Rozdział 1
~trzy lata temu~
-Witamy w Seulu- stewardesa z u śmiechem powitała rodzinę Starków wychodzącą z samolotu.
W skład amerykańskiej familii,przybyłej prosto z Nowego Yorku wchodzili: głowa rodziny,potężny biznesmen architektoniczny Daniel Stark.Jego wierna żona,pani domu Emma Stark z domu Thomas,syn pierworodny już z planami na przyszłość Kevin i najmłodsza piegowata latorośl starków Veronia.
Veronia Stark niewiele odziedziczyła po swoich przodkach.Jedyne co ich z nimi łączyło to nazwisko i wyraziście błękitne oczy po babci pochodzącej z południa Stanów Zjednoczonych.Zastanawiające było skąd ma piegi i blond włosy,nikt z jej rodziny nawet kilka pokoleń wstecz nie miał tych cech.Na dłoni miała pierścionek,wyróżniał on ją spośród innych dłoni w tłumie.Nosiła go na lewej ręce i palcu wskazującym,co było trochę dziwne,bo normalnie nosi się na palcu serdecznym i ręce prawej,Ozdobę też miała po babci był to stary srebrny pierścionek z naturalnego turkusu wykonany przez Indian Navajo.
Zamiarem Daniela w stolicy Korei było wybudowanie kilku wieżowców i apartamentowców mieszkalnych,a w bardziej ambitnych planach znajdowało się nowoczesne centrum handlowe.
~teraz,wtorek,18 maja 2012,garaż Taehyung'a~
-Ver,ja wiem,że moje łóżko jest bardzo wygodne,ale nie możesz na nim leżeć wiecznie-Tae próbował poderwać ją z łóżka.
-Chcesz się założyć?-dobiegł go zirytowany głos dziewczyny,przytłumiony poduszką-w ogóle dlaczego śpisz w garażu?
-Tylko ty grasz na tyle dobrze na tym pianinku-komplementował ją Andrew,jednocześnie sięgając po butelkę z wodą z wiadomym zamiarem.
-To naucz się grać i problem będzie rozwiązany.
-Dobrze,skoro tak...-zimna woda została wylana z butelki.
-Posrało cię?!-wrzasnęli jednocześnie mieszkaniec garażu z poszkodowaną,ale byli wkurzeni z dwóch różnych powodów.
-Jestem cała mokra!
-Mam teraz zalane łóżko palancie!
***
"Po iluś godzinach w tym zasranym garażu i z takimi idiotami mam prawo mieć dość"-myślała Veronia ubierając w łazience jeansy i koszulę należące do Taehyung'a.Rękawy były trochę przydługie,a spodnie za luźne,ale jakoś się udało.Na szczęście buty i skarpetki pozostały suche.Na jej niekorzyść Tae mieszkał tylko z ojcem i jak to faceci nie pomyśleli,że suszarka czasem się przydaje.Z tego powodu mokre ciuchy musiała po prostu włożyć do plecaka.
"Dzięki Andre" w tym momencie pragnęła zetrzeć temu zasranemu Rosjaninowi ten przygłupi uśmieszek z twarzy,a okulary poważnie potłuc.Nawet tutaj słyszała krzyki Tae,co było dosyć dziwne,ponieważ nie miał tak donośnego głosu ani nigdy nie był taki zdenerwowany,no chyba,że o czymś zapomniała.Postanowiła zejść na dół,żeby tam się nie pozabijali.
***
-Już jestem.
-To sup...Wziełaś moją ulubioną koszulę!-oburzył się Tae.
-To jest jakaś koszula,która nie jest twoją ulubioną?
-Nie-wykrzywił usta w grymasie.
-Tak myślałam,spokojnie jutro ci oddam...Ty moja herbatko-poklepała go po policzku niczym małe dziecko-podziękuj Andre,a nie wkurzasz się na mnie.
-Patronka niewinnych się znalazła-mruknął z konta Namjoon.
-Ty...Ty Andre!-Tae odwrócił się od Ver i wskazał oskarżycielsko palcem na Rosjanina-to wszystko twoja wina!Jeśli nie wiesz jak budzić dziewczyny to tego nie rób!
-Spokojnie bo ci pikawa stanie.
-Ty rusku zasrany...
-Wiecie co chłopcy-wpadła mu w słowo Veronia-chętnie bym z wami posiedziała,ale muszę niestety lecieć,bo niedługo mam autobus.Poradzicie tu sobie beze mnie prawda?
-A co z próbą?!
-Pa pa!-wyszła szybko z garażu i popędziła ciemnym chodnikiem oświetlonym tylko przez dwie przygasające lampy.
***
W podziemnym przejściu prowadzącym do metra można było spotkać wielu niebezpiecznych ludzi,jednak Ver wiedziała kogo szukać.
-Co tam księciu w dresie?Masz?-zagadnęła jednego mężczyznę ze sportową torbą na ramieniu i bejsbolówką naciągniętą na łysą głowę.
-Mam moja cudowna różowo włosa księżniczko-zaczął się do niej przystawiać.
-Po pierwsze nie twoja ćpunie.Masz tu sześć zielonych-wcisnęła mu zielone banknoty w rękę i wzięła paczuszki,które zaraz schowała do plecaka.
-Ćpunie?I kto to mówi?
-Ja to mówię,żegnam-odwróciła się od niego i ruszyła w kierunku schodów,którymi przyszła.
-A po drugie?! Co po drugie?!
-Po drugie to spierdalaj.
-Jeszcze zobaczysz! Będziesz moja!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro