Pierwsze Spotkanie: Min Yoongi
Szkoła w Daegu jak co roku organizowała szkolny festiwal sportowy. Każdy z uczniów musiał zapisać się na jakieś wydarzenie sportowe, a ty, wiedząc, że jesteś chodzącą sportową porażką, musiałaś podjąć niezwykle trudny wybór — do jakiej sekcji się zapisać, aby przypadkiem się nie wygłupić.
Odrzuciłaś wszystkie sporty drużynowe i te, które miały w swoich zasadach piłki. Nie chciałaś biegać, ani skakać do piasku, czy przez płotki. Po prostu się do tego nie nadawałaś. Jungmi za każdym razem mówiła, że na pewno drzemie w tobie talent, lecz sama nie była w stanie powiedzieć, co dokładnie.
Przyjaciółka od dawna była częścią szkolnej drużyny siatkarskiej, aczkolwiek nie proponowała ci dołączenia, bo wiedziała, że najlepszą ochronę załatwi ci, kiedy usiądziesz na trybunach.
— Magłabyś, chociaż mnie wpisać — mruknęłaś do Kim, która pokiwała w zaprzeczeniu głową. — Przecież nie muszę wchodzić na boisko.
— Pan Choi Seungyun się na to nie zgodzi — odpowiedziała. — Dobrze go znasz. Będzie chciał, byś zaczęła chodzić na treningi.
Przeklęłaś w myślach, ale nie mogłaś się nie zgodzić. Jungmi miała rację. Uśmiechnęłaś się blado do przyjaciółki i spakowałaś rzeczy do szkolnego tornistra. Pozostały trzy dni, aby wpisać się na listę, któregoś z kółek sportowych.
A może szachy? — pomyślałaś, przechodząc obok klasy, w której po lekcjach odbywały się zajęcia tego kółka. Gdy jednak nastepnego dnia chciałaś wpisac swoje imię, okazało się, że już nie ma miejsca.
— Spóźniłaś się — usłyszałaś niemiły głos jednej z dziewczyn, której nie lubiłaś. — Ostatnie miejsce jest przeznaczone dla mnie.
— Przecież ty nawet nie umiesz grać w szachy — odparłaś ze złością.
— Ale nie muszę umieć, by mi zaliczyli.
Szkolna Zołza z wymalowanym na całą twarz uśmiechem znikła na schodach, a ty spuściłaś głowę w dół. Czułaś się jak postać z anime, która straciła całą swoją pewność. Nie pomagał fakt, że wychowawca, pan Kwon Jijong przypomniał, że został ostatni dzień na zapisy.
— Dasz sobie radę! — poczułaś dłoń Jungmi na ramieniu. — Słyszałam, że łucznictwo ma jeszcze kilka miejsc.
— Wyobrażasz sobie mnie z łukiem?
Parsknęłyście śmiechem i zachichotałyście. Przypomniałam sobie scenę, w której Jungmi strzelając do tarczy, trafiła w łączenie i złamała całą tarczę, która runęła z głośnym odgłosem na ziemię.
— Z tego, co pamiętam, to szło ci całkiem nieźle — uśmiechnęła się serdecznie. — To ja jestem antytalencie.
Tak, jak Jungmi powiedziała, po zajęciach poszłaś zapisać się do kółka. Dostałaś informację, że jutro o dziewiątej wszyscy muszą się zgłosić na szkolnym boisku. Twoja konkurencja miała się odbyć jako druga.
Cały wieczór rozmawiałaś z Jungmi, lecz przyjaciółka mówiła, że przecież dasz sobie radę. Najważniejsze, że udało się dostać do drużyny, ponieważ ci, którzy nie mieli tyle szczęścia, mają do końca tygodnia pomagać w zajęciach dodatkowych.
Następnego dnia nie było tragedii. Znaczy, aż takiej wielkiej. Ustrzeliłaś wynik powyżej średniej, co dało ci niewątpliwą satysfakcję. Zwłaszcza że tak naprawdę nigdy nie strzelałaś z łuku na poważnie. Po swojej konkurencji musiałaś zostać na hali. Obiecałaś to Jungmi, która miała rozgrywać swój siatkarski mecz chwilę przed zakończeniem zmagań, jako przedostatnia konkurencja.
Zajęłaś miejsce na trybunach i obserwowałaś przyjaciółkę. Krzesełko obok było wolne, lecz po chwili poczułaś przyjemny zapach i ciepło, a nim się zorientowałaś, rozgrywka się zaczęła.
— Dajesz Jungmi! — krzyknęłaś w ferworze walki. — Jesteś najlepsza!
Nie zdawałaś sobie sprawy, że chłopak, którego wcześniej kojarzyłaś z korytarzy, będzie cię bacznie obserwował.
— To twoja przyjaciółka? — zapytał, a jego głos od razu ci się spodobał. — Ta z dwunastym numerem?
— Tak, Jungmi — odpowiedziałaś radośnie. — Moja przyjaciółka. Jest świetna.
— Ma dobre wsparcie. Dobrze jest grać nie tylko dla siebie.
Uśmiechnęłaś się w odpowiedzi, a potem razem oglądaliście mecz. Kibicowałaś, skakałaś, machałaś. Jungmi cię dostrzegła i uśmiechnęła się szeroko. Dopiero wtedy zrozumiałaś, że to już koniec.
— Dobra gra — powiedziałaś i przytuliłaś przyjaciółkę.
— Miałam dobre wsparcie — odpowiedziała, upijając łyk z butelki. — Czego chciał od ciebie Min?
Nie wiedziałaś, o co jej chodzi. Kiedy wzruszyłaś ramionami, ona tylko się uśmiechnęła, a potem wyrzuciła swoją butelkę do śmieci. Jungmi postanowiła, że pozostaniecie na ostatni dzisiaj występ — drużyny koszykarskiej.
Wtedy właśnie go zobaczyłaś. Wbiegł niczym bohater hollywoodzkiej produkcji. Jego ciemne oczy błyszczały i w pewnej chwili popatrzył się na ciebie, a potem, tak po prostu puścił ci oczko.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro