najmniejszym w klasie. To wcale nie było fajne, patrząc na rutynowe czynności, których nie mogłem wykonać. Nawet zwykłe sięgnięcie na półkę sprawiało mi problem. Nie zauważyłem, kiedy moja poduszka była całkowicie mokra od łez, a ciało trzęsło się od dziecięcej histerii. Jednak po chwili trochę się uspokoiłem, czując jak czyjaś dłoń masuję moje plecy.

- Lou? Odwrócić się do mnie, bubu. – zaśmiałem się cicho przez wyrażenie „bubu", ale szybko się opanowałem. Mam być smutny, a nie wesoły! - No dobrze, każesz mi podjąć radykalne kroki, hę? - poczułem, że te słowa nie wróżą nic dobrego, kiedy Harry powoli podwinął moją koszulkę, a oddech w moich płucach zamarł. Chłopak powoli dotknął boków mojego brzuszka i poruszył palcami tak, że cały się zatrząsłem ... ze śmiechu. W pewnym momencie, kiedy Harry siadł na mnie okrakiem, gilgocząc moje boki, miałem ochotę się posikać, ale wolałem mu tego nie mówić.

- H-harreh! - krzyknąłem wysokim głosem, wijąc się na boki – Haz! Dobra, już!

Kędzierzawy zszedł ze mnie, a ja z wielkim uśmiechem przytuliłem się do niego.

- Przepraszam, że Cię okłamałem.

Przytaknąłem, wtulając twarz w bark Harrego, co było odrobinę niewygodne, ale z powodu szalejącej burzy na dworze, chciałem czuć dotyk.

- Dlaczego nie rosnę? - zapytałem zawiedziony sytuacją, ale od razu tego pożałowałem, kiedy Harry zaczął wygłaszać swój wielki wykład, że a to jestem za młody, że to wszystko się z czasem zmieni, że on zna syna babci psa sąsiada, który był zawsze niski, a teraz jest wysokim koszykarzem. Cóż, same bzdety, ale to nie nimi mnie uspokoił, tylko tym, że po prostu przy mnie był, bawiąc się moimi włosami i słuchając moich narzekań. – Dziękuję Haz, ale obiecaj mi coś.

Chłopak spojrzał na dół, aby dostrzec moją twarz. Tak, mój wzrost to czysta udręka.

- Tak?

- Nigdy więcej mnie nie okłamuj.

Chłopak uśmiechnął się zadziornie.

- Nigdy więcej.

- Na mały paluszek?

Wystawiłem swój paluszek, który on od razu objął swoim.

- Na najmniejszy.

---

Pisząc to miałam taki smutek, bo chyba jako jedyna, kiedy byłam dzieckiem, nie miałam takiej miarki :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro