Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

~trzy lata temu~

-Witamy w Seulu- stewardesa z u śmiechem powitała rodzinę Starków wychodzącą z samolotu.

W skład amerykańskiej familii,przybyłej prosto z Nowego Yorku wchodzili: głowa rodziny,potężny biznesmen architektoniczny Daniel Stark.Jego wierna żona,pani domu Emma Stark z domu Thomas,syn pierworodny już z planami na przyszłość Kevin i najmłodsza piegowata latorośl starków Veronia.

Veronia Stark niewiele odziedziczyła po swoich przodkach.Jedyne co ich z nimi łączyło to nazwisko i wyraziście błękitne oczy po babci pochodzącej z południa Stanów Zjednoczonych.Zastanawiające było skąd ma piegi i blond włosy,nikt z jej rodziny nawet kilka pokoleń wstecz nie miał tych cech.Na dłoni miała pierścionek,wyróżniał on ją spośród innych dłoni w tłumie.Nosiła go na lewej ręce i palcu wskazującym,co było trochę dziwne,bo normalnie nosi się na palcu serdecznym i ręce prawej,Ozdobę też miała po babci był to stary srebrny pierścionek z naturalnego turkusu wykonany przez Indian Navajo.

Zamiarem Daniela w stolicy Korei było wybudowanie kilku wieżowców i apartamentowców mieszkalnych,a w bardziej ambitnych planach znajdowało się nowoczesne centrum handlowe.

~teraz,wtorek,18 maja 2012,garaż Taehyung'a~

-Ver,ja wiem,że moje łóżko jest bardzo wygodne,ale nie możesz na nim leżeć wiecznie-Tae próbował poderwać ją z łóżka.

-Chcesz się założyć?-dobiegł go zirytowany głos dziewczyny,przytłumiony poduszką-w ogóle dlaczego śpisz w garażu?

-Tylko ty grasz na tyle dobrze na tym pianinku-komplementował ją Andrew,jednocześnie sięgając po butelkę z wodą z wiadomym zamiarem.

-To naucz się grać i problem będzie rozwiązany.

-Dobrze,skoro tak...-zimna woda została wylana z butelki.

-Posrało cię?!-wrzasnęli jednocześnie mieszkaniec garażu z poszkodowaną,ale byli wkurzeni z dwóch różnych powodów.

-Jestem cała mokra!

-Mam teraz zalane łóżko palancie!      

***

"Po iluś godzinach w tym zasranym garażu i z takimi idiotami mam prawo mieć dość"-myślała Veronia ubierając w łazience jeansy i koszulę należące do Taehyung'a.Rękawy były trochę przydługie,a spodnie za luźne,ale jakoś się udało.Na szczęście buty i skarpetki pozostały suche.Na jej niekorzyść Tae mieszkał tylko z ojcem i jak to faceci nie pomyśleli,że suszarka czasem się przydaje.Z tego powodu mokre ciuchy musiała po prostu włożyć do plecaka.

"Dzięki Andre" w tym momencie pragnęła zetrzeć temu zasranemu Rosjaninowi ten przygłupi uśmieszek z twarzy,a okulary poważnie potłuc.Nawet tutaj słyszała krzyki Tae,co było dosyć dziwne,ponieważ nie miał tak donośnego głosu ani nigdy nie był taki zdenerwowany,no chyba,że o czymś zapomniała.Postanowiła zejść na dół,żeby tam się nie pozabijali.

***

-Już jestem.

-To sup...Wziełaś moją ulubioną koszulę!-oburzył się Tae.

-To jest jakaś koszula,która nie jest twoją ulubioną?

-Nie-wykrzywił usta w grymasie.

-Tak myślałam,spokojnie jutro ci oddam...Ty moja herbatko-poklepała go po policzku niczym małe dziecko-podziękuj Andre,a nie wkurzasz się na mnie.

-Patronka niewinnych się znalazła-mruknął z konta Namjoon.

-Ty...Ty Andre!-Tae odwrócił się od Ver i wskazał oskarżycielsko palcem na Rosjanina-to wszystko twoja wina!Jeśli nie wiesz jak budzić dziewczyny to tego nie rób!

-Spokojnie bo ci pikawa stanie.

-Ty rusku zasrany...

-Wiecie co chłopcy-wpadła mu w słowo Veronia-chętnie bym z wami posiedziała,ale muszę niestety lecieć,bo niedługo mam autobus.Poradzicie tu sobie beze mnie prawda?

-A co z próbą?!

-Pa pa!-wyszła szybko z garażu i popędziła ciemnym chodnikiem oświetlonym tylko przez dwie przygasające lampy.

***

W podziemnym przejściu prowadzącym do metra można było spotkać wielu niebezpiecznych ludzi,jednak Ver wiedziała kogo szukać.

-Co tam księciu w dresie?Masz?-zagadnęła jednego mężczyznę ze sportową torbą na ramieniu i bejsbolówką naciągniętą na łysą głowę.

-Mam moja cudowna różowo włosa księżniczko-zaczął się do niej przystawiać.

-Po pierwsze nie twoja ćpunie.Masz tu sześć zielonych-wcisnęła mu zielone banknoty w rękę i wzięła paczuszki,które zaraz schowała do plecaka.

-Ćpunie?I kto to mówi?

-Ja to mówię,żegnam-odwróciła się od niego i ruszyła w kierunku schodów,którymi przyszła.

-A po drugie?! Co po drugie?!

-Po drugie to spierdalaj.

-Jeszcze zobaczysz! Będziesz moja!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro